W Dubaju nikt nie jest u siebie. Wywiad z Jackiem Pałkiewiczem

LubimyCzytać LubimyCzytać
21.10.2016

W książce „Dubaj. Prawdziwe oblicze” Jacek Pałkiewicz obala powszechne mity o stolicy luksusu. Z autorem rozmawia Iwona Bogucka.

W Dubaju nikt nie jest u siebie. Wywiad z Jackiem Pałkiewiczem

Iwona Bogucka: Łamie Pan tabu i odsłania najmroczniejsze oblicza świątyni luksusu, pokazując to, czego turyści nigdy nie zobaczą.

Jacek Pałkiewicz: Dubaj wywołuje zdumienie świata, rozbudza wyobraźnię i oszałamia przepychem każdego turystę. Ale już po krótkim w nim pobycie można dostrzec, że pełen ekscesów czy ostentacyjnego zbytku emirat ma wymiar tandetnej groteski. Pod wieloma względami niepokoi i dezorientuje tempem rozwoju. Dla jednych to miejsce wakacji w stylu Baśni z tysiąca i jednej nocy, dla innych gigantyczny plac budowy, miasto bez serca, z przemijającą niczym w hotelu atmosferą. Bez domowników, którzy by je kochali jak coś swojego i niezastąpionego. Zdominowane przez histeryczną pogoń za nieokiełznanym luksusem i progresywnością miasto jawi się przybyszowi z Europy jako wyobcowane i bez charakteru. Przekształciło się w futurystyczny koszmar, całkowicie zdominowany przez „Księgę rekordów Guinnessa”, nieoficjalną konstytucję emiratu. Bo tutaj wszystko musi być większe i ładniejsze niż gdzie indziej na świecie. Wielu zachwyca się wszechobecnym tu przepychem, docenia kreatywny hiperaktywizm i histeryczny pościg za awangardowością. Miasto, którego motto mówi wszystko: „zaskoczyć, oszołomić i oczarować”. I to na niemal każdym kroku. Wśród gąszczu ekscesów i ostentacyjnego zbytku brakuje jednak czegoś, co w starej Europie jest być może mało przejrzyste, ale istotne dla jakości życia. W Gdańsku, Mediolanie, czy Wiedniu każdy czuje się jak w swoim domu. A w Dubaju na pewno nie.

Co Pana w Dubaju najbardziej zszokowało?

W miejscowej gazecie przeczytałem historię, która wydarzyła się nie w średniowieczu, ale w naszych czasach, dokładnie w 1995 roku. Na plaży w Dubaju zaczęła tonąć dwudziestoletnia dziewczyna. Na pomoc tonącej rzuciło się kilka osób, lecz ojciec dziewczyny je powstrzymał. Doszło do przepychanek. Rodzic tłumaczył, że dotknięcie córki przez obcego mężczyznę mogłoby ją zhańbić. Wolał, żeby jego córka zmarła, niżby dotknął jej obcy mężczyzna — relacjonowała policja. Ratownicy nie zdołali jej ocalić i dziewczyna utonęła. To tragiczna historia będąca dowodem na ślepe przywiązanie do tradycji. Z drugiej strony zdarzają się też odstępstwa od tradycji. Na przykład zapomniano już w emiracie o gościnności nomadów, o zapachu kadzideł, muzyce Beduinów, tradycyjnej kulturze i narodowych potrawach. Dziś dominuje tu kultura azjatycka. Zdecydowaną większość wszystkich imigrantów stanowią mężczyźni. Kobiet jest trzy razy mniej i należą one do słabszej części społeczeństwa, a to stwarza niemało kłopotów. Jednak największy problem demograficzny wypływa stąd, że na dziesięciu mieszkańców Dubaju dziewięciu to obcokrajowcy. To bomba z opóźnionym zapłonem. W każdej chwili mogą pojawić się nacjonalistyczne, antyimigracyjne ruchy albo też cudzoziemcy w jak najbardziej naturalny sposób narzucą swoje reguły gry.

