cytaty z książki "Tęcza grawitacji"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nikt przecież nie twierdzi, że pod wieczór dzień dotoczy się do jakiegokolwiek sensu.
Pawłowa fascynowała zasada przeciwieństwa. Weźmy wiązkę komórek gdzieś w korze mózgowej, dzięki którym odróżniamy przyjemność od bólu, światło od mroku, dominację od podporządkowania... Lecz gdy jakimś sposobem zagłodzimy je, uszkodzimy, otępimy szokiem, wytniemy, przerzucimy w fazę przejściową, poza obręb ich przytomnych jaźni, poza fazę wyrównawczą i paradoksalną, wówczas osłabimy zasadę przeciwieństwa, i oto proszę, mamy paranoika, który jest panem, a czuje się niewolnikiem... który wprawdzie jest kochany, lecz doskwiera mu obojętność świata, i "uważam - pisał Pawłow do Janeta - że to właśnie faza ultraparadoksalna jest podstawową przyczyną osłabienia zasady przeciwieństwa u naszych pacjentów". Naszych szaleńców, paranoików, maniaków, schizofreników, moralnych imbecyli...
Czy istnieje przelicznik informacji na ludzkie życie?No cóż, może to zabrzmi dziwnie, ale istnieje. Czarno na białym w „Podręczniku”, patrz: dokumenty Ministerstwa Wojny. Nie należy zapominać, że prawdziwym zajęciem Wojny jest sprzedaż i kupno. Mord i przemoc pilnują się same, toteż można je powierzyć amatorom. Masowy charakter śmierci jest użyteczny pod wieloma względami. Służy za spektakl, odwraca uwagę od rzeczywistych poczynań wojny. Podsuwa surowy materiał, który zostaje obrobiony i upamiętniony w postaci Historii, by dzieci mogły uczyć się dziejów, postrzeganych jako pasmo przemocy, jako łańcuch bitew, i tym sposobem lepiej przygotowały się do wkroczenia w świat dorosłych. A najlepsze, że masowa śmierć jest bodźcem dla szarych ludzi, dla maluczkich, żeby zakosztowali kawałka tego tortu, póki jeszcze żyją i mogą go drapnąć. Prawdziwa Wojna jest celebracją rynków. Jak grzyby po deszczu wyrastają organiczne rynki, starannie wystylizowane przez profesjonalistów na „czarne”. Kwity, funty szterlingi, marki niemieckie krążą i krążą w antyseptycznych marmurowych salach, poważne jak tancerze baletu klasycznego. Lecz tutaj, na zewnątrz, wśród zwykłych śmiertelników, rodzą się prawdziwe waluty. Na przykład Żydzi. Mają wartość obiegową tak samo jak paczka papierosów, kurwa i baton czekoladowy. Żydzi niosą ze sobą także element winy, przyszłego szantażu, a to naturalnie funkcjonuje na korzyść profesjonalistów.
Och, ona jest fantastyczna. Wyczuwa instynktownie, wie dokładnie, jak komuś ubliżyć. Nieważne, zwierzę, roślina...kiedyś widziałem, jak ubliżyła kamieniowi.
Pokroić kilka bananów na kawałki. Zaparzyć kawę w dzbanku. Wyjąć puszkę mleka z lodówki. Puree bananowe, zalane mlekiem. Pycha. Wymościłby nim przeżarte wódą żołądki całej Anglii... Odrobina margaryny, ciągle pachnie świeżo, podgrzać w rondelku. Obrać więcej bananów, pokroić wzdłuż. Margaryna już skwierczy, hop, wrzucamy kawałki. Zapalić piekarnik, buch!, o, kurczaki, któregoś dnia wysadzimy się w powietrze, cha, cha, no tak.
Osuwa się na miękkie łóżko, wciągając go za sobą w atłasowe, seraficzne, kwietne hafty, i natychmiast układa się, by wpuścić członka w napięte rozwidlenie, w pojedynczą wibrację, do której dostroiła się noc... drży w trakcie stosunku, stroboskop jej kremowogranatowego ciała ciągnie się pod nim przez całe mile, wszystkie dźwięki wytłumione, sierpy oczu za złotymi rzęsami, kolczyki z gagatu, długie, ośmiościenne, fruwają bezdźwięcznie, obijają jej policzki - czarny deszcz - a w górze jego niewzruszona twarz, skupiona na starannej technice - czy ze względu na nią? Czy podłączył się do gry w Slothropa, o której ją pouczyli - ożywi go, nie pozwoli się dosiadać przez plastikową kukłę... jej oddech robi się coraz chrapliwszy, już nad progiem słyszalności... sądząc, że ona jest o krok od szczytowania, Slothrop sięga ręką w jej włosy, próbuje unieruchomić głowę, musi zobaczyć twarz, i raptem wywiązuje się walka, prawdziwa zacięta walka - ona za skarby świata nie chce ukazać twarzy i w tej chwili ni stąd, ni zowąd faktycznie zaczyna szczytować, a Slothrop idzie za przykładem.
