cytaty z książki "Bezmiłość. O czułych wyznaniach w listach, grypsach i wspomnieniach z Majdanka"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Listy i grypsy. Nie ma tu naiwnych wyznań. Nie ma infantylności. To proste słowa o głębokim znaczeniu. Pisane w ciszy i strachu, krzyczące w przekazie. Uczą pokory. W jakimś sensie nakazują myśleć, ważyć słowa, kondensować myśli.
Ktoś powie, że najważniejsze w obozie było przetrwanie, a nie miłość. Do przetrwania potrzebny był chleb. Ale to najczęściej miłość skłaniała jednego człowieka do oddania swojego kawałka chleba drugiemu. Czy więc nie można stwierdzić, że w jakimś stopniu miłość była przetrwaniem? Miłość wymagała poświęcenia, bólu, samotności. Nienawiść była prosta w osiągnięciu. Do miłości należało dojrzeć.
Napisałam w książce o trzech rodzajach miłości. Altruistycznej, jak storge, czy platonicznej, prowadzących do sytuacji, gdy na przykład za życie jednej osoby ktoś oddaje bezinteresownie swoje. Romantycznej, mieszczącej się w bukiecie polnych kwiatów wniesionych do obozu dla ukochanej. I agape, w najczystszej postaci.
Była ich czwórka. Byli rodziną. Była miłość, starania o wolność. Listy pełne czułości, namiętność. Były słowa, kiedyś były uśmiechy, skradzione pocałunki, była pierwsza randka. A teraz ktoś go zabrał w zimny obóz zagłady, zabił i kazał wypisać z rejestru żyjących. Koniec.
Leokadii raz udziela się rozpacz, innym razem w listach widać nadzieję. Drobne litery, czasami zupełnie niewyraźne, tak bardzo niepodobne do tych z listów, które dostawała od Kurta z Opoczna. Tamte - równe, symetryczne, pisane kurrentą - wyglądały jak zdobienia. Te - rozmydlone bólem, głodem, paraliżem. Ale teraz trzymała każdy list w dłoniach jak relikwię. Kładzie na nim swoje ręce, przytula do siebie. On też je trzymał w dłoniach. Ten dotyk na odległość to wszystko, co mają. I te słowa, co są między nimi. Tylko tyle. Możliwe, że aż tyle.
I nie jest oczywistym, co los przynieść może. Gdzieś pomiędzy nadzieją a poddaniem się tkwi dwoje małżonków. Między nimi są tylko słowa i dotyk dłoni poprzez papier z zapisanym listem. I nagle w głowie pojawia się myśl: >>A słowo ciałem się staje<<. Bo nie jest to opowieść o piekle, choć ludzie w tym piekle wbrew własnej woli tkwią. To opowieść o tym, jak człowiek ze złem sobie radzi. Robi to z miłością i dobrem. Zło wyziera spod słów i wspomnień, ale to miłość jest ponad nim.
Radio Majdanek dla więźniarek jest tym samym, co pisanie grypsów i listów miłosnych dla zakochanych lub stęsknionych za ukochaną rodziną więźniów. To przejaw miłosierdzia, miłości do drugiego człowieka, dbania o niego w taki sposób, jaki jest możliwy w danej sposobność. To miłość. Przyjaźń. Nieco inna, jednak nie mniej prawdziwa. Może nawet prawdziwsza, bo wystawiona na próbę zaufania i poświęcenia.
Kobiety bronią się jedynym środkiem obrony, jakim wówczas dysponują - wolną od hitlerowskiego reżimu myślą. Mata ma w zwyczaju mówić do swoich pawiackich dziewczynek: Niemcy chcą z nas zrobić niewolników. Dopóki mamy swoje umysły wolne, dopóty nie jesteśmy niewolnicami.
Bronią była także twórczość poetycka oraz pieśni. Bielicka miała wspomnieć po latach, że każdego człowieka można w chwilach jego słabości, poniżenia podnieść, wychować, oprzytomnieć, jeśli da mu się sztukę.
Miłość daje miłość, zaufanie rodzi zaufanie. Zosia daje swoje życie w zamian za życie innych, chociaż nie wie na pewno, czy to poświęcenie zatrzyma lawinę aresztowań w jej rodzinie. Siła, jaką wyniosła z domu, bo kochała i była kochana, pozwala jej dokonać tak wielkiego gestu, który sama uważa za naturalny i właściwy. Co więcej, w jakimś sensie daje jej to >>radość<<, bo wierzy, że to uchroni jej rodzinę. Jest jak jej mama i babcia. Nie waha się, gdy chodzi o drugiego człowieka.
