cytaty z książki "Zabójczy kulig"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
(...) przerzuciła kartkę nowej powieści Pauliny Świst, dochodząc do wniosku, że gdyby ktoś jej powiedział, że autorka ta napisze tak wciągający kryminał i nie umieści w nim prawie żadnej sceny seksu, toby go wyśmiała.
Wydawało mi się, że ostatnio na temat narcyzów bębni się wszędzie od cholery. To takie dranie, które najpierw cię od siebie uzależniają, a potem czerpią z tego profity. Jedno i drugie robią z pełną premedytacją i okrucieństwem.
- Naszą pomoc domową nazywał garkotłukiem z ukraińskiej wiochy, choć jest to przemiła osoba, kulturalna, taktowna i w dodatku u siebie w kraju pracowała jako nauczycielka. Listonosza tytułował mianem „paczkomatu”. Gdy czekał na jakąś przesyłkę, to zawsze pytał: „A ten paczkomat już dzisiaj chodził?”. Nawet o swojej własnej matce mówił pogardliwie, że jedyne, co dobrego zrobiła w życiu, to wydanie go na świat.
- (...) Oczywiście, sprawa utraty pracy nie była jego winą. Nawet minimalną?
– Nie. Winny był szef idiota, mający wobec niego nierealistyczne oczekiwania i wiecznie się go czepiający, oraz jego koledzy, tumany, dające sobą sterować jak małe, przygłupie dzieci.
Jasne, że fajna z niej była dupa, zwłaszcza z twarzy, ale wygląd to nie wszystko.
Zawsze lepsza paskudna prawda niż ładne kłamstwo.
- Narcyz ma to do siebie, że nigdy nie poprzestaje na jednej ofierze. Po jakimś czasie, kiedy wyda mu się, że wyssał już z kogoś wszystko, co mógł, zaczyna szukać kolejnego, nazwijmy to, dawcy. Wasze rozstanie było tylko kwestią czasu. A z narcyzem zasada jest jedna. Im szybciej się go pozbędziesz, tym lepiej.
Jednak jeśli ktoś jego porzuci, może zareagować nerwowo. Najgorzej, gdy poczuje, że jest oszukiwany albo zdradzony. To ostatnie to już mogiła, bo wtedy cierpi jego duma i przekonanie, że jest pępkiem świata. Narcyzowi trudno zrozumieć, że ktoś może być lepszy od niego. No i wtedy zaczyna świrować.
- Gdyby każda sprzeczka o kobietę między facetami kończyła się zabójstwem, to byście tu miały wkrótce jak w „Seksmisji” (...).
To taki nasz zwyczaj sprzed lat. Kiedyś przyjeżdżaliśmy w góry co roku i zawsze robiliśmy sobie takie głupie kawały, a pod koniec rozstrzygaliśmy, kto wpadł na najbardziej szalony pomysł, i wręczaliśmy mu jako nagrodę statuetkę z białym misiem.
Mario rozejrzał się bezradnie dokoła, przejeżdżając wzrokiem po piątce równie jak on przerażonych przyjaciół, z którymi spędzał poświąteczno-noworoczny czas w górach, po wielkich saniach, którymi wybrali się wszyscy na kulig, po oszołomionym woźnicy, najspokojniejszych z całego tego grona koniach, krzątającej się na miejscu ekipie policyjnej, ambulansie pogotowia i na sam koniec po znajdujących się w nim noszach, na których leżały zwłoki dziewczyny, z którą jeszcze godzinę wcześniej rozmawiał, żartował, robił sobie selfie, jadł i popijał grzaniec.
Znam tych ludzi od liceum. Nie widzieliśmy się co prawda od kilku lat, ale nie sądzę, żeby nagle któreś z nich z praworządnego obywatela albo obywateli stało się kryminalistą. A już tym bardziej mordercą!
Krzyś, przecież to porządni ludzie! Wykształceni, znani. Wzięta lekarka, słynny pisarz, popularna modelka, sławny piłkarz...
I nagle dotarło do niego, jak beznadziejną tępotą, tudzież sklerozą, popisywał się przez ostatnie kilka dni.
- Boli mnie, pani doktor, tak w sobie. - Sympatyczna starsza pani wykonała ręką taki gest, jakby chciała sobie wsadzić palec wskazujący do pępka. - Najpierw od serca, a potem przez żołądek i wątrobę, aż do nerek. Cokolwiek bym nie zjadła, to zaraz mam takie objawy.
