cytaty z książki "Oddaj albo giń!"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
-Tu nie wolno krzyczeć-upomniała go stanowczo Matylda.
-Tu nic nie wolno. Palić, śmiecić ani krzyczeć. Kuźwa! Co to za miejsce?
-Biblioteka. Przeklinać też nie wolno.
Jaki stres może nękać człowieka w bibliotece? Że książka mu spadnie z regału na głowę?
Po to wymyślono rozwody, żeby nie trzeba było zabijać współmałżonka.
(...) czasami lepiej jest być uprzejmym niż prawdomównym. (...)półprawdy i przemilczenia to część ceny, jaką płacimy za poprawne relacje ze światem.
W życiu nie można być szczęśliwym dłużej niż minutę, więc po co się
starać, stwierdził filozoficznie komisarz Tomczak. Będąc nieszczęśliwym,
człowiek przyzwyczaja się do takiego stanu i przynajmniej nie odczuwa
frustracji, gdy chwila szczęścia pojawia się i bezpowrotnie znika.
-No przecież ci tłumaczę, mamo! Dziadek Franek poszedł do piwnicy, wypił śliwowicę wujka i teraz śpi! - Na podłodze? - Przecież mówię! - Na podłodze w piwnicy? - No a gdzie? W tym stanie po schodach by nie wszedł. - Matko Boska, dziecko kochane, leć do sąsiadów, niech go zaniosą na górę! - zdenerwowała się Matylda. - Jeszcze się zadławi albo co! - Nie zadławi, bo prawie przekręciłam go do pozycji bezpiecznej. W szkole nas uczyli, jak to zrobić. Nie do końca udało mi się go odwrócić, ale przyniosłam ze stodoły sznurek i przywiązalam dziadkowi rękę do poręczy schodów, żeby nie przekręcił się z powrotem na plecy.
Należy się cieszyć małymi rzeczami, by nie umknęły ci te wielkie.
Po tylu latach Roman jednak potrafił ją zaskoczyć. Może nie taka z niego oferma, jak twierdził jej ojciec, gdy postanowili wziąć ślub. Matka z kolei bardzo Romka lubiła, uważając go za dobry materiał na pantoflarza.
Powolne ruchy Romana, kiedy ten zmywał naczynia, doprowadzały ją do takiego szału, że miała ochotę wyrwać mu talerz z ręki i cisnąć nim o podłogę. Nie robiła tego z obawy, że małżonek najpierw długo i dokładnie będzie sprzątał okruchy; następnie wyciągnie zmiotkę ze schowka i odsunawszy wszystko, co tylko nie zostało przymocowane, zacznie zamiatać podłogę, po czym umyje ją i na samym końcu - z lupą w ręku - sprawdzi jeszcze raz wszystkie zakamarki.
- W kogo ty się wdałaś, dziecko drogie? - zdumiała się Matylda, przyglądając się córce, blondynce z niebieskimi oczami. - Włosy mam po tobie, tyłek po babci, a oczy po tacie. Charakter bardzo chciałabym mieć własny odparła sucho Monika. - Mam dopiero dziesięć lat, a ustawicznie jestem porównywana do krewnych, których na ogół nie znam. To niesprawiedliwe.
- Danka, dzwoń do tatusia! - poleciła córce. A co do pana... Powiem panu tylko, że jak mój mąż z panem skończy, to wyleci pan z pracy! - Najwyżej mogą mnie wysłać na emeryturę. - Z emerytury też pan wyleci! - zagroziła.
- Co się pani stało w głowę? - zapytał zdumiony widokiem przylizanych i przypiętych do głowy taką ilością wsuwek włosów, że kobieta wyglądała, jakby miała koronę cierniową. - Peruka mi się zepsuła. - Jak to? - Zdechła - powiedziała nieszczęśliwym tonem Matylda.
- Na czym skończyłam? A, już wiem, a zatem panie prokuratorze Oszczymurek - zaczęła ponownie. Uwielbiam ją, pomyślał Marecki, słysząc, jak Matylda przekręca nazwisko Obszmurka, a ten wzdryga się za każdym razem, gdy słyszy słowa, które przejdą do historii tego komisariatu.