cytaty z książki "Memoirs Found in a Bathtub"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
kiedy wszyscy są wariatami, nikt nie jest wariatem...
- Czy pan wie, jaka jest matematycznie obliczona szansa dowolnej kupki materii w kosmosie, że zostanie wciągnięta w obręb procesów życiowych, choćby jako liść, kiełbasa albo woda, którą wypije żywy stwór? Jako garść powietrza, którym odetchnie? Jeden do kwadryliona! Kosmos jest bezbrzeżnie martwy. Jedna cząstka na kwadrylion może wniknąć w koło życia, w obieg narodzin i gnić – jakaż to rzadkość niesłychana! A teraz, zapytam, jaka jest szansa – nie aby wniknąć w życie jako pokarm, woda, powietrze, lecz jako zarodek? Gdy weźmiemy stosunek całej masy kosmosu, strupieszałych słońc, murszejących planet, tych kurzów i brudów zwanych mgławicami, tej gigantycznej pralni, tej kloaki gazów cuchnących, zwanej Drogą Mleczną, ognistej fermentacji, całego tego śmiecia – do wagi naszych ludzkich ciał, ciał wszystkich żyjących i obliczymy rachunkiem szansę, jaką ma byle kupsko materii, równoważne ciału, żeby kiedykolwiek stać się żywym człowiekiem – okaże się, że ta szansa jest praktycznie równa zeru!
- Zeru? – powtórzyłem. – Co to znaczy?
- To znaczy, że wszyscy, jak tu siedzimy, najmniejszej nie mieliśmy szansy, aby zaistnieć, ergo – nie ma nas...
Ach, wielkość - jakże czcimy ją! Nawet łajno, byle zeń wznieść górę o szczycie tonącym w obłokach, wzbudza szacunek i nadłamuje z lekka kolana.
Tutaj możesz utonąć w ludziach, możesz nimi się udławić, w pustyni ludzkiej sczeznąć, bracie!
Człowiek, nawet udając tylko szmatę, zawsze się poniekąd trochę zeszmaci.
Zapewne tajemnica jest lepszym wyjściem - lepszym od bzdury. W tajemnicy zmieścisz sobie, co chcesz - nadzieję...
Myśl, że torturują cię mimochodem, że twoim cierpieniom nikt się nie przypatruje (...), że nikt ich w gruncie rzeczy nie chciał, że nikogo nie obchodzą - taka myśl byłaby ci nieznośna.
Nie wszechwiedza jest ważna, lecz wiara w nią...
Zagadkowe uwagi komenderała odnosiły się niechybnie do spraw tak tajnych, że dopuszczalnie były wobec nich jedynie aluzje.
I tak już nazbyt wiele razy przekroczyłem granice zdrowej podejrzliwości.
Alboż to istnieje jakaś solidarność agentów, płatnych w zasadzie kreatur?
Cóż przyszłoby bowiem z zabijania wysoko stojących, wartościowych pracowników na oczach trzeciego, potencjalnego dopiero?
I szukałem dalej sędziów, już nie aby się zrehabilitować, ale żeby zeznać, co tylko będą chcieli.
Wytrącał mnie więc z harmonii zguby czy bohaterstwa, ogłupiał, zaskakiwał, abym nie zdołał wyczytać niczego z gradu wymierzanych mi łask i ciosów.
Szyfr został skonstruowany tak, aby rozłamanie go dało stek nonsensów.
Szyfr powinien przypominać wszystko z wyjątkiem szyfru.
W okresie drugim, neocredonie, wiara przybrała charakter odmienny. Pierwiastek metafizyczny wcielił się niejako w świat materialny, ziemski. Dominował wówczas, jako jeden z głównych, kult bóstwa Kap-Eh-Thaalu (albo Kappi-Thaa w transkrypcji palimpsestycznych notowań kremońskich). Bóstwo to czczone było na całym obszarze Ammer-Ku, nadto kult jego ogarniał Australoindię i część Półwyspu Europejskiego. Związek znajdowanych na terenie Ammer-Ku podobizn słonia i osła z kultem Kap-Eh-Thaalu wydaje się wątpliwy. Samego imienia Kap-Eh-Thaalu nie wolno było wymawiać (zakaz analogiczny do Iz-Raelskich); w Ammer-Ku nazywano to bóstwo głównie Thoo-Llar. Miało zresztą bardzo wiele innych nazw liturgicznych, których bieżącym wartościowaniem zajmowały się specjalne zakony (np. Makk-Lerów). Fluktuacja rynkowej wartości poszczególnych imion (czy też przymiotów?) bóstwa Kap-Eh-Thaalu pozostaje dotąd zagadką.
Dowództwo Okręgu Kosmicznego, najwidoczniej zbyt rozrosłe, aby pilotować indywidualnie każdą z tryliona prowadzonych spraw, przeszło na system działań losowych, wychodząc z założenia, iż krążąc między miriadami jego biurek, każdy akt musi wreszcie trafić na właściwe.
[...] I jeżeli włoży pan do swojej maszyny najszczytniejsze pomniki literatury, płody geniuszu ludzkiego, nieśmiertelne poematy, sagi - wyjdzie z tego bełkot?!
- Bo też to jest bełkot, panie - odparł chłodno kapitan - Dywersyjny bełkot. Sztuka, literatura, czy pan wie, do czego ona służy? Do odwracania uwagi!
Rozłamany szyfr jest dalej szyfrem. Pod okiem fachowca złuszczy z siebie osłonę po osłonie. Jest niewyczerpalny. Nie ma kresu ani dna.
Teraz, skoro przepadłem, nie grozi mi już nic.
A więc naprawdę nic nie działo się tak sobie?
- Jaka uroczystość?
- Kontruroczystość! (…)
- Tajniak! Do mnie!
Działając jakby z własnej woli, postępowałem w istocie tak, jak się tego spodziewano.
Każda strona usiłuje dziś wywołać w drugiej wrażenie, że to, co wysyła, nie jest zaszyfrowane.
Czym jest byt nasz, jeśli nie wiekuistym krążeniem szpiclów?