Nie tyle przewodnik wędrowca, co poradnik dla tropiciela, takiego terenowego Sherlocka Holmesa. Raczej dla zapaleńców, którzy chcą zgłębić tajniki przyrodoznawstwa, bo wiedza zawarta w książce może przytłoczyć początkującego.
Bywa trudna w odbiorze, wydaje się napisana trochę nieporadnie, ale może to być kwestią tłumaczenia.
Sięgnęłam po tę pozycję z wielkim entuzjazmem - ciekawa dla mnie tematyka i możliwość wykorzystania zdobytej wiedzy podczas nadchodzących wakacji - kuszące. Początki wydawały mi się całkiem obiecujące. Autor powoli wprowadzał w temat pieszych wędrówek, a ja czekałam na rozwinięcie tematu - i się nie doczekałam.
Mam wrażenie, że każdy rozdział jest jedynie liźnięciem tematu. W większości informacje zawarte w tej książce, nie były dla mnie żadną nowością. Wystarczy wiedza ze szkoły + logiczne myślenie.
Książka została napisana w dość chaotyczny sposób. Na jednej stronie autor najpierw rozwodzi się, z detalami, nad jedną kwestią, a później kolejną traktuje po macoszemu i załatwia jednym zdaniem. W każdym podrozdziale znajdowała się wskazówka: trzeba obserwować otoczenie i szukać w nim ukrytych wskazówek. Taka uwaga wystarczy raz, nie ma potrzeby pisania tego samego 50 razy.
W książce zawarte są rozdziały o tym jak czerpać wskazówki z roślin, zwierząt, słońca, chmur itp oraz dwa rozdziały o tym jak autor pojechał na Borneo uczyć się odczytywać znaki z przyrody od tamtejszej ludności. Niestety w tych rozdziałach autor pochwalił się czytelnikom swoją wyprawą do Indonezji, ale nie zawarł tam żadnych wskazówek.
Wiele informacji może być przydatnych tylko dla osób wędrujących po Wyspach Brytyjskich - odnoszą się do tamtejszego klimatu i przyrody.
Reasumując zawiodłam się na tej pozycji. Nie sięgnęła bym po nią ponownie.