rozwiń zwiń

Lasy wokół „Lipowa“ mogą podpowiedzieć niejedną historię – rozmowa z Katarzyną Puzyńską o „Martwcu“

LubimyCzytać LubimyCzytać
23.07.2021

Jak przebiegały prace nad jej najnowszą powieścią, „Martwcem”? Czy bohaterowie powieści tej pisarki mają w sobie „coś” z niej samej? Dlaczego warto wierzyć w moc siostrzeństwa i jak przebiegał tegoroczny Zlot w Lipowie? O tym, a także m.in. o swoim nowym projekcie – własnym kanale na YouTube – opowiedziała nam Katarzyna Puzyńska. Zapraszamy do lektury rozmowy!

Lasy wokół „Lipowa“ mogą podpowiedzieć niejedną historię – rozmowa z Katarzyną Puzyńską o „Martwcu“ Materiały prasowe wydawnictwa Prószyński i S-ka

[Opis wydawcy] Niewielki lokalny autobus wyrusza swoją standardową trasą, ale nie dociera do celu. Po kierowcy i pasażerach nie pozostaje żaden ślad. Jakby rozpłynęli się w powietrzu. Po jakimś czasie jedna z podróżnych wraca. Nic nie pamięta i nie umie powiedzieć, co się wydarzyło. Kiedy w końcu zaczyna przypominać sobie fragmenty zdarzeń, zostaje zamordowana.

Tymczasem, w niemal opustoszałej wsi pośród lasów, trwa poruszenie. Zrozpaczona matka twierdzi, że jej córkę pochowano żywcem i próbuje rozkopać grób. Otwarcie trumny podsuwa nowe przesłanki do podejrzeń, że być może się nie myliła. To nie jedyne dziecko, które kobieta straciła. Dokładnie rok wcześniej zamordowano jej syna i odcięto mu głowę. Teraz policja znajduje czaszkę. Pojawia się myśl, że przyczyna śmierci chłopaka jest zupełnie inna niż podejrzewano. Aspirant Daniel Podgórski próbuje powiązać obie sprawy. Jednocześnie boryka się z pewną bardzo wrogo nastawioną koleżanką. Czy podinspektor Mari Carmen Sikora zdoła mu zaszkodzić? Jaki ma z tym związek dziwna lampa z napisem? I czy w lesie czai się… ten martwy?

Anna Sierant: „Martwiec” to już trzynasta powieść z serii o Lipowie. Jak pisało się Pani kolejny raz o (w dużej części) tych samych bohaterach? Czy nie miała Pani ochoty na literacki skok w bok i napisanie nowej książki z innymi postaciami?

Katarzyna PuzyńskaMoje książki różnią się od innych serii m.in. tym, że nie mam jednego głównego bohatera, a całą ich grupę. Poszczególne rozdziały pisane są z punktu widzenia tych osób. A więc niejako na moment staję się danym bohaterem. Ciągle innym. No właśnie! Jest ich kilkoro, więc monotonii nigdy nie ma. Dlatego nie nudzi mi się praca z policjantami z Lipowa. Ciągle jestem kimś innym i śledzę inną historię. Pokazuję inne spojrzenie na świat. Choć oczywiście nie wykluczam spotkania z zupełnie innymi bohaterami. Nigdy nie mów nigdy. Zobaczymy, gdzie poniesie mnie literacka przygoda następnym razem. To też jest element uroku tej pracy. Czasem moi bohaterowie mnie zaskakują. Czasem pojawiają się nagle nowi.

„Martwiec” nie jest też pierwszą Pani książką, w której można znaleźć odniesienia do mitologii słowiańskiej: do upiorów, demonicznych istot, które czyhają na swoje ofiary w opustoszałych wsiach. Te stworzenia zdecydowanie mogą budzić grozę! Czy wierzy Pani w istnienie takich nadprzyrodzonych sił zła, czy może byłaby Pani gotowa w nie uwierzyć, gdyby np. znalazła się sama w nocy, w ciemnym lesie, jak niektórzy bohaterowie powieści?

