cytaty z książki "Chrześcijaństwo nadziei"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
W kanonie wielkich tekstów chrześcijaństwa Błogosławieństwa zajmują miejsce szczególne. Wyraża się w nich w paradoksalny sposób to wszystko, co w religii chrześcijańskiej jest najbardziej charakterystyczne i ujmujące. Wystarczy pomyśleć o uczuciach i wrażeniach, jakie tekst ten budził w głęboko uduchowionych ludziach spoza chrześcijaństwa, tej miary, co na przykład Mahatma Gandhi. Błogosławieństwa odsłaniają nowy wymiar ludzkiego istnienia. Czynią to w formie wielkiej obietnicy i nadziei, niosącej nowe doświadczenie wewnętrznego wyzwolenia i wolności ludzkiego ducha. Tchną wizją świata dalekiego od idealizacji – świata, w którym jest miejsce dla Bożej pochwały ludzi wewnętrznie wolnych. Jest to wolność błogosławiona, której człowiek uczy się przez całe życie. W Błogosławieństwach rozbrzmiewają słowa Boskiej życzliwości i przyjaźni dla człowieka. To tak, jakby w najtrudniejszej sytuacji życia Bóg mówił: „Nie poddawajcie się zwątpieniu! Bądźcie dzielni! Bądźcie wielcy duchem! Bądźcie szczęśliwi!”. Jezus Błogosławieństw wzywa do odnalezienia głębszego spojrzenia na życie i losy świata, wbrew obiegowym opiniom, utartym sądom, pozorom i przyzwyczajeniom. Błogosławieństwa – to „Magna Charta” chrześcijaństwa, wciąż czekająca na pełniejszą realizację. Nikt z nas do niej nie dorasta. W Błogosławieństwach zawiera się mądrość, której głębi nie jesteśmy w stanie zrozumieć (s. 384).
Czuję wielkie onieśmielenie wobec tekstu Błogosławieństw. Jakże mogłoby być inaczej, skoro zdaję sobie sprawę z ogromnego dystansu pomiędzy Boskim wezwaniem a ludzkim niedorastaniem do błogosławionego sposobu przeżywania życia. Dwukrotnie dane mi było przebywać na Górze Błogosławieństw. Na zawsze zachowam pod powiekami obraz tego miejsca skąpanego w słońcu, pełnego zieleni, kwiatów i śpiewu ptaków. W tafli jeziora Genezaret odbija się lazur nieba, które tu wydaje się zniżać do samej ziemi. Wymowny symbol stykania się światów! To właśnie tutaj, przed wiekami, Mistrz z Nazaretu „otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami’ (Mt 5, 2), które do dzisiaj zdają się rozbrzmiewać w tym miejscu.
Błogosławieństwa to życzenie szczęścia. Występujące w Ewangelii słowo „μακάριος” znaczy w gruncie rzeczy „szczęśliwy” (odpowiednikiem polskiego „błogosławiony” jest „ευλογητός” lub „ευλογημένος”). W szkole Błogosławieństw człowiek uczy się rozumieć, że szczęściem podstawowym jest sama łaska istnienia, że można być szczęśliwym w głębi jestestwa, pomimo wielu przeciwności i niepowodzeń. Błogosławieństwa mówią o szczęściu w sposób paradoksalny i zaskakujący, w formie życzeń wypowiadanych przez Tego, kogo można obdarzyć zaufaniem (s. 384-385).
Bóg jest dla wszystkich. Tylko o Nim można powiedzieć, że jest Bogiem każdego człowieka: inaczej myślącego, inaczej modlącego się, inaczej wierzącego. Jest także Bogiem ludzi niewierzących. Zbawienie jest dla wszystkich. Nadzieja jest dla wszystkich (s. 330).
Dobro przekracza ramy wyznań, nie pozwala się ograniczyć ani zacieśnić barierami wytyczonymi przez ludzi. Jest jak ptak wzlatujący w górę, dla którego nie istnieją żadne kontrole celne i paszportowe, do którego należy cała przestrzeń (s. 209).
Wszystkie religie są różnymi drogami prowadzącymi na swój sposób do Boga (s. 326).
Wiele razy ostrzegano w przeszłości przed pokusą uważania prawdy za rzeczywistość, która już została definitywnie osiągnięta. Nikt z ludzi nie dochodzi za życia ziemskiego do tak ostatecznego oglądu prawdy, że nie potrzebuje już korekty, weryfikacji i dalszego poszukiwania. Szukamy, aby znaleźć i znajdujemy, aby szukać dalej. Nie została nam dana pełna rzeczywistość prawdy i jej oglądu. W tym, który znalazł, wzrasta i pogłębia się potrzeba szukania. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi drogi (s. 338-339).
