-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-05-13
2024-05-10
Czasami potrzebuję nie tylko wytchnienia od thrillerów, ale też książek, które sprawią, że nawet w pochmurny dzień zaświeci dla mnie słońce, myśli bardziej pozytywne zdominują te smutaśne, a w serce zostanie wlane trochę ciepła i otuchy. Kuchnia książek jest właśnie tym, co ostatnimi czasy było mi potrzebne. Poza tym to debiut koreańskiej pisarki więc tym bardziej mnie zainteresował.
Yujin mieszka i pracuje w Seulu. Pewnego razu zrządzeniem losu trafiła do Soyang-ri. W wiejskim klimacie zakochała się od razu, a w podjęciu decyzji o przeprowadzce w to miejsce i założeniu własnej działalności znacznie pomogła wiadomość o utracie pracy. Yujin otwierając księgarnię, poczuła się spełniona i zadowolona z życia. Stworzyła nastrojowe miejsce pełne magicznych książek, w którym każdy mógł się zatrzymać na jakiś czas. Pobyć na wsi w pięknych okolicznościach przyrody i z literaturą, która specjalnie pod niego dobrana miała za zadanie przynieść ukojenie, poddać pomysły na rozwiązanie problemów lub wspomóc podjęcie życiowych decyzji. Chętnych na odwiedzenie takiej księgarni połączonej z hotelem, restauracją i domem pracy twórczej było wielu. My poznajemy historię kilku z nich.
„Uważałem marzenia za dziecinne i nierealistyczne, ale teraz już rozumiem. Jeżeli będziesz o nich myśleć jako o konkretach, to nigdy nie będą miały sensu. One są raczej energią, która pozwala nam stać się lepszą wersją siebie”.
Już sam tytuł publikacji koreańskiej pisarki Kim Jee Hye mnie zafascynował. Słowo kuchnia kojarzy mi się z przyjemnym, smacznym jedzeniem przygotowywanym i spożywanym w towarzystwie osób, które są w różny sposób nam bliskie. Drugie słowo tytułu to zaś moje drugie imię, bo bez książek nie jestem w stanie się obyć. Czuję przymus poczytania, chociaż godziny dziennie, bez tej minimalnej dawki źle się czuję. Bardzo spodobała mi się historia stworzona przez Autorkę. Polubiłam postacie w niej występujące, choć przez znaczne różnice kulturowe nie zawsze rozumiałam ich rozterki. Historie związane z osobami przybywającymi do magicznego miejsca prowadzonego przez empatyczną Yujin i jej przesympatycznych pracowników są przeróżne tak jak i życie, które prowadzą. Pokazanie dzięki nim blasków i cieni, sprawia, że czytelnik czuje, że można jednak z uśmiechem patrzeć w przyszłość. Zawodowe wypalenie, zmęczenie, zniechęcenie, trudne relacje rodzinne, ciężka choroba, tęsknota za bliskimi to tematy, które jeśli nie dotyczą nas samych to naszych znajomych. Zawsze jednak z najbardziej wyboistej ścieżki przy wsparciu dobrych ludzi i optymistycznym nastawieniu można wyjść na prostą. Dodatkowym smaczkiem jest wciągniecie w historie gości tytułów książek, które nadały ich życiu nowe znaczenie.
Tego typu literatura działa na czytelnika jak promienie słońca – nie oparzą, a wygładzą zmarszczki na czole, w umyśle i na sercu. Lektura ma moc terapeutyczną a tytułowe miejsce Soyang-ri Book’s Kitchen jest idealne dla moli książkowych i wszystkich wrażliwych dusz.
Za możliwość zapoznania się z treścią książki dziękuje Wydawnictwu Czarna Owca.