- W ogóle tego badania nie zrobiłam! - odpowiedziała niechętnie pacjentka. - Nie będzie mnie pierwszy lepszy konował patroszył jakimś szlauchem. Go to ja? Indyk? Nawet tam poszłam, ale źle mu z oczu patrzyło! Jak jakiemuś okrutnikowi!
- Jak mi jest niedobrze, to sobie biorę ekshumisan i wszystko od razu mi przechodzi - zdradziła starsza pani.
- Espumisan - poprawiła odruchowo Karina.
- No przecież właśnie tak powiedziałam! - żachnęła się staruszka.
W restauracjach ceny tam jak u Gessler, tyle że jakość jedzenia niestety nie ta sama. Nawet za wejście do toalet trzeba z reguły wszędzie płacić. Nie zdziwię się, jeśli któregoś dnia wprowadzą opłatę za oddychanie.
Asystentka słynęła też z tak bardzo oryginalnych kreacji, że istniało niebezpieczeństwo, że kiedyś za sam wygląd jakiś patrol zakuta ją w kaftan bezpieczeństwa i odwiezie prosto do Tworek.
- Niby ładny - orzekła wreszcie - ale jakiś taki dziwnie pomarańczowy, nie sądzi pani? Wygląda, jakby był pomalowany.
- No wie pani! - oburzyła się sprzedawczyni. - Toż to nasz, polski, świeży boczek! Prosto z Niemiec! Ledwie co go w zeszłym miesiącu przywiozłam z hurtowni.
Toż to w stolicy takie gówna jedzą, że możesz im, złociutka, podać, co tylko chcesz. I wmówić, że to prima sort góralskie jedzenie. Moja córka, jak miała u siebie letników, to im raz podała kotlety z kury zmieszanej z odrobiną indyka i powiedziała, że to baranina. Nawet nie mrugnęli okiem i potem napisali w internecie komentarz, że tak smacznej baraniny nie jedli jeszcze nigdzie. Z Warszawy to przyjeżdżają same świry. Nikt normalny tam przecież nie mieszka!
- Bo oni w stolicy wszyscy są jaroszami - wyjaśniła z pełnym przekonaniem sprzedawczyni. - Żywią się tylko trawą, korzeniami i jakimiś paskudztwami typu nasiona geja. Tfu! Bezwstyd! Nikt nie tknie mięsa, nawet jeśli miałoby być ze złotego cielca.
Babcia pomyliła sok z aronii z nalewką z borówek na czystym spirytusie, wlała sobie do herbaty pół buteleczki, do kolejnej pół godziny później drugie pół, a następnie chodziła po Poroninie i śpiewała na cały głos "Czterdzieści kasztanów" Violetty Villas z towarzyszeniem chóru złożonego z okolicznych psów, krów, kur i innej żywiny. Już po kilku minutach miało się wrażenie, że w miasteczku kręcą nową wersję "Doktora Dolittle".
Czasem, kiedy wygaduje się takie rzeczy, wywołuje się licho z lasu. Słowo wróblem wyleci, a wołem wróci.
Agnieszka nie przyszła z prośbą, żebyśmy do siebie wrócili. Przyszła, żeby zrobić mi awanturę o plotki, które notabene to ty rozpowiedziałaś po całym Zakopcu, jakbyś była heroldem miejskim...
Klemens wykonał długi, pełen ulgi wydech, po czym sięgnął pod łóżko. Po chwili wydobył stamtąd dwa czarne śniegowce. Na obu można było dostrzec ślady z wolna topniejącego śniegu...
Jeśli założymy, że morderca nie jest psychopatą, który pozbawia życia dla samej chęci zabijania i nie jest mu wszystko jedno, na kogo trafi, to trzeba przyjąć, że wykorzystał moment, kiedy Siennicki robił zamieszanie, i wtedy dodał cykuty do napitku Agnieszki.
Taaaak, intuicji Darskiego, niezależnie od tego, z czego by się brała i czego nie dotyczyła, nie należało nigdy lekceważyć. I mało kto wiedział o tym lepiej niż jego była dziewczyna.
Ma firmę, która wiecznie wykazuje straty. Ale za to zawsze może liczyć na pomoc kobiet. Najpierw utrzymywała go zona. potem Zalewska. Teraz tez ma bogata przyjaciółkę, jedną z najbardziej zamożnych kobiet w naszym kraju. A do tego miał na boku romans z naszą ofiarą.
Grunt to stworzyć listę podejrzanych bez pozycji numer jeden!