Z punktu widzenia dziecka siedzącego pod stołem
Olga Tokarczuk wróciła do nas z „Wielkiej podróży przez siedem granic, pięć języków i trzy duże religie”. Po sześciu latach przywiozła Księgi Jakubowe i o przygodzie tej opowiadała w Warszawie w poniedziałek 27 października w Domu Artysty Plastyka przy Mazowieckiej. Pisarka długo kazała czekać czytelnikom na swoje kolejne dzieło, ale w zamian dostaliśmy do rąk niezwykłą powieść o duchowości. Tokarczuk zapewnia nas, że inspiracją dla niej były tylko prawdziwe wydarzenia. Przyznała, że często dziwiła się faktom i musiała szukać potwierdzeń w kronikach, bo to, co jest najbardziej „zwariowane” w tej książce, jest właśnie rzeczywiste. „Księgi Jakubowe” są historyczne i współczesne jednocześnie.
Polska późnego baroku, barwna, wielokulturowa, kraj pogranicza, gdzie współistnieją obok siebie trzy wielkie religie: chrześcijaństwo, judaizm i islam. Na Podolu pojawia się samozwańczy mesjasz - Jakub Lejbowicz Frank, który w swojej doktrynie chce połączyć monoteistyczne religie. Frank wywodzi się z sabataizmu - mesjańskiego ruchu wyrastającego z tradycji kabalistycznej. Heretyk, prorok, mistyk czy może charyzmatyczny reformator? Na ponad 900 stronach poznamy historię frankistów - grupy, w której z biegiem czasu reformatorski koncept religijny przemienił się w projekt społeczny.
Frank już w XVIII w. nauczał czym są religie, posługując się przypowieścią o butach. Otóż każda religia, mawiał, jest jak para butów. Na deszcz potrzebne są kalosze, na wędrówkę w upalnym słońcu sandały. Zakładamy to, czego potrzebujemy, a nasze potrzeby zmieniają się i nie ma w tym nic nienaturalnego. To niezwykle reformatorskie i intelektualne podejście do duchowości. Autorka podsumowując swoją "Księgę" pyta, czy dziś, w społeczeństwie właściwie postreligijnym, możliwe są takie zmiany, rozwój i przełomy?
Nie chciałam dać się zwieść pozorom opowiadania dużymi literami mówi Olga Tokarczuk. Świat, który opisała jest inny od naszego materialnie, ale autorka założyła, że postacie są psychologicznie podobne do nas, przeżywają te same emocje: zazdrość, rywalizację, złość.
Aby ten świat opisać w sposób nieskażony dystansem czasu, autorka przyjęła „punkt widzenia dziecka siedzącego pod stołem”. Tak Olga Tokarczuk sama definiuje swój warsztat podczas pracy nad tym monumentalnym dziełem. Jakich cudów to „dziecko” było świadkiem, co zobaczyło i co nam przywiozło z tej podróży - przekonajcie się sami.
Relację napisała Zofia Karaszewska
Poniżej trzeci fragment powieści czytany przez autorkę.
komentarze [4]
Dziś pierwszy raz miałam tę książkę w rękach. Weszłam do księgarni i zamierzałam tylko przejrzeć. Tak zatopiłam się w lekturze, że nawet nie zauważyłam, kiedy upłynęło mi przy niej ponad pół godziny.
No i kupiłam:) - inaczej pewnie bym nie wyszła z Matrasa.
Teraz nastawiam się na długą ucztę duchową i mam nadzieję, że się nie zawiodę.
Ja również na to liczę:) Książka jest pięknie wydana, robi wrażenie, prawda?
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postUżytkownik wypowiedzi usunął konto