cytaty z książek autora "Neil Postman"
Wbrew powszechnie pokutującemu nawet wśród sfer wykształconych przekonaniu, Huxley ("Nowy wspaniały świat") i Orwell ("1984") nie prorokowali tego samego. Orwell ostrzega, że zostaniemy zniewoleni przez jakąś przemoc pochodzącą z zewnątrz. Tymczasem w wizji Huxleya do pozbawienia ludzi ich autonomii, pełni osobowości i historii niepotrzebny jest żaden Wielki Brat. W jego mniemaniu ludzie pokochają otaczającą ich przemoc, zaczną wielbić technologie, które pozbawiają ich wolności myślenia.
Orwell lękał się tych, którzy zakażą wydawania książek. Huxley zaś obawiał się, że nie będzie powodu do ustanawiania podobnego zakazu, ponieważ zabraknie kogokolwiek, kto zechce książki czytać. Orwella przerażali ci, którzy pozbawiają nas dostępu do informacji. Przedmiotem obaw Huxleya byli natomiast ludzie, którzy dostarczą nam informacji w takiej ilości, że staniemy się bierni i egoistyczni. Orwell bał się, że nasza kultura przeistoczy się w kulturę niewolników. Huxley zaś lękał się, że ogarnie nas kultura banału, zajmująca się jakimiś ekwiwalentami doznań, "orgią-porgią" i wirówką infantylnych igraszek. Jak to zauważył Huxley w "Nowym wspaniałym świecie", bojownicy o prawa obywatelskie i racjonaliści, którzy pozostają w stałej gotowości, aby przeciwstawiać się tyranii, "nie wzięli pod uwagę bezgranicznej niemal zachłanności człowieka na rozrywkę". W roku 1984 - jak napisał Orwell - ludzi kontroluje się przez zdawanie im bólu. W Nowym Wspaniałym Świecie to samo jest osiągane dzięki dostarczaniu przyjemności. Słowem, Orwell obawiał się, że zniszczy nas to, czego nienawidzimy, Huxley zaś - że to, co uwielbiamy.
W wiekach średnich ludzie, bez względu na wszystko, wierzyli w autorytet religii. Dziś wierzymy w autorytet naszej nauki - też bez względu na wszystko.
Zakładam, że nie muszę przekonywać Czytelnika, iż nie istnieją specjaliści - nie mogą istnieć specjaliści - od wychowywania dzieci, uprawiania miłości i zdobywania przyjaciół. Wszystko to jest wytworem imaginacji technopolistycznej, zrodzonej z maszynerii technicznej, bez której specjalista byłby całkowicie bezbronny i narażony na ataki - jak intruz i ignorant.
Ale dżin, który wypłynął z butelki, głosząc, że informacja jest nowym bogiem kultury, był oszustem. Rozwiązał oczywisty dla wszystkich problem niedoboru informacji. Nie ostrzegł wszakże przed znacznie gorzej widocznymi niebezpieczeństwami jej nadmiaru. Skutki długofalowe - chaos informacyjny - stworzyły kulturę podobną nieco do wspomnianej potasowanej talii kart. I co dziwniejsze, bardzo niewiele osób dostrzegało źródła swojej zgryzoty, a jeśli je dostrzegali, nie uświadamiali sobie tego.
Pozbawiliśmy jedyną w swoim rodzaju ludzką zdolność postrzegania rzeczy jako całości, we wszystkich ich wymiarach psychicznych, emocjonalnych i moralnych, i zastąpiliśmy ją zaufaniem do potęgi obliczeń technicznych.
Zaczynamy wierzyć, że liczba punktów, jaką uzyskaliśmy, naprawdę jest naszą inteligencją, zdolnościami twórczymi, miarą naszej miłości czy odczuwania bólu. Zaczynamy wierzyć, że wyniki sondaży są naprawdę tym, w co ludzie wierzą, tak jakby nasze przekonania można było zamknąć w zwrotach w rodzaju "aprobuję" i "nie aprobuję".
Nie wolno nam zapomnieć o przygodzie pewnego statystyka: utonął podczas próby przejścia przez rzekę, bo przecież średnia głębokość wynosiła około metra. Chcę przez to powiedzieć, że w kulturze, która czci statystykę, nigdy nie możemy być pewni, jaki rodzaj nonsensu zagości w ludzkich głowach.