Odpowiem tak: mam dość bogatą wyobraźnię! (śmiech) Jestem więc w stanie wyobrazić sobie wiele rzeczy. Zresztą zapewniam, że nie tylko ja. Jeśli posiedzi się w lasach wokół „Lipowa” w nocy i posłucha, to las podpowie różne historie – ze swoimi odgłosami i tajemnicami. Lipowo jest również bohaterem moich powieści. Inaczej pisze się książkę, która rozgrywa się w mieście, a inaczej taką, której lokalizacje są rozmieszczone głównie na wsi. Na prowincji wiara w stare historie jest zdecydowanie żywsza. Wystarczy też spojrzeć na prawdziwe nazwy miejscowości w okolicy – Strzygi, Diabelec itd. Interesuję się dawnymi wierzeniami Słowian. I uważam, że ciągle ten temat jest niedoceniany. Staram się więc przemycić go trochę w moich książkach.

W „Martwcu”, w Rarogach, jest jedna postać, która wręcz nim emanuje. Czy tworzenie takich bohaterów jest wdzięczniejsze niż pisanie o postaciach bardziej „ludzkich”? Np. o walczącym z uzależnieniem od alkoholu Podgórskim czy Weronice i jej depresji poporodowej?

Nie powiedziałabym, że jest wdzięczniejsze. Chyba przeciwnie. To znaczy, może jeszcze inaczej. Lubię pisać o wszystkich moich bohaterach. Ale chyba mimo wszystko bardziej o tych „zwykłych”. W cudzysłowie, bo tak naprawdę nikt zwykły nie jest. Każdy człowiek snuje swoją historię. Ciekawi mnie możliwość jej opowiedzenia. Niekoniecznie muszą to być „fajerwerki” w postaci seryjnych morderców. Bohaterowie, których moglibyśmy poznać w naszym życiu codziennym, z ich „zwykłymi” problemami stwarzają równie wiele możliwości. Cieszę się, że można też się w nich odnaleźć i jakoś te swoje problemy przepracować podczas lektury. Albo poczuć: „O, nie tylko mnie to spotkało. Nie jestem sam/sama z tym problemem". Spektakularnie źli bohaterowie są kuszący, ale tylko pozornie. Staram się, żeby u mnie nie było postaci jednoznacznie złych albo jednoznacznie dobrych. Zawsze staram się znaleźć w człowieku i dobre i złe strony. Choć faktycznie ta książka jest pod tym względem wyjątkiem. Dla jednej postaci odeszłam od tej zasady i rzeczywiście jest to ktoś prawie jednoznacznie zły. Dodam, że ja się zła boję. Ale często opisuję w książkach właśnie rzeczy i sprawy, które wywołują mój niepokój lub strach.

„Martwiec” przynosi za sobą nie tylko nowe miejsce akcji, ale i nowe, wybuchowe, metody zabijania. Jak przebiegał research do książki: czy konsultowała się Pani np. z chemikami, przed opisywaniem tworzenia bomb?

Sporo na temat bomb mogłam się dowiedzieć, pracując nad moimi książkami z serii non-ficton Policjanci. Znam kilku pirotechników. Faktycznie, po raz pierwszy jest tak bombowo. Z reguły wolę narzędzia zbrodni, które są bardziej... bezpośrednie (śmiech). Ale od czasu do czasu trzeba trochę odmiany.

Jest Pani nie tylko autorką serii o Lipowie, ale również tej niefikcyjnej – o policjantach. Wielokrotnie podkreślała Pani, że ceni pracę mundurowych, wspiera Pani Fundację Pomocy Wdowom i Sierotom po Poległych Policjantach. W „Martwcu” znalazł się jednak wątek, który pokazuje, że, jak w wielu innych wielkich instytucjach, tak i w policji (przynajmniej tej książkowej) czasem trudno uciec przed układami, udowodnić prawdę. I tam może się pojawić zmowa milczenia?

Cenię pracę takich prawdziwych Policjantów z krwi i kości (uwierzcie mi, że takich jest całe szczęście sporo). Lektura moich książek z serii Policjanci szybko pokaże jednak, że nie jest to pean na cześć tej formacji, a raczej próba pokazania, jak policjanci to widzą. Z dobrymi i złymi stronami. Podobnie staram się pokazać to w moich książkach kryminalnych. Bohaterami są właśnie policjanci, a więc podejmuję próbę, na tyle, na ile mogę to zrobić jako cywil, pokazania świata policyjnymi oczami. Czy mi się to udaje? Ten aspekt ocenić mogą chyba tylko sami policjanci.