Jest....
Zimniej niż w cipie Królowej Śniegu!
Zimniej niż gołemu śpiącemu od brzegu!
Zimniej niż dupie w fińskiej wygódce!
Zimniej niż Ruskiemu po mrożonej wódce!
Dręczy go obsesyjnie myśl o rakiecie z jego nazwiskiem wypisanym na boku - jeśli oni naprawdę uwzięli się na niego ("oni" obejmuje w tym wypadku znacznie więcej możliwości niż samych hitlerowców), to taka rakieta na pewno istnieje, bo przecież nic ich nie kosztuje malowanie jego nazwiska na każdej, prawda?
- Sprytnie, bardzo sprytnie - Chyży przypatruje mu się wymownie. - To się przydaje, zwłaszcza na forncie. Wiesz, o czym mówię. O symulowaniu. Diabelnie przydatne. Nazywa się to "paranoja frontowa" czy coś takiego. Ale...
- Kto tu symuluje, co? - Slothrop zapala papierosa i potrząsa grzywką w kłębach dymu. - Kurczę blade, Chyży, posłuchaj, nie chcę cię straszyć, ale... Powinni mnie byli odwołać cztery lata temu. A teraz to się może zdarzyć w każej chwili, w następnej sekundzie, znienacka... kurwa mać... kompletne zero, po prostu nic... i ...
To jest coś, czego nie można zobaczyć ani wziąć do rąk - nagły wybuch gazów, przemoc w powietrzu, po której nie zostaje ślad... Słowo wypowiedziane bez uprzedzenia wprost do jego ucha, a potem cisza na wieki wieków. Poza niewidzialnością, poza uderzeniem młota, trąbą Sądu Ostatecznego, tam właśnie kryje się prawdziwa zgroza, drwiąca, obiecująca mu śmierć z niemiecką precyzją i pewnością siebie, wyśmiewająca wszystkie zwykłe odruchy przyzwoitości Chyżego... nie, mistrzu, to nie żaden nabój z brzechwami, nie Słowo, lecz jedno jedyne Słowo, które rozrywa dzień na strzępy...
Wyobraźmy sobie ego, jaźń, która zmuszona jest dźwigać osobiste dzieje sprzęgnięte z upływem czasu, jako siatkę. Głęboka, prawdziwa Jaźń jest strumieniem między katodą i płytką. Stałym, czystym strumieniem. Sygnały – przemieszczające się dane czuciowe, doznania, wspomnienia – lądują na siatce i modulują strumień. Przeżywane przez nas życie jest nieustannie zmieniającą się wraz z czasem formą fali, raz dodatnią, raz ujemną. Jedynie w chwilach wielkiego spokoju możemy odnaleźć czysty, wyzbyty informacji stan zerowego sygnału.
Porzekadła dla paranoików: 4. Ty się chowasz, oni szukają.
Porzekadła dla paranoików: 3. Jeśli sprawią, że zaczniesz zadawać błędne pytania, nie będą musieli udzielać odpowiedzi.
Kekule śni, że Wielki wąż pożera własny ogon, śniący Wąż, który okala świat. Ale ta podłość, cynizm, z jakim sen ten będzie wykorzystany! Wąż, który głosi, że „ Świat jest zamkniętym, cyklicznym, akustycznym miejscem wiecznego powrotu”, wprowadzony zostanie do systemu, którego jedynym celem jest zerwać Cykl. Branie bez dawania, postulat, by „produktywność” i „dochody” zwyżkowały z upływem czasu; System odbiera reszcie Świata ogromne ilości energii, żeby jego mały desperacki wycinek wykazywał stały przyrost, i w tym procesie nie tylko większość ludzkości, ale też większość świata zwierząt, roślin i minerałów ulega spustoszeniu. Nie wiadomo, czy System rozumie, że jedynie gra na czas. I że tak w ogóle to czas jest sztucznym środkiem, niemającym wartości dla nikogo i niczego oprócz Systemu, który wcześniej czy później runie bez życia, a stanie się to wtedy, gdy jego uzależnienie od energii przerośnie ilości, które reszta Świata może dostarczyć; pociągnie za sobą niewinne dusze całego łańcucha życia. Życie w Systemie jest jak jazda po bezdrożach autokarem kierowanym przez maniaka gnanego myślą o samobójstwie.
