-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński2
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1156
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać409
-
ArtykułyLubisz czytać? A ile wiesz o literackich nagrodach? [QUIZ]Konrad Wrzesiński22
Cytaty z tagiem "hidden legacy" [43]
[ + Dodaj cytat]
Znając Pierwszych, jestem pewna, że podpisali odpowiednią umowę i stosują się do niej.
Corne lius skrzywił się. -Niestety, to prawda. Jesteśmy towarzystwem tygrysów. Jesteśmy nadzwyczaj uprzejmi i formalni, ponieważ jeżeli nie ustalimy na początku wszystkich reguł gry, przypadkowe nieporozumienie może mieć fatalne konsekwencje.
Tygrysy i smoki, a niech mnie. A pomiędzy nimi ja w moich bordowych kapciach. Albo lepiej bez nich. Tyle że, kto w ogóle zwraca uwagę na kapcie, kiedy można przeprowadzić lobotomię ot tak przy okazji zwykłej rozmowy. Westchnęłam.
Cześć - odezwał się.
-Czy pani to Nevada Baylor?
-Tak.
Uśmiechnął się, odsłaniając białe zęby. -Tak się cieszę, że w końcu się spotykamy. Nazywam się Garen Shaffer.
O cholera.
Musiałam coś powiedzieć. -Co za niespodzianka. -Świetnie. To było znakomite zagajenie. -Proszę wejdź do środka. - Zanim Rogan cię zobaczy i postanowi rzucić w ciebie jakimś przypadkowym czołgiem, stojącym w jego garażu.
Zatrzymałam się obok babci i głową wskazałam metalową masakrę.
-Oglądał twoją randkę i nagle ściany zaczęły się giąć. Potrzebowałam zezłomować trochę starych karoserii, tak więc dałam mu zajęcie.
[...]
Pokiwałam głową i ruszyłam w kierunku Rogana. -Wszystko widziałeś?
-Tak -jego głos był lodowaty.
-Mi szczególnie spodobał się ten fragment, kiedy od niechcenia mi groził.
-Też to wyłapałem -odezwał się ponuro.
Nachyliłam się, by spojrzeć mu prosto w twarz. Smok był na zewnątrz w całej swojej przerażającej glorii. Wyszczerzyłam się w szerokim uśmiechu. -Co o tym myślisz?
-Nic.
Kłamstwo.
-Nie możesz zabić Garena Shaffera.
-Właściwie to mogę. Ale postanowiłem go oszczędzić. A w sumie to nawet nie myślałem o zabiciu go.
-Jeżeli wtargniesz do jego domu i połamiesz mu ręce w pięciu miejscach, to będzie wyglądało źle. Ludzie zaczną się obawiać robić ze mną interesy.
- O po łamaniu mu rąk też nie myślałem. Zastanawiałem się nad zrujnowaniem jego firmy, zniszczeniu jej i rozprzedaniu jej za grosze na jego oczach.
Szalony Rogan, Plaga Meksyku. Cywilizowany i rozważny przeciwnik.
- Czy naprawdę Garen jest lepszy?
-Nie. Ponieważ nie kocham go. Nawet gdyby miłość nie miała tu nic do rzeczy, wybrałabym Rogana. Kiedy byliśmy nadzy i zamarzaliśmy w cysternie z Davidem Howlingiem, Rogan poświęcił się dla mnie. Spodziewał się, że wtedy umrze. Gdyby Garen znalazł się w podobnej sytuacji, jestem pewna, że potrafiłby racjonalnie wyjaśnić, dlaczego lepiej byłoby, by to on przeżył i na koniec zostawiłby mnie tam.
Connor uśmiechnął się do mnie i razem poszliśmy do samochodu.
-Czy chciałabyś, żebym zorganizował formalne zaręczyny? -zapytał.
-Nie.
-A więc tylko pierścionek?
-Rozsądny pierścionek.
-Zdefiniuj rozsądny.
-Coś, co mogłabym nosić każdego dnia, podczas wykonywania mojej pracy i nie obawiałabym się non stop, że go zgubię, bo kosztował fortunę.
Nic nie odpowiedział.
-Mówię serio, Rogan. Nie kupuj mi żadnego z tych diamentów wielkości grejpfruta.
Zaśmiał się, mój szalony, zwariowany smok.
-Nie ignoruj mnie!
-Oczywiście, moja droga.
My dwoje. To będzie ostra jazda...
Magia wystrzeliła z mojej teściowej, prawie zrzucając mnie przy tym z krzesła.
- Jesteś moim jedynym synem - stwierdziła Arrosa Rogan.
Kochająca matka gdzieś zniknęła. Jej rysy stwardniały, oczy zwęziły się, a w głosie pojawiły się stalowe nuty, które sprawiały, że miałam ochotę stanąć na baczność i potakiwać głową. Mogłaby spokojnie stanąć w szranki z babką Victorią.