Czasami potrzebuję nie tylko wytchnienia od thrillerów, ale też książek, które sprawią, że nawet w pochmurny dzień zaświeci dla mnie słońce, myśli bardziej pozytywne zdominują te smutaśne, a w serce zostanie wlane trochę ciepła i otuchy. Kuchnia książek jest właśnie tym, co ostatnimi czasy było mi potrzebne. Poza tym to debiut koreańskiej pisarki więc tym bardziej mnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-05-02
Nie od dziś wiadomo, że wirusy są nierozerwalną częścią otaczającego nas świata i związane są z naszym życiem. Wywołują epidemie, które potrafią zdziesiątkować ludność danego regionu nie gorzej niż działania wojenne. „Hiszpanka”, dżuma, cholera, dur, ebola. Starsi mieszkańcy Wrocławia z pewnością pamiętają epidemię czarnej ospy i zamknięcie miasta w 1963 roku. Jednak zawsze się o wirusach czytało, oglądało reportaże, były koło nas, ale rzadko miały istotny wpływ na naszą codzienną egzystencję. Do czasu. COVID i lockdown z pewnością oddziaływał na funkcjonowanie zdecydowanej większości społeczeństwa. Zagrażał bezpośrednio nie tylko zdrowiu i życiu, ale również sytuacji rodzinnej i finansowej. Najnowszy thriller C.J. Tudor DEBIT przedstawia niepokojącą wizję świata ogarniętym epidemiami...
Hannah była pasażerką autokaru, który podczas zamieci śnieżnej wpadł w poślizg i utknął w zaspie. Cześć osób zginęła na miejscu. Ci, którzy przeżyli, zaczynają walczyć o przetrwanie. Będzie im trudno: ktoś wcześniej zdemontował młotki do rozbijania szyb i pozamykał wszystkie luki w tym bagażowe. Czy komuś zależało, aby nikt nie przeżył katastrofy?
Meg wraz z pięcioma osobami została odurzona i wsadzona do kolejki linowej. W wyniku awarii prądu wagonik zatrzymał się daleko od celu i wysoko, wysoko ponad górskimi szczytami. Robi się coraz zimniej, a zamknięte osoby powoli poddają się lękowi. Czy ktoś ich uratuje?
Carter jest jednym z mieszkańców Azylu. Dawne schronisko narciarskie obecnie wykorzystywane jest do badań nad nową generacją szczepionek. W komorach izolacyjnych w podziemiach przetrzymywani się zarażeni ludzie, na których przeprowadza się eksperymenty. Podczas zamieci wysiada prąd, pracuje tylko generator, kiedy i on przestanie działać, padnie system bezpieczeństwa, a wtedy zaczną budzić się demony...
C.J. Tudor stworzyła thriller postapo, który mrozi krew w żyłach. Nie tylko z powodu akcji, która rozgrywa się podczas siarczystych mrozów. Wykreowana bardzo ponura wizja świata, tajne ośrodki naukowe wykorzystujące zarażonych ludzi do badań nad nowymi szczepionkami, wizja życia w epidemii, ludzkich zachowań w ekstremalnych warunkach ścina krew. Unieruchomiona kolejka górska podczas awarii prądu, wypadek autokarowy z grupą studentów, schronisko w górach, które w wyniku zamieci zostaje tylko z psującym się generatorem prądu. Przeplatające się wątki są fascynujące. Z zapartym tchem można obserwować, jak w wyniku zagrożenia życia zmieniają się relacje międzyludzkie, jak walka o przetrwanie powoduje obudzenie najniższych instynktów. Do czego zdolny jest człowiek przyparty do muru w sytuacji bez wyjścia. Krótkie rozdziały tylko potęgują ciekawość. Sprawiają, że książkę trudno jest odłożyć. Jednak prawdziwe zaskoczenie i wbicie w fotel spotka nas pod koniec lektury, kiedy okazuje się, że te trzy niesamowite historie mają wspólny mianownik. Zaskakujący, mroczny i niepokojący. Nad wszystkimi wydarzeniami krąży jak sęp DeBIT – Departament Badań nad Infekcjami Terminalnymi...
Debit to rodzaj thrillera, koło którego nie można przejść obojętnie. Albo się go pokocha, albo rzuci nim o ścianę.
