rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Światło gór nie zgasło Olgierd Nassalski, Franciszek Weiser
Ocena 7,5
Światło gór ni... Olgierd Nassalski, ...

Na półkach: ,

Osobiste nawrócenie to kwestia delikatna i składa się na nią często wiele czynników...
Znalazłam tę książkę w domu pod tytułem: "Światło gór". Czytałam wielokrotnie. Historia, która pokazuje wzór, nie jest on jednak zbyt natrętny. Sytuacje życiowe, z którymi miał do czynienia chyba każdy nastolatek. Jak pozostać wierzącym katolikiem wśród ateizmu, liberalizmu, leseferyzmu? Jak nie pójść za tłumem? Jak radzić sobie z pokusami? I nie jest to historia o świętych, lecz o walce i nawróceniu.

Nie wiem,dokąd bym zaszła, gdyby nie ta prosta opowieść. Myślę, że może pomóc każdemu.

Osobiste nawrócenie to kwestia delikatna i składa się na nią często wiele czynników...
Znalazłam tę książkę w domu pod tytułem: "Światło gór". Czytałam wielokrotnie. Historia, która pokazuje wzór, nie jest on jednak zbyt natrętny. Sytuacje życiowe, z którymi miał do czynienia chyba każdy nastolatek. Jak pozostać wierzącym katolikiem wśród ateizmu, liberalizmu, leseferyzmu?...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kiedy zamknęłam książkę za ostatnim słowem, pierwsze słowa, jakie mi się nasunęły brzmiały: OTÓŻ TO.

Tak właśnie rewolucja zjada własne dzieci. Opowieść przygnębiająca, prawdziwa i mądra. Ideały były piękne, ale przerodziły się z rzeczywistość rodem z koszmaru, pełną mordów i pięknie brzmiących kłamstw.

Otóż to. Idealna satyra.

I szkoda, że w mojej szkole nie była lekturą. Bo to lektura obowiązkowa dla wszystkich, dla rządzących i wyborców. Aby nie byli ślepi i aby nie byli głupi.

Kiedy zamknęłam książkę za ostatnim słowem, pierwsze słowa, jakie mi się nasunęły brzmiały: OTÓŻ TO.

Tak właśnie rewolucja zjada własne dzieci. Opowieść przygnębiająca, prawdziwa i mądra. Ideały były piękne, ale przerodziły się z rzeczywistość rodem z koszmaru, pełną mordów i pięknie brzmiących kłamstw.

Otóż to. Idealna satyra.

I szkoda, że w mojej szkole nie była...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie potrafię ocenić. Książka, która pomaga, motywuje, wskazuje sens. Warto przeczytać.

Nie potrafię ocenić. Książka, która pomaga, motywuje, wskazuje sens. Warto przeczytać.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść, w której autor woła do Boga: dlaczego? Ceniony człowiek w świecie nauki i apologeta chrześcijaństwa przyznaje, że nic nie rozumie. Wszystkie filozoficzne teorie rozsypują się w drobny mak, gdy przychodzi cierpienie.

"Jeden Bóg wie, ile w mojej wierze było wyobraźni, a ile w mojej miłości egoizmu." Sparafrazowałam to zdanie, pisząc w pamiętniku: Jeden Bóg wie, ile w mojej wierze JEST wyobraźni, a ile w mojej miłości JEST egoizmu.

Powieść wstrząsnęła szczerością.

Powieść, w której autor woła do Boga: dlaczego? Ceniony człowiek w świecie nauki i apologeta chrześcijaństwa przyznaje, że nic nie rozumie. Wszystkie filozoficzne teorie rozsypują się w drobny mak, gdy przychodzi cierpienie.

"Jeden Bóg wie, ile w mojej wierze było wyobraźni, a ile w mojej miłości egoizmu." Sparafrazowałam to zdanie, pisząc w pamiętniku: Jeden Bóg wie, ile...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zanim jeszcze poczułam tą nieodpartą chęć przeczytania "Szarańczy" Gabriela Garcia Marqueza, byłam zlana potem. Obudziłam się ze snu zapomnianego szybciej niż pozbawienie życia ćmy, o której pamięć jest ostatnim ogniwem łączącym dziś z wczoraj. Powinnam była wiedzieć, że wizyta w bibliotece nie skończy się na oddaniu książek. Tak samo, jak i dziś musiałam sięgnąć po książkę, tak i wczoraj podejść do półki z literaturą Ameryki Łacińskiej. Sama nazwa jest hipnotyzująca, cudem jest, że wcześniej ją omijałam, a nie żałuję omijania z tego samego powodu, dla którego nie mogę polecić Marqueza nikomu. To samo przychodzi do człowieka, że czyta to, co jest mu przeznaczone, kiedy jest przeznaczone.