A jeśli o tym niejednoznacznym obrazie policji w „Martwcu” mowa: tworzy go na pewno pani podinspektor Mari Carmen Sikora. Skąd pomysł na stworzenie właśnie takie postaci? Nie tylko przebiegłej i bardzo pamiętliwy, ale i – jak na brodnickie okolice – dość egzotycznej? Ciekawą przeciwwagą jest dla niej pełny młodzieńczego zapału i ideałów Łukasz Strzałkowski.

Mari Carmen to jedna z moich ulubionych postaci w tej książce. Jest mocno antypatyczna, ale dla autora stwarza to kolejne możliwości, żeby tę postać rozbudować. Pojawia się bowiem od razu pytanie, dlaczego ona jest taka. Zawsze tak było, czy może spotkało ją coś, co sprawiło, że taka się stała? Postać jest dość egzotyczna, ale to dlatego, że odwołuje się do mojej miłość do Hiszpanii. Przez jakiś czas nawet studiowałam iberystykę! Łukasz z kolei to faktycznie młody idealista. To również stwarza kolejne możliwości dla mnie – czy zawsze taki będzie? A może pójdzie drogą ojca?

Kontynuując pytania o bohaterów „Martwca”: Klementyna, Weronika, Malwina, Maria to „banda szalonych bab”, która po raz kolejny postanawia przeprowadzić własne śledztwo, równolegle do tego prowadzonego przez Podgórskiego. Skuteczności nie można im odmówić. Działających wspólnie kobiet nie można lekceważyć?

Myślę, że kiedy kobiety działają razem, mają olbrzymią siłę. Ta „siostrzana” siła może nam dać dużo mocy. Interesujące jest to, że wszystkie członkinie „bandy szalonych bab” są zupełnie inne. Wydawałoby się, że nie mogą się dogadać, a jednak tworzą zwartą grupę i każda coś do niej wnosi. Ja również mam przyjaciółki, które są pozornie inne. Inny wiek, zainteresowania i tak dalej. Ale razem tworzymy fajną grupę. Podobnie jest tu. Dziewczyny często zapominają o swojej sile. Nie powinny! Choć ostatnie wydarzenia chyba sprawiają, że coraz częściej ta kobieca siła musi dochodzić do głosu.

Bohaterką-osobą LGBT, która pojawia się w Pani książkach od dawna, jest Klementyna. Ale! W „Martwcu” dochodzą kolejne nieheteroseksualne postaci. Czy podkreślanie, nawet jeśli nie „na pierwszym planie”, tego, że każdy powinien mieć prawo kochać, kogo chce, jest dla Pani ważne?

Oczywiście. To jeden z ważniejszych wątków tej książki. Mam przyjaciół, których to bezpośrednio dotyczy. Bardzo bym chciała, żeby mogli cieszyć się swoją miłością i prawami tak, jak mogę to robić ja, jako osoba heteroseksualna. Bardzo bym też chciała, żeby więcej było życzliwego dialogu. Nawet pomiędzy osobami, których poglądy w pewnych kwestiach się różnią.

Ile Katarzyny Puzyńskiej jest w postaciach, które Pani tworzy w swoich książkach? Klementyna uwielbia tatuaże, Weronika kocha zwierzęta (przy okazji serdeczne pozdrowienia dla Kreski i Astona!), Malwina jest pisarką, która zamieszkała na wsi. Czy zdradzi Pani, w których jeszcze postaciach możemy znaleźć „coś” z Puzyńskiej?

W większości głównych postaci można mnie znaleźć. Czasem są to bardzo oczywiste rzeczy. Takie, które rzucają się od razu w oczy. A czasem są to sprawy poukrywane. Bywa, że dla mnie osobiście trudne. Tak więc osoby, które przeczytały moje książki, bardzo dobrze mnie znają, choć nawet o tym być może nie wiedzą! Ale nie tylko ja pojawiam się w tych książkach. Nigdy nie jest tak, że któryś z bohaterów to osoba istniejąca. Czasem jednak opowiadam historie, które znam. Albo odwołuję się do doświadczeń istniejących osób. Być może dlatego wiele Czytelników ceni sobie moich bohaterów. Za to właśnie, że czuć, że mogliby być prawdziwi. Zawsze poświęcam bardzo dużo czasu tworzeniu postaci. Być może jest to zboczenie zawodowe, bo jestem z wykształcenia psychologiem.

