cytaty z książki "Fabula rasa"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Prawdziwie żyć to żyć i nawet nie nazywać tego życiem. Bo po co? Czy życie potrzebuje siebie nazywać życiem? I czy życie chce żyć? Życie ani chce żyć, ani nie chce. Życie żyje.
Miłość jest spontanicznym, bezinteresownym czynieniem miłości, tak, jak słońce jest spontanicznym, bezinteresownym promieniowaniem słoneczności.(...) Słońce jest słońcem w świecie jasności, miłość jest słońcem w świecie ciemności.
- Więc co mam powiedzieć?
- A czy trzeba zawsze coś powiedzieć? Czy trzeba hałasować? Kiedy się nie ma nic do powiedzenia, co można powiedzieć?
- Czy jest jakie życie po śmierci?
- Życie po śmierci jest dla tych, którzy umierają przed śmiercią, którzy umierają za życia.
Pozostaje żyć. Po prostu i cudownie żyć. Nie: chcieć żyć, lecz: żyć.
- Czym jest samotność?
- (...) To dom bez ścian, same okna, i wszystkie otwarte na oścież.
- Czym jest wolność?
- Wolnością od wyboru. Wolnością od myślenia.
Wolność jest rozumieniem. Kto rozumie, jest wolny.
- A ten, kto nie rozumie?
- Kto nie rozumie, musi myśleć. Jest katorżnikiem myślenia.
- Czy to ma znaczyć, że rozumienie jest bezmyślnością?
- Rozumienie jest wyzwoleniem od tego, o czym się nie
myśli, bo się to rozumie.
Bezmyślność zaś nie ma czegoś takiego. Są ludzie mniej
myślący i ludzie bardziej myślący,
ale bezmyślnych nie ma. Każdy śmiertelnik jest chorobą
myślenia zarażony.
- Co znaczy chcieć?
- Chcieć, że się tak wyrazi się, to najgorsza rzecz, jaką można chcieć. Chcieć, znaczy zawsze coś chcieć. Niekiedy prawie nic, ale to jest zawsze coś. Chcieć, znaczy zawsze coś chcieć mieć. Łaknąć. Pożądać. Żeby posiadać. Żeby być posiadaczem: ludzi, przedmiotów, ruchomości, nieruchomości, pieniędzy, talentu, sławy, podziwu od ludzi, podziwu do ludzi, pamięci, zapomnienia, wiedzy, myśli, uczuć, pragnień, nadziei, wierzeń, wrażeń, wyobrażeń i co tam jeszcze zostało w spisie inwentarza, który jest listą bez końca. Posiadając nakładasz sobie pęta, zakuwasz się w dyby, niewolisz się, stajesz się niewolnikiem tego, co posiadasz. Z posiadania nieuchronnie wynika lęk przed utratą tego, co posiada się. Wynika z tego, że to co posiadasz, to przede wszystkim lęk. Lęk to chaos, to ślepota, to ból, to nieszczęście. Chcieć zatem, znaczy zawsze w efekcie chcieć nieszczęścia.
Pragnienie i pragnienie. Cóż za więzienie! To cały twój świat. Uświadom to sobie wreszcie.
Kto potrzebuje pomocy, zawsze jej przedtem potrzebował, cały, cały czas, a jedynie sobie tego nie uświadamiał.
Prawdziwie żyć to żyć i nawet nie nazywać tego życiem. Bo po co? Czy życie potrzebuje siebie nazywać życiem? I czy życie chce żyć? Życie ani chce żyć, ani nie chce. Życie żyje.
Czy można nazywać życiem coś, co jest jednym nieustannym lękiem na wszelkie możliwe sposoby zagłuszanym, nic tylko zagłuszanym, ogłuszanym, odsuwanym na jakiś czas z przejścia, przesuwanym z kąta w kąt jak absurdalny mebel, ale ciągle we wnętrzu izby walającym się, nigdy raz na zawsze na śmietnik nie wywalonym?
Jest rzeka. Piękna, nieporównywalna, niepowtarzalna, zawsze nowa a nieprzemijająca. Rzeka życia. Rzeka-życie. Na rzece jest most. Arcydziwaczny. Most, który nie wie, skąd wziął się, nie wie też, po co wziął się, nie wie, czym jest, nie wie nad czym, nie wie nic, a wszystko wydaje mu się. Nie widzi ani nawet nie domyśla się płynącej pod nim rzeki życia. Wydaje mu się, że on jest rzeką życia. Ty jesteś tym mostem.
Pieniądz śmierdzi, a zapach życia, skromniutki nieznaczny zapach malutkiej stokrotki roznosi się po całym kosmosie.
Przed wszystkimi podróżami: w Bieszczady, na Jukatan, do Patagonii, dookoła świata, na biegun północny, południowy, na Księżyc, na Marsa, na Wenus, dokądkolwiek, przed wszystkimi tymi podróżami – jest jedna prawdziwa podróż i absolutna: w głąb siebie.