Za możliwość zapoznania się z treścią książki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca
Nie od dziś wiadomo, że wirusy są nierozerwalną częścią otaczającego nas świata i związane są z naszym życiem. Wywołują epidemie, które potrafią zdziesiątkować ludność danego regionu nie gorzej niż działania wojenne. „Hiszpanka”, dżuma, cholera, dur, ebola. Starsi mieszkańcy Wrocławia z pewnością pamiętają epidemię czarnej ospy i zamknięcie miasta w 1963 roku. Jednak zawsze...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-30
Cisza. Co to słowo oznacza? Jest dobra czy zła? Konieczna czy zbędna? Jaką rolę pełni w naszym życiu? Czym dla nas jest? Niesie spokój duszy czy niepokój i chaos? Czy cisza jest równoznaczna z samotnością? Czy to brak sensu? Cisza może uspokoić, ale może też być trudna do wytrzymania. Cisza to milczenie. Milczenie pełne urazy i złości lub by zaakcentować znaczenie i doniosłość chwili. Milczenie, by kontemplować przyrodę, wyciszyć się. Milczenie stawiające włoski na karku, przeszywające. Tkwi w nim moc. Rani, ale może też być tarczą.
Eva i Simon są małżeństwem od wielu lat. Dawno temu zawarli porozumienie, że na niektóre tematy nigdy nie będą rozmawiać. Nie wracali do przeszłości i tego, co się wydarzyło. Trawili w ciszy własnych umysłów swoje rozterki i rozprawiali się z demonami. Simon był Żydem. Analizował wydarzenia z II wojny światowej, w czasie której wraz z rodzicami i bratem z trudem uratował się przed zagładą. Eva rozpamiętuje oddanie dziecka do adopcji i wtargnięcie intruza do domu, w którym była tylko z maleńkimi córkami. Małżeństwo z czasem zamienia coraz mniej słów. Nie mają już sobie prawie nic do przekazania. Pewnego dnia Simon milknie i to dosłownie. Cisza, która zalega w czterech ścianach, powoli staje się przytłaczająca i przyciąga nie tylko dobre wspomnienia...
Narratorem powieści Merethe Lindstrøm jest Eva, ale głównym bohaterem jest CISZA. Za każdą ciszą coś się kryje. Brak dźwięków uspokaja i wycisza myśli, ale może również zadać ból, zranić do głębi. Osobiście bardzo lubię ciszę. Dobrze się wtedy czuję. Inna sprawa, że mam z kim milczeć i to milczenie nie jest niezręczne ani uciążliwe. Jak odebrałam powieść? Mimo monotonii i braku dynamiki coś w sobie ma. Eva jest niezwykłą narratorką. O wszystkich wydarzeniach opowiada z ogromnym dystansem, chłodem, który sprawa, że jeszcze bardziej czuć emocje aniżeli używałaby krzyku, wulgaryzmów lub uderzała w płaczliwe tony. Ta oschłość troszkę przeraża i wywołuje dyskomfort.
Dni w historii ciszy to powieść, która po prostu płynie. Powoli, bez pośpiechu, bez fajerwerków. Opowieść o miłości, o nieprzepracowanych traumach, o osłabionych relacjach międzyludzkich, których w wyniku przeżyć wojennych czasem nie sposób odbudować. To powieść o poświęceniu, przemijaniu. O tym, że jeśli się o czymś nie porozmawia w danej chwili, może już nigdy nie nadejść odpowiedni moment na wzajemne porozumienie i zrozumienie.
Powieść jest smutna i na swój sposób mroczna, ale i refleksyjna dająca więcej pytań niż odpowiedzi. To dramat rodzinny zawierający w treści uniwersalny klucz. Każdy znajdzie coś, co go skłoni do przemyśleń, co skojarzy z samym sobą lub z kimś bliskim. Wspomnienia Evy mogą otworzyć przez lata zamknięte prywatne szufladki. Przeszłość przecież nigdy nie odchodzi, ona zastaje z nami na zawsze i czy tego chcemy, czy nie będzie miała na nas wpływ aż do samego końca...
