rozwiń zwiń

Przeszłość Niemców to wciąż ich teraźniejszość – mówi Magdalena Parys, autorka powieści „Książę“

LubimyCzytać LubimyCzytać
04.09.2020

Jak postrzega dzisiejszy Berlin i Berlińczyków? Czy boi się powrotu do władzy skrajnej prawicy? O życiu w polsko-niemieckiej rodzinie, inspiracjach do napisania najnowszej powieści „Książę”, a także o... swoich pisarskich rytuałach opowiada Magdalena Parys, autorka „Trylogii Berlińskiej”.

Przeszłość Niemców to wciąż ich teraźniejszość – mówi Magdalena Parys, autorka powieści „Książę“

Magdalea Parys Książe[OPIS WYDAWCY] „Książę” to porywająca powieść o demonach historii, które w Niemczech żyją do dziś.

W berlińskiej katedrze zostają odnalezione zwłoki ukrzyżowanego księdza. W niejasnych okolicznościach wybucha pożar na imigranckim osiedlu, a w poszczególnych landach rosną nastroje separatystyczne i odżywa toksyczny nacjonalizm. Komu są na rękę pozornie niezwiązane ze sobą sprawy? Bezwzględnemu Księciu, który pragnie przywrócić do życia Imperium Germanum? Działającemu poza demokratyczną kontrolą kontrwywiadowi? A może walczącym o najwyższą władzę członkom rządu? W meandrach afery będą musieli się odnaleźć znani z „Magika” prezydent berlińskiej policji Tschapieski, dziennikarka Dagmara Bosch i komisarz Kowalski, a stawką jest nie tylko przyszłość państwa, ale również ich poplątane życie osobiste.

Kontynuując trylogię berlińską, Magdalena Parys brawurowo łączy historię powojennej armii cieni z napięciami pulsującymi w dzisiejszych Niemczech.

Wielowątkowy thriller, który nie pozwoli ci zasnąć

–  Katarzyna Kolenda-Zaleska, Fakty TVN, TVN24

Barbara Dorosz: Czy może nam pani zdradzić, co było inspiracją do napisania „Księcia”?

Magdalena Parys: Świetny artykuł pod tytułem „Armia cieni”, w tygodniku „Spiegel”, który opisywał tworzenie się w latach czterdziestych tajnej armii, liczącej czterdziestu tysięcy żołnierzy gotowych do walki z Rosją. A proszę zauważyć, że mówimy o roku 1949, kiedy Niemcy dopiero co przegrali wojnę, kraj okupowali alianci, za najmniejsze przewinienie groził stryczek. Głównym wyznacznikiem były demilitaryzacja, denazyfikacja, dekartelizacja i decentralizacja, a tu pod bokiem niczego nieświadomych aliantów, kanclerza i parlamentu byli oficerowie SS i Wehrmachtu tworzą tajną armię. Tak, muszę przyznać, że ten temat mnie dosłownie opętał. Drugą rzeczą, która nieustannie mnie inspirowała, był temat bardziej współczesny: wieloletni proces terrorystycznej neonazistowskiej organizacji NSU (pol. Narodowosocjalistyczne Podziemie), która zamordowała w ostatnich dekadach w Niemczech kilkunastu obcokrajowców. Początkowo tylko śledziłam informacje pojawiające się w mediach na temat NSU, jednak już wtedy kiełkowała we mnie potrzeba napisania czegoś na ten temat. Kiedy trafił w moje ręce artykuł o armii cieni, już było jasne, że to klamra spinająca w całość moją powieść. Trzeba było tylko jeszcze wymyśleć całą resztę i ją napisać.

Czy przed przystąpieniem do pisania powieści zrobiła pani dogłębny research?

Tak, oczywiście, napisanie takiej książki wymaga bardzo wnikliwego rozeznania. Mogę pisać dopiero wtedy, gdy jestem dostatecznie przygotowana i przeczytam tony książek, obejrzę dobry materiał dokumentalny i porozmawiam z przyjaciółmi, którzy świetnie znają historię Niemiec, żyją od lat w polsko-niemieckim szpagacie, jak ja. Potem długo rozmawiam z mężem i dzień w dzień zamęczam go najróżniejszymi pomysłami. Szczerze mu współczuje, bo to trwa zazwyczaj kilka miesięcy. Co prawda pod koniec okazuje się, że to wszystko było mi potrzebne na dwa zdania w książce, ale takie przygotowanie daje mi stabilną bazę, poczucie panowania nad tłem. W sumie za każdym razem jest tak samo, inspiruje mnie jakieś prawdziwe zdarzenie, jakaś niezgoda na to, co się wydarzyło, potem to przeżywam, nie śpię po nocach, a na koniec obudowuję to fikcją. Oczywiście moje książki są tworem wyobraźni, ale zapalnikiem jest zawsze coś, co wydarzyło się naprawdę, co mnie zbulwersowało. 