W pewne listopadowe popołudnie ten świat powitało dziecko, dziewczynka. W tym czasie jeszcze nikt nie wiedział, że będzie ona żyła lat osiemnaście lub dłużej, po to właśnie, by czytać dzieła Marqueza. A pisarz kolumbijski będzie ją wpędzał w rozpacz, tak że będzie rwała włosy z głowy. Czy będę w stanie w przyszłości, nieodgadnionej i zapomnianej często jak ten sen wczorajszej nocy, napisać zdanie jedno, plastyczne na tyle, że powołam nową rzeczywistość? Marquez czyni to w każdym zdaniu.

"Szarańcza" to latynoska "Antygona". Autor nie ucieka przed skojarzeniem historii z inną, bliską i znaną całemu światu. Czytelnik, zanim zostanie przeniesiony do rzeczywistości Macondo, ma przed oczami cytat z dramatu Sofoklesa:

"A zaś obwieścił, aby Polinika
Nieszczęsne zwłoki bez czci pozostały,
By nikt ich płakać, nikt grześć się nie ważył;
Mają więc leżeć bez łez i bez grobu,
Na pastwę ptakom żarłocznym i strawę."

Narrator opowiada na nowo tragedię, a jest mistrzem słowa. Retrospekcje i retardacje zaprowadzają w głąb mistycznego koła czasu, które obraca się, odchodzi i powraca, kiedy już chcę rozstać się z opowieścią. Polifoniczna narracja zmienia perspektywę, zakrzywia ją i pozwala na wciąż świeże zadziwienie bohaterami, słowem, samą sobą.

Zamknęłam książkę za ostatnim słowem, myśląc o tej chwili, gdy obudziłam się z zapomnianego snu, aby podążyć za nieodpartym pragnieniem zanurzenia się w rzeczywistość Macondo.

(http://za-wiatrem.blogspot.com/2012/09/szarancza.html)

Zanim jeszcze poczułam tą nieodpartą chęć przeczytania "Szarańczy" Gabriela Garcia Marqueza, byłam zlana potem. Obudziłam się ze snu zapomnianego szybciej niż pozbawienie życia ćmy, o której pamięć jest ostatnim ogniwem łączącym dziś z wczoraj. Powinnam była wiedzieć, że wizyta w bibliotece nie skończy się na oddaniu książek. Tak samo, jak i dziś musiałam sięgnąć po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie powinno się tak zdarzać, że ktoś pisze recenzję przed przeczytaniem do końca książki. Nie chwal powieści przed jej ostatnim słowem, można by powiedzieć, parafrazując znane przysłowie. Nie martwcie się, to nie będzie recenzja, to tylko myśli szybko ulatują, podczas gdy Márquez buduje, tworzy, a może raczej: r e k o n s t r u u j e postaci i wydarzenia.


Delikatna, nieśmiała n i e p r a w d o p o d o b n o ś ć przypomina mi Schulza, ale to może błędne wrażenie, szczególnie, że znam tylko fragmenty jego prozy. Z pewnością wpisuje się w nurt prozy iberoamerykańskiej, lecz moja ignorancja nie pozwala mi porównać dzieła z żadnym innym utworem wywodzącym się z Ameryki Łacińskiej. Zaczynam przypuszczać, że nie znam takowego, lecz choćby powieść ta była tylko niedoścignionym arcydziełem pisarzy Kolumbii, stawia literaturę kolumbijską naprawdę wysoko.


"Sto lat samotności" nie należy do kanonu lektur, czemu się nie dziwię. Jeszcze w gimnazjum z taką trudnością czytałam Kafkę, nie rozumiejąc ni w ząb zamysłu powieści. W poprzednim roku szkolnym "Proces" stał się dla mnie może nie całkiem zrozumiały, ale oniryczny i sensowny. Sadzę, że tak samo jest z dziełem kolumbijskiego pisarza. Może dwa lata temu, może rok, cześć scen odebrałabym z odrazą, a mama mogłaby obawiać się złego wpływu książek. Teraz czytam o wiele spokojniej, wdychając latynoamerykańskie powietrze i rozkoszując się pachnącym dziką przyrodą Macondo i jego oderwanymi od wielkiego świata mieszkańcami. Słyszę cygańskie pokrzykiwania, drżę przed dyskretną ni to magią, ni nauką. Zastanawiam się nad realnością wydarzeń, ale nie wątpię w prawdomówność narratora. Márquez jest mistrzem w snuciu opowieści, powoli rozplatanej niczym sieć tajemnicy rodu Buendia.


