cytaty z książek autora "Thomas Stearns Eliot"
I tak się właśnie kończy świat. Nie hukiem ale skomleniem.

Tylko ci, którzy ryzykują pójście za daleko dowiedzą się jak daleko można dojść.

Najczęściej bierzemy siebie tak, jak coś oczywistego. Bo nie można inaczej, gdy się wie tak mało o tym, jakim się jest właściwie.

I wszystko będzie dobrze
I wszelkie sprawy ułożą się dobrze
Gdy języki płomieni splotą się
W węzeł ognistej korony
A ogień i róża - staną się jednym.

Cień
Jest tylko tam, pod czerwoną skałą
(Wejdźże w ten cień pod czerwoną skałą).
Ja pokażę ci coś, co różni się tak samo
Od twego cienia, który rankiem podąża za tobą
I od cienia, który wieczorem wstaje na twoje spotkanie.
Pokażę ci strach w garstce popiołu.

Nie ustaniemy w poszukiwaniach,
A kresem wszelkich naszych poszukiwań
Będzie dojście do punktu wyjścia
I poznanie tego miejsca po raz pierwszy.

Czy się odważę
Zakłócić spokój wszechświata - dziś, tutaj?
W jednej minucie jest czas
Na wszystkie plany i zmiany, które druga odwróci minuta.

Czas przeszły i obecny czas
Oba obecne są chyba w przyszłości,
A przyszłość jest zawarta w czasie przeszłym.
Jeśli czas cały wiecznie jest obecny,
To cały czas jest nie do odkupienia.
To, co być mogło, jest abstrakcją,
Stale trwającą możliwością
Tylko w świecie rozważań.
To, co być mogło i to, co było,
Jeden wskazują cel, który zawsze jest obecny.
Dudni w pamięci echo kroków
Wzdłuż korytarza, którym nie poszliśmy,
Do furtki, której nigdy nie otworzyliśmy,
Do różanego ogrodu.

Kim jest ten trzeci, który zawsze idzie obok ciebie?
Gdy liczę nas, jesteśmy tylko ty i ja
Lecz gdy spoglądam przed siebie w biel drogi
Zawsze ktoś jeszcze idzie obok ciebie, […]
– Kim jest ten, który idzie po twej drugiej stronie?


Poezja to nie danie upustu wzruszeniom, ale ucieczka od wzruszenia, to nie wyrażanie osobowości, lecz ucieczka od osobowości.
Ale oczywiście jedynie ci, którzy posiadają osobowość i doświadczają wzruszeń, rozumieją, co to znaczy pragnąć dystansu od nich.

Poczucie samotności. To brzmi tak banalnie. To nie znaczy po prostu, że coś tam runęło – choć rzeczywiście tak się stało. To nie tylko koniec jakiegoś złudzenia w zwyczajnym sensie, wypadnięcie z torów. To jest oczywiście czymś, co się zawsze zdarza wszystkiego typu ludziom, którzy mniej lub bardziej przez to przechodzą lub jakoś to znoszą. Nie. Chodzi mi o to, że tamto zdarzenie uświadomiło mi, że zawsze byłam sama. Że każdy zawsze jest sam. To, po prostu, nie koniec jakiegoś związku ani nawet odkrycie proste, że nie istniał wcale, lecz jakieś objawienie tyczące mojego stosunku do wszystkich.

Nie możemy ustawać w poznawaniu. Jego końcem będzie przybycie do miejsca, w którym zaczynaliśmy i poznanie go po raz pierwszy.

Życie spędziłem na próbach zapomnienia siebie, / utożsamiania się z kolejną rolą wybieraną, / by ją grać. A im dłużej coś pozorujemy, / tym trudniej potem odrzucić ten pozór, / zejść ze sceny, przebrać się w ubranie własne / i mówić od siebie.

Połowa zła, jakie się czyni na tym świecie, bierze się od tych, którzy chcą się poczuć ważni. Nie chcą zła czynić, tylko zło ich nie obchodzi. Albo go nie widzą, albo je usprawiedliwiają, bo przesłania je u nich nieustanny wysiłek, by dobrze myśleć o sobie.

Dzięki Tobie Matko
Za Ogród
Gzie miłości wszystkiej kres


DEDICATION TO MY WIFE
To whom I owe the leaping delight
That quickens my senses in our wakingtime
And the rhythm that governs the repose of our sleepingtime,
the breathing in unison.
Of lovers whose bodies smell of each other
Who think the same thoughts without need of speech,
And babble the same speech without need of meaning...
No peevish winter wind shall chill
No sullen tropic sun shall wither
The roses in the rose-garden which is ours and ours only
But this dedication is for others to read:
These are private words addressed to you in public.

My stoimy obecnie nie przed wyborem pomiędzy kilkoma abstrakcyjnymi formami, ale przed wyborem pomiędzy kulturą pogańską (z konieczności upośledzoną) a kulturą religijną (z konieczności niedoskonałą).

Ale słyszę za sobą, tam skąd wicher dmucha,
Grzechot kości i chichot od ucha do ucha.

Problem polega na tym, że świadome poczucie bezsensu jest czymś dobrym jedynie w młodości. Nie można żyć „bólem istnienia” do późnej starości. Nie można być stale dekadentem, ponieważ dekadencja oznacza spadanie, a trudno mówić o kimś, że spada, jeśli dawno już osiągnął dno. Wcześniej czy później trzeba przyjąć pozytywny stosunek do życia i społeczeństwa. Byłoby zbytnim uproszczeniem powiedzieć, że każdy poeta musi w naszych czasach albo młodo umrzeć, albo wstąpić do Kościoła katolickiego lub partii komunistycznej, lecz najczęściej ucieczka od poczucia bezsensu odbywa się wzdłuż tych dróg. Istnieje inna śmierć niż śmierć fizyczna i istnieją inne sekty i wyznania niż Kościół katolicki i partia komunistyczna, lecz prawdą jest, że po przekroczeniu pewnego wieku albo zaprzestajemy pisać, albo poświęcamy się celom nie tylko estetycznym.
(Orwell o kwartetach Eliota)
s.41.