To tak, jakby być gościem w swoim domu.

To wielki problem miejscowego społeczeństwa. Nie wszyscy w tych nowych warunkach znajdują własne miejsce w otaczającym świecie. Wszystko tu jest zamerykanizowane, zalewa ich obca obyczajowość, przytłacza globalizacja. Zachowania zachodnich przybyszy, ich odmienna mentalność i sposób myślenia są nieraz trudne do zaakceptowania społeczeństwa plemiennego, dla którego jeszcze dzisiaj nadal najważniejsze są relacje rodowe i pozycje rodów w hierarchii. System wartości związany z przeszłością Beduinów był kluczowym elementem w budowie tożsamości narodowej. Nic dziwnego, że narosły dualizm miedzy przeszłością i nowoczesnością, między wartościami tradycyjnymi i globalizacją kulturową ujawnia w społeczeństwie emirackim konflikty psychologiczno-społeczne w relacji z ludnością napływową. Jej integracja jest mało zauważalna i w konsekwencji prowadzi do tworzenia wspólnot w ramach innej społeczności. Lokalsi zwykle żyją w swoich dzielnicach, a nierówności społeczne stworzyły szlabany wewnątrz ludności napływowej. Ze względu na kolosalne różnice płac Azjaci żywią nienawiść do Europejczyków, Hindusi tradycyjnie są nieufni względem Pakistańczyków, muzułmanie z Afryki nie przepadają za wyznawcami tej samej religii z Azji, Afgańczycy gardzą Banglijczykami, Libańczycy nie tolerują Palestyńczyków, a będący na szczycie piramidy Emiratczycy są podejrzliwi wobec wszystkich pozostałych. Układy społeczne opierają się na nieufności, konkurencji i nierówności, dlatego w tym kastowym społeczeństwie imigranci utrzymują zwykle kontakty głównie ze swoimi rodakami.

Co jest największym piętnem metropolii przepychu i bogactwa?

Z pewnością temat taniej siły roboczej. Kilkusettysięczna armia Azjatów w ciągu jednego pokolenia zbudowała w niemalże niewolniczych warunkach sięgający nieba pustynny Manhattan. Przyjechali tu zwiedzeni dobrymi zarobkami i możliwością zapewnienia godnego życia swoim rodzinom, a zastali koszmar. Rekrutujący agenci zapewniali, że w Dubaju można zarobić 500 dolarów miesięcznie, że czeka tam komfortowe zakwaterowanie i obfite jedzenie. Oferta brzmiała egzotycznie i kusząco, należało tylko wykupić wizę pracowniczą za 3000 dolarów. Każdy liczył, że z łatwością spłaci dług w ciągu sześciu miesięcy. To był istny los wygrany na loterii, drzwi do lepszego życia. Sprzedawali ziemię swojej rodziny i zapożyczali się u sąsiadów, aby dotrzeć do tej ziemi obiecanej. Każdy z nich z rozgoryczeniem mówi, że został oszukany. Średnia zarobków za uciążliwą, kilkunastogodzinną katorżniczą pracę w doskwierającym upale, to 200 dolarów. Baśniowe warunki bytowe boskiej kasty etnicznych Dubajczyów, wnuków niepiśmiennych Beduinów, szokująco kontrastują ze skrajnym ubóstwem urągających ludzkiej godności labour camp, imigranckich gettów na obrzeżu miasta. Hindusi, których jest najwięcej, Pakistańczycy, Banglijczycy, Nepalczycy, nie mają wyboru, ani nic do stracenia, bo w ich wsiach ludzie żyją na granicy przetrwania. Ostatnio zaczęły wybuchać strajki, ale policja używa armatek wodnych, a przywódców protestu aresztuje. Robotnicy nie mogą się żalić, żyją w ciągłym strachu przed utratą pracy, aresztowaniem i wydaleniem z kraju.

Odważnie traktuje Pan tematy dotyczące swobód obywatelskich.