Wielka duchowość obala mury podziału. Wiedzą o tym chyba najlepiej mistycy różnych wyznań i religii, odnajdujący pokrewieństwo ducha w poszukiwaniu tego samego Boga na różnych drogach ludzkich myśli i zmagań duchowych. Przełamują oni religijne bariery, a ich myślenie staje się wielkim bodźcem do przezwyciężania podziałów już teraz, po tej stronie życia (s. 10).
Myśl o tym, że chrześcijaństwo jest dopiero w początkach swoich dziejów, często mnie nawiedza. Jest silnym bodźcem do refleksji nad jego przyszłością. Zajmując się przez lata chrześcijańską teologią paschalną, doszedłem do przekonania, że przyszłość chrześcijaństwa i losy Ewangelii w świecie zależeć będą w dużej mierze od tego, czy stanie się ono bardziej paschalne, bardziej pogodne, bliższe życiu, bardziej wyrozumiałe dla ludzkich ułomności i bardziej przyjazne ludziom (s. 10).
Istnieje również pewna samotność wierzących w Kościele. Nie należy wstydliwie przemilczać tego faktu w imię wzniosłej, teologicznej wizji wspólnoty Ludu Bożego. To ten sam Kościół, który nieustannie celebruje misterium Paschy Chrystusa i przyzywa Ducha Świętego. To ten sam Kościół, w którym są ludzie święci i grzesznicy. To ten sam Kościół, który głosi Ewangelię, a wciąż za nią nie nadąża. To ten sam Kościół, który potrzebuje nieustannej reformy i odnowy. To ten sam Kościół, który głosi szacunek dla życia i każdego człowieka, a potrafi ranić swoje własne dzieci. Cierpienie z powodu Kościoła ma swoje długie dzieje. Zawsze niosło ono doświadczenie osamotnienia, zniechęcenia, niezrozumienia, braku uznania i zagubienia. Doświadczenie to skłania wielu do szukania większego braterstwa i ciepła, w mniejszych wspólnotach, stowarzyszeniach i grupach. Kościół nie istnieje jako rzeczywistość abstrakcyjna. Wzrasta, dojrzewa, owocuje lub marnieje w sercach konkretnych ludzi. Nie zawsze jest w nim miejsce na "radość i nadzieję" (gaudium et spes). Dlatego codziennie musi wyznawać swoje własne winy. Dzieje osamotnienia w Kościele nadal pisane są w konkretnych życiorysach ludzi wierzących, oddanych Kościołowi, lecz często nie rozumianych. To nie przypadek, że wielu ludzi, także chrześcijan, szuka inspiracji w innych religiach i praktykach religijnych. Dlaczego chrześcijańska Eucharystia (zawsze paschalna!) nie zaspokaja potrzeby braterstwa i wspólnoty? Dlaczego nie przezwycięża, a przynajmniej nie osłabia poczucia samotności? Dlaczego w tak małym stopniu tworzy atmosferę wzajemnej życzliwości, przyjaźni i bliskości na co dzień? Pytania te warto sobie stawiać wciąż na nowo, kiedy myślimy o przyszłości wiary i duchowości chrześcijańskiej (s. 409-410).
Historyczna realizacja dobra w chrześcijaństwie skłania do wielu krytycznych i gorzkich refleksji. Dobrymi intencjami usprawiedliwiano często przedsięwzięcia, które okazały się fatalnym błędem. Dobro podlega, jak wszystkie rzeczy tego świata, procesowi skrzywienia, wypaczenia i nadużycia. Czynione z musu, a nie z przekonania, może stać się nienawistne, małostkowe, aroganckie, grymaśne i nieprzejednane. Czy można czynić dobro nienawidząc ludzi? Dobro musi być przeźroczyste. Kto czyni dobro z prawdziwą miłością, będzie miał wiele współczucia i zrozumienia dla ludzi. Także dla ich ułomności i grzechów. Autentyzm dobra ma wielką siłę promieniowania. Nie jesteśmy istotami anielskimi. Jest w nas jednak pragnienie dobra. To ono wyzwala najszlachetniejsze porywy ludzkiego ducha. Odsłania lepszą cząstkę naszego jestestwa. Nie jest tak bezradne i bezsilne, jak to sobie nieraz wyobrażamy (s. 415-416).
Życie duchowe to swego rodzaju terapia, zapobiegająca pogrążeniu się jedynie w tym, co przejściowe, doraźne, powierzchowne i nietrwałe. Duchowość pomaga mi wyzwalać to, co we mnie najlepsze, zdolne do czynienia dobra, otwarte na innych, wrażliwe na piękno i cudowny dar istnienia. Duchowość to trud rozumienia siebie i świata, a w ten sposób formowania własnej osobowości. Nie ma dojrzałości bez wysiłku rozumienia i zdolności miłowania. Każdy nosi w sobie wezwanie do przemiany, aby u kresu życia wiedzieć, co dane mu było przeżyć (s. 420).