Coś Poruszało się po Ziemi...było ekwinokcjum...zielone wiosenne noce...otwierają się rozpadliny, na ich dnie parują fumarole, tropikalne życie zasnute oparami ja jarzyny w garnku, bujne, odurzające wonie, kaptur zapachów...dopiero ma się narodzić ludzka świadomość, ten żałosny kaleka, ten zdeformowany, skazany na zatratę niewydarzeniec. To jest świat przed nastaniem człowieka. Zbyt nieokiełznanie żywy i zmienny, by ludzie mogli go oglądać w takim stanie. Wolno im patrzeć na niego tylko jako na gnijące zwłoki, poukładane w nieruchomych warstwach, ulegające przemianie w ropę i węgiel. Żywy, stanowił zagrożenie: był Tytanami, był tak rozdzwonioną i szaleńczą erupcją życia – zielonym płaszczem na nagiej Ziemi – że trzeba było wprowadzić do gry jakiegoś burzyciela, zanim swoją energią rozerwałby całe dzieło stworzenia na strzępy. Zatem wysłano nas, kalekich stróżów, żebyśmy się rozmnażali i panowali. Bożych burzycieli. Nas. Kontrrewolucjonistów. Naszą misją jest lansowanie śmierci. Lansowanie sposobów, w jakie zabijamy, w jakie umieramy, będąc wyjątkowymi okazami w dziele stworzenia. To było coś, nad czym musieliśmy popracować, i w skali dziejów, i w skali jednostki. Stworzyliśmy śmierć, z niczego, do jej obecnej postaci jako reakcji łańcuchowej, niemal tak silnej jak życie, dzięki czemu dławimy zielone powstanie. Ale tylko prawie tak silnej.
Rany. Co się dzieje, gdy paranoik spotyka paranoika? Krzyżują się solipsyzmy. Wyraźnie. Dwa wzory tworzą trzeci: mora, nowy świat płynnych cieni, interferencji...
Podstawowy problem polegał zawsze na skłonieniu innych ludzi, by umierali za ciebie. Co ma dla człowieka aż taką wartość, by oddał za to życie? Przez stulecia tę rolę odgrywała religia. Religia zawsze dotyczyła śmierci. Wykorzystywano ją nie tylko jako opium, ile jako technikę. Skłaniano ludzi do umierania za konkretny zbiór przekonań dotyczących śmierci. To perwersja, naturalnie, ale kim ty jesteś, by ferować wyroki? Cwane zagranie, długo odnosiło skutek. Ale odkąd umieranie dla śmierci stało się niemożliwe, mamy świecką wersję – waszą. Umrzeć, by pomóc Historii osiągnąć z góry wyznaczony cel. Umrzeć, wiedząc, że swoim czynem przybliżasz pożądany koniec. Śmierć rewolucjonisty, świetnie. Lecz zastanów się; jeśli Historia toczy się w sposób nieuchronny, to po co umierać? Jeśli i tak wszystko się dokona, to jakie to ma znaczenie?
(...) a jeśli oni wszyscy, te wszystkie dziwadła z Sekcji Psi, skrzyknęli się przeciw niemu w tajemnicy? Co wtedy? Tak, przypuśćmy, że potrafią czytać w jego myślach! a-a-a co, jeżeli - jeżeli w grę wchodzi hipnotyzm? Hę? Jezusie: wtedy możliwa jest cała kupa innych okultystycznych praktyk, takich jak projekcja astralna, kontrola mózgu (w tym akurat nie ma nic okultystycznego), potajemne klątwy wywołujące impotencję, czyraki, szaleństwo, brrrr - napary! (...) co to, kim są ci ludzie… Dziwadła! Dziwaaaaadłaaaa! Dzień i noc przez całą wojnę podłączeni są do jego mózgu, media telepatyczne, czarownicy, satanistyczni matacze wszelkiego autoramentu, dostrajający się do wszystkiego – nawet do łóżka, na którym on się pieprzy z Jessicą...