cytaty z książki "Thank You Jeeves"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
O ile sam stwierdziłem, przyjemność tego rodzaju pozostawia do życzenia wszystko, czego sobie można życzyć.
- (...) mam nadzieję, że cię więcej nie zobaczę ani na tym świecie, ani na tamtym.
- Doprawdy?
- Doprawdy! Nienawidzę cię! Żałuję, żeśmy się poznali. Jesteś gorsza świnka od tych, co kwiczą na twoim folwarku.
- A! Nie wiedziałem, że trzymasz świnie, Chuffy - wtrąciłem, zaciekawiony.
- Czarne berkshiry - odrzucił z roztargnieniem. - Jeżeli mnie w ten sposób...
- Świnie dają dobre zyski.
- W porządku - rzekł Chuffy. - Jeżeli takie są twoje uczucia, to w porządku.
- Pewnie, że w porządku.
- Ja to powiedziałem...
- Mój wuj Henryk...
- Bertie - rzekł Chuffy.
- No?
- Nic chcę słuchać o twoim wuju Henryku. Nic jestem ciekaw twojego wuja Henryka. Będę się śmiał, jeżeli twój wuj Henryk potknie się i skręci kark.
- Za późno, przyjacielu. Umarł trzy lata temu na zapalenie płuc. Chciałem tylko powiedzieć, że i on hodował świnie. Miał z tego duże dochody.
Już dwa razy zasmakowałem w życiu celi i zgrzytu klucza w zamykających się drzwiach. Pierwszy raz, gdy zmuszony potrzebą, podałem się za Plimsolla z West Dulwich, o czym wspominał Chuffy. Drugi raz - szczególnym trafem oba nieszczęścia spotkały mnie w dzień regat - drugi raz, gdy w porozumieniu ze starym przyjacielem O1iverem Sipperley’em, usiłowaliśmy zabrać na pamiątkę hełm policyjny, nie wiedząc, że w środku tkwi głowa policjanta. W obu wypadkach powędrowałem za kratki. Jako stary skazaniec byłem już z tymi rzeczami otrzaskany.
Westchnąłem żałośnie, skoczyłem ku oknu i - spadłem na ziemię jak cicha rosa.
A może jak deszcz? Zawsze zapominam.
Jeeves by pamiętał.
- A teraz?
- Na razie musi jaśnie pan pozostać in statu quo.
- Co to takiego?
- Łacina, proszę jaśnie pana.
Przypuszczam, ze mam w sobie rezonans, który działa na niewiasty. Doświadczyłem czegoś podobnego przy zaręczynach z Honorią Glossop. Nawet te oporne ciągną do mnie, choćby nie chciały.
- Pytałem o to specjalistę - rzekłem. - Powiedział, ze prawdopodobnie moje zachowanie, przypominające błędną owcę, budzi w kobiecie instynkt macierzyński.
- (...) Ale na przyszłość pamiętaj, że nie jesteś jej bratem.
- Będę pamiętał.
- Trzymaj się w cuglach.
- Będę się trzymał.
- Jeżeli chcesz sióstr, szukaj ich gdzie indziej.
- Będę szukał gdzie indziej.
- Nie po to się żenię, żeby moja żona wymieniała z moimi przyjaciółmi siostrzano-braterskie pocałunki.
- Słowu Woostera możesz wierzyć.
- Nie wiem, hm! Nie wiem. Pamiętasz, w Oksfordzie, na drugim roku, po zawodach wioślarskich, powiedziałeś urzędnikom, że nazywasz się Eustacc H. Plimsoll i mieszkasz w The Laburnams, Alleyn Road, West Dulwich:
- To był zupełnie wyjątkowy wypadek. Na to nie możesz się powoływać.
Ale ciemna szopa, zasłana narzędziami, nie nadaje się na bieżnię. Przeszkód musiało być dużo.
- No, cóż, panie Wooster?
Nigdy nie wiem, co odpowiedzieć, gdy ktoś poczęstuje mnie "no cóżem", więc i tym razem milczałem.
- (...) Co za powikłanie! Ironia losu! Ha! Przypomina mi się historia o jakimś aniele...
Jeeves chrząknął i w oczach jego zagrały błyski wiedzy.
- Jaśnie pan ma na myśli Abu ben Adhema.
- Co mam na myśli? - zdumiał się Stoker.
- Poemat, o którym jaśnie pan wspominał, opowiada o niejakim Abu ben Adhemie, który obudziwszy się jednej nocy z głębokiego snu, ujrzał anioła...
- Precz! - rzekł dziwnie spokojnie Stoker.
- Słucham jaśnie pana.
- Precz z moich oczu, bo cię zamorduję.
- Słucham jaśnie pana.
- I zabierz ze sobą swoich aniołów!
- Dobrze, proszę jaśnie pana.
Drzwi się zamknęły. Stary dyszał gniewnie, ale wydawał się porażony.
- Aniołowie! W takiej chwili gada mi o aniołach!
Poczułem, że muszę się ująć za Jeevesem.
- Dobrze powiedział, panie Stoker. Ze szkolnych czasów umiałem ten wiersz na pamięć. Otóż typ dostrzega anioła, który siedząc koło jego łóżka, pisze w książce. Rezultat jest taki... O, dobrze, dobrze. Nie chce pan słuchać, to nie.
Odszedłem w kąt i wziąłem album z fotografiami. Wooster nie narzuca się z rozmową.
- Angielskiego policjanta nie można przekupić.
- Czyżby?
- Wykluczone.
