rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Artyści w cieniu Stalina to publikacja, która jako pierwsza przykuła moją uwagę, gdy zapoznawałam się ze stroną wydawnictwa MG. Uważam, że okres stalinowski w Rosji, to czas interesujący i pełen wciąż nieodkrytych zagadek. Co prawda, w liceum realizowałam historię na poziomie rozszerzonym, jednak wciąż czułam w sobie jakąś chęć dowiedzenia się czegoś więcej o tamtych czasach. Jak manna z nieba, w jednej z przesyłek otrzymanych od wspomnianego wyżej wydawnictwa, przyszła więc do mnie ta ciekawa książka.
Artyści w cieniu Stalina Piotra Kitrasiewicza to historie czterech osób o artystycznych duszach, którym przyszło żyć w czasach, gdy władzę w Rosji sprawował Stalin. Mamy więc tutaj chociażby opowieść o Sergiuszu Eisensteinie – filmowcu, któremu radziecki przywódca przeszkodził w karierze. O tej wybitnej postaci miałam okazję usłyszeć też kilka tygodni temu na wykładach z historii mediów. Cieszę się, że temat wypowiedzi uczącego mnie pana doktora zbiegł się z momentem, kiedy czytałam recenzowaną dzisiaj książkę. Dzięki temu poszerzyłam swoją wiedzę na temat działalności Eisensteina oraz mogłam dowiedzieć się, do jakich metod był w stanie uciec się Stalin, by „pozbyć się” kogoś, kto nie pasuje do jego wizji.
Biorąc pod uwagę moje zamiłowanie do literatury, nie trudno się domyślić, że drugą osobą, której historia najbardziej mnie zainteresowała był Michaił Bułhakow. Twórczość tego pisarza, z pewnością jak większość z nas, miałam okazję poznać na lekcjach języka polskiego w liceum. Niestety, na zajęciach tych musiałam się skupić przede wszystkim na treści Mistrza i Małgorzaty, nie poznając wszystkich najważniejszych epizodów z życia tego wybitnego artysty. Dzisiaj po lekturze recenzowanej w tym wpisie książki, wiem, że przez to wiele straciłam. Bowiem życie Michaiła Bułhakowa było tak barwne, tak momentami nawet doprowadzające do współczucia, że naprawdę warto o nim dowiedzieć się czegoś więcej i kojarzyć tego artystę nie tylko jako autora powieści będącej lekturą szkolną.
Artyści w cieniu Stalina to nie typowe biografie sławnych osób. To nie krótkie teksty napisane bez emocji, przekazujące tylko suche fakty. Artyści w cieniu Stalina Piotra Kitrasiewicza to książka, w której historie Sergiusza Eisensteina, Michaiła Bułhakowa, Maryny Cwietajewej oraz Osipa Mandelsztama zostały przedstawione w formie opowiadań. Dzięki temu zabiegowi czytelnik nie tylko może bardziej wczuć się w przedstawione historie, lecz także mieć poczucie rozgrywającej się akcji. Ja czytając recenzowaną dzisiaj publikację z ciekawością przewracałam jej kolejne strony chociażby dlatego, że odniosłam wrażenie, iż czytam wciągającą powieść, którą dla każdego z artystów, którym przyszło żyć w cieniu Stalina, napisało życie.

Artyści w cieniu Stalina to publikacja, która jako pierwsza przykuła moją uwagę, gdy zapoznawałam się ze stroną wydawnictwa MG. Uważam, że okres stalinowski w Rosji, to czas interesujący i pełen wciąż nieodkrytych zagadek. Co prawda, w liceum realizowałam historię na poziomie rozszerzonym, jednak wciąż czułam w sobie jakąś chęć dowiedzenia się czegoś więcej o tamtych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

