Powieść kompletna. Za inną taką uważam już tylko "Władcę Pierścieni" Tolkiena i "Przeminęło z Wiatrem" właśnie dołączyło do jej na razie jednoosobowego, zaszczytnego grona. Obie te książki są dla mnie kwintesencją wspaniałej powieści, przez duże P.
Nie oznacza to jednak, że łatwo się ją czyta. Zajęło mi równo 3 miesiące by ją skończyć. Książka bardzo wciąga, język jest piękny ale nie wiem czemu - moje czytanie tej powieści dzieliło się na dni gdy pochłaniałam ją bez reszty i długie tygodnie gdy nie miałam ochoty po nią sięgać. W całym zachwycie tej historii aż do czerwonych policzków z emocji były chwile gdy po prostu chciałam od niej odpocząć bo przytaczała mnie swoim rozmachem, licznością wydarzeń i wątków. Ostatecznie coś, co przy innych książkach uważam za wadę, tu było największą zaletą. Nigdy nie czytałam innej takiej powieści w której psychologia bohaterów, a zwłaszcza głównych była tak wspaniale, niejednoznacznie opisana. Arcydzieło.
Na temat Scarlett i Rhetta mogłabym rozpisywać się długo, bo to postacie, które w moim sercu będą żyć wiecznie. Ciężko uwierzyć, że są tylko wytworem wyobraźni Pani Mitchell - są tak bardzo ludzcy w swoich czasem nieludzkich zachowaniach, tak bardzo prawdziwi...
Scarlett? Nie ma według mnie w świecie książek innej bohaterki, która wzbudzałaby tak skrajne emocje. Od pogardy po litość, od podziwu po wstyd. Choć często Scarlett swoim zachowaniem mnie onieśmielała i czułam duży sprzeciw wobec jej postępków - jej motywy, działanie, rozterki, determinacja, bezwzględność były dla mnie zrozumiałe i jasne. Rhett? Och, cóż to jest za człowiek... uwielbiam tą postać do granic możliwości. To taki łajdak o lwim sercu. Cynik z ogromną dozą miłości do świata. To połączenie sprawia, że staje się równie ciekawą i niejednoznaczną postacią co Scarlett. We dwójkę tworzą niepowtarzalny duet, dialogi między nimi, sprzeczki, kłótnie, docinki to moje ulubione fragmenty książki, wiele razy śmiałam się do łez gdy Rhett "gasił" Scarlett.
Ciężko jakkolwiek podsumować tą przygodę, bo tak - to była przygoda. Bywały dni, gdy chciałam tą książkę skończyć jak najszybciej, gdy w głębi serca nie chciałam jej kończyć nigdy. Teraz pozostała po niej duża wyrwa w sercu, pustka, wiele łez na policzkach wylanych przy ostatnich rozdziałach i mocna wiara w to, że tych oboje, wspaniałych bohaterów nie musiało już się z życiem tak szamotać w swej przyszłości.
Powieść kompletna. Za inną taką uważam już tylko "Władcę Pierścieni" Tolkiena i "Przeminęło z Wiatrem" właśnie dołączyło do jej na razie jednoosobowego, zaszczytnego grona. Obie te książki są dla mnie kwintesencją wspaniałej powieści, przez duże P.
Nie oznacza to jedna...
Rozwiń
Zwiń