(...) komputer jest dominującą metaforą naszej epoki; definiuje ją, narzucając nowy stosunek do informacji, do pracy, do władzy i do samej przyrody. Stosunek ten najlepiej opiszemy mówiąc, że komputer przynosi nową definicję człowieka jako "procesora informacji", a przyrody - jako informacji, która ma zostać przetworzona. Fundamentalny przekaz metaforyczny płynący od komputera głosi, krótko mówiąc, że jesteśmy maszynami - oczywiście myślącymi maszynami, ale jednak maszynami. To dlatego właśnie komputer jest maszyną z punktu widzenia technopolu z niczym nie porównywalną i niemal doskonałą. Podporządkowuje sobie żądania naszej natury, biologii, naszych emocji i naszej duchowości. Rości sobie prawo do panowania nad całością ludzkiego doświadczenia, a roszczenia swoje wspiera dowodząc, że "myśli" lepiej niż my.
W sytuacji gdy ludność jest oszałamiana przez banał, kiedy życie kulturalne zostaje zdefiniowane na nowo jako nieustające pasmo rozrywki, kiedy publiczna rozmowa upodabnia się do niemowlęcego gaworzenia, kiedy wreszcie społeczeństwo staje się widownią, a jego interes publiczny wodewilowym spektaklem - narodowi zagraża niebezpieczeństwo; a możliwość śmierci kultury staje się nieuchronna.
(...) zmiana technologiczna ani się nie sumuje, ani nie odejmuje. Ma charakter ekologiczny. Używam słowa "ekologiczny" w tym samym sensie, w jakim posługują się nim specjaliści z dziedzin zajmujących się środowiskiem. Jedna znacząca zmiana generuje zmianę całościową. Jeśli z pewnego środowiska usuniecie gąsienice, nie uzyskacie tego samego środowiska minus gąsienice: będziecie mieli nowe środowisko, bo zmieniliście warunki przeżycia; to samo dotyczy dodania gąsienic do środowiska, w którym dotychczas nie było ani jednej. Tak właśnie działa ekologia środków przekazu. Nowa technologia nic nie dodaje ani niczego nie odejmuje. Nowa technologia wszystko zmienia.
(...) gdyby komputery cyfrowe znalazły się w powszechnym użyciu przed wynalezieniem bomby atomowej, ludzie powiedzieliby, że bomby nie można by bez nich wynaleźć. Ale ją wynaleziono. Ważne, byśmy sobie co jakiś czas przypominali, jak wiele rzeczy jest zupełnie możliwych bez użycia komputerów.
Filozofów moga dręczyć pytania w rodzaju: "Czym jest prawda?", "Co to jest inteligencja?", "Czym jest życie?" albo "Co to jest dobre życie?" Ale technopol nie potrzebuje takich zmagań intelektualnych. Maszyny eliminują złożoność, wątpliwości i dwuznaczności. Pracują szybko, są zestandaryzowane i dostarczają nam liczb, które można zobaczyć i którymi można się posłużyć w rachunkach. Mówią nam, że jeśli się pali osiem światełek zielonych, ktoś mówi prawdę. I o to chodzi. Mówią nam, że 136 punktów oznacza więcej rozumu niż 104 punkty. Oto magia w wersji technopolu.
W istocie jednym ze sposobów zdefiniowania technopolu jest stwierdzenie, że jego informacyjny układ immunologiczny nie działa. Technopol to forma kulturowego AIDS - tutaj ten skrót oznacza Anti-Information Deficiency Syndrome [syndrom braku odporności na informację]. To dlatego właśnie można, nie popadając w sprzeczność, powiedzieć niemal wszystko, pod warunkiem, że zacznie się wypowiedź od słów: "Badania pokazały...", lub "Naukowcy twierdzą obecnie, że...".