„Książę” to druga część trylogii berlińskiej. Jak pisze się kontynuację? Czy podchodzi pani do niej jak do zupełnie nowej książki, czy też pewne pomysły, wątki pojawiły się już wcześniej i są kontynuowane, przez co pisze się łatwiej?

Nie wiem, dla mnie to trudne. Musiałam po latach przeczytać jeszcze raz „Magika” – pierwszą część trylogii, a to dla pisarza zachowującego dystans do swojej twórczości cholernie trudne. Powiem szczerze, czytanie „Magika” było mordęgą, czytanie własnych książek to w ogóle jakaś kara. Trzeba sobie wszystko dokładnie przypomnieć, jaki kolor oczu miał komisarz Kowalski, czy Dagmara Bosch, dziennikarka śledcza towarzysząca mu w dochodzeniu była wysoka czy średniego wzrostu, czy prezydent berlińskiej policji był całkiem łysy, czy jeszcze miał włosy. Ile mieli lat, jakie mieli powiedzonka, jakie słabości. Ale weź to przeczytaj wnikliwie i dokładnie, a „Magik” ma ponad 500 stron! Teraz jedyna trudność polega już tylko na tym, aby napisać to tak, aby czytelnik nieznający pierwszej części czytał ją z taką samą przyjemnością jak ten, który zna już pierwszy tom i czeka na drugi. „Księcia” napisałam tak, aby przeczytać mógł go każdy czytelnik, także ten, który nie zna wcześniejszych moich książek. Mam nadzieję, że to się udało. Każda część to ci sami bohaterowie, ale inne śledztwo i inne okoliczności. Aktualnie polecam rozpoczęcie czytanie trylogii od „Księcia”.

Można odnieść wrażenie, że tytułowy Książę to szaleniec, a sama powieść to studium narodzin zła. Skąd tyle mroku?

Powiem tak: faszyzm to mrok. Nacjonalizm to mrok. Dyktatura to mrok. Dążenie do władzy za wszelką cenę to mrok. A tytułowy Książę to wszystko ucieleśnia. To genialny strateg i szaleniec.

W powieści na pierwszy plan wysuwa się wątek dotyczący marzeń o historycznej potędze Niemiec. Czy wolnościowe dążenia są wciąż silne w świadomości narodu niemieckiego?

Jeszcze niedawno odpowiedziałabym jednoznacznie, że nie, ale teraz, kiedy skrajna prawica szturmowała Reichstag, chcąc zawiesić na nim faszystowskie sztandary, nie jestem już tego taka pewna. To trudny temat, zawiły. Stworzyłam nawet w Teatrze Polskim w Warszawie monodram na ten temat „Achtung, Niemcy”, w którym tłumaczę Polakom Niemcy. Mówię o lekcji, którą naród niemiecki odrobił, ucząc się o II wojnie światowej w szkole, na uniwersytecie i w sferze publicznej, opowiadam o 1968 roku, w którym narodziły się nowe Niemcy, o rozliczaniu z przeszłości faszystów przez ich własne dzieci, mówię o literaturze rozliczeniowej, o filmie, sztuce. Przeciętny Polak nie ma pojęcia ile lat, pieniędzy, ile debat politycznych temu poświęcono, ile zachodu, ile starań, ile pomników, muzeów. Niemcy wciąż żyją przeszłością, wciąż ją przerabiają, wciąż się jej wstydzą. Najlepszym dowodem na to, że odrobili tę lekcję wzorowo, jest przykład Rosji, która nadal kocha Stalina, stawia mu pomniki, nawiązuje do czasów stalinizmu i domniemanej świetności. A teraz proszę wyobrazić sobie Niemca, który robi to samo z Hitlerem i czasem jego rządów, jego wojny. Nie do pomyślenia. Niemiec nawet na głos nie wymawia tego nazwiska. Ze wstydu. Hitler to hańba. A przecież dzisiejszy przeciętny Niemiec nie ma z nim już nic wspólnego. Jego jedyne „przewinienie” to te, że urodził się w Niemczech. A zatem uważam, że przeszłość Niemców to wciąż ich teraźniejszość. W pewnym sensie wszystko się wokół tego kręci. 