- Cześć, co u ciebie?
- Wszystko w porządku. A u ciebie?
- Też dobrze.
Czy ten dialog brzmi znajomo? Jak często wygląda tak twoja rozmowa ze znajomymi? A ile razy odpowiadałeś, że nic się nie dzieje, choć tak naprawdę miałeś ochotę wykrzyczeć, że jest źle, że świat ci się wali? Niestety po raz kolejny nie odważasz się powiedzieć prawdy, a z twoich ust płyną automatyczne, wyuczone odpowiedzi. A może warto wreszcie wyjawić komuś, jak czujesz się w duszy, czy jesteś spełniony i szczęśliwy?
Przykład ten to jeden z licznych, o których można przeczytać w książce Jennie Allen pt. Niczego nie musisz udowadniać. Jest to również jedna z wielu opisanych przez autorkę sytuacji, którą każdy z nas z pewnością zna ze swojego życia. Ja również. Ale czy kiedykolwiek wcześniej zastanawiałeś się nad tym, że przestrzegasz ustalonej przez samego siebie kolejności nawet podczas przygotowywania się do snu? Ja nie. I uświadomiła mi to dopiero ta książka, z której płynie również wspaniała mądrość, że Boga warto zaprosić nawet do tych żmudnych czynności w naszym życiu.
Po lekturze Niczego nie musisz udowadniać zmieniłam swoje nastawienie do wielu kwestii. Nie chcę w tej recenzji wymieniać ich wszystko, bo przecież dla każdego z nas to niezwykle indywidualna i osobista sprawa. Uważam jednak, że warto wspomnieć o tej najważniejszej. O tym, że czasami staramy się za bardzo przypodobać Bogu, że bierzemy na siebie zbyt wiele spraw. W rezultacie prowadzi to do wyrzucania sobie, że nie jesteśmy wystarczająco dobre. A przecież: On wystarczy, więc my nie musimy. (…) W rzeczywistości On jest tak wystarczający, jak my nigdy nie mogłybyśmy być. Czy to tylko piękne, wyidealizowane słowa? Nie, to kolejny powód, że niczego nie musisz udowadniać.
Po przeczytaniu recenzowanej książki Jannie Allen wydanej w wydawnictwie WAM nie sposób nie wspomnieć o jej szacie graficznej. Uważam bowiem, że z pewnością wyróżnia się spośród innych publikacji. Już sama okładka jest intrygująca, szczególnie złote litery zmieniające intensywność swojej barwy w zależności od kąta patrzenia. Środek Niczego nie musisz udowadniać też nie zawodzi, bowiem na kartkach tej książki znajdujemy kilka, może kilkanaście stron niebieskich, którymi poprzedzone są kolejne rozdziały. A jeśli już o rozdziałach mowa, moim zdaniem bardzo ciekawym pomysłem było przytoczenie przez autorkę fragmentów Pisma Świętego napisanych w pierwszej osobie. Dzięki temu zabiegowi odnosi się wrażenie, że bierzemy udział w przedstawianych wydarzeniach, a Jezus zwraca się do nas.
Nie skłamię, jeśli napiszę, że z Niczego nie musisz udowadniać wyniosłam wiele. Jest to książka, której treść pozostanie w mojej pamięci na długo. Autorka bowiem nie karmi nas górnolotnymi frazesami, a otwiera oczy czytelnika na ważne kwestie dotyczące codzienności i tego, jak wiele jest w nas siły. To publikacja dla tych, którzy są blisko Kościoła, ale też i dla tych dopiero szukających w nim swojego miejsca. Niczego nie musisz udowadniać to nie duchowy poradnik, jak szybko zmienić swoje życie. To książka przepełniona ważnymi pytaniami, na które odpowiedzieć możemy sobie tylko my sami, a które pomogą nam żyć w zgodzie ze sobą.

- Cześć, co u ciebie?
- Wszystko w porządku. A u ciebie?
- Też dobrze.
Czy ten dialog brzmi znajomo? Jak często wygląda tak twoja rozmowa ze znajomymi? A ile razy odpowiadałeś, że nic się nie dzieje, choć tak naprawdę miałeś ochotę wykrzyczeć, że jest źle, że świat ci się wali? Niestety po raz kolejny nie odważasz się powiedzieć prawdy, a z twoich ust płyną automatyczne,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy sok z cytryny może być dezodorantem, miód oczyścić twarz, a mąka uspokoić? Na każde z tych dość oryginalnych pytań można znaleźć odpowiedź w najnowszej książce Katarzyny Enerlich pt. „Piękno z pól i łąk”. Książce niezwykłej i niecodziennej, ponieważ w większości składającej się z przepisów na naturalne kosmetyki.
Uważam, że dobrym pomysłem było polecenie przez autorkę kilku lektur, które, jej zdaniem, są bardzo wartościowe i dobrze się z nimi zapoznać, zanim sięgniemy po „Piękno z pól i łąk”. Oprócz tego, w pierwszym rozdziale mamy także możliwość dowiedzieć się, czym jest pH i jakie działanie wykazują kosmetyki kwaśne czy też neutralne. Ponadto, obok wspomnianych wcześniej przepisów, w publikacji tej można znaleźć też merytorycznie i przystępnie opisane właściwości danych roślin, chociażby kłączy perzu, które, niezłomne i trwałe, mogą być dobre dla naszych włosów. W taki sposób poprzedzone są niemal wszystkie przepisy, dzięki czemu można posiąść wiedzę, na co zadziałają przygotowane przez nas kosmetyki.
Myślę, że kompozycja całej książki jest dobrze przemyślana. Otwierając "Piękno z pól i łąk" mamy bowiem do czynienia z przepisami uporządkowanymi według kolejności używania przygotowanych z nich ekologicznych preparatów. I tak: książka rozpoczyna się na tych do mycia twarzy i ciała, a kończy na szamponach do włosów. Wszystko to zawarte jest w dziewięciu rozdziałach. Dziesiąty natomiast został zatytułowany: Przepisy autorskie i dzielenie się pasją do naturalnych kosmetyków. Jak sama nazwa wskazuje, możemy w nim zapoznać się z listą składników i sposobem przygotowania zdrowego detergentu, mydła dyniowego czy też owsiano-nagietkowego wymyślonego przez autorkę.
Podsumowując recenzję książki pt. Piękno z pól i łąk autorstwa Katarzyny Enerlich, sądzę, że jest to pozycja, którą w domu powinna mieć każda przedstawicielka płci pięknej zainteresowana naturalnymi, zdrowymi i ekologicznymi kosmetykami, dobrymi niemal dla wszystkich rodzajów cer, a przede wszystkim tej wrażliwej. To wspaniały poradnik dla osób dopiero zaczynających swoją przygodę z kosmetykami, jak i tymi, które orientują się i śledzą nowości w tym temacie już od dawna, jednak ciągle nie wypróbowały własnoręcznego przygotowania toniku, żelu pod prysznic, kremu lub szamponu do włosów. A nawet, jeśli nie mamy zamiaru korzystać z przepisów, z których to przede wszystkim składa się "Piękno z pól i łąk", warto chociażby przeczytać tę książkę i wzbogacić swoją wiedzę z prezentowanego w niej tematu.
Mimo wielu plusów, w tej publikacji Katarzyny Enerlich, brakuje mi spisu treści z wyszczególnionymi danymi przepisami, który pozwoliłby z łatwością wrócić czytelnikom do szukanego tekstu, dlatego ten niezwykły przepiśnik otrzymuje ode mnie ocenę 8 na 10 gwiazdek.