- Jeżeli los się do nas uśmiechnie, to będzie twój jedyny ślub. I to ma być oficjalna uroczystość. Twoja narzeczona będzie miała na sobie zapierającą dech w piersiach suknię, ty założysz smoking, a ja będę obserwować, jak składacie sobie przysięgę i całujecie się na oczach całej rodziny i wszystkich waszych przyjaciół, i będę promienieć dumą, ciesząc się z tej chwili. Nie odbierzesz mi tej radości. Później opowiem o tym twojemu ojcu i przekażę mu, jak pięknie wszystko się odbyło. Czy wyraziłam się wystarczająco jasno?
Plaga Meksyku i budzący największy strach Pierwszy w Houston zdołał rozewrzeć swoje kwadratowe, męskie szczęki i powiedział jedyne, co mu pozostało. - Tak, matko.
- Cudownie. Ustalimy zatem datę za mniej więcej trzy miesiące. To pozwoli wszystkim dostosować odpowiednio swoje plany - Arrosa zwróciła się do mnie i obdarzyła mnie na powrót serdecznym uśmiechem. - Tak się cieszę, moja droga! Suknia, fryzura, kwiaty… Tyle niesamowitych wyborów przed tobą.
- Runa Etterson z Domu Ettersonów, Magus* Venenata - wyciągnęła do mnie rękę.
Venenata oznaczało po łacinie truciznę. Runa była magiem specjalizującym się we wszelkiego rodzaju truciznach. Zapewne mogła mnie załatwić samym swoim oddechem, a tymczasem uśmiechała się do mnie i czekała, aż uścisnę jej dłoń.
- Catalina Baylor z Domu Baylorów - potrząsnęłam jej ręką.
Wyszczerzyła się do mnie. - Aha, zajęło ci to chwilę. Bez obaw, truję przypadkowych nieznajomych tylko we wtorki.
- Dzisiaj jest wtorek - zauważył Leon.
- Ups. Ale spoko. Przedstawiłaś się, więc nie jesteś już nieznajomą. Powinnaś być bezpieczna - odwróciła się do Leona. - Ale ciebie nie znam. Nic nie mogę zagwarantować.
- To mój kuzyn, Leon.
- Miło cię poznać, kuzynie Leonie. A zatem gdzie są te potencjalnie niebezpieczne przysmaki?
*Z łaciny: Mag.
- [...] A zatem gdzie są te potencjalnie niebezpieczne przysmaki?
Poprowadziłam ją do lodówki i otworzyłam drzwi. Półki pełne były tubek z lukrem i kremem we wszelkich możliwych kolorach. Runa zatarła dłonie.
- Dajcie spokój, ludzie. Nie stójcie tak. Chwytajcie za łyżeczki i do roboty.
Nikt się nie odezwał ani nie poruszył.
- No co? Myśleliście, że jak to działa? Że podstawiam żarcie pod nos i węchem wyczuwam truciznę? Fajnie by było. Nie, zjadacie to i jeżeli umieracie, mogę stwierdzić, że ‚tak, to było zatrute’.
Rivera westchnął. - Psze-pani, proszę to potraktować poważnie. Zgodnie z umową pomiędzy Domem Roganów i Domem Ettersonów…
- Tak, tak. Przez ostatnie dwa tygodnie byłam cały czas w gotowości na wypadek, gdyby ktoś na tym weselu został otruty. Pozwólcie mi na odrobinę zabawy.
Runa podniosła dłonie. Spomiędzy jej palców uniosła się delikatna, zielona mgiełka, która wpłynęła do lodówki i się rozproszyła. Podeszła bliżej, wyciągnęła rożek białego kremu, otworzyła go, palcem nabrała odrobinę i wsadziła sobie do ust. - Mmm, przepyszny cyjanek. Stara szkoła. Hipoksja histotoksyczna dla ciebie. Hipoksja histotoksyczna dla twojej rodziny. Hipoksja histotoksyczna dla twojej krowy. Chwila - podniosła do góry dłoń. - Co to za podejrzany smak na końcu?
Runa zjadła jeszcze trochę i zamlaskała głośno. - Mam to na końcu języka. Ooo. Tetrodotoksyna. Sprytnie. Cyjanek może zabić w minutę, ale jeżeli zażyje się antidotum, tetrodotoksyna nadal będzie robić swoje i w końcu cię wykończy.
Myśl jak Pierwsza, głowa Domu, wnuczka Victorii Tremaine, pewna siebie, niebezpieczna, nieznająca strachu, obudzona w środku nocy i… zirytowana.
Zdecydowanie zirytowana.
Weszłam do sali konferencyjnej z rozdrażnieniem wypisanym na twarzy.