Za możliwość zapoznania się z treścią książki dziękuję Wydawnictwu ArtRage
Cisza. Co to słowo oznacza? Jest dobra czy zła? Konieczna czy zbędna? Jaką rolę pełni w naszym życiu? Czym dla nas jest? Niesie spokój duszy czy niepokój i chaos? Czy cisza jest równoznaczna z samotnością? Czy to brak sensu? Cisza może uspokoić, ale może też być trudna do wytrzymania. Cisza to milczenie. Milczenie pełne urazy i złości lub by zaakcentować znaczenie i...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-26
Przyznam bez bicia, że nie znam wcześniejszych powieści autorstwa Ewy Bauer. Wyczytałam, że wydała kilka powieści obyczajowych i sagę rodzinną. Na zboczu góry jest jej debiutem w kategorii ciężkiego kalibru, jakim jest według mnie thriller psychologiczny. Debiutom nawet tego rodzaju nigdy nie odmawiam, więc zabrałam się za lekturę.
W pewnym momencie nie było chyba na świecie bardziej szczęśliwych ludzi niż Magda i Michał. Dziewczyna ukończyła studia, dostała staż w rozgłośni radiowej dający jej nadzieję na późniejsze zatrudnienie. Michał jeszcze studiował, ale także zdobył pracę i możliwość jednoczesnego przygotowania się do końcowych egzaminów. Narzeczeni marzyli już tylko o wynajęciu wspólnego lokum. Przed ślubem postanowili wybrać się w podróż. Wybór padł na Hiszpanię. Oszczędzając pieniądze, nie zauważyli, że wynajęli apartament łączony i będą mieszkać z kimś jeszcze. To był ich pierwszy błąd. Drugim była samotna wyprawa na mało uczęszczany górski szlak. Błąd numer trzy – zaufali nieznajomemu. Kiedy nadszedł już czas powrotu do kraju, a młodych wciąż nie było, policja polska i hiszpańska uznaje ich za zaginionych. W śledztwie pomaga prywatny detektyw, którego zatrudniła przyjaciółka Magdy. Wybrał się do Hiszpanii, by sam zbadać pewne tropy. Wkrótce dziewczyna do niego dołączyła.
Czy razem zdołają odnaleźć młodą parę?
Mam mieszane odczucia co do lektury. Czy jest bardzo słaba, czy tylko słaba? Początek niemiłosiernie mi się dłużył. Autorka chciała ze szczegółami wprowadzić nas w historię, jednak uważam, że nie było potrzeby snucia aż tak rozwiniętej opowieści o początkach znajomości głównych bohaterów, skracając przy tym do minimum opis psychologiczny czarnego charakteru, który stanie im na drodze w hiszpańskich górach. Denerwowało mnie dziecinne zachowanie Magdy. Powierzchowność relacji międzyludzkich, infantylność, dziwnie cudowne zbiegi okoliczności. Wszystkie wydarzenia i dialogi były spłycone, pisane jakby w pośpiechu na kolanie. Na plus mogę zaliczyć opisy hiszpańskiej przyrody i atrakcji turystycznych.
Pomysł na fabułę był bardzo dobry, ale czy Ewa Bauer odnalazła się w thrillerze psychologicznym? Według mnie nie za bardzo. Co prawda nie ziewałam z nudów podczas lektury, ale i nie miałam wypieków na twarzy. Akcja nie trzymała mnie w napięciu, nie była dynamiczna, nie wzbudzała dreszczy czy niepokoju. Miejscami była nawet niespójna i mało wiarygodna. Momentami nawet na usta cisnęło się pytanie: Serio?? Chciałam po prostu doczytać do końca, bo zawsze staram się skończyć lekturę, ale i w samym zakończeniu coś nie zagrało. Rozumiem, że osobie, która do tej pory pisała powieści obyczajowe, trudno jest się odnaleźć w innych gatunkach, ale może czasem nie warto próbować nawet dla zabawy?
Ostatecznie historia mnie do siebie nie przekonała. Przeciętniak jakich wiele na rynku. Mało tego, za parę dni zapomnę, o czym czytałam. Być może osoby, które rzadko sięgają po thrillery i kryminały będą usatysfakcjonowane lekturą, ja jednak jako wielka miłośniczka tego gatunku nie czuje nic oprócz rozczarowania.
