cytaty z książek autora "J.M. Darhower"
Nie chciałem jej kochać. Nawet nie planowałem jej lubić. Ale stało się... zdarzyło się... i wciąż próbuję wymyślić jak sobie z tym poradzić.
Mówi mi o żalu, ale nie zdaje sobie sprawy, że nawet jeśli ostatecznie mnie zniszczy, nigdy nie będę chciał wymazać tego co mamy. Nigdy nie chciałbym cofnąć ani chwili.
Nocami często czuję się martwy. Przypominam żywego trupa. Zresztą trudno naprawdę czuć się żywym, kiedy w środku jesteś wrakiem. Trudno czuć się rzeczywistym, gdy nie pamiętasz, jak śnić.
Ludzie popełniają błędy. Robią rzeczy, których nie pochwalasz, których sam byś nie zrobił. To nie znaczy, że masz ich skreślać i palić mosty. Bo póki człowiek oddycha, ma szansę na odkupienie.
Miłość nie ma w sobie nic racjonalnego. Bywa pełna chaosu. Nie ma w niej za grosz sensu.
Można komuś opowiadać, jak niebieskie jest niebo, ale póki choć raz go nie zobaczy, nie będzie wiedział.
Nic się samo nie zrobi. Świat nie poczeka. Muszę stawić mu czoła, podnieść się i iść przed siebie tak długo, jak będzie to możliwe.
Zabawne, jak zdradliwe są sekrety. Ukrywasz je głęboko, by nikt się o nich nie dowiedział. Przez to ludziom trudno się do ciebie zbliżyć. Trudno naprawdę cię poznać. Niektórych sekretów lepiej nie ujawniać. Mają zabójczą moc. Mogą zniszczyć. Każdy potrafi stać się śmiercionośną bronią.
Zemsta to wybór. Człowiek sam decyduje, czy chce się odegrać. Zawsze może wybrać wspaniałomyślność.
....jesteśmy odpowiedzialni wyłącznie za swoje czyny. Nie za to, co robią inni ludzie.
Sny nie znaczą nic, gdy nadchodzi rzeczywistość. Życie jest, jakie jest. Nie można mu uciec.
Każda nuezerwana nić łącząca się z przeszłością może doprowadzić kogoś prosto do twojej przyszłości.
Ona i on.
Moje życie.
Mój drugi oddech.
Dla nich byłbym gotów stanąć do walki z całym światem.
I przysięgam.... Wygrałbym.
Jest różnica między walką a bitwą. Walka to odizolowany incydent i zazwyczaj kończy się równie szybko, jak się zaczęła. Ale bitwa? Bitwa to część wojny. Bitwy mogą trwać bez końca. Mogą być długie, ciągnące się w nieskończoność, krwawe, bezlitosne.
Wyobrażam sobie życie bez niego. Świat, w którym go nie ma. Jest ciemno. Nie wiem, która godzina, nie potrafię zebrać się w sobie, żeby sprawdzić. Mam wrażenie, że tkwię tutaj od wieków, a każde tyknięcie zegara drwi ze mnie. Krzyczę bezgłośnie i dzisiaj nikt mnie nie słyszy, nikt nie zwraca uwagi, nikt nie przyjdzie ocalić mnie od tego cierpienia.
Ten człowiek jest enigmą. Piękną, czasami przerażającą układanką, którą nadal składam w całość, fragment po fragmencie.
Podobno kiedy życie cię dopada, zwykle robi to dłońmi przyjaciela.
Życie to nie coś, co po prostu przeżyłem... Tylko coś, co przetrwałem. Wsączyło się w każdą komórkę mojego ciała, zainfekowało każde mitochondrium. Jest w mojej krwi i kościach. Nigdy się tego nie pozbędę, dopóki ktoś nie opróżni mi żył i nie rozedrze ciała na kawałki. To tak, jakby oczekiwać, że człowiek przeżyje bez bijącego serca w piersi. Że będzie oddychał bez płuc. Że będzie walczył, kiedy nie ma powodu do życia. Że wciąż będzie człowiekiem po odebraniu mu wszystkiego, co czyniło go tym, kim był.
Zawsze fascynowało mnie, jak działa ciało. Jak znajdujący się głęboko w piersi mięsień wielkości pięści utrzymuje cię przy życiu każdego dnia. Bije równo, pompuje krew przez tętnice i z powrotem do żył. A ty nie musisz robić nic, żeby to się działo. Ten mięsień robi to sam. Nieważne, jak się czujesz, co myślisz, czy twoje pierdolone serce, właśnie pęka - nie przestaje bić, dziesiątki tysięcy razy dziennie. Ale któregoś dnia stanie. Któregoś dnia uderzy poraz ostatni, a potem nie będzie już nic. Nic oprócz śmierci.