Czy sok z cytryny może być dezodorantem, miód oczyścić twarz, a mąka uspokoić? Na każde z tych dość oryginalnych pytań można znaleźć odpowiedź w najnowszej książce Katarzyny Enerlich pt. „Piękno z pól i łąk”. Książce niezwykłej i niecodziennej, ponieważ w większości składającej się z przepisów na naturalne kosmetyki.
Uważam, że dobrym pomysłem było polecenie przez autorkę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mąż zastępczy. Muszę przyznać, że tytuł brzmi niezwykle intrygująco i zanim zapoznałam się z krótkim opisem tej książki, postanowiłam sama zgadnąć, o czym będzie. Jednak mimo najszczerszych starań, nie wpadłam na pomysł, że jej główny bohater to mężczyzna zdradzony przez kobietę. Swoimi pomysłami bardziej oscylowałam przy odwrotności tej sytuacji. A tu niespodzianka. I jakże pozytywna!
Kluczowa postać tej powieści, czyli Piotr, po tym, jak został zdradzony przez żonę ze swoim szefem, postanowił zwolnić się z pracy i zacząć wszystko od nowa. Ofiara losu – można by rzec. Jednak nie w przypadku tego mężczyzny, który, wykazując się kreatywnością, założył tytułową firmę Mąż zastępczy. I tak naprawdę dopiero tutaj zaczyna się prawdziwa akcja, a właściwie to od telefonu pewnej kobiety, która prosi Piotra o pomoc w przetransportowaniu… skunksa! I choć sytuacja ta rozgrywa się na jednej z pierwszych stron książki, ja, uśmiechając się sama do siebie, już w tym momencie wiedziałam, że zapowiada się ciekawa i zaskakująca lektura.
Nie myliłam się, bowiem po historii z tym nietypowym zwierzęciem, główny bohater otrzymuje coraz to nowsze i często równie kreatywne zlecenia, a za każdym z nich kryje się krótka historia korzystających z usług Piotra osób. Poznajemy więc starszą panią, której kot uciekł na drzewo, żonę, która chce za wszelką cenę, by jej mąż był ideałem, początkującą pisarkę, a nawet niedoszłą samobójczynię. A wśród historii wszystkich tych osób, toczy się również codzienność Piotra zranionego przez los, który za wszelką cenę stara się żyć szczęśliwie i znów osiągnąć spełnienie w życiu. Czy mu się udaje? Tego nie zdradzę.
Zdradzę natomiast, że książka ta jest jedną z tych, które trzymają w napięciu do samego końca i są w stanie zaskoczyć nawet na ostatniej stronie, kiedy to czytelnik może dowiedzieć się, kto telefonował do Piotra z najbardziej nietypowymi sprawami, chociażby z prośbą o ściągnięcie majtek z drzewa.
Mąż zastępczy to powieść lekka, przyjemna, taka, którą szybko się czyta. Powieść napisana w taki sposób, że w pewnym momencie czytania Piotr nie jest już zwykłym bohaterem literackim, a staje się po prostu przyjacielem. I choć to dopiero moja pierwsza książka autorstwa Joanny M. Chmielewskiej, po którą sięgnęłam, jestem przekonana, że nie ostatnia!

Mąż zastępczy. Muszę przyznać, że tytuł brzmi niezwykle intrygująco i zanim zapoznałam się z krótkim opisem tej książki, postanowiłam sama zgadnąć, o czym będzie. Jednak mimo najszczerszych starań, nie wpadłam na pomysł, że jej główny bohater to mężczyzna zdradzony przez kobietę. Swoimi pomysłami bardziej oscylowałam przy odwrotności tej sytuacji. A tu niespodzianka. I...

więcej Pokaż mimo to