Przez każdy rozdział przewija się tak wiele obrazów, każdy inny, każdy zmienia akcję o sto osiemdziesiąt stopni. Bohaterowie są ż y w i, oryginalni, wyjątkowi. Narrator kreśli akcję w taki sposób, iż każda z postaci zostaje zauważona i na swój sposób polubiona, nawet gdy potępiamy jej decyzje i działania. Poznajemy motywacje- wielkie miłości, wielkie i drobne nienawiści. Dotykamy wyrzutów sumienia targających wnętrza (chyba niemal każdego bohatera) od chwili popełnienia niemoralnych postępków. Zaczynam już powoli martwić się własną pobłażliwością i jednocześnie zaciekłością, z jaką chciałabym bronić postaci snujących się, gubiących i walczących.


Największym atutem powieści są jednak nie bohaterowie, ale ten nieokreślony czas i miejsce, wymykający się prostym określeniom klimat, którego się nie zapomni. Nie, nie przeczytam szybko tej książki, chcę ją mieć jak najdłużej n i e p r z e c z y t a n ą. Chcę wiedzieć, że na mnie czeka każdego wieczoru, gotowa zabrać mnie w tamten świat. Jednocześnie wiem- paradoksalnie wiem- iż postępowanie takie jest niemal absurdalne. "Sto lat samotności" nie należy do raz czytanych książek. Mogę, muszę i będę do niej powracać i na nowo zatapiać się w historii, już nie w celu odkrycia, lecz ponownego przeżycia niczym koneser opery słuchający po raz setny- wciąż tych samych- niepokojów Violetty i Alfreda ze słynnej opery Verdiego.

Recenzja także tutaj:
za-wiatrem.blogspot.com/2012/08/sto-lat-samotnosci.html

Nie powinno się tak zdarzać, że ktoś pisze recenzję przed przeczytaniem do końca książki. Nie chwal powieści przed jej ostatnim słowem, można by powiedzieć, parafrazując znane przysłowie. Nie martwcie się, to nie będzie recenzja, to tylko myśli szybko ulatują, podczas gdy Márquez buduje, tworzy, a może raczej: r e k o n s t r u u j e postaci i wydarzenia.


Delikatna,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To moje pierwsze spotkanie z twórczością Paulo Coehlo. Słyszałam i zachwyty, i negatywne opinie. Niestety, te drugie okazały się trafniejsze.

Przeczytanie "Weroniki..." było przypadkiem i to raczej przypadkiem nieszczęśliwym. Przyjaciółka prosiła, by wypożyczyć jej tę książkę. Korzystając z okazji, postanowiłam zapoznać się z prozą osławionego Coehla.

Zaczęło się nawet obiecująco. Weronika chciała popełnić to swoje samobójstwo. Niepokoiła ją całkiem rozsądnie możliwość życia po śmierci. Mnie też zawsze świadomość nieśmiertelności duszy zniechęcała do pożegnania z życiem doczesnym. Rozumiałam doskonale główna bohaterkę.

Szpital psychiatryczny również mnie zaciekawił, ale kolejne strony rozczarowały mnie. Akcja mało sensowna, niepoukładana. Autor za wszelką cenę chciał nam udowodnić, że jesteśmy wszyscy szaleńcami. Szczególnie zniesmaczył mnie wątek z Edwardem i pamiętna scena przy fortepianie.

Do widzenia, panie Coehlo z całą pana filozofią.

To moje pierwsze spotkanie z twórczością Paulo Coehlo. Słyszałam i zachwyty, i negatywne opinie. Niestety, te drugie okazały się trafniejsze.

Przeczytanie "Weroniki..." było przypadkiem i to raczej przypadkiem nieszczęśliwym. Przyjaciółka prosiła, by wypożyczyć jej tę książkę. Korzystając z okazji, postanowiłam zapoznać się z prozą osławionego Coehla.

Zaczęło się nawet...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przekonałam się już, że książki Doroty Terakowskiej są świetną rozrywką na jedno leniwe popołudnie. Wartka akcja, prosta fabuła, pozytywne przesłanie zapewniają mile spędzony czas i oderwanie się od własnych problemów. Ale nie tylko to. Dużym atutem powieści Terakowskiej jest przede wszystkim wzbudzanie refleksji u czytelnika. Autorka przełamuje stereotypy (fałszywy kot, podejrzany Bezdomny), a także zbliża do inności, odkrywając przed współczesnym człowiekiem magiczną i niepoznawalną rzeczywistość.