- Boże, co za kraj! - westchnął świszcząco Stoker, a ja poczułem, że Anglia straciła
w jego oczach i że tak już zostanie.
- Jaśnie pan kazał przynieść jaśnie panu piżamę.
Odkaszlnąlem głucho.
- Jeeves, mnie nie piżama potrzebna, a skrzydła gołębia.
- (...) Czy mogłabym się gdzieś schować?
- Nie.
- Dlaczego?
- Nie wiem - odparłem krótko. - Domki wiejskie nie miewają tajemnych komórek i podziemnych przejść.
- Będzie ktoś jeszcze?
- Tak.
- Kto?
- Mama, ja i jeszcze kilka sztuk.
- A, proszone śniadanie! W takim razie powinienem zawróci i przebrać się.
- Nie pozwolę.
- Uważasz, że to ubranie będzie w sam raz?
- Wcale nie. Wyglądasz jak oberwaniec, ale już za późno wracać.
- A twoje dumne skrupuły?
- Jakie znowu skrupuły?
- No, jeżeli stary Stoker nie kupi Chuffnell Hallu, to znów znajdziesz się w położeniu łowcy posagowego. Wszak początkowo nie chciałeś się oświadczyć, gdyż przypomnienie Wotwotleigha, niby robak w pąku, pasło się na twoim adamaszkowym policzku.
Podarłem list i zabrałem się znów do kuracji systemu nerwowego.
Na uspokojenie systemu nie ma jak whisky z sodową.
- Wiesz, przeprowadziłem się z mamą do pałacu.
- Co?!
- Tak, w naszym dworku śmierdzi.
- Mimo że się wyprowadziłeś? - zapytałem niewinnie.
- Bertie?
- Co?
- Czy dostałeś kiedy krzesłem po głowie?
- Nie.
- To uważaj, bo jeszcze dostaniesz.
- Dziwię się, że Chuffy hoduje świnie. Nic o tym nie wiedziałem.
- Cóż w tym dziwnego? Swój do swego ciągnie.
Świński temat wydawał się na wyczerpaniu.
Gapił się na mnie zuchwale, który to zwyczaj przysparzał mu wrogów wśród dobrze myślących ludzi.
Zwisając w ramionach Chuffy’ego, bulgotała jak dziurawa chłodnica.
- Mogę ze swej strony zapytać, czy doktorowi wiadomo, że pani Tinkler-Moulke ma szpica?
- Proszę mi tu nie opowiadać bredni!
- To wcale nic brednie. Ten ohydny czworonóg ujada po całych dniach, a często i po nocach. Więc pani Tinkler-Moulke ma tupet skarżyć się na moją muzykę? Ha! Niech najpierw wyjmie psa z własnego oka - dodałem, aktualizując cytat z Pisma.
Dureń psuł mi humor. Nic miałem nic przeciwko jego marzeniom o rzeźniach burżuazji, ale nie rozumiałem, dlaczego nie mógł przy tym okazywać światu uśmiechniętej twarzy.
- Nie mogę się nadziwić, że pozwoliła ci się pocałować.
- Zaskoczyłem ją.
- Mogła ci dać w ucho.
- Dlaczego? Wyczula braterski pocałunek. Kobiety czują.
- Braterski pocałunek?
- Z gruntu braterski!
- Ano, może - powiedział z powątpiewaniem. - Masz siostry, Bertie?
- Ani na lekarstwo.
- Ale gdybyś miał, to byś je całował?
- O, jeszcze jak!
- O, więc zwierzyłaś się Jeevesowi?
- Tak. Powiedziałam mu o swoim zamiarze.
- Nie próbował ci go odradzić?
- Odradzić? Przeciwnie!
- Czyżby?
- Trzeba go było widzieć. Uśmiechał się jak anioł. Powiedział, że będziesz szczęśliwy, mogąc mi wyświadczyć przysługę.
- Tak mówił?
- Wynosił cię pod niebiosa.
- Doprawdy?
- O, tak, uważa cię za Bóg wie co. Mogę ci powtórzyć jego słowa. "Pan Wooster, proszę jaśnie panienki, może nie ma za dobrze w głowie, ale co serce, to złote".
Brinkley westchnął lekko. Nie w smak mu był mój wyjazd w celach rozrywkowych.
W głębi duszy widział mnie w Park Lane, w szalonej ucieczce przed pościgiem uzbrojonego w krwawe noże motłochu.
Mówcie, co chcecie na cywilizację. W takich wypadkach nie ma jak cywilizacja! Może to, co nie pozwala ojcu skopać wielbiciela córki, gdy są obaj gośćmi w obcym domu jest sztuczne, ale w tej chwili byłem za wszelkimi sztucznościami.
- Denerwuje mnie ten stary. Niby jest przyjacielski, ale wciąż mi się zdaje, że w każdej chwili może wykręcić chorągiewkę i wycofać się. Nie mógłbyś mi powiedzieć, jakich tematów nic należy używać w rozmowie z nim?
- Specjalnych tematów?
- No wiesz jak to bywa z obcym. Powiesz: dziś piękna pogoda, a ten zblednie jak trup, bo mu się przypomni, że w pogodny dzień jego żona uciekła z szoferem.
Zachowując niezwykłą ostrożność, przemknąłem chyłkiem na tyły. Drzwi kuchni stały otworem. Nie wpadłem w nie z fantazją, jakbym to uczynił jeszcze rok temu, zanim życie przeobraziło mnie w ponurego, podejrzliwego typa, jakim jestem dzisiaj, lecz zatrzymałem się, rzucając bacznie okiem na wszystkie strony. Mogło być bezpiecznie, a mogło nie być.