rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Kilka ikonicznych opowiadań w tym zbiorze, reszta niestety niewarta uwagi.

Kilka ikonicznych opowiadań w tym zbiorze, reszta niestety niewarta uwagi.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść przypominająca raczej jakieś streszczenie, w jednym momencie mamy opis a la gawęda przy ognisku "dawno dawno temu stało się x i y" po czym doświadczamy szczegółowego dialogu, by znowu przesunąć się dwa miesiące do przodu. Bardzo nierówna. Ktoś tu przyrównał styl autorki do stylu islandzkich sag, ale osobiście tego nie zauważyłem - szczególnie, że czytając Sagę o Egilu odczuwałem jakieś emocje względem toczących się wydarzeń, czego o Czarnoksiężniku powiedzieć się nie da. Przedstawiona historia nie angażuje i to zapewne nie dlatego, że jest aż tak nudna, ale dlatego że jest w taki sposób opowiedziana - zarzut raczej pod adresem warsztatu pisarki. Do tego dostajemy świat wielu różnych wysp, który wypada blado i bez polotu - jak zwykle, nie ma w nim nic interesującego. Autorka udaje gdzieniegdzie, że jej świat jest żywy, rzucając to tu to tam jakąś nazwę, którą powinniśmy niby znać, tak jakby rzuciła w naszym świecie: "no, jego ojciec mieszkał na północy Afryki, a ten tamten dotarł aż do wschodniej Azji", ale na tym się kończy jej worldbuilding. Czasem ktoś wypowie słowa w wymyślonym języku - zupełnie zbędne sekwencje, bo wystarczyłoby napisać, że ktoś powiedział coś w obcym języku, a tak mamy po prostu oszustwo - to nie jest Tolkien, który posługuje się prawdziwym językiem (domowej roboty, ale zawsze), ani Sapkowski, który udając, że jego język jest wymyślony, tak naprawdę serwuje nam w pełni zrozumiałe zdania, o ile znamy jakiś angielski czy francuski. Tutaj to są po prostu puste iluzje, które mają udawać wiarygodność przedstawionego świata, w rzeczywistości miałkiego i marnującego swój potencjał. Szkoła magii jest nudna i mamy wrażenie, że uczy się w niej troje uczniów. Zero emocji przez całą książkę. Ktoś powiedział, że to opowieść o dojrzewaniu, pokonywaniu przeciwności, stawaniu się człowiekiem - mega nadużycie wobec tej opowiastki. Ok, czuję że taki mógł być zamysł autorki, że to MIAŁA być opowieść o tym, ale mimo wszystko wyszło zbyt nijako, by potraktować te wątki serio. Przemiana bohatera jest... nieangażująca jak wszystko w tej książce! O, przeszedł przemianę. Fajnie. A jakby nie przeszedł... no cóż, też ok. Plusem tej książki jest z pewnością jej niewielka objętość, co pozwala szybko się z nią uporać. Nie da się też ukryć, że sam pomysł fantastycznego świata złożonego z różnorodnych wysp i otoczonego bezkresnym morzem jest interesujący, ale niestety umarł on przy wykonaniu (jak można uśmiercić tak dobry pomysł!). A, zapomniałem. W powieści są smoki. Ale można zapomnieć, bo spotkanie z nimi, nawet zabicie kilku z nich, jest równie fascynujące, jak moment, w którym bohater wylewa wodę z łódki. Czyli w ogóle. Podsumowując, lepiej poczytać coś innego.

Powieść przypominająca raczej jakieś streszczenie, w jednym momencie mamy opis a la gawęda przy ognisku "dawno dawno temu stało się x i y" po czym doświadczamy szczegółowego dialogu, by znowu przesunąć się dwa miesiące do przodu. Bardzo nierówna. Ktoś tu przyrównał styl autorki do stylu islandzkich sag, ale osobiście tego nie zauważyłem - szczególnie, że czytając Sagę o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sequel wciągnął mnie jeszcze bardziej, niż świetne Miasto Kamieni. Niesamowita robota wykonana dla odzwierciedlenia klimatu tamtej epoki - rozdzieranej przez społeczne podziały Republiki Weimarskiej, której stabilności zagrażają z jednej strony czerwoni, z drugiej rosnący w siłę brunatni. A pośród tego chaosu śledzimy losy zwykłych ludzi, którzy starają się jakoś odnaleźć swoje miejsce.

W Mieście Dymu pojawiają się historyczne postacie, a także zespół afroamerykańskich muzyków jazzowych, których obecność stanowi również okazję do oddania powszechnego w tamtym czasie uwłaczającego poglądu na rasy ludzkie, ukazanego choćby w obrzydliwych plakatach zapowiadających występy.

Jestem przed lekturą trzeciego tomu, ale już wydaje mi się, że całość serii stanowi dobry portret ogólnego mechanizmu zaprzepaszczania demokracji na rzecz autorytaryzmu i totalitaryzmu - mechanizmu, którego znajomość szczególnie dziś wydaje się jak najbardziej pożądana.