„- ... ponieważ Bóg nie lubi tych, którzy myślą, że wchodząc po drabinie, są bliżej Niego - uśmiechnął się Alef w odpowiedzi do moich myśli. - Bóg jest wszak wszędzie, a nie tylko na górze.”

Po "W krainie Kota" sięgnęłam z ciekawością i szczególnym zainteresowaniem ze względu na moją miłość do tytułowego czworonoga. ;) Koty zawsze mnie w pewien sposób pociągały, a wizerunek kota na okładce skutecznie zachęcał mnie do przeczytania każdej historii. Oczywiście, nie mogłam sobie odmówić przyjemności wypożyczenia i przeczytania powieści Terakowskiej.

Powieść zaczyna się intrygująco i przykuwa uwagę od pierwszej do ostatniej strony. Zawirowania z pamięcią i świadomością utrudniają głównej bohaterce- Ewie- zrozumienie wielu spraw odkrytych i zrozumianych o wiele wcześniej przez czytelnika.

Wędrówka, postaci z kart tarota, magia, dobro i zło. Niezwykła, piękna baśń. Dużo mądrych cytatów, dużo nadziei, dużo dziecięctwa i spoglądania na świat nowymi oczyma.
„Niektóre niemowlęta nie są jeszcze skażone przez swój świat. Dlatego wiedzą, widzą i słyszą to, czego nie wiedzą, nie widzą i nie słyszą starsze dzieci lub dorośli."

Co dla mnie miłe, kot okazuje się pozytywnym bohaterem. :)

Opinia też na: http://za-wiatrem.blogspot.com/2012/07/w-krainie-kota.html

Przekonałam się już, że książki Doroty Terakowskiej są świetną rozrywką na jedno leniwe popołudnie. Wartka akcja, prosta fabuła, pozytywne przesłanie zapewniają mile spędzony czas i oderwanie się od własnych problemów. Ale nie tylko to. Dużym atutem powieści Terakowskiej jest przede wszystkim wzbudzanie refleksji u czytelnika. Autorka przełamuje stereotypy (fałszywy kot,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Oto powieść wszech czasów, którą kocham całym sercem. O miłości, prawdzie, miłosierdziu, tchórzostwie. Każde zdanie potrzebne, każdy wątek przemyślany. "Mistrza i Małgorzatę" można czytać wiele razy i za każdym razem odkryje się coś nowego.
To książka o totalitaryzmie i wyborach człowieka. Każdy z nas decyduje, czy wybierze tchórzostwo, czy podejmie ryzyko. Powieść przekazuje prawdy uniwersalne, gdyż „zawsze nadchodzi godzina w historii, kiedy ten, co ośmiela się powiedzieć, że dwa i dwa to cztery, jest karany śmiercią” (za: Albert Camus).
Michaił Bułhakow nie bał się utraty życia. Żaden pisarz rosyjski ery stalinowskiej nie stworzył równie śmiałego dzieła.
(dalszy ciąg recenzji na: za-wiatrem.blogspot.com/2012/05/mistrz-i-magorzata.html)

Oto powieść wszech czasów, którą kocham całym sercem. O miłości, prawdzie, miłosierdziu, tchórzostwie. Każde zdanie potrzebne, każdy wątek przemyślany. "Mistrza i Małgorzatę" można czytać wiele razy i za każdym razem odkryje się coś nowego.
To książka o totalitaryzmie i wyborach człowieka. Każdy z nas decyduje, czy wybierze tchórzostwo, czy podejmie ryzyko. Powieść...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

C.S. Lewis napisał tę powieść w 1956r. dla ukochanej żony Joy. Piękna historia miłości boga i śmiertelniczki została opowiedziana na nowo (retold, jak to określił to sam autor), odkrywając tajemnice człowieczeństwa, trudności wiary i niewiary, nasze ograniczenia, miłość splatającą się z cierpieniem.
Gdzie kończy się miłość siostrzana, a gdzie zaczyna się budzić miłość własna? Granica jest wąska. Moje imię także brzmi Orual. Weszłam na Górę wiele razy, oskarżyłam bogów o zło tego świata, swoją miłością zabierałam wolność.(...)

(dalszy ciąg recenzji: http://za-wiatrem.blogspot.com/2012/07/till-we-have-faces.html)

C.S. Lewis napisał tę powieść w 1956r. dla ukochanej żony Joy. Piękna historia miłości boga i śmiertelniczki została opowiedziana na nowo (retold, jak to określił to sam autor), odkrywając tajemnice człowieczeństwa, trudności wiary i niewiary, nasze ograniczenia, miłość splatającą się z cierpieniem.
Gdzie kończy się miłość siostrzana, a gdzie zaczyna się budzić miłość...

więcej Pokaż mimo to