Kurs pisania #19 - Jak wydać książkę?

Remigiusz Mróz Remigiusz Mróz
14.06.2015

Pytanie klucz, które otwiera…

Kurs pisania #19 - Jak wydać książkę?

Nie, zasadniczo niczego nie otwiera. Efekt ma dokładnie odwrotny. Po wpisaniu frazy w Google’u wyskakuje nam trylion linków do forów, po przestudiowaniu których jesteśmy pewni tylko jednej rzeczy – książki w Polsce wydać się nie da.

Ewentualnie… jeśli mamy wyjątkowe szczęście… może własnym sumptem… pod skrzydłami jakiegoś wydawnictwa, które łaskawie pozwoli zapłacić nam za cały proces wydawniczy (a do tego weźmie jeszcze prowizję, bo przecież jakoś musi zarabiać). Chyba że mamy znajomości. Bo bez znajomości w Polsce ani rusz. Ani roboty, ani książki, ani niczego.

Bzdury.

Przede wszystkim dlatego, że wszystko jest dla ludzi. A poza tym inni debiutują, prawda? Dlaczego my mielibyśmy być gorsi? Chyba że wierzycie w sprawczą moc tego enigmatycznego, kapryśnego, zmiennego, wrednego fenomenu, jakim jest szczęście? Jeśli tak, to grajcie w lotto, bo wydawanie książek wiele wspólnego z nim nie ma.

 

A z czym ma?

Z ciężką robotą i uporem maniaka (przy czym chyba ten drugi element jest ważniejszy). Pewnie, czasem los się do kogoś uśmiechnie i w okamgnieniu przeżywa prawdziwy american dream. Ale to wyjątki potwierdzające regułę.

Regułę, którą możemy skonstruować na podstawie doświadczeń takich sław, jak:

– nasz ulubiony Stephen King, którego pierwsza powieść (Długi marsz) została odrzucona przez wszystkich wydawców. Po ostatecznym fiasku King zabrał się za pisanie nowej książki, zaś poprzednią wydał lata później pod pseudonimem, jako Richard Bachman. A Carrie, jego właściwy debiut? Odrzucona trzydzieści razy, m.in. dlatego, że miała zbyt dużo… negatywnego przesłania, a to rzekomo miało sprawić, że książka się nie sprzeda. Gdyby King wtedy zasugerował się tamtą opinią i uznał, że jednak nie warto, zapewne do tej pory nie zdążyłby sprzedać 350 000 000 książek.

– J. K. Rowling, której Harry Potter i kamień filozoficzny został odrzucony kilkanaście razy. Argumentowano, że powieść jest stanowczo za długa jak na książkę dla dzieci (strach pomyśleć, co byłoby, gdyby Rowling miała wówczas wszystkie tomy gotowe). Nawet po tym, jak wydawca przyjął książkę do druku, poradził autorce, by nie rezygnowała z pracy, bo istnieje mała szansa, że książka się sprzeda. A jednak się sprzedała. Całkiem przyzwoicie, bo do dziś zeszło ok. 450 000 000 egzemplarzy.

– Agatha Christie, która przez cztery lata nie mogła znaleźć wydawcy. Obecnie nakład jej książek liczy się w miliardach (ostatnie dane to między 2 000 000 000 a 4 000 000 000 egzemplarzy).

– Frank Herbert, którego znają wszyscy fani SF. Diuna została odrzucona przez dwudziestu trzech wydawców. Później Herbert sprzedał 20 000 000 egzemplarzy samej pierwszej części i napisał pięć kolejnych tomów. Na tym jednak historia tego uniwersum się nie zakończyła – po śmierci Herberta pałeczkę przejął jego syn, który na podstawie notatek ojca dopisał kilka kolejnych części.

– James Joyce, który nieraz zmagał się z odmowami – wydawcy odrzucili zarówno Dublińczyków, jak i Ulissesa. Dziś o tej drugiej książce pisze się równie często, jak o Biblii. Pierwsza zaś ukazała się pierwotnie w nakładzie 379 egzemplarzy, z których sam Joyce wykupił 120.

– Zane Grey, autor poczytnych westernów, usłyszał, że nie nadaje się na pisarza i powinien przestać pisać. Potem pokazał wydawcy, jak bardzo ten się mylił, sprzedając ca. 250 000 000 książek.

Jest jeszcze kilka pozycji, które nigdy by się nie ukazały, gdyby ich autorzy zrezygnowali po kilkudziesięciu odmowachKsięga dżungli (Rudyard Kipling), Władca much (William Golding), Przeminęło z wiatrem (Margaret Mitchell), Ojciec chrzestny (Mario Puzo), Folwark zwierzęcy (George Orwell). W przypadku tej ostatniej pozycji autor był już rozpoznawalną osobą na rynku wydawniczym, mimo to oficyny nie chciały publikować tego typu książek. Głównie ze względów politycznych, ale jeden z amerykańskich wydawców stwierdził wprost, że nie ma zapotrzebowania rynku na „opowieści o zwierzętach”.

