-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
Wiecie, co najbardziej denerwuje mnie w komediach romantycznych? To, że :
a) wcale nie są romantyczne
b) "niby" humor jest tak nachalny, że przynosi efekt zupełnie odwrotny od zamierzonego.
Dwa powyższe punkty sprawiają, że zamiast miłej rozrywki, męczę się niesamowicie, czy to nad książką, czy to przed telewizorem. I myślę sobie : co oni wszyscy w tym widzą?!
A jakie okazało się wspólne dzieło Magdaleny Witkiewicz i Alka Rogozińskiego?
Zacznijmy od początku.
Michał - mężczyzna bez konkretnie zaplanowanej przyszłości, za to z bolesną przeszłością. Zdradzony i oszukany przybywa do Miasteczka, w którym zamierza odnaleźć skarb. Taki prawdziwy! Jest tylko malutki problem. Musi znaleźć odpowiednią kapliczkę.
W ten oto sposób trafia na Malwinę, młodą kobietę, która pewnego dnia postawiła wszystko na jedną kartę i postanowiła wyjechać wraz z ukochanym Radosławem w NieBieszczady 😉 W tym celu zakupiła restaurację wraz z małym mieszkaniem i dość... intrygującą piwniczką pełną wina, w której znalazł schronienie ktoś jeszcze. Miał to być raj na ziemi, szkoda tylko, że ten cały Radzio gdzieś przepadł.
Nie trudno się domyślić, że w tym oto punkcie powinna rozpocząć się komedia pełna pomyłek i romantycznych uniesień. Ale czy autorzy sprostali zadaniu, jakie sami przed sobą postawili?
Przyznaję, tych "uniesień" nie było co prawda zbyt wiele i... chwała im za to, bo gdyby było zbyt słodko, mogłoby to przynieść fatalne skutki Na szczęście w "Pudełku z marzeniami" było, i spokojno- romantycznie, i zabawnie, i co najważniejsze, nigdy nie było nijako. Uff 😉 Ciągle się coś działo.
Tam, gdzie miało być śmiesznie - było. Ze smakiem. Bogu dzięki. Nie lubię takich rozśmieszaczy dodawanych na siłę, które zamiast wywołać uśmiech na twarzy czytelnika, wpędzają go w konsternację. Co do romantyzmu - na szczęście nie ma tu picia z dziubków, akcji typu "ja cię kocham a ty z nim /śpisz". Owszem, jest chytry plan wyswatania głównych bohaterów, ale pozostaje pytanie czy to przyniesie zamierzony efekt?
Podsumowując : jest po prostu miło (gdyby wszyscy odnosili się do drugiego człowieka z takim szacunkiem i życzliwością - świat byłby naprawdę pięknym miejscem) pomimo tego, że autorzy postanowili wprowadzić do swojej opowieści też czarny charakter.
Dodatkowy plusik u mnie za dystans do własnej osoby 😉 Brawo!
" - Z Kamila powstał Kamilek, a potem Kamiluś - wyjaśnił niechętnie. - Potem kiedyś, jak mama mnie wołała na podwórku, echo obcięło pierwszą sylabę i wyszedł Miluś, a od tego powstał Milaczek. Podobno jakaś pisarka napisała książkę, która nosi taki tytuł i wszystkim się to zdrobnienie bardzo spodobało. A ja go nienawidzę. I w związku z tym nie lubię tej pani pisarki i na pewno nigdy nie przeczytam jej książki"
Warto też wspomnieć o całej plejadzie postaci drugoplanowych, która odegrała bardzo ważne role w życiu dwójki głównych bohaterów. W zasadzie... mam wyrzuty sumienia, że panią Wiesie, babcię i siostrę Malwiny, czy dzieciaki nazywam postaciami drugoplanowymi, bo ja bardzo ich polubiłam. I zapewne nie tylko ja 😉 Bohaterów tak kolorowych i intrygujących jak oni można życzyć każdemu autorowi, naprawdę. Ale mam wrażenie, że gdybym zaczęła każdą z postaci analizować, nie dotrwalibyście do końca tej recenzji.
Napiszę więc krótko - warto ich poznać!
Wszystkich!
Spędziłam naprawdę przyjemny i zabawny wieczór z bohaterami tej powieści. Fakt, czasami łapałam się za głowę, kiedy Michał wpadał na coraz to oryginalniejszy pomysł dostania się do skarbu. Trzeba mu przyznać, że jego pomysłowość nie znała granic. Ale w sumie to dobrze. Dużo się przynajmniej działo. Nie było martwych punktów, które często zmuszają nas do odłożenia lektury na później. A to najważniejsze.
Autorzy dobrze wykonali swoje zadanie oddając w nasze ręce prawdziwą komedię romantyczną. Nie tylko z nazwy, ale i też z treści.
Może warto byłoby pomyśleć nad ekranizacją?
Jaki morał płynie z tej historii?
Warto być ..... i ......... i to nie tylko od święta.
Jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście, przeczytajcie "Pudełko z marzeniami" i sami uzupełnijcie brakujące wyrazy 😉
Wiecie, co najbardziej denerwuje mnie w komediach romantycznych? To, że :
a) wcale nie są romantyczne
b) "niby" humor jest tak nachalny, że przynosi efekt zupełnie odwrotny od zamierzonego.
Dwa powyższe punkty sprawiają, że zamiast miłej rozrywki, męczę się niesamowicie, czy to nad książką, czy to przed telewizorem. I myślę sobie : co oni wszyscy w tym widzą?!
A jakie...
"Posłuchaj jak wiatr na skrzypcach żałośnie gra...".
Każdy z nas ma w planach takie książki, które niby chce przeczytać, ale nic nie robi, aby to faktycznie zrobić.