Dubaj to jedna z ostatnich monarchii absolutnych, w której nie ma parlamentu, opozycji, wolnych mediów, związków zawodowych, a granice swobody wypowiedzi określa władca. Miejscowe sądy słyną z procesów skazujących na więzienie tylko i wyłącznie za to, że ktoś upomniał się o prawo do wolnych wyborów, lub żądał wolności słowa. Szejkowie Zjednoczonych Emiratów Arabskich nie są zbyt wyczuleni na punkcie poprawności politycznej. Kilka lat temu Unia Europejska wystąpiła z apelem do ZEA o zaprzestanie tortur, poszanowanie wolności i państwa prawa. Bezskutecznie, bo petrodolary zapewniają tutejszym rządzącym pobłażliwość. Liderzy polityczni nie odważyli się na złożenie interesów ekonomicznych na ołtarzu walki o wartości najwyższe. Jako dziennikarz zawsze pokazuję świat takim, jaki jest, a nie takim, jaki go kreują. Ta książka ściągnęła na mnie zaoczny wyrok kilkuletniego więzienia. Mimo wszystko, to nie to co wyrok śmierci, który od dekady ciąży już nade mną z rąk radykalnych ugrupowań Al Kaidy za głośny sprzeciw wobec islamskiej inwazji na Europę, która straciła całkowicie rozsądek, poddając się hipokryzji biurokratów brukselskich. Naiwnie rozumiana „religijna” poprawność, gwarantująca a priori prawa uniwersalne, kulturę tolerancji, zmusza nas do rezygnacji z wartości historycznych, począwszy od swoich chrześcijańskich korzeni.

Czy zatem warto jest pojechać do Dubaju?

Naturalnie, że tak. To niebagatelne doświadczenie. Jeśli ktoś przeczyta przed wyjazdem te książkę, wyniesie z podróży więcej korzyści. Chociaż słyszałem i takie głosy, jak mojej znajomej - Izy Owczarek, która mówiła, że nawet śniła o Dubaju, ale książka zniszczyła to marzenie i zrodziła bunt, nabrała przekonania, że emirat nigdy nie stanie się miejscem jej wakacyjnego relaksu.

Proszę na koniec powiedzieć o Pana najbliższych planach.

Skusiła mnie epopeja legendarnego Jedwabnego Szlaku, który już kiedyś poznałem. Teraz na nowo roziskrzył moją fascynację. To będzie duże przedsięwzięcie, dwa miesiące na trasie z Xi’an do Warszawy. Proponuję obejrzeć stronę www.silkroad-207.com. Co do planów najbliższych, to 29 października będę cały dzień obecny na Targach Książki w Krakowie. Zapraszam. 


komentarze [4]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Stefi  - awatar
Stefi 24.10.2016 10:03
Czytelnik

Kiedyś na wycieczce od jednego Pana współtowarzysza podróży usłyszałam, że jego żona nie jeździ na wycieczki, dlatego że wszystkie te piękne miejsca, którymi turyści się zachwycają powstały na krwi i cierpieniu tysięcy ludzi. Niezależnie od miejsca. To akurat był Petersburg i chyba miała rację.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
bookowina  - awatar
bookowina 21.10.2016 14:44
Czytelniczka

Jakoś mnie tam nie ciągnie i chyba żadna książka mnie nie przekona do takiej podróży.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
mim_m  - awatar
mim_m 21.10.2016 12:54
Czytelnik

Ten wywiad nasunął mi skojarzenie ze starożytnym (a wówczas całkowicie "nowożytnym") Rzymem - jego ogrom, nowoczesność, wielokulturowość i szalony rozwój musiały równie zdumiewać i przerażać podróżnych, którzy go odwiedzali. Też pewnie łapali się za głowę (Sodomia i Gomoria, panie!), ale jednocześnie zafascynowani nie mogli się oprzeć jego niezwykłości.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 20.10.2016 12:33
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post