Kiedy zamkniemy oczy, nie znikną. Sylwia Góra „Kobiety, których nie ma. Bezdomność kobiet w Polsce”

Zofia Karaszewska Zofia Karaszewska
27.04.2022

Nie przestaną istnieć. Możemy nie widzieć ich na co dzień, możemy odwracać oczy, ale (…) nie da się udawać, że osoby bezdomne w Polsce nie istnieją, że prawie ich nie ma. Są – pisze w swojej książce Sylwia Góra. Bezdomność to problem społeczny, którego wolimy nie zauważać. Dlaczego tak jest? Autorka książki „Kobiety, których nie ma” rozmawiała z kilkudziesięcioma kobietami w kryzysie bezdomności, streetworkerami i streetworkerkami, szukając rozwiązań pomocowych i starając się zrozumieć dogłębnie problem bezdomności kobiet.

Kiedy zamkniemy oczy, nie znikną. Sylwia Góra „Kobiety, których nie ma. Bezdomność kobiet w Polsce”

[Opis wydawcy] Mijamy je na ulicach, dworcach, w galeriach handlowych, zimą chronią się na działkach. Czasem brzydko pachną czy mają brudne ubrania, często wyglądają, jak każdy z nas. Łączy je brak domu i siostrzeństwo doświadczeń: przemocy psychicznej, fizycznej i instytucjonalnej, zerwanych więzi rodzinnych, poczucia wstydu i wykluczenia z rynku pracy. Sylwia Góra oddała głos kobietom, które w pewnym momencie swojego życia stały się niewidzialne. Wysłuchała kilkudziesięciu historii osób z całej Polski, które znalazły się w bezdomności ulicznej, korzystały z noclegowni, mieszkały w schroniskach, mieszkaniach chronionych czy treningowych, a także były uczestniczkami programów pomocowych. Opowiadają o przeszłości, która zaprowadziła je do tych miejsc, o trudnej teraźniejszości i marzeniach związanych z przyszłością. Autorka porusza problemy często pomijane w debacie o bezdomności, takie jak menstruacja i ciąża na ulicy czy przebywanie na niej z dziećmi. Kryzys bezdomności to nie jest problem sezonowy – choć media przypominają o nim głównie zimą. Dlaczego zatem, mimo ogromnej pracy streetworkerów i streetworkerek oraz organizacji niosących pomoc, wciąż nie znaleźliśmy dobrego, działającego rozwiązania? Dlaczego ludzie nadal marzną, chorują i głodują na ulicach? Czemu nie zauważamy, że te problemy dotykają tak wielu kobiet? Ta książka próbuje znaleźć odpowiedź także na te pytania i upomnieć się o te niewidzialne kobiety.

Zofia Karaszewska: Kobieta jest łatwą ofiarą na ulicy. Jak można z tym walczyć?

Sylwia Góra: Bezdomność kobiet jest inna niż mężczyzn. Kobiety są narażone na więcej niebezpieczeństw niż mężczyźni, stykają się z większą niechęcią. Na ulicy czeka na nie wiele odmian przemocy: psychiczna, fizyczna, finansowa, seksualna. Kiedy kobieta przebywająca na ulicy doświadczy przemocy seksualnej czy gwałtu, to szansa, że to zgłosi, jest w zasadzie żadna, a to dlatego, że przede wszystkim nie dostanie żadnego wsparcia. Wystarczy zobaczyć, jak działa prawo polskie, jeśli chodzi o zgłaszanie przemocy seksualnej przez kobiety w ogóle. Wyobraźmy sobie teraz kobietę w kryzysie bezdomności, która być może była pod wpływem używek, do tego dochodzi kwestia higieny, która na ulicy jest bardzo trudna. Domyślamy się, z czym może się wiązać opowiedzenie takiej historii na policji… Jak można z tym walczyć? Systemowo. Ale najpierw jako społeczeństwo musimy przestać myśleć o osobach bezdomnych w sposób stereotypowy.