Tak było u mnie w przypadku tej powieści. Przyznaję, opis mnie zaciekawił, spodobała mi się okładka i pomyślałam sobie, że chciałabym poznać historię w niej opisaną.
Z czasem mój zapał zmalał, inne książki zajmowały swoje miejsca w mojej domowej biblioteczce, a "Z popiołów" tylko od czasu do czasu rzucało mi się w oczy w internecie. I pewnie gdybym pewnego grudniowego dnia nie odwiedziła biblioteki, nadal nie poznałabym Sary i Michała. Patrząc na tę książkę, stojącą na półce, zdałam sobie sprawę, że przecież nic nie stracę zabierając ją do domu. Czy to było dobre posunięcie z mojej strony?
Wydarzenia z przeszłości zmieniły Sarę nie do poznania, odcisnęły piętno na jej poczuciu własnej wartości i zaufaniu do ludzi. Jest teraz pewna, że miłość sprowadza się jedynie do cierpienia. Przynosi ból, łzy i rozczarowanie. Przekonał się o tym także Michał, którego wykorzystała była dziewczyna.
Przypadkowe spotkanie dwóch poranionych dusz uruchamia ciąg niespodziewanych zdarzeń i pozwala im poznać życie na nowo. Budowany od lat mur, którym otaczała się Sara, zaczyna pękać za sprawą opiekuńczego Michała.
"W życiu nie ma miejsca na poprawki. To nie brudnopis, w którym można eksperymentować bez konsekwencji".
New adult - to (nie)nowy gatunek w literaturze, który cieszy się sporą popularnością. Jest tylko jeden malutki problem. Moim zdaniem, wszystkie powieści przypisane do tego gatunku są bardzo schematyczne (wniosek na podstawie powieści NA, które do tej pory przeczytałam). Jest "ofiara" (w tej roli przeważnie występuje dziewczyna) skrzywdzona przez los/bliskich oraz wybawca, który powoli pomaga ofierze podnieść się z kolan i zacząć żyć.
Zdaję sobie sprawę, że "Z popiołów" Martyny Senator jest zaliczana do gatunku powieści obyczajowych, ale jak dla mnie ona idealnie wpisuje się w nurt NA, bo posiada wszystkie elementy charakterystyczne dla tego właśnie gatunku.
W przypadku historii Sary i Michała to właśnie ona została niewyobrażalnie skrzywdzona przez kogoś, kto powinien ją chronić, a Michał pomaga wrócić jej do życia. Takiego prawdziwego - pełnego uśmiechu, radości i nadziei.
"Oboje runeliśmy w przepaść, ale na szczęście w porę nauczyliśmy się latać i zamiast roztrzaskać się o dno, wzbiliśmy się wysoko w powietrze".
I tu pojawia się pytanie : czy warto sięgać po takie powieści, skoro zmieniają się w nich jedynie imiona bohaterów, traumatyczne przeżycia, okoliczności pierwszego spotkania, ich zainteresowania, pasje, kierunki studiów i zawody? No tak, można pomyśleć, że przecież już to sprawia, że każda z tych historii jest inna, ale należy pamiętać, że szkielet powieści pozostaje ten sam - wychodzenie z cienia przeszłości ; wracanie do życia.
"Czasami diabeł przybiera postać anioła tylko po to, żeby zwabić człowieka w sam środek piekła".
I ja już szybciutko odpowiadam Wam na to pytanie. Według mnie wszystko zależy od sposobu, w jakim autor/ka ujmie temat.
Można napisać 500 stron, ale jeżeli na żadnej z nich nie znajdziemy choć cienia emocji, taką książkę można oddać do skupu makulatury, aby już nigdy więcej na nią nie patrzeć.
A można, tak jak Martyna Senator, na 333 stronach ukazać całą gamę uczuć i zrobić to w taki sposób, że nie sposób oderwać się od książki!
Tak, tak. Dobrze czytacie. Ta książka jest genialna!
Dla niej zarwałam noc. Razem z głównymi bohaterami śmiałam się i płakałam. Przeżywałam wszystko razem z nimi. A potem tak bardzo za nimi tęskniłam ; ok - nadal tęsknię.
To wszystko świadczy o tym, że autorka wykonała kawał dobrej roboty. Potrafiła ubrać w słowa miłość Sary do muzyki, a to nie jest wcale proste, by przemienić nuty w słowa na papierze. Moim zdaniem idealnie oddała też emocje, jakie towarzyszyły Sarze i Michałowi na poszczególnych etapach ich znajomości.
I zaciekawiła mnie już na samym początku, a to jest bardzo ważne, by czytelnik "przeniknąl" do powieści już od pierwszych zdań.
"Upadam. Uderzam głową o ziemię i na krótką chwilę tracę oddech. Przeszywa mnie ból (...) Otwieram oczy i dostrzegam nad sobą kilka czerwonych maków (...) Słyszę jego głos. Jest coraz bliżej... Przerażona zaczynam płakać, ale wiem, że nikt nie usłyszy mojego krzyku".
Polecam i miłośnikom new adult, i zwolennikom wyjątkowych powieści obyczajowych, a także fanom romansów. Ja jako czytelniczka każdego z tych gatunków, jak już wiecie, byłam zachwycona i jestem prawie pewna, że Wy również będziecie.
"Posłuchaj jak wiatr na skrzypcach żałośnie gra...".
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKażdy z nas ma w planach takie książki, które niby chce przeczytać, ale nic nie robi, aby to faktycznie zrobić.
Tak było u mnie w przypadku tej powieści. Przyznaję, opis mnie zaciekawił, spodobała mi się okładka i pomyślałam sobie, że chciałabym poznać historię w niej opisaną.
Z czasem mój zapał zmalał, inne książki...