cytaty z książki "Duchy Inków"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Przy rozstawionych przed schroniskiem stolikach momentalnie zabrakło miejsca, a do bufetu ustawiła się kilometrowa kolejka. Turyści, którzy już zdołali złożyć zamówienie, raczyli się kiełbasą z rusztu, oscypkami, bundzem i zupą pomidorową, nie przejmując się w najmniejszym stopniu swoimi pociechami, które wrzeszcząc dziko, uganiały się pomiędzy drzewami i po okolicznych krzakach. Co chwilę jakiś rozbrykany dzieciak przewracał się i z podrapanymi do krwi kolanami, leciał z rykiem do rodziców po pomoc.
Na chodniku, poniżej, przewalał się tłum roznegliżowanych warszawiaków. Był środek sezonu urlopowego, doskwierały upały, nic więc dziwnego, że wszyscy porozbierali się do rosołu. A on, musiał tkwić w krawacie, z tym kretyńskim, jak myślał, zadaniem. Wszystko przez fanaberie tego przystojniaczka, majora Dubanowa, oficera łącznikowego z Moskwy. Przełknął ślinę i ciężko zasiadł z powrotem przy biurku.
Do późnych godzin nocnych kapitan Sobol ślęczał nad licznymi dokumentami zawartymi w teczce operacji Kondor. Protokół Janusza Gabora z 1946 roku z przeprowadzenia czynności wydobycia pisma, jakoby zawierającego wskazówki, gdzie ukryto skarb należący do królewskiego rodu inkaskiego, wywołał na jego twarzy wyraz niedowierzania, a w głębi jestestwa zażenowanie. Z wykształcenia był historykiem, ale na studiach niespecjalnie przykładał się do nauki. Już wówczas współpracował ze służbami i doskonale zdawał sobie sprawę, że gdy tylko obroni pracę magisterską, to zatrudni się w „dwójce” i nie będzie zasmarkanych dzieciaków w szkole nauczał. W żaden sposób nie mógł więc sobie przypomnieć, czy rzeczywiście jacyś Inkowie w tym Peru żyli i na dodatek zamiast pisać normalnie jak inni ludzie, wiązali supełki na rzemykach.
Wynikało z niej, że złoto zgromadzone w Cuzco, w Świątyni Słońca, w Coricanchy, czyli w Złotej Zagrodzie, nigdy nie dostało się w ręce hiszpańskich najeźdźców. O miejscu ukrycia tych bajecznych bogactw wiedzieli jedynie najbliżsi krewni króla i przekazywali tę tajemnicę z pokolenia na pokolenie. Z całą pewnością posiadł ją Jose Gabriel Condorcanqui y Noquera. Przybrał imię Tupac Amaru II, które należało mu się po matce pochodzącej z królewskiego rodu i w 1780 roku na czele 10 tysięcy Indian, wystąpił przeciwko Hiszpanom. Był człowiekiem wykształconym w jezuickich szkołach i uniwersytetach, a mimo to pochylił się nad losem prostych ludzi, których Hiszpanie zmuszali do niewolniczej pracy. Początkowo odnosił zwycięstwa, lecz w bitwie pod Tinta, w kwietniu 1781 roku, został schwytany.
Zaopatrzył Inkę w mapy turystyczne i wkładając plecaki do bagażnika samochodu, udzielał ostatnich przestróg, wyliczał niebezpieczeństwa. Inka poczuła się urażona. Przecież była zaprawioną turystką i rozsądną matką, a Kornel nie tylko nigdy nie wędrował po Karkonoszach, ale nawet nie miał dzieci, a teraz się wymądrzał. Gdzieś w głębi duszy pozazdrościła mu także tej wiedzy o Tatrach. Ona nawet o Karkonoszach nie wiedziała zbyt wiele.