Dlatego postanowiłaś zająć się kobietami i oddać im głos? We wstępie piszesz, że są one niewidoczne, bo stereotyp osoby bezdomnej jest raczej męski.

Stereotyp osoby bezdomnej w Polsce to jest pijany, brudny mężczyzna, który podchodzi do nas na ulicy i mówi: „kierowniczko/kierowniku, poratuj dwójką na piwko”. To jest oczywiście generalizacja, ale nawet politycy tak właśnie wyobrażają sobie osobę w kryzysie bezdomności, o czym mówią głośno. Takie „lapsusy” językowe zdarzyły się ministrom rodziny i polityki społecznej. Często dodajemy do tego myśl, że ta osoba na ulicy jest na własne życzenie, bo pewnie nie chce przestać pić.

Naszym postrzeganiem rządzą stereotypy, co dla osób w kryzysie bezdomności bywa bardzo krzywdzące.

A kobiety na ulicy są przez takie stereotypy zupełnie niewidzialne. W naszym kraju kobieta to matka Polka, która dba o rodzinę, zajmuje się przysłowiowym ogniskiem domowym, która się poświęca. Jakże mogłaby ona doprowadzić się do takiej sytuacji, żeby wylądować na ulicy?! To nie mieści się w społecznej wyobraźni tak bardzo, że to wypieramy i kobiet na ulicy nie dostrzegamy. Nie chcemy dostrzegać. Trzeba patrzeć bardzo uważnie, żeby zobaczyć kobietę w kryzysie bezdomności. Ich jest oczywiście mniej niż mężczyzn, według ostatniego Ogólnopolskiego badania liczby osób bezdomnych z 2019 roku dokładnie 16,4%, czyli blisko 5000, a ogrzewalnie, noclegownie, schroniska dla osób bezdomnych – większość struktur pomocowych – przeznaczone są dla mężczyzn.

Piszesz, że kobiety na ulicy są niewidzialne i bezimienne. Trzeba je upodmiotowić.

Mówimy o osobach w kryzysie bezdomności jako o jakiejś grupie, o problemie, a nie o człowieku. Nie widzimy pojedynczego człowieka. Jednak bardzo często spotykam się z tym, że jeśli ktoś porozmawia z osobą bezdomną, to okazuje się, że nie zawsze jest to problem z uzależnieniem, ale że komuś po prostu powinęła się noga – stracił pracę, nie miał za co opłacić rachunków, nie był właścicielem domu, w którym mieszkał, jego firma zbankrutowała. Jest wiele powodów. Nagle widzimy człowieka, który jest do nas podobny, i wtedy inaczej widzimy problem.

Porażające było dla mnie, że tak wiele razy – wśród przywołanych przez ciebie historii – osoby w kryzysie bezdomności nie chcą przyznać się do swojej sytuacji bliskim i rodzinie. Nie chcą ich obciążać, sięgając po pomoc. Jedna z twoich bohaterek jako młoda dziewczyna wyjeżdża za granicę, ale nie wiedzie jej się tam. Wstydzi się jednak wrócić do domu, więc mówi rodzicom, że pracuje i ma się dobrze.

W trakcie takich rozmów zawsze się trochę generalizuje, więc moje odpowiedzi też będą z gwiazdką, bo to jest bardzo indywidualne, natomiast oczywiście można znaleźć kilka głównych powodów, które powtarzają się w takich opowieściach. Wstyd jest rzeczywiście jednym z nich, jest bardzo częstym motywem, ale w przypadku tej dziewczyny to nie było wszystko. Ona wyjechała do pracy za granicę po lepsze życie. Na początku lat dwutysięcznych wyobrażano sobie, że gdy Polacy jadą do Anglii, to zarobią tam na dom czy wrócą z dużą gotówką. Kiedy jej się to nie udało, to rzeczywiście czuła wstyd, ale w jej przypadku chodziło też o różnego typu zaburzenia: najpierw depresja, później schizofrenia – choroby, które były nieleczone bądź źle diagnozowane. Jej brat wiedział o tym, że jego siostra jest w kryzysie bezdomności, ale chyba nie do końca chciał zrozumieć, z czym to się wiąże. Wyjechała ze swojej miejscowości jako dwudziestokilkulatka, dziś jest przed czterdziestką i przebywa w ośrodku w Polsce, ale dalej nie jest gotowa na samodzielne życie.