Ostatnie wydarzenia temu przeczą. Demonstracje, wiece, szturm na Reichstag, wytworzenie się ruchu Pegidy i Querdenken oraz silnej skrajnej prawicy – partii AfD, i wreszcie sama moja książka jest zaprzeczeniem tego, o czym tu mówię, ale to tylko mały procent tej wyedukowanej społeczności. Mały, lecz bardzo aktywny i bardzo niebezpieczny.

Jacy są współcześni berlińczycy? 

Współcześni berlińczycy są otwarci na świat. Są zupełnie inni niż zachodni czy wschodni Niemcy. Żyli wcześniej w mieście otoczonym murem i potrafią docenić to, że go już nie ma. Poza tym Berlin był zawsze inny niż reszta Niemiec, to było miasto robotnicze, na wskroś proletariackie, w sumie biedne i wbrew powszechnym przekonaniom dość długo trwało, zanim Hitler zdobył w nim sojuszników. Tutaj nikomu nie zaimponuje się markową luksusową torebką czy garsonką. Liczy się indywidualność, osobowość, inność. Oczywiście to są slogany i wyświechtane bon moty, bo przecież są dzielnice, w których jest dokładnie na odwrót, jednak chyba przeważa tu lekki luźny styl i w ubraniu, i w byciu. Berlina nie da się tak po prostu ogarnąć, opisać, zamknąć w jakiś definicjach. Im dłużej tu mieszkam, a mieszkam tu do dziecka, tym więcej we mnie pokory wobec tego miejsca. A jeśli już koniecznie miałabym się skusić i wypowiedzieć, to powiem tak: ja dzielę Berlin na dwa miasta, z czego jedno należy do rdzennych berlińczyków, których jest już coraz mniej. Ci z zachodniej części rzadko jeżdżą do wschodnich dzielnic, ci ze wschodu nigdy nie jeżdżą do zachodnich dzielnic, jak gdyby przebiegała przez serce miasta niewidoczna linia, dokładnie w tym miejscu, gdzie niegdyś przebiegał mur. A jeśli jeżdżą, to i tak przez ich głowy i dusze przebiega ta linia. Drugie miasto jest zdominowane przez młodych ludzi, przez przyjezdnych, przeważnie studentów na Erasmusie, tych, którzy zatrzymują się tu na chwilę i tych, którzy przyjechali tu jak do Tybetu ze względu na nieprawdopodobną energię, która emanuje z Berlina. Bo w tym mieście jest coś, co się wciąż odnawia, kiełkuje, ewoluuje, oczyszcza. Świetnie ukazał to serial „Unorthodox”, który bardzo polecam. A równocześnie są jeszcze gangi arabskie, gangi czeczeńskie, rosyjskie. To znów świetnie ukazał seriał „4 Blocks”. Jest też sporo bezdomnych, przeważnie z Polski. O tym nie ma jeszcze serialu. I weź to wszystko zdefiniuj, człowieku. Berlin to Nowy Jork Europy, większość to przyjezdni, wszyscy są skądś, można tu przeżyć nie znając niemieckiego.

W książce pada zdanie: „Wojna w tym mieście (Berlin – przyp. red.) nie była historią. Była jego marką.” Jak możemy je rozumieć? Czy kraj i jego ludzie wciąż żyje wydarzeniami sprzed osiemdziesięciu lat? 

Ciekawe jest w Berlinie to współistnienie koszmarnej przeszłości z sielską teraźniejszością. Na każdym kroku znak pamięci. Wtopione w chodnik płyty z nazwiskami wywiezionych do obozu Żydów w luksusowej dzielnicy Charlottenburg i w tej biedniejszej dzielnicy na Neukölln. Płyty z nazwiskami osób, które uciekały przez mur i zostały zastrzelone. Ściana ze zdjęciami ich twarzy. Jest nawet pomnik rowerzystów – ofiar potrąceń przez samochody. Biały rower-pomnik staje w miejscu, gdzie ktoś zginął. Dla ofiar w Berlinie robi się wszystko. Wydaje mi się, że berlińczycy jak nikt inny w Niemczech zbudowali w Berlinie na nowo opowieść o historii Niemiec, widać ją w nazwach ulic, w muzeach, pomnikach i w sztuce i całym zagospodarowaniu miasta. Tu każdy kamień jest atrakcją historyczną i turystyczną. Lecz zawsze z należytym szacunkiem.

Czy trylogia berlińska będzie miała swoją kontynuację?

Tak, już zaczęłam pracę nad trzecią częścią. 

