Polcon 2014: Święto pasji

Marcin Zwierzchowski Marcin Zwierzchowski
16.09.2014

Nie jest największym konwentem odbywającym się w naszym kraju, pozostaje jednak najbardziej prestiżowym – na tegorocznym Polconie wręczono Nagrody im. Janusza A. Zajdla i czczono popkulturę we wszelkich jej przejawach.

Polcon 2014: Święto pasji

Rzecz jest nieco skomplikowana – festiwal miłośników fantastyki Polcon nie jest przypisany do konkretnego miejsca, nie organizuje go także stała grupa osób. To impreza przechodnia, dobro wspólne fandomu – co roku odbywa się on w innym mieście, a stałym punktem programu jest przede wszystkim uroczysta gala najważniejszego rodzimego wyróżnienia w dziedzinie literatury fantastycznej – Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla. Dlatego w 99% kształt imprezy zależy od ustalonej na dany rok ekipy gospodarzy.

W 2014 roku wybrano Bielsko-Białą. Miasto mniejsze niż choćby Warszawa z roku ubiegłego, czy Wrocław z 2012, ewidentnie jednak pełne ludzi ambitnych i fantastykę kochających, o czym można było przekonać się na miejscu – tegoroczny Polcon był wyjątkowo udany.

Kluczem jest rzecz jasna różnorodność, czyli „dla każdego coś miłego”, jeżeli oczywiście jest się miłośnikiem fantastyki czy po prostu szeroko rozumianej popkultury. Od „Gwiezdnych wojen”, przez Tolkiena, gry planszowe, LARPy, seriale, filmy, do książek – zwłaszcza blok poświęcony literaturze był w roku wyjątkowo mocny.

Na konwentowych korytarzach uczelnianych budynków (impreza odbywała się w Wyższej Szkole Administracji) oraz na spotkaniach autorskich i panelach można było spotkać między innymi Jakuba Ćwieka, Rafała Kosika, Andrzeja Pilipiuka, Krzysztofa Piskorskiego, Annę Kańtoch oraz Brytyjczyka Paula J. McAuleya i Ukraińca Maksyma Kidruka.

Spotkania były dla tych, którzy albo chcieli danego twórcę poznać, albo byli spragnieni gorących newsów z pierwszej ręki. Pod tym względem najciekawiej prezentowała się rozmowa z Robertem M. Wegnerem (prowadzona przez innego pisarza, Pawła Majkę) – zeszłoroczny podwójny laureat Nagrody Zajdla opowiadał o pracy nad kolejną powieścią z cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” i tłumaczył się z przesunięcia premiery – książka miała być dostępna we wrześniu, teraz wiemy jednak, że tak się nie stanie. Wegner deklarował, że tekst jest prawie na ukończeniu (przyznał się nawet, że fragmenty dopisywał na konwentowych korytarzach), sam nie znał jednak daty premiery. Można tylko podejrzewać, że ze względu na tradycję prezentowania takich tytułów premierowo na największych imprezach, książka ukaże się dopiero w kwietniu 2015 roku, a więc na poznańskim Pyrkonie.

#####

Powszechnie uważa się jednak, że formuła spotkania autorskiego powoli odchodzi do lamusa, stąd wielu pisarzy woli prezentować się czytelnikom poprzez prelekcje lub w panelach dyskusyjnych. Do perfekcji te pierwsze opanowali zwłaszcza Marcin Przybyłek, który zrobił furorę punktem „ŻYCIE – podręcznik gracza”, oraz Krzysztof Piskorski, znany z niesamowitego przygotowania merytorycznego, dzięki któremu zyskał renomę, a na jego prelekcje dostać chcą się wszyscy, przez co czasami nawet największe sale okazują się zbyt ciasne – nawet jeżeli jednak ktoś lekko poddusi się z braku tlenu, naprawdę warto. Równie ciekawe są panele z udziałem wielu twórców, na których dyskutuje się na zadany temat – tutaj różnorodność ogromna, od pracy tłumacza, poprzez steampunk, posthumanizm, do mitologii Shultza, 75-lecia Batmana, fantastyki nakierowanej na wschód i boom na literaturę młodzieżową.