Jakie są jeszcze przyczyny bezdomności u kobiet?

Jest oczywiście część kobiet, które wpadły w uzależnienia różnego typu, albo przed trafieniem na ulicę, albo już na ulicy. Żeby przetrwać w takim środowisku, bardzo niebezpiecznym dla kobiet, wiążą się one z mężczyznami i często sięgają po alkohol. Kiedy jesteś w uzależnieniu, które jest chorobą, jest z tym związany wstyd. „Nie udało mi się, trafiłam na ulicę, jak mam się do tego przyznać rodzinie?”. Czasami takie osoby zdają sobie sprawę, że nikt ich z powrotem nie przyjmie. Są bliscy, którzy mówią „nie” ze względu na to uzależnienie i absolutnie nie chcę tego oceniać, bo łatwo jest oceniać. Póki sami nie znajdziemy się w takiej sytuacji, kiedy rodzic czy dziecko jest osobą bezdomną i uzależnioną, która nie chce podjąć leczenia, to nie wiemy, jak my byśmy postąpili.

To są też często zaburzone relacje.

Na czym polegają te zaburzenia?

Jednym z pierwotnych problemów osób, które są dziś w kryzysie bezdomności, jest problem w rodzinie generacyjnej, czyli już tam było coś nie w porządku, jeśli chodzi o relacje z ojcem i z matką. Często są to rodziny przemocowe i uzależnione. To jest zresztą problem, o którym się mówi. W ostatnim czasie powstały dwie bardzo ważne książki: „Mireczek” i „Dom w butelce”. Wszystkie badania wskazują na to, że kiedy wychodzimy z domu przemocowego lub z domu z uzależnieniami, jesteśmy bardziej narażeni na to, żeby taki schemat powtórzyć. Oczywiście wiele osób świetnie sobie radzi w dorosłym życiu, ale mając takie, a nie inne wzorce z domu, jesteśmy obciążeni większym ryzykiem, a to może prowadzić do kryzysu bezdomności. Często to także konflikt rodzinny jest powodem tego, że dana osoba znalazła się w kryzysie bezdomności.

W bezdomności ulicznej mamy problem, który wyróżnia kobiety, i to jest bardzo często przemoc seksualna, której doświadczają ze strony bezdomnych mężczyzn. Widzimy to na przykład w programie Housing First, w którym właśnie między innymi kobiety po takich doświadczeniach znalazły się w mieszkaniach i nagle okazało się, że ta przemoc 108 podążyła za nimi. Mężczyźni, którzy je wykorzystywali, znaleźli się razem z nimi w mieszkaniach i mieliśmy poważny problem, żeby odseparować taką kobietę od tych osób, z którymi miała doświadczenia przemocy seksualnej. To jest kwestia, która moim zdaniem wyróżnia tę grupę na tle innych osób bezdomnych.

Sylwia Góra, „Kobiety, których nie ma. Bezdomność kobiet w Polsce”

Historie kobiet bezdomnych, które przytaczasz w książce, pokazują, jak cienka jest granica między problemem ze spłacaniem kredytu, niską emeryturą czy kłopotami rodzinnymi osoby z tzw. dobrego domu a bezdomnością. Bezdomność jest niebezpiecznie blisko.

Mówi się, że „od bezdomności dzielą nas dwie niezapłacone raty kredytu”. To brzmi jak slogan, ale niestety ma w sobie dużo prawdy. Wydaje nam się, że osoby w kryzysie bezdomności są głęboko uzależnione, i właśnie to uzależnienie zaprowadziło je na ulicę. Nie mówię, że tak nie jest, tak bywa – nie ma dokładnych statystyk, czy ktoś przez picie trafił na ulicę, czy zaczął pić na ulicy – jednak alkohol i uzależnienia to nie jest pierwszy powód bezdomności.

