cytaty z książki "Najgorsze dopiero nadejdzie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nigdy nie wiesz o sobie wszystkiego.
Nigdy, dopóki nie staniesz na krawędzi i nie zrobisz czegoś, do czego - jak sądzisz - nie byłbyś zdolny, a co w konsekwencji zmienia cię na zawsze.
Nie bój się, (...) bo strach jest oczekiwaniem zła.
Zajrzałem do netu, przejrzałem zaległą pocztę. Spośród megabajtów śmieci i ofert zakupów grupowych, z których chyba nigdy nie skorzystałem, jedna informacja była warta rozważenia. Raymond zachęcał mnie do powiększenia penisa. Podobno w miesiąc zyskał aż trzy centymetry.
Honor był potrzebny w czasie wojny. Teraz mamy pokój i liczą się inne wartości.
...W chwilach zagrożenia dla ludzkości liczy się nie praktyka, tylko przepisy....
(...) zła, które ten facet wyrządził, w żaden sposób nie da się wymazać i zaszpachlować dobrem. Możesz udawać, że wygładziłeś ścianę, ale rysa zawsze w niej będzie.
W pewnym sensie jej dramat był mniejszy. Wiem, to okrutne, ale na nią śmierć męża spadła jak uderzenie młotem. To nokaut, z którego, chcesz czy nie, zawsze się podniesiesz. Pytanie, ile czasu na to potrzebujesz. Kiedy tracisz kogoś bliskiego i grzebiesz go na cmentarzu, możesz mieć żal do całego świata, ale przynajmniej świat nie zamierza cię oszukiwać, nie żyjesz w niepewności. Śmierć bezlitośnie odziera ze złudzeń. Mój dramat polegał na tym, że ten młot trafiał mnie codziennie, odbierając resztki sił. Bo kiedy ktoś bliski znika bez wieści, nieustannie katujesz się setkami tych samych pytań. A każdego ranka zastanawiasz się, czy zamiast iść do pracy, zamiast udawać, że normalnie egzystujesz, nie powinieneś wciąż jej szukać. Tyle tylko, że ledwo się do tego zabierzesz, już za progiem kompletnie zdezorientowany nie wiesz, w którą stronę pójść. Pozostaje czekać, nie wiadomo zresztą na co.
Zawsze popełniamy te same błędy, tylko okoliczności się zmieniają.
(...) w związku trzeba dać kredyt maksymalnego zaufania. Inaczej miłość nie ma sensu.
Miałem wszystkiego dość, odechciało mi się żyć. Myślałem o śmierci jak o czymś, co może przeciąć pasmo nic nie wartego, pustego życia. Jak wykres elektrokardiogramu na monitorze, który z wielu kresek biegnących raz w górę, raz w dół przechodzi nagle w długą poziomą linię. I w naturalny sposób odcina życie od śmierci. Ciach! I po wszystkim.
Przebiegam myślą moje życie i widzę w nim wyraźnie jak znaki ostrzegawcze wszystkie te rozwidlenia dróg, na których poszedłem w złą stronę. Czasami przez przypadek, czasami świadomie.
Nie miałem siły się podnieść ani sięgnąć po telefon, który przytłumiony grał smętną melodię w kieszeni kurtki. Boże, nawet dzwonki w telefonie brzmiały depresyjne.
Tak, kurwa, potrzebna mi nirwana! Spokój buddyjskiego mnicha w oparach olejków eterycznych i blasku świec w klasztornej celi.
Podciągnął rękawy polaru, odsłaniając gęsto porośnięte, wręcz czarne przedramiona. Jak był mały, musiał wpaść do wanny pełnej testosteronu.
Porywisty wiatr nie ustawał, kiedy szedłem w stronę parkingu. Gęste czarne chmury przetaczały się nad pustym Rynkiem Nowomiejskim i Browarną. Rytmiczne odgłosy moich kroków odbijały się od fasad tutejszych kamienic, a mój cień w upiornie pomarańczowym świetle latarni na zmianę wydłużał się i skracał.
Wszystkie bomby Chojnickiego siłą rażenia mogły się równać wzdęciom muszki owocówki.