Sequel wciągnął mnie jeszcze bardziej, niż świetne Miasto Kamieni. Niesamowita robota wykonana dla odzwierciedlenia klimatu tamtej epoki - rozdzieranej przez społeczne podziały Republiki Weimarskiej, której stabilności zagrażają z jednej strony czerwoni, z drugiej rosnący w siłę brunatni. A pośród tego chaosu śledzimy losy zwykłych ludzi, którzy starają się jakoś odnaleźć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książką podejmuje problematykę funkcjonowania obywateli w organizacjach społeczeństwa obywatelskiego, takich jak organizacje pozarządowe, związki zawodowe, związki pracodawców, czy organizacje polityczne. Autorka przygląda się, w jaki sposób jednostki kształtują określone postawy społeczne poprzez uczestnictwo w tych organizacjach, w jaki sposób dokonuje się ich socjalizacja wtórna oraz budowanie wspólnej i indywidualnej tożsamości. Praca oparta została na bogatym materiale empirycznym zebranym przez autorkę podczas badań jakościowych, w ramach których przeprowadziła wywiady z 51 członkami różnych organizacji.

Pomimo interesującej tematyki oraz fragmentu pozytywnej recenzji Hanny Palskiej, znajdującej się na odwrocie książki, muszę stwierdzić, że pozycję czyta się koszmarnie. Cała publikacja zbudowana jest na schemacie: krótki komentarz – wypowiedź respondenta – komentarz – wypowiedź, itd. Przykładowo poruszając wątek socjalizacji, autorka wymienia każdego respondenta z osobna, każdemu przyporządkowując odpowiedni (długi) cytat, ponadto owe cytaty w zupełnie niewiadomym celu przepisane są bez żadnych zmian z wypowiedzi ustnych respondentów, nie pomijają np. powtórzeń i gubienia się w toku wypowiedzi, co jest dla potrzeb podejmowanej przez autorkę analizy zupełnie niepotrzebne i męczące. W pracy brakuje dłuższej refleksji teoretycznej nad prezentowanym materiałem, autorka nie zatrzymuje się dłużej nad poszczególnymi problemami, przeskakując od jednego respondenta do drugiego, kwitując ich wypowiedzi krótkimi komentarzami. Samych cytatów jest zbyt wiele i w większości są zbędne, gdyż nie wnoszą nic poza tym, co autorka mogłaby przedstawić w postaci mowy zależnej, oszczędzając przy tym znacznie czas czytelnika. Mimo że sięga ona co jakiś czas po ujęcia teoretyczne różnych myślicieli, to owe przywołania wydają się być ozdobą doklejoną do treści na siłę, natomiast ich brak nie zmieniłby niczego w prezentacji problematyki pracy.

Podsumowując, obietnica ciekawej tematyki, wyrażona w tytule oraz opisie książki, została zmieciona przez irytujący sposób organizacji treści, który czyni z publikację raczej zbiór komentarzy do transkrypcji przeprowadzonych wywiadów, niż solidną pracę doktorską podejmującą rozważania na społecznie ważny, wydawałoby się, temat.

Książką podejmuje problematykę funkcjonowania obywateli w organizacjach społeczeństwa obywatelskiego, takich jak organizacje pozarządowe, związki zawodowe, związki pracodawców, czy organizacje polityczne. Autorka przygląda się, w jaki sposób jednostki kształtują określone postawy społeczne poprzez uczestnictwo w tych organizacjach, w jaki sposób dokonuje się ich...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Ilustracje. Przewodnik Nick Souter, Tessa Souter
Ocena 6,6
Ilustracje. Pr... Nick Souter, Tessa ...

Na półkach:

„Nawet najlepiej wykształceni krytycy sztuki traktują ilustrację po macoszemu (…) jednak jest to ocena absurdalna i pozbawiona sensu, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy wielu arty-stów nie uznaje już sztucznej granicy między sztuką komercyjną a «czystą»” – pisze we wstępie do omawianej publikacji brytyjski ilustrator Paul Hogarth. Dzieje ilustracji zdecydowanie stanowią fascynujące dopełnienie rozwijającej się swoją drogą sztuki czystej i godne są opracowania, wprowadzającego w charakterystyczną różnorodność stylów, podejść i technik.

Książka w języku polskim została wydana nakładem wydawnictwa MUZA. Format jest nieco większy od standardowego A5. Strony zapełnione są ilustracjami, a ich swobodne przeglądanie ułatwia szycie książki.