Dodajmy do tego jeszcze Scotta F. Fitzgeralda, który długo starał się zainteresować wydawnictwa Wielkim Gatsbym. Propozycje standardowo odrzucano, ale zdarzyło się też tak, że redaktorzy dodawali od siebie nieco więcej. Jeden z nich uznał, że to absurdalny romans lub melodramat, a w najlepszym przypadku po prostu opis życia elit Nowego Jorku.

Kogo jeszcze dodamy do tego zestawienia? Może Nicholasa Sparksa? Proszę bardzo – pisarz ten otrzymał dwadzieścia parę decyzji odmownych. Ale kiedy już jego debiut przyjęto do druku, od razu dostrzeżono potencjał. Tydzień po podpisaniu umowy wydawca sprzedał prawa do ekranizacji studiu Time Warner za milion dolarów.

Wymieniać możemy dalej: John le Carré (według jednego z wydawców ten facet nie ma żadnej przyszłości), Jack London (który musiał znieść aż sześćset decyzji odmownych), William Faulkner (pewien wydawca zarzekał się, że nigdy nie wyda podobnej książki), Marcel Proust (który otrzymał tyle odmów, że ostatecznie zrezygnował z szukania wydawcy i sam zapłacił za druk), James Patterson, Neil Gaiman…

#####

Sporo?

Może, ale to bynajmniej nie koniec, a właściwie dopiero wierzchołek góry lodowej. Kolejnym wymownym przykładem są Opowieści z Narnii. C. S. Lewis przez kilka lat zmagał się z odmowami i w sumie otrzymał ich około ośmiuset. Miał więc wiele okazji, by zwątpić w to, co robi – i gdyby tak się stało, dziś młode pokolenia nie miałyby okazji poznać nie tylko siedmiotomowej uczty fantasy, ale także filmów, seriali, gier i innych wynalazków powstałych na kanwie książek Lewisa.

Ale zostawmy klasyków literatury i zajmijmy się najbardziej znienawidzonymi pisarzami – tymi współczesnymi pismakami, którym w jakiś niewytłumaczalny sposób udało się sprzedać miliony egzemplarzy swoich powieści na wszystkich rynkach świata. Na pierwszy ogień powinien pójść Kod Leonarda da Vinci. Dziś każdy wydawca – nawet ten, który zarzeka się, że wydaje jedynie literaturę wysoką – brałby taką pozycję w ciemno, bez względu na to, jakie ma walory literackie. Przypadek ten jest o tyle ciekawy, że gdy Dan Brown zgłosił się do wydawcy z Kodem… miał już na koncie trzy powieści. Żadna z nich nie odniosła jednak wielkiego sukcesu i ich nakłady były marginalne – przypuszczam, że Amerykanin nie miał wówczas żadnych szans na to, by jego książki zostały przetłumaczone na polski i wydane u nas. Wydawca w takiej sytuacji był dość sceptyczny, gdy Brown oznajmił, że ma kolejną książkę w zanadrzu. Padła jednak obietnica, że powieść zostanie przeczytana. A kiedy to się stało…

Wydawca uznał, że jest źle napisana i jej nie wyda. Nie wiadomo, na ile był to rzeczywisty argument, a na ile wymówka po klapie poprzednich powieści. Kiedy jednak Brown poszedł z tekstem do innego wydawcy, także wcześniejsze książki zaczęły znikać z półek w zastraszającym tempie.

Ale idźmy dalej. Kojarzcie Janet Evanovich? Pisze głównie o Stephanie Plum, byłej sprzedawczyni bielizny, która po wyrzuceniu z roboty została łowcą nagród. U nas cykl ten nie jest przesadnie chodliwy, ale w Stanach autorka święci wielkie komercyjne triumfy. W 2013 roku zarobiła 33 miliony dolarów, a na spotkania z nią przychodzi zazwyczaj kilka tysięcy osób (a podobno Amerykanie to taki nieczytający naród). Zanim jednak Janet wspięła się na szczyt, przez dziesięć lat (sic!) musiała znosić odmowy wydawców.

O Tomie Clancym i Johnie Grishamie już kiedyś wspominaliśmy, więc weźmy się za Paulo Coelho. Zanim brazylijski pisarz stał się bohaterem internetowych memów, pisał książki. Według niektórych potrafiły one nawet zupełnie zmienić życie szczęśliwca, który miał okazję je przeczytać. Dziś Coelho jest tak popularny, że trudno uwierzyć, by kiedykolwiek musiał zmagać się z trudnościami. A jednak tak właśnie było.