Jakich jeszcze historii wysłuchałaś?

Bardzo dużo moich bohaterek było w związkach nieformalnych i po śmierci partnera zostały one poproszone o opuszczenie mieszkania czy domu przez krewnych partnera. Często to one opiekowały się tym partnerem w chorobie, a „wywłaszczała” je dalsza rodzina, jakaś siostrzenica czy bratanica. W naszym kraju związki partnerskie często nie są uregulowane.

Innym problemem jest też to, że w domu często pracuje mężczyzna, a kobieta nie. Może to brzmi stereotypowo, ale jest dużo takich rodzin np. na Śląsku. Mężczyzna pracuje jako górnik, a kobieta zajmuje się domem i dziećmi. Jeśli jest kryzys, mężczyzna traci pracę, to kobieta, która podporządkowała się rodzinie i nigdy nie pracowała, nagle nie ma pieniędzy na czynsz czy życie. Bardzo często mężczyzna potrafi sobie w takiej sytuacji poradzić i np. trafia do matki, a kobieta zostaje sama z problemem i trafia na ławkę w parku czy na dworzec PKP.

Wszystkie moje bohaterki miały jakiś dom i dach nad głową, tzw. normalne życie. Nawet jeśli rozmawiałam z nimi już w ośrodkach, to często najpierw trafiły na ulicę i tam przez jakiś czas żyły.

Kobiety z  dziećmi mogą zamieszkać w  przeznaczonych dla nich domach samotnej matki, domach dla matek z małoletnimi dziećmi, schroniskach dla kobiet z dziećmi (różne nazwy, ale w zasadzie takie samo przeznaczenie), w których mogą przebywać także kobiety w ciąży. Czasami w nazwie pojawia się też zwrot: „dla kobiet w ciąży”. Oczywiście w tych miejscach obowiązuje nakaz całkowitej abstynencji. Wracamy zatem do punktu wyjścia. Co, jeśli kobieta odmawia pójścia do takiego domu czy schroniska, a ponadto nie zaprzestaje spożywania alkoholu czy innych środków mogących zaszkodzić ciąży? System pozostaje bezradny.

Sylwia Góra, „Kobiety, których nie ma. Bezdomność kobiet w Polsce”

Na bezdomność narażone są też młode kobiety, które opuszczają placówki opiekuńcze.

To jest problem związany z rodziną generacyjną, o którym mówiłam. Matka i ojciec, którzy nie radzą sobie z rodzicielstwem, którzy są często sami straumatyzowani i uzależnieni, którzy nie mają wzorców, jaki powinien być rodzic. Często w takich rodzinach dochodzi do przemocy fizycznej i psychicznej, do molestowania. W takich wypadkach dzieciaki czują się bezpiecznie poza domem, czasem mają jakichś dziadków, czasem nikogo. Trafiają wtedy do domów poprawczych czy do ośrodków opiekuńczych – w różne środowiska, nie zawsze wspierające.

„Umiesz liczyć, licz na siebie” to takie hasło, które jest mocno obecne w ich życiu. Rozmawiałam z kilkoma takimi młodymi bohaterkami, część z nich jest związana z Fundacją PO DRUGIE. Ta organizacja pomaga młodym osobom, koncentrując się na dawaniu im kompleksowej pomocy, np. mieszkań wspieranych, gdzie kilka osób radzi sobie z gospodarstwem, uczy się zarządzać budżetem domowym, uczy się, jak brać odpowiedzialność też za swoje błędy: kredyty, pożyczki, kradzieże itd. Młodzi dostają w fundacji pomoc nie tylko psychologa, ale również prawnika.

Dlaczego boimy się osób bezdomnych? Zaburzają nasz obraz świata, powodują dyskomfort, obciążają sumienie czy może wywołują niechcianą refleksję nad źle funkcjonującym społeczeństwem?

