cytaty z książki "Obcy"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Ale przecież wszyscy wiedzą, że życie nie jest wcale warte trudu przeżywania. W gruncie rzeczy dokładnie zdawałem sobie sprawę, że to nie ma znaczenia, czy się umiera w trzydziestym czy w siedemdziesiątym roku życia, ponieważ jest oczywiste, że w obydwu wypadkach inni mężczyźni i inne kobiety żyć będą dalej, i to przez tysiące lat.
Jego zdaniem, sprawiedliwość ludzka jest niczym, a wszystkim jest sprawiedliwość Boga. Zauważyłem, że to sprawiedliwość ludzka skazała mnie na śmierć.
Często myślałem wówczas, że gdyby zmuszono mnie do życia w pniu uschnięto drzewa, gdzie jedynym moim zajęciem byłoby oglądanie barwy nieba ponad moją głową, z czasem przyzwyczaiłbym się i do tego. Czekałbym na przelot ptaków lub na zderzenie się chmur.
Z chwilą gdy się umiera, słowa „jak” i „kiedy” nie mają oczywiście żadnego znaczenia.
I aby wszystko się dopełniło, abym poczuł się mniej samotny, pozostało mi jeszcze pragnąć, by w dniu mojej egzekucji było dużo widzów i by mnie powitali okrzykami nienawiści.
Spytał mnie wówczas, czy nie interesowałaby mnie odmiana życia. Odpowiedziałem, że życia nie zmienia się nigdy i że, tak czy inaczej, każde ma tę samą wartość, a moje życie tutaj odpowiada mi zupełnie.
Wszyscy wiedzą, co to jest nieszczęście. Ono czyni człowieka bezbronnym.
Człowiek zawsze ma przesadne wyobrażenie o tym, czego nie zna.
Każdego wieczoru i każdego ranka, odkąd pies dostał tej choroby skóry, Salamano nacierał go maścią. Ale uważał, że jego prawdziwą chorobą była starość, a ze starości nie można wyleczyć.
Chciałem spróbować wyjaśnić mu serdecznie, nawet z sympatią, że ja nigdy nie byłem w stanie prawdziwie żałować czegokolwiek. Zawsze pochłaniało mnie to, co mogło się zdarzyć dziś albo jutro.
W dniu mojego aresztowania zamknięto mnie najpierw w izbie, w której było już wielu zatrzymanych, przeważnie Arabów. Na mój widok zaczęli się śmiać. Potem spytali co zrobiłem. Powiedziałem, że zabiłem Araba.
Ta ognista szpada [słońca] przebijała mi rzęsy i raniła obolałe oczy. I właśnie wtedy wszystko się zakołysało. Morze przyniosło gorący, ciężki podmuch. Wydawało mi się, że niebo pękło wzdłuż i wszerz, by lunąć ogniem. Cała moja istota sprężyła się, zacisnąłem rękę na rewolwerze. Spust ustąpił, dotknąłem gładkiej wypukłości kolby i właśnie wtedy, w tym trzasku suchym i zarazem ogłuszającym, wszystko się zaczęło. Strząsnąłem pot i słońce. Zrozumiałem, że zburzyłem równowagę dnia, niezwykłą ciszę na plaży, na której byłem szczęśliwy. Więc strzeliłem jeszcze cztery razy do bezwładnego ciała, kule zagłębiały się w nim niedostrzegalnie. I były to jak gdyby cztery krótkie uderzenia, którymi zastukałem do wrót nieszczęścia.
(...) po raz pierwszy od wielu lat miałem niemądrą ochotę zapłakać, gdyż poczułem, jak bardzo byłem znienawidzony przez wszystkich zgromadzonych tu ludzi.
Oświadczył, że nie mam nic do roboty w społeczeństwie, którego podstawowych praw nie uznaję, nie mogę również odwoływać się do serca ludzkiego, ponieważ jego najbardziej elementarne odruchy są mi nie znane.
I aby wszystko się dopełniło, abym poczuł się mniej samotny, pozostało mi jeszcze pragnąć, by w dniu mojej egzekucji było dużo widzów i by mnie powitali okrzykami nienawiści.
Celem człowieka jest wiedzieć, ale jednego człowiek wiedzieć nie może. Nie może wiedzieć, czy to, czego się dowie, ocali go, czy zabije. Zostanie oczywiście zabity, lecz nie wie, czy zginie przez wiadomości, które uzyska, czy przez brak wiadomości, które – gdyby je miał – mogłyby go ocalić.
Po kolejnej chwili milczenia wyszeptała, że jestem dziwny i z pewnością dlatego mnie kocha, lecz być może któregoś dnia z tego samego powodu jej obrzydnę.
Zrozumiałem wówczas, że człowiek, który przeżył choćby jeden dzień, mógłby bez trudu przeżyć w więzieniu sto lat. Miałby dość wspomnień, aby się nie nudzić.
Oczywiście, kochałem mamę, ale to o niczym nie świadczy. Wszystkie zdrowe istoty życzyły sobie, mniej lub bardziej, śmierci tych, których kochały.
Cóż obchodziła mnie cudza śmierć, miłość matki, jakież znaczenie miał dla mnie jego Bóg, rodzaje życia, los, który się wybiera, skoro jeden tylko los miał wybrać mnie samego, ...
Byli bardziej nieszczęśliwi ode mnie. W końcu do wszystkiego można się przyzwyczaić (...).
Słuchałem go i posłyszałem, jak mówi, że jestem inteligentny. Ale nie bardzo mogłem zrozumieć, jak to się dzieje, że dodatnie cechy zwykłego człowieka staja się druzgocącym obciążeniem dla oskarżonego.
Jakże mogłem nie dostrzec, że nie ma nic ważniejszego jak wykonanie wyroku śmierci i że w gruncie rzeczy była to jedyna rzecz naprawdę dla człowieka interesująca!