forum Książki Dyskusje o książkach
„Zabiłam Anię”, czyli rzecz o kontrowersyjnych przekładach
„Zabiłam Anię”, wyznała ostatnio tłumaczka Anna Bańkowska, wzbudzając swoim nowym przekładem oburzenie wielu polskich miłośników twórczości Lucy Maud Montgomery. Monice Adamczyk-Garbowskiej, która z Kubusia Puchatka uczyniła Fredzię Phi-Phi, zbulwersowany Stanisław Lem groził morderstwem „tępym nożem”. A od nazwiska Jerzego Łozińskiego ukuto neologizm „łozim”, oznaczający tłumaczenie mało zręczne czy też ekstrawaganckie, aż nazbyt odbiegające od oryginału. Niełatwo zmienić przyzwyczajenia czytelników; nowe przekłady, stojące w opozycji do tych mocno zakorzenionych w literackiej tradycji, przyjmowane są niechętnie i podejrzliwie. A w tle jak echo powtarza się mało trafiony cytat przypisywany Wolterowi, że tłumaczenia są jak kobiety – albo piękne, albo wierne.
Zobacz pełną treśćodpowiedzi [35]
Ja szukam jakichś opinii nt. nowych tłumaczeń Mistrza i Małgorzaty. Wydań tej powieści jest od groma, tłumaczeń też. Które z nich jest warte uwagi? Interesuje mnie zwłaszcza to wydanie Znaku z 2016 i najnowsze ze Świata Książki - tłumaczenie Jana Cichockiego. Ktoś coś?
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postRóżnice tłumaczeń między 'Pierścień' Nivena a jego kontynuacjami, których czytać się nie da.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postOdnoszę wrażenie, że za każdym razem kiedy pojawia się nowy przekład jakiejś klasycznej, kanonicznej pozycji, to najmniej w całej dyskusji chodzi o książkę. Wydawnictwo liczy na darmową promocję, bo cóż lepiej przyciąga nabywców niż naprzemienne fale zachwytów i świętego oburzenia. Tłumacz zaś łechta swoje ego podejmując się zadania trudnego, kontrowersyjnego i dobrze...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejUważam, że Łoziński w tym zestawieniu wypada wręcz śmiesznie, bo jak Bańkowska chciała przywrócić oryginalnego ducha Anne, podobnie Adamczyk-Grabowska, tak Łoziński w ogóle nie chciał przywracać oryginalnego ducha, czy cokolwiek. On chciał nadać nowego, słowiańskiego ducha tekstowi, co uważam za wyjątkowo okropny zabieg (chyba też dlatego czuję lekką niechęć do tego, co...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcejDużo hałasu o nic. Zmiany imion, nazw i tyle.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Moim zdaniem nowe tłumaczenie "Ani" to tylko kosmetyka. Zupełnie inaczej rzecz ma się z tłumaczeniem "Alicji w Krainie Czarów" - to już 12 zupełnie innych przekładów, inne wiersze, inne nazwy postaci, inne wybory w tłumaczeniu dwuznaczności lub trójznaczności tekstu Carrolla.
Zainteresowanych odsyłam tutaj
https://lubimyczytac.pl/publicystyka/6503/perypetie-z-przekladem-alicji
A propos nowych przekładów to z niecierpliwością czekam na Ulisses czyli nowe tłumaczenie Macieja Świerkockiego (do tej pory był tylko dostępny przekład Macieja Słomczyńskiego).
Tłumacz wydał także wspomnienia - przewodnik
Łódź Ulissesa czyli Siedem lat i osiemnaście godzin z Jamesem Joyce'em w Dublinie i nie tylko
Użytkownik wypowiedzi usunął konto
Niestety, nie czytałam w oryginale. Za to przyznam, że mam na półce irlandzkie wydanie "Finnegans Wake", ale to jest taki hardcore, że nawet "po polsku" (umownie, bo w tekście jest wiele neologizmów i hybryd wyrazowych złożonych z kilku języków) to jest wyzwanie...
Równoległe czytanie? To jest pomysł, choć z doświadczenia powiem, że jest to dość uciążliwe...
Przekład literacki jest trudnym zajęciem, w szczególności przekład poezji. Nie od dziś wiadomo, że istnieją utwory nieprzetłumaczalne. Że tłumacz stoi w rozkroku między wiernością przekazu a pięknem słowa. Że z kilku znaczeń danego słowa wybiera jedno, podczas gdy inne konotacje giną w tłumaczeniu. W idealnej sytuacji tłumacz sam jest artystą słowa, a nie tylko wyrobnikiem....
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Chciałbym, aby tłumaczenie było wierne i piękne, ale jeśli zachowanie obu warunków jest niemożliwe to poświęciłbym piękno na rzecz wierności.
"Ani..." nie czytałem, bo nie mój klimat, więc nic mnie nie wzburza w żadnym jej tłumaczeniu.
Ale dwa wspomniane w tekście tytuły znam, oczywiście to "Władca..." i "Diuna".
"Władcę..." mam Skibniewskiej. Tłumaczenie Łozińskiego...
Co do tłumaczenia Jerzego Łozińskiego to faktycznie irytowały mnie spolszczone formy nazw własnych, imion itd, ale cała reszta jak dla mnie przyjemniejsza do czytania niż wydanie Marii Skibniewskiej, które było chyba bardziej dosłowne. Chociaż może powinienem odświeżyć sobie pamięć, gdyż "Władcę" po raz ostatni czytałem w 2004 roku (to był mój trzeci raz).
PS: Nigdy nie...