Robimy to pewnie dla komfortu psychicznego. Nie mówię, że powinniśmy wyręczać państwo w próbie rozwiązania problemu bezdomności. Chodzi raczej o wrażliwość i dyskomfort, który powinniśmy czuć jako społeczeństwo, że problem bezdomności wciąż istnieje na tak dużą skalę, a statystyki, które podaje co dwa lata Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej, w zasadzie się nie zmieniają. To oznacza, że coś jest nie tak. Problem bezdomności mocno nasilił się po 1989 roku i wtedy to tzw. trzeci sektor, a nie państwo, zajął się próbą jego rozwiązania.

Jak transformacja ustrojowa wpłynęła na kryzys bezdomności?

Upadek PGR-ów spowodował duże bezrobocie, wiele osób nie poradziło siebie w nowej rzeczywistości. Trzeci sektor stworzył wtedy system tymczasowy, który istnieje do dziś.

Ustawa o pomocy społecznej z 2004 roku mówi o tym, jak powinna wyglądać pomoc. Jest to system poczekalni, chodziło o to, żeby pomóc osobom w kryzysie bezdomności przetrwać ten najgorszy czas, tylko ta ustawa niewiele zmieniła. Nie ma w niej wytycznych, swego rodzaju przymusu, żeby ośrodki aktywizowały te osoby, żeby pomagały im wrócić na rynek pracy czy zmienić kwalifikacje. W Polsce na mieszkanie socjalne czy komunalne czeka się bardzo długo, więc w sumie można pozostawać w schronisku w nieskończoność. Ustawa tego też nie reguluje.

Czy brak rozwiązań systemowych to jest ten największy problem, który diagnozujesz poprzez tę książkę?

Tą książką chciałam przede wszystkim zwrócić uwagę, że to my, jako społeczeństwo, mamy wpływ na to, czy problem bezdomności będzie ważny dla samorządów czy najwyższych władz. Nowy stadion, wielki koncert – to jest bardzo medialne, ale np. rozbudowanie i dofinansowanie programu Housing First, o którym piszę więcej w książce, już nie. Tak, system jest wadliwy, o czym mówią praktycznie wszyscy wspierający osoby w kryzysie bezdomności. Jak zawsze problemem są też finanse. Często jest chęć po obu stronach, żeby leczyć się, pracować, uczyć się, rozwijać, ale ośrodki nie mają takich możliwości, bo do tego trzeba byłoby zatrudnić specjalistę z zewnątrz. Nie ma na to pieniędzy, więc te osoby pozostają w schroniskach kilka czy kilkanaście lat, czasami do śmierci.

Państwo polskie działa tym samym schematem poznawczym, co my, spotykając osobę bezdomną na ulicy – odwraca oczy i wypiera problem. Piszesz też o tym, że liczba osób bezdomnych w Polsce jest niedoszacowana.

Osoby bezdomne liczy się w lutym, kiedy większość z nich ze względu na pogodę przebywa w placówkach: ogrzewalniach, noclegowniach i schroniskach. Stąd te „dobre” wyniki: 80,2% osób w placówkach, 19,8% na ulicy. Myślę, że wyniki wyglądałyby inaczej, gdyby liczenie odbywało się w ciepłych miesiącach.

Czy jest jakieś rozwiązanie problemu bezdomności w Polsce?

Rozwiązanie jest jedno: dać dach nad głową osobom, które go nie mają. Nie jest to oczywiście proste, skoro dziś nie ma mieszkań nawet na wynajem.

