cytaty z książki "Bohiń"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Dobrze byłoby umrzeć, pomyślała. Umrzeć, czyli odpocząć na długo.
Po jednym nie zaszkodzi znieczulał słodkim tonem ksiądz proboszcz swoje sumienie.
Nie tak łatwo umrzeć. Jak człowiek chce, to nie może, a jak już boi się, to śmierć zaraz przychodzi.
A ja już muszę zostawić moją babkę Helenę Konwicką, i jestem szczęśliwy, że mogłem z nią dotrwać aż do tego momentu, że nie pękło mi serce, że nie eksplodowała mi głowa, że przez całą zimę i wiosnę leciałem pod niebem jak żuraw na północ do swoich stron ojczystych, które karmią moją duszę już tyle lat, albo może zdążałem pod samym zenitem nieba w nieznany czas przed nami.
Jest noc, moja pora, zbliża się godzina duchów wymyślonych przeze mnie oraz duchów rzeczywistych, które mnie szukają cierpliwie w stogu gwiazd i planet.
Chciałem coś powiedzieć ważnego, przez tyle dni i nocy chowałem w zanadrzu duszy jakąś myśl, przestrogę lub słowa pożegnania, bo zbliża się czas pożegnań, więc chciałem coś wyskrobać na ścianie naszej wspólnej pamięci i teraz zapomniałem, i jestem w pół drogi, bo już nie jestem tam, lecz i nie wróciłem już tutaj, i wiszę gdzieś pod niebem, i czekam nie wiadomo na co, i ta konwencja lotu podniebnego, i to patrzenie z góry zawstydza mnie, bo obok widzę unoszące się pospolite kaczki, wyliniałe psy gończe, a nawet cielne krowy.
Wszystko się jednak dobrze skończyło, bo ja przecież mimo wszystko jestem, bo ja wszak żyję. Ale czy ja mogę być pozytywnym zakończeniem jakiejkolwiek historii?
Życie pożera śmierć, śmierć pożera życie. Czy to dobry Bóg wyznaczył nam taką drogę do świętości.
Jak wyglądał pan Michał i czy ważny jest jego wygląd. Lecz gdy natężam wszystkie swoje wewnętrzne siły, zaczynam dostrzegać w burym mroku niezbyt wysoką, silną postać szlachciury litewskiego o niedużej siwawej głowie z orlim nosem, krzaczastymi brwiami i podkręconym wąsem. Widzę pod tymi brwiami sinawe wyblakłe oczy patrzące beznamiętnie, a właściwie z jakąś surowością na ten świat jemu współczesny, świat o krok od dwudziestego wieku, który miał dać ludziom loty w kosmos i piece krematoryjne.
Pan Puszkin przytknął cylinder do piersi i zadeklamował melodyjnym głosem:
Niet na swietie caricy krasze polskoj diewicy.
Wiesioła – szto kotionok u pieczki –
I kak roza rumiana, a bieła, szto smietana;
Oczi swietiatsia, budto dwie swieczki!
Dżugaszwili zmarszczył niskie czoło.
– To Puszkin, Grigoriju Aleksandrowiczu?
– Nie. Mickiewicz, Wassarionie Josifowiczu.