Początkowy nakład Alchemika wynosił 800 egzemplarzy i nic nie zapowiadało sukcesu. Wydawca zresztą dał pisarzowi jasno do zrozumienia, że niewiele może zdziałać – nawet przy większej promocji mało kto sięgnie po nieznanego autora.

Ów nieznany autor uznał więc, że musi pożegnać się z wydawcą. Coelho znalazł nową oficynę i dopiero wtedy Alchemik trafił na odpowiednie tory. Do dziś został przetłumaczony na pięćdziesiąt sześć języków i sprzedał się w nakładzie przekraczającym 65 000 000 egzemplarzy. Pierwszy wydawca musiał długo pluć sobie w brodę.

Kto jeszcze padł ofiarą tego złowrogiego, drapieżnego rynku wydawniczego? Jack Kerouac, Mario Puzo, Sylvia Plath, E.E. Cummings, Mary Higgins Clark, John le Carré, Anne Frank, Joseph Heller, Ursula Le Guin…

I Stephanie Meyer. Wisienka na torcie.

Kto nie słyszał o Zmierzchu, prawdopodobnie żyje w innej (być może piękniejszej) rzeczywistości. Zanim jednak Meyer sprzedała ponad 100 000 000 egzemplarzy, książkę odrzucono kilkanaście razy. Nie chciały jej przyjąć nawet agencje pośrednictwa, mimo że mogły zainkasować za to pieniądze od autorki. Po jakimś czasie Meyer wyznała, że wysyłała beznadziejnie skonstruowane propozycje, ale można przypuszczać, że to nie one były głównym powodem odrzuceń. Szczegółów wprawdzie nigdy nie ujawniła, ale przyznała, że otrzymała kilka naprawdę mocnych, czasem dość niemiłych, odpowiedzi. Wszystko to odbiło się na jej pewności siebie, a w pewnym momencie Meyer chciała po prostu zrezygnować. Nie zrobiła tego, a jakiś czas później podpisała umowę na trzy powieści z jednym z największych wydawnictw na świecie. Po kasowym sukcesie filmów i książek, zapewne wspomina decyzje odmowne z uśmiechem.

#####

Lista się nie kończy, a wnioski z tego płyną dwa:

Jeśli nie chcecie otrzymać odmowy, nie wysyłajcie swoich prac. W każdym innym przypadku któreś wydawnictwo powie Wam stanowcze „nie” – i jeśli będzie uprzejme, doda do tego jeszcze powód.

Szczęście nie ma nic do rzeczy. Wspomniani pisarze nie trafili na jakiś magiczny, jedyny w swoim rodzaju moment – dobijali się do wydawców długimi latami, z uporem maniaka.

A ile odmów ja dostałem, zanim udało mi się wydać Wieżę milczenia w Damidosie, a w Erice Parabellum? Nie wiem, trudno zliczyć. Najczęściej odpowiadała mi cisza, czasem zdawkowa informacja typu kopiuj-wklej. Raz czy dwa zdarzyło się, że redaktora tak poruszyła lektura mojego maszynopisu, że poczuł się w obowiązku sformułować kilka krytycznych uwag (przy czym nie miały walorów edukacyjnych). Innym razem trafiałem na uprzejmych, chętnych do pomocy ludzi, którzy uchylali rąbka tajemnicy i pozwalali przekonać się, na co zwracają uwagę w przysyłanych maszynopisach.

Obie te książki zostały zaakceptowane mniej więcej w tym samym czasie – i tylko od długości procesu wydawniczego zależało, która ukaże się na rynku pierwsza. Szczęście? Może, choć jeśli tak, to chyba trochę spóźnione. Pierwszy tom Parabellum zacząłem rozsyłać na rok przed tym, jak zadzwonił do mnie redaktor naczelny z Eriki i poinformował, że chcą cały cykl. W międzyczasie napisałem kolejne tomy i poprawiłem dwa pierwsze.

Wniosek jest prosty: upór czyni pisarza. Największym atutem wszystkich tych wspomnianych wyżej autorów i autorek nie było genialne pióro czy porywająca fabuła. Oczywiście, te rzeczy determinowały późniejszy sukces – ale na etapie przyjęcia tekstu do redakcji zadecydował tylko i wyłącznie upór maniaka. Bo jak inaczej określić zawzięte, niemal chorobliwe robienie tego samego, przez kilka lat, mimo że nie widać żadnych efektów?