Osobie uzależnionej, która jest na ulicy, trudniej wejść w proces leczenia i zdrowienia. Gdy ma dach nad głową, jest trochę łatwiej. Program Housing First zakłada udostępnienie mieszkania osobom, które wydają się gotowe na taką próbę. Trafiają do pomocowego mieszkania i współpracują z asystentem, terapeutą uzależnień czy psychologiem. Ten program daje bardzo dobre wyniki w usamodzielnianiu, średnio od 80 do 90% osób (to dane z państw Europy Zachodniej, które od wielu lat wdrażają program), które weszły w ten program, wróciło do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie. W Polsce działa on krótko i na razie tylko w trzech miastach: Warszawie, Wrocławiu i Gdańsku, ale wygląda to bardzo obiecująco.

I jest to najlepszy sposób na pomoc?

To jest obecnie chyba najbardziej skuteczny program. Najwięcej osób, które pozostają na ulicy, to te, które są tam już 5–10 lat. Osobom w krótkiej bezdomności daje się szybko pomoc, ale największy problem jest z osobami w średnim wieku, które są na ulicy ponad pięć lat. Na chwilę obecną program Housing First jest najlepszym rozwiązaniem.

Powiedz, jak na ciebie wpłynęły te rozmowy? Jakie to było doświadczenie?

Pierwszy kontakt był trudny. Najwięcej czasu na ulicy spędziłam w Krakowie z Przystanią Medyczną i Mateuszem Gajdą. Wybraliśmy się w grudniu 2019 roku na patrol ze strażą miejską, która często współpracuje z fundacjami i stowarzyszeniami pomocowymi. Jeździliśmy po miejscach, gdzie wiadomo było, że są kobiety. Bardzo długo mieszkałam w Krakowie, ponad 10 lat, a nie miałam pojęcia, w jakich miejscach można tworzyć sobie jakąś namiastkę domu: namioty nad Wisłą, bunkry, pustostany. To było blisko świąt, w tle słychać było kolędy, ulice były przystrojone, ludzie kupowali prezenty. Nie sposób w takich okolicznościach nie poczuć się szczęściarzem, że ma się dach nad głową i osoby, które się o ciebie troszczą.

Jak te historie zapisały się w tobie?

Jest to trudne przeżycie, które może śnić się po nocach. Natomiast to nie ja na co dzień pracuję i pomagam osobom w kryzysie bezdomności, tylko streetworkerzy i streetworkerki, pracownice i pracownicy ośrodków itd. To te osoby robią coś, za co my wszyscy, jako społeczeństwo, powinniśmy być im ogromnie wdzięczni. Mamy wielki dług wdzięczności, którego sobie nie uświadamiamy. Oni pokazują to człowieczeństwo, które powinno być w każdym z nas.

Ta książka nie powstałaby bez nich. To są osoby, których należy słuchać, bo wiedzą, jak pomagać. A słuchamy ich za rzadko. Bo są niemedialne, nie są zapraszane do telewizji. Moja książka oddaje głos przede wszystkim kobietom w kryzysie bezdomności, ale też tym osobom – „pomagaczom”.

Czytając, miałam poczucie, że każda ta historia to scenariusz na książkę lub film. Traumy, życiowe przewroty, nieprawdopodobne, a czasami niewyobrażalne okoliczności.

Tak, dokładnie tak jest. Niektóre z tych historii zapadają głęboko w pamięć. Ale ja byłam dziennikarką, reporterką, więc nie mogłam za bardzo angażować się emocjonalnie, chociaż oczywiście było to trudne. Kiedy widzimy cierpienie drugiej osoby, to trzeba być bez serca, żeby tego jakoś nie przeżywać, ale żeby napisać książkę, która ma coś przekazać innym, to nie powinna być ona zbyt emocjonalna i tkliwa. Bezdomność to problem, o którym powinniśmy rozmawiać i który jest możliwy do rozwiązania, chociaż bardzo trudny.

Wiele twoich bohaterek jest bardzo świadomych swoich traum, mówi wprost, że muszą przepracować wzorce, bo są dla nich strasznym obciążeniem. Jedna z nich mówi, że musi się „odkłamać”.