„Martwiec” to powieść z serii o Lipowie, jednak Lipowa jest w niej mniej – Podgórski pracuje już przecież w Brodnicy. Czy istnieje jednak szansa, że wrócimy kiedyś do tej lokalizacji i do starych (nie zawsze takich dobrych) znajomych: Pawła Kamińskiego, Marka Zaręby? Ja przyznam, że tęsknię za nimi! No, może tylko za tym drugim.

Zobaczymy! Musiałam trochę dać odetchnąć mieszkańcom Lipowa, żeby ich tam wszystkich nie wymordować. (śmiech) A przy okazji powiem, że nawet Paweł Kamiński. który – wydawałoby się, że jest postacią raczej negatywną – ma swoje wierne fanki. Przypomnę też, że Kamiński kilka razy zaskoczył! Tak, jak to w Lipowie. Nikt nie jest tym, kim się wydaje na pierwszy rzut oka.

Rozmawiamy krótko po 5. zlocie w „Lipowie”, nie mogę więc nie zapytać o Pani wrażenia. Jak w tym – nadal przecież pandemicznym – roku udało się go zorganizować? Zlot odbywał się przede wszystkim online, to i tak część osób przybyła do Pokrzydowa, czyli pierwowzoru książkowego Lipowa?

Tak, piąty Zlot w Lipowie odbył się on-line. Podobnie, jak rok temu. Wszyscy tęsknimy już za wersją na żywo, ale niestety sytuacja jest, jaka jest i trzeba było sobie z tym poradzić. Zlot obfitował w fantastyczne spotkania, m.in. z ekspertami policyjnymi, naukowcami (wywiad o martwcach!), czy specjalistami-ekspertami w dziedzinie wiedzy o wilkach (Marcin Kostrzyński jest przecież prawie sąsiadem Lipowa). Oczywiście była też gra terenowa. Tym razem nowością była możliwość zdobycia numeru telefonu i porozmawiania ze mną na żywo podczas transmisji. Był też konkurs wiedzy z bardzo fajną nagrodą w postaci drewnianego zegarka z grawerem Zlotu. Po raz kolejny Mistrzem Wiedzy o Lipowie została ta sama osoba. Zobaczymy, czy ktoś inny sięgnie po mistrzowski pas za rok!

Mimo tego, że Zlot odbywał się on-line na miejscu i tak zjawiła się część moich czytelników. To było niesamowicie miłe. Postanowiłam więc zrobić im małą niespodziankę. Jedna z organizatorek Zlotów, Lusia, zebrała przybyłych w jednym miejscu, mówiąc, że robią niespodziankę dla mnie. Wspólne zdjęcie, które zostanie mi przekazane. Tak naprawdę chodziło o to, żeby wszyscy byli w jednym miejscu, kiedy przybiegnę. I skończyło się na tym, że to ja zaskoczyłam wszystkich. Fajnie było się zobaczyć chociaż z częścią osób.

W tym roku powstała w gminie Zbiczno (gdzie leży „Lipowo” – a właściwie Pokrzydowo) specjalna ścieżka śladem moich powieści. To olbrzymi zaszczyt! W miejscach opisanych w książkach stoją tablice z cytatami z powieści. Można więc przyjechać w te strony również wtedy, kiedy nie ma zlotu i samemu obejrzeć, jak to wygląda na żywo. Zapraszamy!

Nie tylko pisze Pani książki, ale ostatnio i działa na YouTubie. Jak znajduje Pani czas na to, by kręcić filmy na swój kanał? Czy długo musiała się przygotowywać do startu, np. dowiedzieć się, jak i czym kręcić wideo, czy miała już to Pani opanowane?

