-
ArtykułyKrólowa z trudną przeszłościąmalineczka740
-
ArtykułyNowe „444” Macieja Siembiedy – przeczytaj zupełnie inny początek książki!LubimyCzytać2
-
Artykuły„Wisława Szymborska jest najczęściej czytaną poetką w naszym kraju”. Nie chodzi o PolskęAnna Sierant10
-
Artykuły„Ślady nocy”: sztuka przetrwania wg najmłodszej autorki nominowanej do Nagrody BookeraSonia Miniewicz4
Cytaty z tagiem "g.k.chesterton" [9]
[ + Dodaj cytat]
Przypuśćmy, że na ulicy dochodzi do zbiegowiska z powodu,
dajmy na to, latarni, która wiele wpływowych osób najchętniej by przewróciło. Ktoś pyta o zdanie mnicha w szarym habicie, symbolizującego średniowieczny sposób myślenia. Mnich zaczyna wykład w suchym stylu scholastycznym: „Rozważmy wpierw, bracia, wartość światła. Jeśli światło jako takie jest dobre...". W tym momencie mnich dostaje po głowie, i chyba nas to nie dziwi. Tłum ludzi otacza latarnię, przewraca ją w ciągu dziesięciu minut i przez pewien czas wszyscy gratulują sobie wzajem tego wyczynu, tak praktycznego i całkiem nie średniowiecznego.
Po czym zaczynają się kłopoty. Niektórzy zniszczyli latarnię, bo była gazowa, oni zaś chcieli elektrycznej; inni zniszczyli latarnię, bo potrzebny im był kawałek żelaza; jeszcze inni, bo pragnęli ciemności, w której najlepiej kwitnie zło. Byli tacy, co uważali, że latarnia jest za kiepska, i tacy, co uważali, że jest aż za dobra; parę osób zamierzało zniszczyć coś, co należy do gminy, a parę innych chciało zwyczajnie zniszczyć cokolwiek. Skończyło się to wojną w głębokim mroku, i nikt nie był do końca pewien, komu zadaje cios. Powoli i stopniowo znaleźli się tacy, którzy doszli do wniosku, że mnich jednak miał rację - że wszystko zależy od naszej filozofii Światła. Tyle że mogliśmy dyskutować o niej w blasku latarni; teraz musimy dyskutować
w ciemnościach.
Chrześcijańscy dogmatycy próbowali zaprowadzić na ziemi rządy świętości, toteż zaczęli od zdefiniowania, czym jest świętość. Tymczasem nowocześni reformatorzy edukacji chcą zaprowadzić wolność religijną, lecz nie próbują sprecyzować,
czym jest religia ani czym jest wolność. Jeśli dawni księża
narzucali ludzkości jakąś tezę, przynajmniej zadawali sobie trud, by sformułować ją jak najdokładniej. Współczesne tłumy anglikanów i nonkonformistów organizują prześladowania za odstępstwo od doktryn, które nigdy nawet nie zostały ujęte w słowa.
Najdziwniejszą oznaką potężnego zła, utajonego w nowoczesnym
społeczeństwie, jest osobliwe znaczenie, nadawane dziś pojęciu „ortodoksji". W dawnych czasach heretyk szczycił się, że nie jest heretykiem. To królestwa tego świata były heretyckie, ze swymi policjantami i sędziami; ale nie on.
On był ortodoksyjny. Nie uważał się wcale za buntownika przeciw autorytetom. To autorytety zbuntowały się przeciw niemu. Armie ze swoją okrutną niezawodnością, królowie o zimnych obliczach, majestat państwa, racjonalne prawa — wszystko to były owce, które zbłądziły. On zaś czerpał dumę ze swej ortodoksji, ze słuszności swych poglądów. Jeśli pozostał sam wśród ryku bestii, był więcej niż człowiekiem; był kościołem. Stanowił centralny punkt wszechświata; to wokół niego wirowały gwiazdy. Żadne tortury, żadne męczarnie najstarszych, zapomnianych piekieł, nie mogły z niego wydusić przyznania, że jego wiara to herezja wobec wiary prawdziwej.
Dziś, z uśmieszkiem ni to zarozumialstwa, ni to zakłopotania, mówi: „Myślę, że mam bardzo heretyckie poglądy" - i toczy wzrokiem dokoła, czekając na oklaski. Słowo „herezja" nie oznacza już błędu. Gorzej - w potocznym rozumieniu oznacza odwagę i jasność myśli. Słowo „ortodoksja" nie oznacza już racji. Gorzej - w potocznym rozumieniu oznacza błąd.