Bóg nie ma na tym świecie dwóch ani więcej Ludów Bożych. Jest tylko jeden Lud Boży, jakkolwiek nadal podzielony i skłócony, wciąż daleki od pojednania. Mówienie o zastąpieniu Starego Ludu przez Nowy Lud Kościoła jest wielkim dziejowym nieporozumieniem. Tym bardziej fałszywa jest teoria o odrzuceniu Izraela przez Boga. Są to twory chorej myśli teologicznej, w ciągu wieków niezwykle głęboko zakorzenione w świadomości chrześcijan (s. 401-402).
Błogosławieństwa to trudne znaki nadziei. To obietnice. To wołanie o świat lepszy i piękniejszy. To apel o duchowe zmaganie, aby było lepiej. To wyzwanie dla dominującej mentalności, która popycha ludzi do torowania sobie drogi w życiu bez względu na los innych. Żyjemy w świecie, w którym chęć wybicia się i zrobienia kariery, przebiegłość i egoizm są na porządku dziennym. Błogosławieństwa - to nie jest program zdziecinnienia dorosłych. To trudna mądrość, której uczymy się do końca naszych dni. To wielka szkoła zaufania do Boga i ludzi. W niej uczymy się prawdy, że człowiek odnajduje siebie najbardziej wówczas, gdy oddaje samego siebie w darze innym. Duchowość Błogosławieństw jest duchowością daru.
Błogosławieństwa to Boskie życzenie szczęścia dla ludzi. (...) To wielki i piękny Hymn o Nadziei. Kto pojmie piękno i siłę tej nadziei, lepiej zrozumie siebie, innych, życie, świat i samego Boga (s. 406).
Po tej stronie życia nie dano nam ostatecznej wiedzy o losach dobra i zła. Pozostaje jedynie wiara i nadzieja, które uchylają nieco zasłonę tajemnicy: "Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują" (2 Kor 2,9). Wyobrażenia, poprzez które usiłujemy przybliżyć sobie to, co ma przyjść, odsłaniają ogromną nieporadność i nieadekwatność naszych pojęć i wyobrażeń. Pytanie o ostateczny los dobra i zła zabiera każdy ze sobą w nieznaną podróż poza bramę śmierci. Tu na ziemi może to być jedynie "uczona niewiedza". Pascha ludzka ma swoje spełnienie u kresu drogi, którą nazywamy życiem. Czas życia to czas dojrzewania życia duchowego (s. 416).
W IV wieku chrześcijaństwo stało się religią oficjalnie uznaną za religię cesarstwa rzymskiego. Już wówczas zaczęły płonąć pierwsze synagogi. W mieście Kallinikon nad Eufratem już w roku 388 chrześcijanie zniszczyli, za zgodą miejscowego biskupa, żydowską synagogę. Dalsze reakcje na to wydarzenie są bardzo znamienne. Cesarz Teodozjusz I, mający swoją rezydencję w Mediolanie, był nim wielce oburzony. Nakazał odbudować synagogę na koszt biskupa, który wyraził zgodę na jej zburzenie. Tymczasem biskup Mediolanu Ambroży zmusił cesarza do odwołania tej decyzji. Czy nie zdumiewa sposób postępowania jednego z wielkich Ojców Kościoła zachodniego? Nie kto inny, ale właśnie on sam występował w obronie wolności Kościoła wobec władzy świeckiej. Zmagając się o wolność dla Kościoła nie potrafił uszanować jej w stosunku do Żydów, "starszych braci w wierze". Trzeba dzisiaj przypominać o tych faktach, aby uczyć się nowej postawy.
Za cesarza Teodozjusza tak często dochodziło do palenia synagog, że był on zmuszony wydawać specjalne dekrety w obronie nie tylko synagog, ale również żydowskich domostw. Dlaczego chrześcijaństwo tak szybko zatraciło ducha Błogosławieństw i zapomniało o nauce Jezusa? Już w IV stuleciu, wieku wolności Kościoła, nie widać ani śladu poszanowania dla własnych korzeni. W nauczaniu Jezusa wyrzeczenie się przemocy miało być jednym ze znaków zwiastujących nadejście czasu Mesjasza. Postępowanie chrześcijan skutecznie pozbawiało tę naukę wiarygodności w oczach wyznawców judaizmu. Kazanie na Górze i Błogosławieństwa należą do najczęściej zapominanych kart Ewangelii. Świadectwo wieków jest w tym względzie szczególnie wymowne (s. 400-401).