Wszyscy mamy pretensje do tego, / by być wyjątkiem niezwykłym / w powszechnym zniewoleniu. / Lubimy się zjawiać w gazetach / byle we właściwej kolumnie. / Wiemy o kolejowym wypadku / wiemy o nagłych zakrzepach / i powolnym twardnieniu tętnic. / Lubimy by dobrze o nas myślano / żebyśmy sami mogli dobrze myśleć o sobie. / I każde kolejne wyjaśnienie nas zaspokaja: / Pytamy tylko by nas uspokajać / co do hałasów w piwnicy / i okna, którego nie powinno się było otwierać. / Dlaczego wszyscy zachowujemy się tak, jakby drzwi mogły się nagle otworzyć, zasłony rozsunąć / jakby piwnica mogła ujawnić coś strasznego, zniknąć dach, / i przestalibyśmy być pewni co realne a co nierealne? / Trzymajmy się mocno, mocno, musimy nalegać że świat jest tym za co myśmy zawsze go brali.

Boję się wszystkiego, co się wydarzyło, i wszystkiego, co ma jeszcze nadejść: / rzeczy nadchodzących, co siedzą przy drzwiach, jakby zawsze tam były. / I przeszłość gotowa się zdarzyć, a co przyszłe, dawno już ustalone, / skrzydła przyszłości zaćmiewają przeszłość, dziób i szpony sprofanowały / historię. Wstydem / okryły pierwszy krzyk w sypialni, hałas w dziecinnym pokoju, poszarpały / rodzinny album, na pośmiewisko wydały / kolację lokatorów, rodzinny piknik na wrzosowiskach. Zerwały / z domu dach, którego być może nigdy tam nie było. / A ptak siedzi na zburzonym kominie. Boję się.

W starym domu zawsze czai się nasłuchiwanie i więcej słychać, niż się mów. / A to, co powiedziane, trwa na pokojach, czekając przyszłości, by być usłyszane. / A co się tylko zdarza, zaczyna się w przeszłym czasie i mocno napiera na przyszłość. / Katusze w spowitej zasłonami sypialni, męka narodzin albo umierania / gromadzą w sobie wszystkie przeszłe głosy i w przyszłość je przenoszą. / Wysokie głosy na trawniku / letnie grabienie skoszonego siana / psy i stary kucyk / jęk i zawodzenie słabego bólu / rąbanie drewna jesienią / śpiew w kuchni / i nocne kroki w korytarzu / chwila nagłego cierpienia / i pora dławiącego smutku / westchnienie, jawne oszustwo / zachowywanie pozorów / robienie dobrej miny do złej gry / wszystko złączone i splatane razem, wszystko jest zapisane. / Tych rzeczy uniknąć nie sposób / nic nie wiemy o egzorcyzmach / i czy to w Argos czy w Anglii / istnieją jakieś nieugięte prawa / niezmienne, w naturze muzyki. / nie da się w ogóle nic z tym zrobić, / niczego nie można zrobić z niczym, / i teraz jest już prawie pora na nowiny / musimy słuchać prognozy pogody / i wieści o międzynarodowych katastrofach.

Rozumiemy zwykłe sprawy życia, / wiemy, jak uruchomić maszynę, / potrafimy zwykle unikać wypadków. / Jesteśmy zabezpieczeni przed ogniem, / przed kradzieżą i chorobą, / przed wadliwą kanalizacją, / ale nie przed działaniem Boga. / Znamy różne zaklęcia i czary, / i pomniejsze formy uroków, / przepowiadanie przyszłości i chiromancję, / środki na bezsenność, / lumbago i utratę pieniędzy. / Lecz krąg naszego pojmowania / jest obszarem bardzo ograniczonym. / Z wyjątkiem małej liczby / ściśle praktycznych celów / nie wiemy, co czynimy; / a nawet, gdy myślimy o tym, / niewiele wiemy o myśleniu samym. / Co się zdarza poza tym kręgiem? / I jaki jest sens zdarzenia? / Jaka zasadzka kryje się na wrzosowisku / i poza pionowo Stojącymi Głazami? / Poza warstwą jonosfery / i poza uśmiechniętym księżycem? / I co zostało nam dane? / I czym jesteśmy, i co robimy? / Na żadne z tych wszystkich pytań / nie ma zrozumiałej odpowiedzi. / Cierpimy wciąż znacznie więcej niż osobistą stratę - / utraciliśmy naszą drogę w ciemności.

Uczą się unikania przesadnych nadziei, / znoszą jakoś zarówno siebie, jak i drugich, / dając i biorąc, co w zwykłych działaniach / jest, aby brać i dawać. Nie skarżą się; / ich zadowala ranek, który dzieli, / i wieczór, co łączy ich znowu / banalną rozmową przy ogniu. / Dwoje ludzi, co wiedzą, że jedno drugiego nie rozumie, / wychowujących dzieci, których nie pojmują / i które nie zrozumieją ich nigdy.

Słowa są w ruchu, muzyka jest w ruchu / jedynie w czasie. Ale to, co żyje, / może jedynie umrzeć. Słowo powiedziane / zapada w ciszę. Tylko forma, wzór / może sprawić, że słowo, muzyka dosięgną / spokoju, jak dosięgnąć może chiński dzban, / który w ruchu bez przerwy stoi nieruchomo.