Za możliwość zapoznania się z treścią książki dziękuję Wydawnictwu Prozami
Przyznam bez bicia, że nie znam wcześniejszych powieści autorstwa Ewy Bauer. Wyczytałam, że wydała kilka powieści obyczajowych i sagę rodzinną. Na zboczu góry jest jej debiutem w kategorii ciężkiego kalibru, jakim jest według mnie thriller psychologiczny. Debiutom nawet tego rodzaju nigdy nie odmawiam, więc zabrałam się za lekturę.
W pewnym momencie nie było chyba na...
2022-08-22
Bycie opiekunem jakiegokolwiek zwierzaka to wiele przyjemności i miło spędzonych chwil. Jednocześnie biorąc istotę pod swoje skrzydła, trzeba pamiętać, że automatycznie nakłada to na nas odpowiedzialność za jego zdrowie i życie oraz szereg obowiązków nie zawsze przyjemnych. Kiedy ma się tego świadomość, wszystko się dobrze ułoży, ale uważam, że od czasu do czasu warto sięgnąć do jakiegoś poradnika. Nawet takiego z przymrużeniem oka.
Dogologia zainteresowała mnie przede wszystkim pod względem przedstawienia psich zachowań. Poradnik jest bowiem „napisany” z perspektywy psa... To interesująca i bardzo humorystyczna wersja mini zbioru porad dla opiekunów. Dlaczego pupil szczeka na gości, ucieka przed szczotką i co lubi jeść najbardziej? Jak traktuje spacery, co myśli o kotach? Dlaczego nie przepada za wizytami u weterynarza? Wiele ras, wiele charakterów i upodobań, ale jedno jest zawsze wspólne: pies, to pies. Nie jest ważne, czy to kaukaz, czy jamniczek. Każdy ma swoje potrzeby i stara się je wyrażać w sposób zrozumiały dla gatunku homo sapiens. Im szybciej podejmiemy właściwą komunikację, tym bardziej obie strony będą zadowolone ze wspólnego bycia i zyskają komfort na długie lata.
Przy tym krótkim i zwięzłym poradniku nie raz i nie dwa szczerze się uśmiałam. Deklaracja Psich Praw? Psie bitwy? Psy w literaturze? Takim ciekawostkom trudno się oprzeć. Spodobały mi się również ilustracje. Obserwując zaś zachowanie psa w stosunku do moich czterech kotów, musiałam przyznać słuszność i przyklasnąć trafności spostrzeżeń Autora. Niepozorna książeczka zawiera zbiór psich zachowań i ciekawostek, sprawi sporą frajdę podczas czytania, ale czy czegokolwiek nauczy? Myślę, że to zależy od podejścia i świadomości czytającego. Mnie się spodobała, choć nie dowiedziałam się z niej niczego nowego. Troszkę jednak inaczej spojrzałam na swojego psotnika. No i daję już mu więcej smaczków i nie oszczędzam na przytulaskach.
„Wszystkie pieski cierpią na pewną dziwną przypadłość, której do końca nie rozumiemy. Kiedy jesteśmy bardzo podekscytowani, to nagle tracimy zdolność słyszenia naszych ludzi. Ten stan można łatwo wyleczyć poprzez zastosowanie smakołyków”… taaaa jakbym czytała o moim ukochanym urwisie!!
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl oraz dzięki uprzejmości Wydawnictwa RM
Bycie opiekunem jakiegokolwiek zwierzaka to wiele przyjemności i miło spędzonych chwil. Jednocześnie biorąc istotę pod swoje skrzydła, trzeba pamiętać, że automatycznie nakłada to na nas odpowiedzialność za jego zdrowie i życie oraz szereg obowiązków nie zawsze przyjemnych. Kiedy ma się tego świadomość, wszystko się dobrze ułoży, ale uważam, że od czasu do czasu warto...
więcej Pokaż mimo to