Opowiem Ci historię o myśliwym, który niedawno zabił potężnego lwa. Nie zastanawiał się nad konsekwencjami, nad tym, jak wpłynie to na przyszłość. Bo widzisz, myśliwy dbał tylko o jedno - o nią. Nie liczyło się dla niego nic poza jej bezpieczeństwem. Wymordowałby całe stada, spowodawał masową zagładę, gdyby w ten sposób mógł ocalić tę, którą kochał. Bo choć myśliwy mógł się czegoś nauczyć, mógł odłożyć broń na dobre, pragnienie przetrwania wciąż pozostawało cechą wrodzoną. Chronienie jej pozostawało instynktem.
Jej wzrok spotyka się z moim i patrzę, jak wściekłość blednie, ustępując miejsca temu cholernemu złamanemu sercu.
Nienawidzę tego.
Nienawidzę na to patrzeć.
Ale, kurwa, jest taka piękna.
Szczęśliwa. Smutna. Zła. Przerażona.
Jest najpiękniejszym, co kiedykolwiek widziałem.
Jest piękna, bo jest silna.
Piękna, bo zaciekła.
Piękna, bo nawet kiedy ja się wahałem, ona tego nie zrobiła.
Walczyła. Zajadle.
I niech mnie piekło pochłonie, jeśli to nie jest cudowne.
Patrzę, jak zapada się w sobie, i czuję ból głęboko w piersi. Ból, który ona musi czuć. Jej serce jest złamane, ale cholerny kawałek mięśnia wciąż pracuje. Sekundę po sekundzie utrzymuję ją przy życiu.
Należę do tych, którzy łatwo przechodzą ze światła w mrok, potworem ciągnącym za sobą cienie.
Żałoba nigdy tak naprawdę się nie kończy. Możesz ignorować żal, zepchnąć go w najdalszy zakątek siebie, przełknąć razem z łzami, udawać, że nie istnieje, ale on cały czas tkwi w tobie. Wyziera z każdego cienia, mości się w głębi umysłu, żywi się gniewem, czeka na odpowiednią chwilę, by przejąć kontrolę.
Nie, żałoba nie mija. Ona staje się częścią ciebie. Wrasta w twój system nerwowy, skaża krwiobieg. Pulsuje w rytmie uderzeń serca, wydostaje się z płuc wraz z każdym oddechem. Skrywa się za twoimi powiekami, ilekroć mrugasz. Żyje w każdym wypowiedzianym słowie.
Czasem udaje mi się odnaleźć spokój w mroku, bo ona mi go przynosi. Do końca świata niczego nie zapomnę, przy niej jednak czuję, że dobrze jest pamiętać. Trzeba pamiętać ból i strach. Nie ma nic złego w przyznaniu się do tego, że bałem się ciemności.
W niej odnalazłem światło.
Odnalazłem ją.
Nie trzeba bać się ciemności, bo prawdziwe potwory nie kryją się przed światłem. Trik polega na tym, by dostrzec je, zanim to one dopadną ciebie.
Szpitalne poczekalnie są jak czyściec. Takie miejsce między niebem a piekłem, gdzie musisz czekać, aż nadejdzie twój czas, aż szepną ci do ucha, co dalej. Nic w tym miłego. Właściwie to gorsze niż tortury. A jednak siedzisz, trzymasz się iskry nadziei, powtarzasz sobie, że nie jest tak źle, że przecież mogło być gorzej. Wiesz, że mogło.
Lepiej by się ciebie obawiano, niż kochano, ponieważ przywiązanie łatwo stracić, ale strach przed bólem jest wieczny.
Zmierzamy ku nieuchronnej katastrofie i nie ma w tym nic pięknego. Ona próbuje być niezłomna, a ja pozostaję niewzruszony. Ona wariuje, ja już jestem szalony. Przyciąłem skrzydła mojej więźniareczce, żeby nie mogła stąd odlecieć. Czemu wciąż mnie dziwi, że nie może się wznieść?
Czuję w powietrzu nagłą zmianę, napływ chłodu, jakby słońce zniknęło za gęstymi chmurami, okrywając świat cieniem. W takich cieniach żyją ludzie mnie podobni.