Ile musiało w niej być odwagi i empatii, że w trosce o rodziców pisała, że nie żałuje, że obóz pozwolił jej nauczyć się życia? Nie można zaprzeczyć, że większego piekła nigdy wcześniej ani później nie widziała. Nie da się zaprzeczyć temu, że nauczyła się tam radzić sobie sama, dbać o innych.
Wydaje mi się, że to zaskakujące spotkanie młodych małżonków tu, w obozie, było równie odświętne i emocjonalnie, jak sam ślub. Postawieni w okolicznościach wojny światowej, tak bliskiej i dalekiej jednocześnie, szczuplutki Konrad i zniszczona chorobą Alicja stają naprzeciw siebie. Znany z silnego charakteru i męstwa Konrad płacze. Jego żona cicho łka. Ala pocieszała siebie i jego grypsem od ojca, miała nadzieję, że wyjdą stąd oboje. Patrzą sobie w oczy objęci ramionami. Co tam dostrzegają i o czym myślą, tylko oni sami wiedzą. Może widzą życie, którego nie było dane im przeżyć.
Alicja leży na pryczy. Odchodzi. Powoli. Joanna trzyma jej dłoń. Porównała po latach to uczucie do gasnącej lampy. Widziała gasnące światło, które z każdą chwilą nikło coraz bardziej, jakby ktoś przekręcił knot. I zgasło światło. Wtedy Joanna poczuła, że puls na dłoni bratowej już jest niewyczuwalny. 30 lipca, mając tylko dwadzieścia jeden lat, Alicja umiera.
Joanna musi przekazać najgorszą z możliwych wieści Konradowi. Udaje się jej to dzięki Michałowi Wójtowiczowi, którego widzi za drutami (...) Po kilku dniach sama spotyka brata na >>ogródkach<<. Nie umie wydobyć z siebie odpowiednich snów, bo czy istnieją takie, które łagodzą ból po stracie najbliższej osoby?
- Asiu - mówi Konrad - ja nie będę się starał umrzeć, ale nie będę się starał żyć, już nie mam po co. Nie ma ojca, nie ma mojej Ali.
Pewien Jureczek ma złoty sen o wolności. Tymczasem esesmani wyganiają dzieci z baraków. Upychają je do podstawionych wcześniej pod barak ciężarówek. Matki widzą z oddali swoje dzieci i biegną, by je ocalić. Ale dla nich nie ma ratunku. Wśród nich idzie mały Jureczek. Widząc lamentującą matkę, która biegnie w jego stronę, zaciska piąstki i chowa je pod brodą. On wie.
- Mamo, uciekaj, tu śmierć, tu śmierć, uciekaj stąd prędzej! - Zaciśnięte piąstki w geście strachu o matkę to ostatnie, co Jureczek zrobi dla kobiety, która go urodziła i kochała. Podczas apelu wiele takich matek, jak matka Jureczka, będzie dławić się płaczem, patrząc w stronę dymiącego krematorium. Dla nich wolność nadeszła, poprzedzona w tym przypadku Jureczka, gestem miłości, tylko nie taka, jakiej chciałyby matki dla swoich dzieci. Nikt nie wie, skąd pochodzi miłość w takim miejscu, chociaż nawet dziecko rozumie, że ratuje ona życie. Po latach historycy także nie będą umieli odpowiedzieć na to pytanie. Co stało się z matką Jureczka, nie wiadomo.
W temacie zagłady trzeba rzeczy nazywać po imieniu. Nasz współczesny świat lubi piękno i poprawność, a unikanie prawdziwych stwierdzeń weszło wielu w krew. Ale tym można się zachłysnąć. Nie unikajmy mocnych słów tam, gdzie są potrzebne, ważmy słowa tam, gdzie trzeba, nie wstydźmy się emocji jak Leokadia Szczudło, pomagajmy w ciszy jak Zosia Kołecka-Fugiel.
Nigdy nie jesteśmy gotowi na przyjęcie takich historii. A te są wyjątkowe, bo ukazują nam wojnę przez pryzmat emocji zawartych w korespondencji.
Pisanie o miłości to też pisanie o stracie, tęsknocie, pustce, która spotyka każdego z nas na pewnym etapie życia i niczym już nigdy nie zostanie zapełniona. Też to czujesz? Pamiętasz kogoś, kogo straciłeś? Miłość boli, prawda? Ale miłość też unosi.