Szczerze mówiąc, nie wiem, jak znajduję czas na wszystko. Doba jest zdecydowanie za krótka! Kręcę wszystkie materiały na mój kanał sama. Sama je też montuję i tak dalej. Staram się to robić najlepiej, jak umiem, choć oczywiście jeszcze dużo muszę się nauczyć. Mam jednak nadzieję, że jakiś progres można zauważyć. (śmiech) Zapraszam do oglądania i ocenienia. Kanał nazywa się po prostu „puzynska”.

Na YouTube tworzy Pani m.in. filmy z serii: „Dlaczego?”, w których odpowiada Pani na pytania czytelników/widzów. Nie mogę nie skorzystać z tej okazji, że rozmawiamy i sama nie zapytać: Dlaczego zdecydowała się Pani na wybudowanie domku w środku lasu, na wsi? Jak się mieszka z daleka od cywilizacji, czy nie rodzi to kłopotów związanych np. z tym, że nie można iść w dowolnej chwili po mąkę do sklepu? I czy autorka kryminałów nie boi się czasem zostawać sama w takim domku, z daleka od innych?

Bać się nie muszę, w końcu mam dwa psy obronne! (śmiech) Powiem kolokwialnie, jestem „babą z lasu". Uwielbiam naturę i zdecydowanie lepiej czuję się w lesie niż w mieście. Może dlatego, że w mojej głowie tak wiele się dzieje, że w mieście mam poczucie przebodźcowania. Wystarczy mi pobyć kilka dni w większej miejscowości i już tęsknię za moimi leśnymi ostępami. Zimą oczywiście czasem bywa to kłopotliwe (ach, to odśnieżanie), ale nie zamieniłabym tego na nic innego. Tu jest moje miejsce na ziemi.

O autorce

Katarzyna Puzyńska (ur. 1985) – z wykształcenia psycholog. Przez kilka lat pracowała jako nauczyciel akademicki na wydziale psychologii. Teraz całkowicie skupiła się na swojej największej pasji, czyli pisaniu. W wolnych chwilach biega i zajmuje się swoim czworonożnym stadem – psami, kotem i końmi. Uwielbia Skandynawię i Hiszpanię. Kocha muzykę rockową, zwłaszcza punk i metal. Mówi się, że jest najbardziej wytatuowaną polską pisarką. Od lat jest weganką.

Debiutowała doskonale przyjętą książką „Motylek", która rozpoczęła serię o policjantach ze wsi Lipowo. Puzyńska jest też autorką książek non-fiction „Policjanci. Ulica", „Policjanci. Bez munduru" i „Policjanci. W boju”, w których razem ze swoimi rozmówcami przedstawia służbę funkcjonariuszy Policji od zupełnie innej strony, niż miało to dotychczas miejsce w literaturze. W 2019 roku wspólnie z Fundacją wydawnictwa Prószyński i S-ka przeprowadziła z sukcesem I charytatywną akcję #NIEBIESKIM, z której dochód został przekazany Fundacji Pomocy Wdowom i Sierotom po Poległych Policjantach.

Przeczytaj fragment powieści „Martwiec”

Martwiec

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

Powieść „Martwiec” jest już dostępna w księgarniach online.

Artykuł powstał we współpracy z wydawnictwem Prószyński i S-ka


komentarze [5]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Bosy_Antek 27.07.2021 17:58
Autor

Cóż, raz na poczcie w kolejce przeczytałem kilka stron jakiejś powieści Puzyńskiej. Za głowę się złapałem, gdy okazało się, że kobieta potrafi całe akapity napisać zdaniami pojedynczo złożonymi. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
AgaGaga 23.07.2021 20:05
Czytelniczka

Wstyd się przyznać, ale jeszcze nie przeczytałam Śreżogi... ale za to moja córka już dwa razy  😀 I Martwca też pewnie pierwsza łyknie. Juz czeka na półce. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
asymon 26.07.2021 18:25
Bibliotekarz

E tam, zaraz wstyd, niby dlaczego? Wstyd to Mickiewicza nie znać.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
AgaGaga 26.07.2021 18:46
Czytelniczka

Racja  😀 ale wstyd że tyle czasu czeka na półce. Śreżoga, znaczy 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
LubimyCzytać 23.07.2021 12:01
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post