Wiele jest takich bohaterek, które mają świadomość, w jakiej są sytuacji. Często są to bardzo inteligentne osoby, które wiedzą o tym, że same popełniły błąd, i chcą go naprawić, starają się np. o przebaczenie rodziny. Mówią: „wiem, że jestem w tej sytuacji, bo podjęłam złą decyzję, dziś zrobiłabym inaczej”. To są osoby, które mają umiejętność analizy i refleksji. Często wiedzą, co robią źle, ale potrzebują zachęty do zmiany i wyciągnięcia pomocnej ręki.

Powinniśmy tę rękę do nich wyciągać.

Pracując nad tą książką, nauczyłam się, że z pomocą nie można się narzucać. Czasem jest tak, że to, co dla nas jest pomocą, wcale nie spełnia potrzeb czy oczekiwań osoby bezdomnej. Jeśli nie pytamy, co możemy zrobić, to nasze pomaganie staje się pomaganiem dla naszego dobrego samopoczucia – „pomogłam komuś i jestem taka dobra”. Czasami druga osoba oczekuje zupełnie czegoś innego, niż nam się wydaje, coś innego jest dla niej ważne.

Pomaganie może być różne, nie narzucajmy się z pomocą, nie każdemu da się też pomóc, bo nie każdy tej pomocy chce. Większość tak, chociaż często wstydzi się i boi o nią poprosić.

Zawsze chodzi o balans. Zaczynałyśmy rozmowę od tego, że trzeba dostrzec problem, kończymy na tym, żeby się z tą pomocą nie narzucać. Trzeba ją mądrze wypośrodkować, żeby miała sens.

Prawdziwa pomoc polega na tym, że udzielamy jej innej osobie, w oparciu o jej potrzeby, a nie po to, żeby dobrze się poczuć. Choć w ostatecznym rozrachunku, pod koniec życia, każdy z nas chciałby powiedzieć o sobie, że był dobrym człowiekiem.

Sylwia Góra – kulturoznawczyni, literaturoznawczyni, doktorka nauk humanistycznych, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu, autorka książki „Ewa Kierska. Malarka melancholii” (2020), animatorka kultury, współorganizatorka Festiwalu Dekonstrukcji Słowa Czytaj!, miłośniczka literatury pisanej przez kobiety oraz biografii nieznanych i zapomnianych artystek. Stale współpracuje z Kulturą Liberalną.

Przeczytaj fragment książki:

Kobiety, ktorych nie ma

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

Książka „Kobiety, których nie ma. Bezdomność kobiet w Polsce” jest już dostępna w sprzedaży.

Artykuł sponsorowany.


komentarze [6]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Patrycja  - awatar
Patrycja 01.05.2022 00:27
Czytelniczka

Bardzo ciekawy i niszowy temat, choć czy naprawdę bezdomność kobiet różni się od bezdomności mężczyzn?

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Meszuge  - awatar
Meszuge 29.04.2022 09:06
Czytelnik

To trochę inny temat, choć może nie aż tak bardzo inny, ale artykuł przypomniał mi znakomitą książkę Miki Dunin "Alkoholiczka". W naszych naiwnych i fałszywych wizjach Matek Polek kobiety alkoholiczki nie istnieją.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Lis Gracki - awatar
Lis 28.04.2022 16:46
Bibliotekarz

Bezdomność dotyka głównie mężczyzn... ale nagłośnijmy problem bezdomnych kobiet bo "ich bezdomność jest inna". JPRDLE... na prawdę? jaka? "Lepsza" czyli "gorsza"? Szkoda gadać... 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Baratora  - awatar
Baratora 28.04.2022 13:58
Czytelnik

Bezdomność dotyka głównie mężczyzn, ale feministek to nie obchodzi.
Dla nich każdy problem społeczny to olimpiada krzywd i kobiety powinny zawsze zdobyć złoty medal.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
czytamcałyczas   - awatar
czytamcałyczas 27.04.2022 20:16
Czytelnik

A bezdomny mężczyzna  to już feministki nie obchodzi. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Zofia Karaszewska - awatar
Zofia 27.04.2022 16:00
Autorka/Redaktorka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post