Magdalena Parys

Najnowsza powieść to kilkaset stron wartkiej akcji, nietuzinkowych bohaterów. Czy w życiu prywatnym poszukuje pani ekstremalnych doznań, niecodziennych emocji, aby potem czerpać z nich przy tworzeniu fabuły?

Nie sądzę, ale miałam, jak by to powiedzieć, dość burzliwe życie. Mając niecałe 13 lat, przejechałam z małym bratem polsko-enerdowską granicę, był rok 1984, mieliśmy nielegalne paszporty i przewoził nas przez nią bratanek słynnego opozycjonisty. To dość traumatyczne przeżycie. Przeżyłam dzieciństwo w Gdańsku, niedaleko miejsca, w którym urodził się Günter Grass, potem mieszkałam w Szczecinie, potem w zachodnim Berlinie. W sumie przeprowadzałam się ponad trzydzieści razy. Pamiętam z Polski fartuszki i apele szkolne, i wierszyki o Stalinie. Potem chodziłam do świetnej szkoły w Berlinie Zachodnim, mur berliński był niemal widoczny z okien naszego domu i z okien mojej szkoły. Niedzielne wycieczki rowerowe z moimi koleżankami i kolegami to wycieczki wzdłuż muru obok wieżyczek kontrolnych, na których stali enerdowscy żołnierze z karabinami. Pamiętam Berlin podzielony na strefy francuskie, amerykańskie, angielskie i sowieckie. Kiedy zdawałam maturę, padł mur. Znałam Berlin wschodni i zachodni przed upadkiem muru, poznałam go po upadku muru. Jestem przesiąknięta tym miastem i znam tu prawie każdy kamień. Myślę, że potrafię to opisać i podświadomie czerpię z tych przeżyć, ale na pewno nie szukam na chama ekstremalnych emocji. Z drugiej strony w dzieciństwie w tajemnicy przed mamą przechodziłam przez granicę berlińsko-berlińską tylko po to, aby zjeść lody w hotelu na Friedrichstrasse (po wschodniej stronie), bo wydawało mi się, że smakują podobnie do polskich.  Po latach przeczytałam, że spotykali się w nim najróżniejsi agenci z całego świata i dochodziło tam do ekstremalnych sytuacji. Wiele mam takich enigmatycznych niepokojących wycieczek w tajemnicy przed mamą. Kiedy padał mur berliński, obserwowałam to z amerykańskimi żołnierzami, z którymi wcześniej bawiłam się na dyskotece. Przez trzydzieści lat żyłam pełnią życia i dopiero potem zaczęłam pisać książki. Zawsze wydawało mi się, że aby pisać, trzeba wcześniej naprawdę mocno intensywnie żyć.

Od lat mieszka pani w Niemczech, mówi pani biegle po niemiecku i jest niejako zakorzeniona w kulturze niemieckiej. Czy miało to wpływ na pani pisarską twórczość? W jakim języku pani pisze?

Książki piszę po polsku, ale właściwie zadecydował o tym przypadek. Gdybym napisała „Tunel” po niemiecku, byłabym dzisiaj postrzegana jako niemiecka autorka. Natomiast prace naukowe zawsze pisałam po niemiecku. Artykuły do gazet i po polsku, i po niemiecku, ale chyba nie ma na to wszystko reguły. Wszystko w zależności od potrzeby i okoliczności.

Kto lub co inspiruje Magdalenę Parys?

Tematy mało znane, zapomniane, ale wciąż bulwersujące. Tylko w ten sposób mogę zapewnić zapomnianym i słabym posłuch i zainteresowanie. Tylko takie historie mnie ruszają. Zresztą one same do mnie przychodzą, ja ich nie wybieram. Może łudzę się, że przywracam im w ten sposób trochę człowieczeństwa, to właśnie mobilizowało mnie przy pisaniu „Tunelu” i „Magika”. Przy pisaniu „Księcia” była niezgoda na przeszłość i na to, co wokół nas dzisiaj. To coś jak zadanie, które narzuca mi coś lub ktoś odgórnie. Brzmi patetycznie, ale tak właśnie jest. Poza tym ja chyba lubię symbole, wyraziste postaci, superbohaterów, silne zwariowane postaci kobiece. 

Magdalena Parys pisze tak szczerze i tak dobrze.

– Magda Mołek, YouTube „W moim stylu”

Pani ostatnia twórczość to lawirowanie pomiędzy dwoma odmiennymi gatunkami – kryminału i powieści wspomnieniowo-rozliczeniowej. W którym z nich czuje się pani lepiej?