Od lat głoszę chrześcijańską nadzieję zbawienia dla wszystkich. Nie wynalazłem jej sam. W dziejach chrześcijaństwa było wielu ludzi myślących podobnie. Nie jestem pierwszy ani ostatni. Ta perspektywa ułatwia pojednanie wyznań i różnych religii. Nikt nie ma monopolu na zbawienie. Bóg jest suwerenny i niewyczerpany w sposobach docierania do wolności swoich stworzeń. Na przełomie II i III wieku św. Klemens Aleksandryjski pisał: "Zbawiciel jest polifoniczny i wieloraki w swoim działaniu dla zbawienia ludzi". Dla zbawienia wszystkich ludzi - nie tylko chrześcijan! Ta niezwykła metafora otwiera dostęp do głębokiej intuicji religijnej, której nie zacieśniają ludzkie partykularyzmy. Ten sposób myślenia daje większą szansę na odzyskanie pogodniejszej mądrości chrześcijańskiej. Pozwala także lepiej odkrywać piękno i głębię życia duchowego.
Większa głębia oznacza większą prostotę, ograniczenie potrzeb zewnętrznych, silniejszą koncentrację na tym, co najważniejsze. Głębsza duchowość umacnia poczucie solidarności i odpowiedzialności. Bez poczucia odpowiedzialności za siebie i innych droga do wewnątrz skazana byłaby prędzej czy później na egocentryzm i subiektywizm. Schodząc w głąb ducha, lepiej wyczuwam bliskość innych ludzi i samego Boga. Łatwiej mi wówczas być życzliwym, pamiętać o innych i uczyć się od nich. W głębi ducha kształtuje się to, co decyduje o kształcie człowieczeństwa, o jakości naszych relacji z innymi i o zdolności do dobrej przemiany.
Chrześcijaństwo jest moim duchowym zadomowieniem na dzisiaj i przewodnikiem w nieznane jutro - jutro wiary i nadziei (s. 419).
Zmiany w Kościele następowały często zbyt późno, kiedy wielu ludzi już od niego odeszło lub całkowicie zobojętniało. Nie potrafił on słuchać z należnym zrozumieniem głosów krytyki pochodzącej z zewnątrz, a także od jego własnych wiernych, ludzi głęboko wierzących. Nie istnieje religia w pełni doskonała w swoich doczesnych kształtach, doktrynach, strukturach i obrzędach. Marzenie o Kościele ze wszech miar doskonałym i nieskazitelnym jest utopią. Przestając z Bogiem i myśląc o Nim łatwo ulec pokusie absolutyzowania tego, co jest tylko tradycją ludzką, przed czym przestrzegał Jezus w swoim nauczaniu (Mk 7,8-13). Mówił On także o tym, że "prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie" (J 4,23), że takich czcicieli Bóg potrzebuje.
Apostoł Paweł pisał przed wiekami: "Przemija postać tego świata" (1 Kor 7,31). Trzeba by to samo powiedzieć również o chrześcijaństwie i o Kościele: przemija postać Kościoła, do jakiego przywykliśmy. Świadomość religijna musi podlegać przemianom. Można tylko przeczuwać dzisiaj, że proces ten nie będzie łatwy (s. 59-60).
Krytyka chrześcijaństwa podjęta przez F. Nietzschego była również ostrą krytyką teologii. Myślenie w kategoriach ofiary rzeczywiście prowadzi do aporii i poważnych dylematów. Oto Bóg stwarza wolne istoty, choć przewiduje ich upadek. Wybawia ludzi od winy przez śmierć swojego Syna, gdyż ofiary składane przez ludzi nie mogły dać Mu wystarczającego zadośćuczynienia. A zatem Bóg potrzebuje ofiary złożonej przez swojego własnego Syna. Nieuchronnie pojawiają się pytania. Dlaczego domaga się On takiej ofiary? Jak pojąć jej sens? Czy taka koncepcja nie jest wyrazem skażonego ludzkim błędem sposobu myślenia o Bogu?
Wielu ludzi w ciągu wieków zadawało sobie tego rodzaju pytania. Czasami przybierały one postać jeszcze bardziej radykalną. Czy można przyjąć istnienie Boga, który chce ofiary swego niewinnego Syna, aby była przebłaganiem i zadośćuczynieniem za dopuszczony przezeń grzech świata? Czy tylko dlatego mam uwierzyć, że wydaje się to zgoła absurdalne?
Teologia chrześcijańska przyczyniła się w dużej mierze do ukształtowania się w świadomości ludzi fałszywego obrazu Boga jako żądnego krwi Władcy świata. Obraz ten wymaga korekty (s. 192).