Mówiąc bez ogródek, komputer twierdzi, że poważniejsze problemy, jakie napotykamy zarówno na poziomie osobistym, jak i w sferze spraw publicznych, wymagają rozwiązań technicznych za pomocą szybkiego dostępu do informacji, która inaczej pozostawałaby poza naszym zasięgiem. Pozwolę sobie stwierdzić, że jest to oczywisty nonsens. Nasze najpoważniejsze problemy nie mają charakteru technicznego ani nie wynikają z niewłaściwej informacji. Jeśli dojdzie do katastrofy nuklearnej, przyczyną nie będzie niewłaściwa informacja. Tam, gdzie ludzie umierają z głodu, powodem ich śmierci nie jest niewłaściwa informacja. Jeśli rodziny się rozpadają, jeśli gdzieś źle traktuje się dzieci, jeśli zbrodnia terroryzuje miasto, a edukacja jest bezsilna - przyczyną tego wszystkiego nie jest niewłaściwa informacja. Równania matematyczne, natychmiastowa komunikacja i ogromne ilości informacji nie mają nic wspólnego z żadnym z tych problemów. A komputer jest w stosunku do nich bezużyteczny.
Nie ma prawie faktu - czy to rzeczywistego, czy wyobrażonego - który zadziwiłby nas na bardzo długo, nie dysponujemy bowiem zrozumiałym i spójnym obrazem świata, w którym fakt ten jawiłby się jako sprzeczność nie do zaakceptowania. Wierzymy, bo nie ma powodu, żeby nie wierzyć.
(...) przy całej ich zależności od maszyn - narzędzia powinny być ich służącymi, a nie panami; służącymi zarozumiałymi, agresywnymi, zuchwałymi, bezczelnymi - proszę bardzo, ale myśl, że wyniosłyby się ponad stan niewolniczy, jest przerażająca. I chociaż technokracja nie znalazła wyraźnego miejsca dla ludzkiej duszy, jej obywatele trwali w przekonaniu, że żaden wzrost materialnego bogactwa nie będzie stanowił rekompensaty za kulturę, która pozbawia ich szacunku dla samych siebie.
(...) statystyka produkuje olbrzymią ilość kompletnie bezużytecznej informacji, co dodatkowo komplikuje dostatecznie już trudne zadanie zlokalizowania tego, co użyteczne dla kultury. To coś więcej niż przypadek "przeładowania informacją". Chodzi o "banały informacyjne", a efektem jest lokowanie wszelkich informacji na tym samym poziomie.
Słyszałem nowojorczyków z nutą triumfu w głosie prezentujących przybyszom z innych miast statystykę, zgodnie z którą miasto Nowy Jork zajmuje ósme miejsce w kraju pod względem liczby przestępstw z użyciem przemocy na jednego mieszkańca, a następnie odmawiających wyjścia na ulicę, bo minęła już szósta po południu.
Odkrycie broni palnej czyni równymi na polu bitwy chłopa i pana; druk daje równe szanse ich umysłom; poczta przynosi oświatę zarówno do pałacowych podwojów, jak i na próg chatki biedaka.
Orwell lękał się tych, którzy zakażą wydawania książek. Huxley zaś obawiał się, że nie będzie powodu do ustanawiania podobnego zakazu, ponieważ nie będzie już nikogo, kto chciałby je czytać.
(...) w technopolu specjalista domaga się panowania nie tylko nad sprawami technicznymi, lecz także społecznymi, psychologicznymi i moralnymi. W Stanach Zjednoczonych mamy specjalistów od tego, jak wychowywać dzieci, jak je uczyć, jak być kochanym lub kochaną, jak uprawiać miłość, jak wywierać wpływ na ludzi, jak zdobywać przyjaciół. Nie ma takiego aspektu stosunków między ludźmi, który nie uległby technicyzacji i, co za tym idzie, nie został poddany kontroli specjalistów.
Napór wieku nauki doprowadził do tego, że utraciliśmy zaufanie do naszych systemów przekonań, a co za tym idzie i do samych siebie. Wśród pojęciowego gruzu pozostała jedna rzecz niwzruszona, w którą można było wierzyć - technika.
Ze względu na to, co zwykle robią, komputery kładą niezwykły nacisk na techniczny proces komunikacji, bardzo mało natomiast oferują, jeśli chodzi o treść. Z wyjątkiem światła elektrycznego żadna inna technologia nie była nigdy lepszym przykładem aforyzmu Marshalla McLuhana, który głosił, że środek przekazu jest przekazem.