Ale najczęściej umiejscawiasz się gdzieś pośrodku, gdzie najgęściej, gdzie najtłumniej, gdzie najbezpieczniej. I jesteś wtedy kimś pomiędzy. Pomiędzy naj- i naj-. Pomiędzy najlepszym i najgorszym, najwyższym i najniższym, najpierwszym i najostatnim.
(...) ten Bóg, w którego wierzy Ja, jest tylko przedłużeniem Ja, jego autoprojekcją, w którą Ja wierzy, że jest czymś innym niż Ja. Bóg Ja to jest dalej Ja, to jest Ja idealne, Ja doskonałe, Ja boskie. (...) Ale Ja (...) nie widzi, że dwa to jeden. Nie widzi, że Ja i nieJa, czyli on i jego Bóg - to jest to samo (...).
Całe twoje życie jest bezustanną ucieczką od siebie do siebie, bo nie możesz uciec gdzie indziej.
Kim jestem? Tyś jest swoim Ja. Tyś nazwiskiem. Podpisem na papierze. Wizytówką na drzwiach, inicjałami na sygnecie, imieniem na kartce kalendarza. Próżnym słowem. Suchą sylabą. Martwą literą. Niczym więcej? Niczym mniej.
Chcieć, a nie chcieć to jest to samo. Nie chcieć, znaczy chcieć nie chcieć. Chcieć czy nie chcieć, znaczy zawsze chcieć. Ty zawsze chcesz. Zawsze.
- O co się lękam?
- O siebie. Zawsze o siebie. Tylko o siebie.
- Kim jestem?- Tyś jest swoim Ja.
Tyś nazwiskiem. Podpisem na papierze.
Wizytówką na drzwiach, inicjałami na sygnecie, imieniem na kartce kalendarza. Próżnym słowem. Suchą sylabą. Martwą literą.
- Niczym więcej?
- Niczym mniej .
Powstanie świata jest rozwarciem powiek oczu niczyich. Od tego pierwszego powstania świata zaczyna się wiecznie od nowa powstawanie wiecznie od nowa nowego świata. Wiecznie od nowa powstawanie wiecznie od nowa nowego świata jest mruganiem powiek oczu niczyich, nieznużenie cudownie i niewymownie cudownie tym wszystkim zadziwionych.
Patrz, tysiące lat cywilizacji, największe osiągnięcia kulturowe, naukowe, techniczne i tak dalej nie wymazały ludzkiej łzy. Dlaczego? Dlaczego? Po trzykroć: dlaczego? Gdyby mogły ją wymazać, już dawno by ją wymazały. Już dawno. Ale nie wymazały.
[...] otwórzcież wreszcie oczy i zobaczcie, że Bogowie są waszymi mordercami; poznajcie siebie i zobaczcie, że wy jesteście Bogami, w których wierzycie i że to wy sami mordujecie siebie samych.
Ten batyskaf nie wie, że jest batyskafem i że pływa w wodach niezmierzonego oceanu życia. Gdyby to wiedział, mógłby z siebie wydostać się. Ale nie wie tego. Nie wie tego, bo nic prawdziwego nie wie. Nic prawdziwego nie wie, bo nic prawdziwego o sobie nie wie. Nie wie o sobie nawet tyle, że nic nie wie. Gdyby wiedział o sobie choć tyle, aż tyle, mógłby z siebie wydostać się. Ale nie wie nawet tego. Nie wie nawet nic, a wydaje mu się wszystko. Wydaje się temu batyskafowi, że jest batyskafem w wodach niezmierzonego oceanu życia (a więc jest w życiu i ten ocean życia eksploruje i poznaje), ale nie widzi, bo nie może tego od środka zobaczyć, że ten jego niezmierzony ocean życia jest w środku batyskafu, jest wnętrzem batyskafu, jest fałszywym niezmierzonym oceanem życia.
Jeszcze nie było tak, żebym czegoś nie robił, zaraz... a może właśnie nic nie robić? Nic a nic. Tak, tego jeszcze zaiste nie robiłem. Więc może właśnie nic nie robić? Absolutnie nic. Nie zagłuszać się, nie chować się za barykadę jakiegoś jakiegokolwiek zajęcia, nie uciekać, nie czmychać. Położyć się albo usiąść i dopuścić do siebie tę straszliwą czarną dziurę, twarzą w twarz, oko w oko. I co? Przestraszę się. Będę chciał uciekać. Ale może chodzi o to, żeby nie uciekać. Zawsze uciekałem i w efekcie nigdzie nie uciekłem. Więc może raz nie uciekać, wytrwać z tą straszliwą czarną dziurą, z nią, przy niej, tuż obok, bardzo blisko, tuż-tuż. Bo przecież, tylko tak mogę zobaczyć, czym ona jest. Co się wtedy może stać? Nie wiem. Skąd mogę wiedzieć, jeżeli tak naprawdę nigdy jeszcze oko w oko, sam na sam z nią nie byłem?