Na dowolnej popołudniowej herbatce u cioci słyszymy nierzadko, jak ktoś oświadcza: "A co to życie warte!". Traktujemy tę wypowiedź identycznie jak słowa: "Kiepska dzisiaj pogoda". Nikt nie uważa, że taka opinia może mieć jakieś skutki, czy to dla człowieka, który ją wygłosił, czy dla reszty świata. A przecież gdyby potraktować ją serio i z wiarą, świat stanąłby na głowie. Mordercom wręczalibyśmy medale za uratowanie kogoś przed życiem; strażacy stawaliby przed sądem za uratowanie kogoś przed śmiercią; trucizny byłyby dostępne zamiast lekarstw, wzywalibyśmy lekarza do osoby miewającej się niepokojąco dobrze; Królewskie Towarzystwo Humanitarne zostałoby rozpędzone na cztery wiatry jak horda dzikich zabójców. Nigdy jednak nie rozważamy kwestię, czy konwersacyjny pesymista wzmacnia czy rozbija społeczeństwo; żywimy bowiem przeświadczenie, że teorie się nie liczą.
[...] pamiętam, że pan Foote z bezmierną pogardą potraktował
wszelkie próby walki z pijaństwem oparte na argumentach
i metodach religijnych, twierdząc, że rysunek przedstawiający wątrobę pijaka jest znacznie skuteczniejszy niż jakakolwiek modlitwa. Ta obrazowa wypowiedź świetnie ilustruje nieuleczalne zwyrodnienie współczesnej etyki. Oto świątynia, gdzie światła są przyćmione, gdzie klękają narody, intonując chóralne hymny, lecz na ołtarzu, przed którym wszyscy gną kolana, nie ma już doskonałego ciała, nie ma istoty doskonałego Człowieka, Jest tam wciąż jakieś ciało, owszem, lecz zniekształcone chorobą.To wątroba pijaka - skażona świętość naszych czasów, dana nam na jego pamiątkę.
Wciąż jednak istnieją ludzie - i ja się do nich zaliczam - którzy twierdzą, że najpraktyczniejsze i najważniejsze, co
trzeba wiedzieć o drugim człowieku, to jego wizja wszechświata. Jesteśmy zdania, że kiedy gospodyni przyjmuje lokatora na stancję, powinna wziąć pod uwagę nie tylko jego dochody, lecz przede wszystkim jego życiową filozofię. Uważamy, że generał, który zamierza rozgromić wroga, powinien znać nie tylko jego liczebność, lecz przede wszystkim jego światopogląd. Sporne jest nie to, czy świat materialny zmienia się za sprawą naszych idei, lecz czy na dłuższą metę zmienia się za sprawą czegokolwiek innego.
Człowiek nowoczesny oznajmia: „Odrzućmy wszystkie te arbitralne normy i pełną piersią korzystajmy z wolności". Przetłumaczone na język logiki, oznacza to: „Nie rozstrzygajmy, co jest dobre, lecz uznajmy za dobre, że o tym nie rozstrzygamy". Człowiek nowoczesny mówi: „Te wasze moralne formułki są funta kłaków warte; ja tam wolę iść z postępem". Co oznacza, logicznie biorąc „Nie rozstrzygajmy, co jest dobre, rozstrzygajmy, czy mamy tego coraz więcej". Człowiek nowoczesny peroruje: „Cała nadzieja, kolego, leży nie w religii ani w moralności, lecz w edukacji". Co oznacza: „Nie umiemy rozstrzygnąć, co jest dobre, ale dajmy to naszym dzieciom".
Postęp, otrąbiony wszem i wobec w naszych czasach, jest po
prostu stopniem wyższym pewnego przymiotnika, dla którego
nie ustaliliśmy jeszcze stopnia najwyższego. Odpieramy tym słowem zakusy religii, patriotyzmu, piękna czy choćby stagnacyjnej zwierzęcej przyjemności — inaczej mówiąc, na
każdą propozycję, by dać nam coś, co już znamy, reagujemy
alternatywną propozycją, by zdobyć więcej nie wiadomo czego.
Słowo „postęp", właściwie pojęte, ma swoje własne zacne znaczenie, kiedy jednak używa się go jako przeciwwagi dla konkretnych ideałów moralnych, brzmi kompletnie niedorzecznie. Postęp nie tylko nie jest pojęciem przeciwstawnym do fundamentalnych pojęć religii i etyki, lecz na odwrót, nikt nie powinien używać tego słowa, jeśli nie posiada dogmatycznej wiary i nieugiętego kodeksu moralnego. Nie można być postępowym nie będąc doktrynalnym; o mały włos, a powiedziałbym, że nie można być postępowym nie będąc nieomylnym, a w każdym razie nie wierząc w jakąś nieomylność. Bowiem postęp, jak sama nazwa wskazuje, oznacza kierunek; a w chwili, gdy ogarnia nas najmniejsza bodaj wątpliwość co do kierunku, ogarnia nas dokładnie taka sama wątpliwość co do postępu.
Tylko bogowie nigdy się nie nużą bezustannym powtarzaniem tego samego. Dla nich każdy zmierzch jest nowy, a ostatnia róża równie pąsowa jak pierwsza.