cytaty z książek autora "Laurent Gaudé"
Odwieczne pragnienie by zjeść całe niebo i wypić gwiazdy...
Drzewa oliwne są wieczne. Ale oliwki żyją krótko. Dojrzewają i psują się. Jednakże rodzą się rok po roku, regularnie, w nieskończoność. Każda z nich jest inna, ale ich łańcuch nie ma końca. Mają ten sam kształt, barwę, dojrzewają w tym samym słońcu i mają ten sam smak. Tak, oliwki są wieczne. Tak jak ludzie. To nieskończone następstwo życia i śmierci.
Tak. Niech tak się stanie. Niech każdy porozmawia choć jeden raz w życiu. Z siostrzeńcem lub bratanicą. Przekaże, co wie, nim odejdzie na zawsze. Choć jeden raz porozmawia. By dać drugiemu radę, by coś ważnego przekazać. Niech porozmawia. By różnić się od bydlęcia, które żyje i zdycha pod milczącym słońcem.
Czy był szczęśliwy? Przebiegł w myślach wszystkie minione lata. Na jakiej szali ważyć życie człowieka? Było jak wszystkie inne. Pełne radości i łez, na zmianę.
Moje życie to ziemia wyschnięta od słońca i pragnienie morza
Oto czym było moje życie. Kłęby dymu rozwiane na wietrze. Wszystko to marność. Dziwne życie, którym ludzie zaciągali się szybko i nerwowo albo głęboko i spokojnie w długie letnie wieczory.
To jedno trzyma świat w ryzach, wierność temu, co się wybrało. s.71.
Czy w grę wchodzi sklep, pole czy też łódź rybacka, istnieje niejasna więź między człowiekiem a jego narzędziem pracy, mieszanina szacunku i nienawiści. Człowiek się o nie troszczy. Krząta wokół niego, wykonuje tysiące prac, a nocą klnie, na czym świat stoi. Ono zaś go wykańcza. Łamie. Kradnie niedziele i życie rodzinne, lecz za nic w świecie nikt nie chce go porzucić
Oczy kobiet są większe niż gwiazdy. (...) Tak, gwiazdy wydały mu się maleńkie w porównaniu ze źrenicami kobiety, które hipnotyzowały nawet księżyc.
Cały ten kraj tak właśnie jest zrobiony. Niczego tak łatwo się nie zapomina jak czarnuchów. Zawsze tak było. s.53.
Człowiek bez przerwy tylko bierze, nie mając nic do dawania. (...) A on, czy on coś dał? (...) Jest jak wyschnięta ziemia. Nic nikomu nie daje, bo jest sam. s.57.
Jest piękna, niezwykle piękna ze zmarszczkami rysującymi się w kącikach oczu, piękna walką, jaką na jej twarzy toczą młodość i znużenie. Jest piękna, wypełniona siłą i szarpana wątpliwościami. s.84.
Mężczyzna stoi przy oknie i wygląda na ulicę. Widzi jego piękne muskularne plecy, pośladki. Jest piękny - nie dlatego, że jest doskonale zbudowany, jest piękny mocą, dzięki której mężczyzna staje się opoką. s.89.
Ludzie są niczym, ale zapomnieli o tym już tak dawno, że każde trzęsienie ziemi wydaje im się kataklizmem. A przecież to też objaw życia, tylko bardziej stłumiony i daleki niż ich własne. Coś, w obliczu czego ludzkie życie jest niczym i nie ma znaczenia. s.162.
Dopiero w ostatnim dniu życia człowiek może stwierdzić, czy był szczęśliwy. Wcześniej każdy prowadzi swą łódź, najlepiej jak potrafi.
Nie wiem, z jakiej gliny mnie ulepiono. Jestem twarda. (...) To silniejsze ode mnie. Jest we mnie coś takiego, co chwyta się życia i przetrzyma wszystko. Tak. Jestem twarda.
Lubił księdza za to, że nie próbował niczego upraszczać i nie widział wszędzie tylko dobrych stron. Wielu ludzi Kościoła ma tę właśnie wadę. Sprzedają swym owieczkom bilety do raju, co sprawia, że ich kazania muszą być nijakie, pełne taniej pociechy.
I tak zacznie się historia rodu Mascalzone. Od pomyłki. Od nieporozumienia. Za sprawą ojca łotrzyka, zamordowanego w dwie godziny od chwili miłosnych zapałów, i starej panny, która pierwszy raz w życiu oddała się mężczyźnie. Oto początki rodu Mascalznone. Mężczyzna, który się pomylił. I kobieta, która przystała na to kłamstwo, bo z pożądania trzęsły jej się nogi.
Ziemia pękała od słonecznego żaru. Nawet listek nie zadrżał na drzewach oliwnych. Stały nieruchomo. Zapach wzgórz omdlewał. Kamienie krzyczały, wydane na pastwę upału. (...) Była druga po południu i wyrok już zapadł, zmienia miała płonąć.
Leżę na ziemi. Nie bronię się. Bijcie, bijcie. Nie zabijecie niczego, wszystko we mnie jest martwe.
Ludzie, tak jak oliwki w słońcu Montepuccio, są wieczni.
Domyślam się, jak będą wyglądały me ostatnie lata. Stracę pamięć. Stracę rozeznanie. Pomylą mi się twarze i nazwiska. Wszystko się pomiesza. Wiem, że moja pamięć będzie jak czysta kartka i że już wkrótce niczego nie będę w stanie rozpoznać. Będę małą wysuszoną staruszką bez wspomnień.
O, długi pocałunku, co podtrzymujesz i utrwalasz życie, zmiatasz pył dróg, po których błądzimy. Czuje, jak jej usta ścierają z niego starość. Jej usta usuwają bezsens, lęk i udrękę. Tuli ją w ramionach. Pod dotykiem jej warg znikają powracające koszmary. Otula go jej zapach i odór platformy odpływa gdzieś daleko. O, długi pocałunku bez końca, który ustajesz tylko po to, aby rozpocząć się znowu, i który w jedno stapiasz noc z ciszą. s.155.
(...) niech będzie pochwalony strach, od którego stajemy się lepsi. s.47.
Kobieta zamknie powieki swojemu mężowi i położy go w ziemi. Tak właśnie chce Pan, bo szybciej zużywa mężczyzn. Potem, gdy nadejdzie pora umierania kobiety, obowiązkiem dzieci będzie zamknąć jej oczy. s.70.
Trzeba liczyć tylko na własne siły, nawet jeśli są niewielkie. Zabija nas uczestnictwo. s.62.