Pozycja podzielona jest na 4 rozdziały odpowiadające następującym okresom: 1850-1899; 1900-1939; 1940-1969 oraz 1970-1990. Każdy okres obejmuje przekrój artystów, którzy mieli największy wpływ na rozwój sztuki ilustratorskiej w danym czasie. Poszczególne rozdziały rozpoczynają się kilkustronicowym wstępem, w którym autorzy objaśniają kontekst i realia epoki, w której tworzyli artyści, a także zapoznają czytelnika z najważniejszymi faktami dotyczącymi ilustracji danego okresu, od sposobu ich tworzenia po społeczny ich odbiór.

Książka zapewnia wgląd w dzieła najistotniejszych dla dziejów ilustracji artystów oraz zapoznaje z ich najważniejszymi pracami. Do jej mankamentów należy na pewno mały format większości ilustracji, których znalazło się po kilka na każdej stronie, co niekiedy uniemożliwia dostrzeżenie wszystkich związanych ze stylem i techniką danego autora niuansów. Ponadto ogromna ilość artystów, jaka znalazła się w pozycji, nie pozwoliła autorom na poświęcenie każdemu z nich zbyt wiele uwagi. Ze względu na to informacje sprowadzają się do pobieżnego ujęcia życiorysu artysty, co nie zawsze jest istotne z punktu widzenia celu tego przewodnika. Nie znajdziemy zatem głębszej refleksji nad techniką ilustratora, jego sposobem pracy, używanymi narzędziami czy inspiracjach; zamiast tego możemy dowiedzieć się na jakiej uczelni on studiował czy też dla jakich czasopism pracował. Charakter tych informacji nieadekwatnie reprezentowany jest, moim zdaniem, przez tytuł pozycji, która brzmi "Ilustracje. Przewodnik", nie zaś "Ilustratorzy. Biografie". Innym minusem bywa rozbieżność opisu autora i prezentowanych ilustracji: obok informacji, że najsłynniejszymi pracami autora są X i Y znajdują się przykłady zupełnie innych prac; a zatem autorzy najpierw kierują nasze zainteresowanie na konkretne obrazy, by potem zaprezentować nam inne z repertuaru artysty. Mimo wszystko książka stanowi dość solidny przegląd najważniejszych artystów, i jeśli któryś zyska zainteresowanie czytelnika, ciekawość z pewnością poprowadzi go do dalszych poszukiwań.

„Nawet najlepiej wykształceni krytycy sztuki traktują ilustrację po macoszemu (…) jednak jest to ocena absurdalna i pozbawiona sensu, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy wielu arty-stów nie uznaje już sztucznej granicy między sztuką komercyjną a «czystą»” – pisze we wstępie do omawianej publikacji brytyjski ilustrator Paul Hogarth. Dzieje ilustracji zdecydowanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dość interesujące spojrzenie na relacje łączące nas z używanymi codziennie przedmiotami. Autor stara się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego odczuwamy do jednych przedmiotów sentyment, przywiązanie, do innych frustrację, a jeszcze inne cieszą nas po prostu łatwością ich użytkowania.

Norman wyróżnia trzy poziomy ludzkiej percepcji – pierwotny, behawioralny i refleksyjny. Każdy z nich odpowiada za inny rodzaj podejścia do przedmiotu, przykładowo na poziomie behawioralnym uwaga skoncentrowana jest na działaniu przedmiotu i łatwości jego użytkowania. Dobre projektowanie powinno uwzględniać poziom lub poziomy percepcji, na których dany przedmiot będzie prawdopodobnie najintensywniej doświadczany. Autor ilustruje swoje rozważania licznymi przykładami istniejących przedmiotów, przytacza również sytuacje z własnego życia, ukazujące rolę emocji w ludzkich interakcjach z przedmiotami.

Poza interesującym aspektem usystematyzowania problematyki naszego podejścia do używanych przedmiotów, książka nie jest jednak zbyt odkrywcza. Szczególnie w dwóch ostatnich rozdziałach autor sprawia wrażenie, jakby zapomniał o jej temacie, oddając się galopującym dywagacjom o przyszłości pełnej emocjonalnych robotów, które wykonywałyby wszystkie domowe czynności od parzenia kawy, przez pranie i sprzątanie, po przynoszenie z lodówki coca-coli rozleniwionemu (zapewne leżącemu na kanapie przed telewizorem) posiadaczowi tych wszystkich robotów. Są to moim zdaniem rozdziały zupełnie niepotrzebne, nie dodające nic wartościowego do treści, a wręcz psujące początkowe dobre wrażenia z lektury; w dodatku nie mające nic wspólnego zarówno z tytułem jak i podtytułem książki – dlaczego kochamy lub nienawidzimy rzeczy powszednie.

Dość interesujące spojrzenie na relacje łączące nas z używanymi codziennie przedmiotami. Autor stara się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego odczuwamy do jednych przedmiotów sentyment, przywiązanie, do innych frustrację, a jeszcze inne cieszą nas po prostu łatwością ich użytkowania.

Norman wyróżnia trzy poziomy ludzkiej percepcji – pierwotny, behawioralny i refleksyjny....

więcej Pokaż mimo to