Najszybciej piszę książki, które piszą się same, bo składają się z odkładanych we mnie emocji. Piszę je szybko, ale zawsze kosztują mnie sporo, bo to pisanie na najwyższym C, tak zwane grzebanie w duszy. Taką książką była „Biała Rika”, napisałam ją w kilka miesięcy i czuję, że znów jestem gotowa na stworzenie podobnej energetycznie książki. Jednak obiecałam czytelnikom trzecią część trylogii i muszę dotrzymać słowa. Pisanie trylogii to zupełnie inna praca, granie na innych strunach, to nie tylko wnikliwy research, to także mozolne budowanie konstrukcji, intrygi, trochę jak zadanie matematyczne. Wszystko musi się zgadzać, w końcu to thrillery historyczne, wywiadowcze a w tym wszystkim losy bohaterów, które trzeba umiejętnie wpleść tak w akcję, aby nie zanudzić czytelnika. Tutaj włączony musi być mózg, ale też znów dusza. Bo nie da się opisać rozwodu komisarza Kowalskiego i związanych z tym dramatów tylko głową. Muszą to być wiarygodne psychologiczne portrety; komisarz traci dziecko, bo nie potrafi pokochać matki swojego dziecka, w innym miejscu mamy starego policjanta, który boi się emerytury, albo dziennikarkę, która jest feministką, ale marzy o tradycyjnej rodzinie, jeszcze w innym byłego agenta stasi, który dzisiaj ma więcej niż opozycjonista enerdowski. Jest jeszcze lekarz patolog rosyjskiego pochodzenia i technik policyjny, ojciec wielodzietnej rodziny. Wielu bohaterów, a przecież to opowieść o potędze wywiadu niemieckiego i o dzisiejszym Wrocławiu, ale i II wojnie i o tym, co robi z człowiekiem i jego rodziną dewocja, i tak dalej i tak po kolei. A pod koniec wszyscy i tak piszą, że to thriller o odradzającym się faszyzmie. (śmiech)

A tymczasem najwięcej czasu zajęły mi opisy psychiki bohaterów. I teraz, jak to wszystko spleść, jak połączyć, żeby wyszła książka, od której czytelnik nie może się oderwać, a równocześnie sprawić, żeby nie miał poczucia, że przeczytał jakieś badziewie, gdzie się tylko ganiają i strzelają. To wymaga czasu. Mnie ta książka zajęła trzy lata.

Czy ma pani jakieś swoje rytuały, które towarzyszą pani podczas pisania książek? 

Tak, powyciągane dresy i bałagan na biurku, trzy kawy dzienne, hektolitry zielonej herbaty. Mam jeszcze jeden, ale nikt mi w to nie uwierzy, więc zatrzymam to dla siebie.

Dzięki uprzejmości wydawnictwa Agora publikujemy fragment powieści „Książę”:

Książę

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers. Title: Książe, Author: Lubimyczytać.pl, Name: Książe, Length: 9 pages, Page: 1, Published: 2020-09-03

Fot. M. Parys: Anna Powałowska-Górska  


komentarze [6]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Micelius 07.09.2020 14:39
Czytelnik

Dziękuję za ostrzeżenie przed lekturą - książka tak wyraźnie pisana pod tezę, a przy tym tak przewidywalna, oraz oparta na tym, jak "może być", zamiast na problemach faktycznie istniejących, że szkoda czasu...
Ktoś o mocno lewicowych poglądach napisał niedawno na tym forum, że wszelkie akty agresji ze strony pokrzywdzonych mniejszości są usprawiedliwione, bo stanowią krzyk...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
asiulka19963 07.09.2020 10:51
Czytelniczka

Fragment bardzo ciekawy. Wciągnęło mnie.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Katalina 05.09.2020 08:16
Czytelniczka

Ja słucham od kilku dni książki na głos w Radiu Tok FM i nie mogę się doczekać, kiedy "Książę" będzie dostępny w mojej bibliotece.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
matram 04.09.2020 17:15
Czytelniczka

Promocja najnowszej książki Magdaleny Parys zainteresowała mnie mocno osobą samej autorki i całą jej twórczością. Z wielką przyjemnością sięgnę po raz pierwszy po jej powieść. Znalazłam kilka ciekawych dla mnie pozycji. Tym bardziej, że środowisko o jakim pisze jest mi bliskie.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Guzikowianka 05.09.2020 06:56
Czytelniczka

W moim przypadku podobnie, a nawet bardziej - od 3 lat mieszkam w Berlinie.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 03.09.2020 13:25
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post