To, co ludzie mówią, uważa się za bardziej niezobowiązujące niż oświadczenie pisemne. Słowo napisane uznaje się za poddanie refleksji i rewizji autora, przejrzane przez zwierzchników i wydawców. Łatwiej je potwierdzić lub obalić, ma też bezosobowy i obiektywny charakter (...) słowo pisane jest ze swej natury kierowane do świat, a nie do jednostki. Słowo pisane jest trwałe, mówione - ulotne; i dlatego jest bliższe prawdy, niż mowa.
Nowoczesna edukacja świecka zawodzi nie dlatego, że nie uczy kim są Ginger Rogers, Norman Mailer i tysiąc innych osób, lecz ponieważ nie ma rdzenia moralnego, społecznego ani intelektualnego. Nie istnieje zbiór idei albo postaw, który przenikał by wszystkie części programu nauczania. Program nauczania nie jest w rzeczywistości “programem badań”, lecz bezsensowną mieszaniną przedmiotów, Nie rysuje nawet jasnego obrazu osoby wykształconej, chyba że miałby to być ktoś, kto posiadł umiejętności. Innymi słowy, ideał technokraty - człowieka bez przekonań i bez własnego punktu widzenia, obdarzonego za to mnóstwem nadających się na sprzedaż umiejętności.
Brak umiaru w stosunku do techniki stanowi zawsze poważne zagrożenie w technopolu, który wyraźnie jej sprzyja. Technopol sprzyja również niewrażliwości na utratę jednych umiejętności przy nabywaniu innych. Ważne, byśmy pamiętali, co można zrobić bez komputerów, a także, byśmy przypominali sobie, co możemy utracić, kiedy z nich korzystamy.
(...) w technopolu wszystkich specjalistów przepełnia kapłańska charyzma. Niektórych z naszych kapłanów-specjalistów nazywamy psychiatrami, innych psychologami, jeszcze innych - socjologami albo statystykami. Bóg, któremu służą, nie mówi o słuszności, dobru, miłosierdziu ani łasce. Ich bóg mówi o wydajności, precyzji, obiektywności. I dlatego pojęcia takie, jak grzech i zło znikają z technopolu. Pochodzą z wszechświata moralnego, którego teologia specjalizacji nie bierze pod uwagę. Kapłani technopolu nazywają więc grzech "dewiacją społeczną", a to jest pojęcie statystyczne, zło zaś - "psychopatologią", co z kolei jest pojęciem medycznym. Grzech i zło zanikają, bo nie można ich zmierzyć ani zobiektywizować, a zatem specjaliści nie mogą się nimi posłużyć.
Ale jakie są zalety techniki komputerowej dla milionów przeciętnych ludzi? Dla hutników, właścicieli sklepów warzywniczych, nauczycieli, mechaników samochodowych, muzykow, murarzy, dentystów i wszystkich pozostałych, w których życie wkracza teraz komputer? Potężne instytucje uzyskały łatwy dostęp do ich prywatnych spraw. Łatwiej ich śledzić, kontrolować i sprawdzać; są częściej wykorzystywani na mocy decyzji podejmowanych bez ich udziału; nierzadko redukuje się ich do roli zwykłych przedmiotów opatrzonych kolejnym numerem.
Wszystko to powołało do życia nowy świat. Gdzie indziej nazwałem go "światem a-kuku", w którym raz to, raz inne zdarzenie pojawia się na chwilę w polu widzenia i znów znika. To świat nieprawdopodobny. Świat, w którym Baconowską ideę postępu ludzkości zastąpiła idea postępu technologicznego. Celem nie jest zmniejszenie ignorancji, zwalczanie przesądów i ujmowanie cierpienia, lecz dostosowanie się do wymagań nowych technologii. Powtarzamy sobie, oczywiście, że takie dostosowanie doprowadzi do lepszego życia, ale to tylko retoryczna pozostałość ustępującej technokracji. Jesteśmy kulturą, która sama z siebie czyni strawę dla informacji i mało kto zastanawia się choćby nad tym, jak kontrolować ten proces.
(...) niekontrolowany rozrost techniki niszczy najbardziej żywotne źródła naszego człowieczeństwa. Tworzy kulturę bez fundamentów moralnych. Podkopuje pewne procesy umysłowe i relacje społeczne, które nadają wartość ludzkiemu życiu. Technika zatem jest jednocześnie naszą przyjaciółką i wrogiem.