Ciekawie wypadł ten ostatni z udziałem Rafała Kosika, Romualda Pawlaka, Anny Kańtoch i Jakuba Ćwieka, moderowany przez Katarzynę Czajkę (znaną z bloga zwierz popkulturalny). Nie obyło się rzecz jasna bez dyskusji (czyt. narzekania) na temat kanonu lektur, poruszano temat klasyfikacji, pojawiła się nawet kwestia zagrożeń mogących płynąć z takich lektur dla młodych ludzi (tutaj jednak raczej zbyt temat – w końcu młodzi oglądają dziś „Grę o tron”). Przy okazji zaś potwierdziła się pewna prawda: nie ważne o czym rozmawiasz, ważne z kim – Jakub Ćwiek, jak to Ćwiek, skradł niemal całe show, a Anna Kańtoch urzekała swoimi pełnymi skromności wtrąceniami, że ona żadnym ekspertem nie jest, w końcu napisała tylko jedną powieść YA, która na dodatek słabo się sprzedała, i tak dalej. Kolorytu rozmowie dodawały także wtrącenia zasiadającego na widowni Andrzeja Pilipiuka.

Temat literatury YA był zresztą w programie prezentowany dość intensywnie, podobnie jak coraz bardziej popularne punkty, które można wrzuć do worka z napisem „Rady dla pisarzy”. Niżej podpisany tłumaczył kandydatom na autorów, jak promować książkę, Simon Zack z dużą dozą humoru rozprawiał o historii self-publishingu, a wspomagany przez Konrada Walewskiego gość zagraniczny, Paul J. McAuley poprowadził warsztaty literackie. Coś musi być w powiedzeniu, że obecnie więcej jest chętnych do pisania, niż do czytania, bo sale na tych punktach programu pękały w szwach.

Kulminacją konwentu była zaś gala Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla. Jeżeli chodzi o ten punkt, w ubiegłych latach bywało różnie – od krytykowanej uroczystości we Wrocławiu, po chwaloną za atmosferę galę z Warszawy, która odbyła się w Sali Kongresowej. A jak poradziła sobie Bielsko-Biała? Doskonale – żadnych dłużyzn, sporo luzu, świetny występ artystyczny, nawet tegoroczne nominacje jakby chciały wpisać się w ten ton i były powszechnie chwalone (czyli że dostali ci, którym się należało). Laureaci zaś nie zaskoczyli.

Dla Anny Kańtoch, która otrzymała statuetkę za opowiadanie „Człowiek nieciągły” z antologii „Pożądanie”, była to już czwarta Nagroda Zajdla, czyli ma tylko jedną mniej niż Andrzej Sapkowski, ale też więcej od Jarosława Grzędowicza czy Anny Brzezińskiej. Z kolei w przypadku Krzysztofa Piskorskiego, wyróżnionego za powieść „Cienioryt”, sprawdziło się powiedzenie, że do trzech razy sztuka – jest to pierwsza nagroda, ale trzecia nominacja tego autora. I chyba logiczny efekt po pierwsze faktu napisania naprawdę dobre książki, ale także wspomnianego wyżej mistrzostwa w prowadzeniu prelekcji, bo w końcu laureatów Nagrody Zajdla w głosowaniu wybierają sami uczestnicy konwentu Polcon, a ci Piskorskiego wielbią.

I warto być jednym z takich fanów. Warto w ogóle jeździć na konwenty, czy to większe (jak wspaniały, monstrualny Pyrkon, czyli największa tego typu impreza w Europie), czy to mniejsze, jak tegoroczny Polcon, który rozmiary nadrabiał jakością i urokliwą lokalizacją – nie tylko spotkacie tam ulubionych pisarzy, nie tylko będziecie mogli wziąć autograf czy uścisnąć im dłoń, ale także porozmawiać, wypić wspólnie „soczek” czy pospierać się na jakiś temat. Bo konwenty to takie magiczne miejsca, gdzie twórcy mieszają się z tłumem fanów, by wspólnie świętować swoje pasje, spotykać się z sobie podobnymi zapaleńcami i ładować baterie przed powrotem do pracy czy szkoły.

Nigdzie indziej nie dyskutuje się o książkach do wczesnych godzin rannych.


komentarze [3]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
agrafka 19.09.2014 15:38
Czytelniczka

Byłam!! Cudowne miejsce pełne świetnych ludzi :):)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
readyornot 16.09.2014 21:42
Czytelniczka

mieszkam tylko 14 km od Bielska, a jak na złość nie było mnie w tym czasie w Polsce... nie mogę nawet tego czytać bo mi się smutno robi :( w przyszłym roku na pewno będę!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Marcin Zwierzchowski 16.09.2014 13:54
Bibliotekarz | Oficjalny recenzent

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post