Dlatego uzbroicie się w cierpliwość, ale nigdy nie zapominając o tym, że w końcu Wasza determinacja popłaci. A jeśli będziecie mieć chwile zwątpienia, zawsze możecie sporządzić sobie internetowego mema z Paulo Coelho i jakimś wybranym cytatem z jego książek. Ot, na przykład „wytrwałość przynosi pomyślny los” lub „sekret tkwi w tym, by się nie poddać”. Komunały? Pewnie! Banialuki? Jak najbardziej! Banały? Bien sûr! Ale przynajmniej teraz wiemy, że Coelho ukuł je na podstawie własnych doświadczeń.


komentarze [47]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
coman 02.10.2020 06:23
Czytelnik

Zgadzam się! Upartość czasem może się w życiu nie sprawdzać, ale w tak ważnych kwestiach, jak pragnienie pisania o tym, co wciąż tkwi w głowie i nie zostało przelane na piśmie i co wciąż nie daje spokoju - trzeba działać! I w sumie przeczytałam artykuł zaraz po skończeniu Ilizjonisty (moja pierwsza książka od R. Mroza;) z czystej ciekawości, bo zanim dojdzie do wydania...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
masztylkowska 30.07.2019 17:43
Czytelniczka

artykuł całkiem ciekawy i dający do myślenia. Sama pracuję nad własną powieścią, piszę do szuflady

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Katarzyna Matus 02.07.2015 18:12
Czytelnik

Podnosi na duchu :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Audrey 25.06.2015 13:28
Czytelniczka

Warto zauważyć, że chociaż wydawcy odrzucają tyle książek, to na rynku i tak pojawia się mnóstwo pozycji poniżej przeciętnej. Dotyczy to książek zarówno zagranicznych jak i polskich. Nie chodzi tutaj o znane nazwiska, a wręcz przeciwnie, o autorów praktycznie nam nieznanych. Niektóre powieści są naprawdę koszmarne i jakoś nie szkoda pieniędzy na ich druk. A potem czytelnicy...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
MontyP 02.07.2015 19:03
Czytelnik

Nie literatura się stacza, tylko kapitalizm wypacza jej obraz. Najbardziej widoczne, najbardziej promowane są książki, których jakość jest niewielka. Dlaczego? Bo decyzje nie są jakościowe tylko bizesowe - znane nazwisko, modny temat, inne czynniki (nie wszystkie są mi znane: znajomości, układy, czort wie co jeszcze?)- wpływają na to co jest wydawane i promowane.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
BOOK-MAC 17.06.2015 19:04
Czytelnik

Tak szczerze... To odwiedziłem tą wspaniałą zakładkę dopiero pierwszy raz. "Kurs Pisania..." i to nie byle kogo! Informacje w tym tekście są (nie ukrywam) dla mnie cenne. Dlaczego? To już być może wkrótce się okaże. Współczuję gorąco J.Londonowi. Chyba każdy widzi, że ten facet zniósł tyle odmów. O J.K. Rowling już wcześniej słyszałem, że jej nie chcieli wydać, bo to i tam...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Bolanren 17.06.2015 10:30
Czytelnik

Do watemark- znam sprawy z pierwszej ręki. Znajomości nie koniecznie. Zawsze się przydadzą. To co cytowałaś/eś to nie ja wymyśliłam i się nie podpiszę pod tym. Podpiszę pod wszystkim co już wyłuszczyłam w tym wątku. Każda sprawa ma więcej niż 1 dno:-).

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Lex 15.06.2015 22:04
Czytelniczka

Nie chcę się czepiać, ale książka "The Long Walk" w polskim wydaniu nosi tytuł "Wielki Marsz", a nie "Długi Marsz" ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
BrązowyWiewiór 15.06.2015 12:06
Czytelnik

Dziękuję Panu bardzo za odpowiedź! :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Bolanren 15.06.2015 11:14
Czytelnik

Zajrzałam na Pana profil Panie Remigjuszu, w poszukiwaniu swoich niedostatków. Znalazłam sporą bazę danych. Zapoznam się z nimi w stosownym dla mnie czasie:-). Widzę, że wydał Pan 2 książki. Gratuluję. W związku z Tym doświadczeniem może zna Pan jakieś triki postępowania z wydawnictwem, korektorem?
Ja znam jeszcze jeden sposób na promocję siebie. Pisz w necie. Bądź...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Bolanren 15.06.2015 10:39
Czytelnik

Zaczęłam od 18- tego. Uważam, że jeśli piszemy tytuł, nagłówek, to trzeba dostosować treść następnych akapitów do rozwinięcia tematu:-). Myślę też, że jeśli piszemy taki "serial w odcinkach" to warto, aby jednak ten o załóżmy "jak sprzedać pączek?" nie był o utyskiwaniu na niesprzyjający los, ale o konkretnych technikach, poradach. Nadal upieram się, że za mało napisał Pan...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej