Jakiś czas temu wydawnictwo Egmont wprowadziło czytelników mangi do zupełnie nowego rozdziału w uniwersum Star Wars. To wszystko za sprawą historii, toczącej się w okresie na setki lat przed wydarzeniami z kinowych filmów. Dzisiaj wracam do tego tytułu wraz z premierą drugiego tomu Star Wars Wielka Republika. Na skraju równowagi. Tom pierwszy miał w sobie spory potencjał, ale nie usatysfakcjonował mnie w pełni. Sprawdźmy jak będzie tym razem.

Czas powrócić do świata, w którym zagrożenie dla pokoju stanowią tajemniczy Nihilowie. Nie dowiedzieliśmy się o nich do tej pory zbyt wiele, ale mieliśmy okazję usłyszeć do czego są zdolni. Tym razem również zobaczyć i to w najmniej spodziewanym momencie! Na pierwszy rzut oka nie wydają się oni specjalnie różnić od pozostałych mieszkańców galaktyki, ale szybko przekonujemy się, że są bezwzględni.

Oprócz tego wracamy na planetę Banchii, która niedawno musiała stawić czoła atakowi Drengirów. Obserwujemy jak radzą sobie z tym mieszkańcy planety oraz jakie działania w związku z tym powzięli Jedi, na czele z naszą główną bohaterką Lily. Niestety, wciąż wydaje się ona być dosyć nijaka, sztywna i po prostu nudna, co dla mnie jest dużym minusem. Na szczęście w tym tomie odniosłem wrażenie, że mocno wtopiła się w tło i niespecjalnie przeszkadzała mi w lekturze.

Jeśli chodzi o Jedi to pojawia się naprawdę ciekawa postać. Jest nią mistrzyni Sav Malgan, która jak się szybko okazuje, nie zawsze działa według obowiązujących zasad. Wprowadza ona swego rodzaju zamęt do głowy Lily, próbując uzmysłowić jej, że musi być gotowa na rzeczy nieprzewidziane oraz, że najważniejsi są ludzie. Trochę to trwa zanim ta lekcja dociera do dziewczyny, ale ten wątek został bardzo mądrze napisany i poprowadzony. Plus za to autorom mangi.

Generalnie, mam wrażenie, że tytuł ten ma problem ze znalezieniem równowagi pomiędzy akcją, rozbudowaniem bohaterów oraz nakreśleniem wątku Nihilów i Jedi ery Wielkiej Republiki. W niektórych momentach czułem się wręcz przytłoczony ilością informacji, a najważniejsze z nich mogły mi gdzieś umknąć. W drugim tomie Star Wars Wielka Republika. Na skraju równowagi trafiamy na przykład na kosmiczną latarnię Gwiezdny Błysk, gdzie znajduje się od groma Jedi, a nowe postaci pojawiają się by za chwilę zniknąć.

Najjaśniejszym punktem tego tomu mangi jest atak wspomnianych wcześniej Nihilów. Przekonujemy się o ich niszczycielskiej mocy. Sceny walki wypadają świetnie i dynamicznie. Do tego mamy niejedną wielką niespodziankę. Twórcy spisali się na medal, utrzymując czytelnika w napięciu i atmosferze niepewności. Teraz wiemy już, że może wydarzyć się dosłownie wszystko, a zginąć może każdy. Zagrożenie jest prawdziwe.

Muszę przyznać, że podobnie jak pierwszy tom tak i tym razem po lekturze pozostał mi pewien niedosyt. Mam wrażenie, że to co próbowano nam przekazać można było osiągnąć szybciej i prostszymi środkami. Czuję jakby było tu trochę za dużo lania wody, a za mało esencji Gwiezdnych Wojen. Niemniej, nadal jestem ciekaw tego jak potoczy się dalej ta historia, czy konflikt przybierze jeszcze większych rozmiarów? Czy dowiemy się czegoś więcej na temat Nihilów, czy wciąż pozostaną dla nas wielką zagadką? Naprawdę nie mogę się doczekać by poznać odpowiedzi na te pytania!

Jakiś czas temu wydawnictwo Egmont wprowadziło czytelników mangi do zupełnie nowego rozdziału w uniwersum Star Wars. To wszystko za sprawą historii, toczącej się w okresie na setki lat przed wydarzeniami z kinowych filmów. Dzisiaj wracam do tego tytułu wraz z premierą drugiego tomu Star Wars Wielka Republika. Na skraju równowagi. Tom pierwszy miał w sobie spory potencjał,...