cytaty z książki "Antologia polskiego reportażu XX wieku. Tom 1"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Bezlitosne, niszczycielskie, afrykańskie słońce, które daje życie bujnej tutejszej przyrodzie i które ją potem zabija, to samo, które broni tego lądu przed najściem bezdusznego postępu i zachłannej cywilizacji, przerachowujących piękno i bogactwo natury na zielone bilety dolarów lub białe świstki funtów szterlingów.
Jeżeli postęp zwycięży, wówczas każdy wolny skrawek ziemi będzie pokryty asfaltem, cementem lub higienicznym, pyłochłonnym brukiem, drzewom i kwiatom wolno będzie rosnąć tylko na specjalnych, ogrodzonych, ciasnych skwerach, a ostatni potężny lew, dawny pan puszczy, zdechnie na suchoty w żelaznej klatce, otoczony gapiami. Skrawek nieba będzie można dojrzeć tylko z dna zawrotnie wysokich kanionów, utworzonych przez żelazobetonowe drapacze chmur. A jeżeli ktoś między załatwianiem dwóch korzystnych interesów będzie miał tyle wolnego czasu, aby z dna takiej ciemnej kotliny spojrzeć ku niebu, ujrzy wypisane na nim brudnym, brunatnym dymem reklamy drogich hoteli i tanich papierosów. I będzie się to nazywało zmienianiem pustyń w kwitnące miasta (s.271 T.Dębicki "Moienzi Nzandi, u wrót Konga" r.1928).
Zastępowanie ikon i świętych obrazków portretami polityków wydaje mi się trochę niebezpieczne. Święci pańscy nie ulegali tak szybkim upadkom (...) (s.421 A.Słonimski "Moja podróż do Rosji" r.1932).
Jak było naprawdę? Nie dowiemy się nigdy. Tak jest, jak wam się wydaje. (s.320 I.Krzywicka "Proces o zabójstwo tancerki" r.1932).
Koniec końców postanowiłem po długich i zasadniczych rozważaniach służącego nie wynajmować i... wynająłem go przy pierwszej z brzegu sposobności. Zwykła to kolej ludzkich postanowień (s.454 F.Goetel "Podróż do Indii" r.1933).
Wchodzę do kaplicy. Są nieszpory. Brodaty misjonarz przy ołtarzu. Nawa wypełniona wiernymi. Sami Murzyni, przeważnie kobiety w jaskrawych chustkach i szmatach. Klęczą i śpiewają jakąś francuską pieśń kościelną. Biali nauczyli ich wiary, z której sami sobie niewiele robią. Biali 'mondela peme' i białe 'mami' idą w niedzielę na 'whiski and soda' do hotelu ABC (s.272 T.Dębicki "Moienzi Nzandi, u wrót Konga" r.1928).
- Chyba obcy tutaj by nie trafił! - powiedziałem, witając się z każdym z osobna.
- Ale zawsze trzeba ostrożnie. Zły człowiek jak smród wszędzie się wciśnie (s.103 "Z ziemi chełmskiej. Wrażenia i notatki" Reymont r.1910 ).
Biały człowiek bez kolorowego służącego nie jest w tych stronach świata całkowicie białym - oto jedna z zasad życia kolonialnego, którą trzeba wpierw odkryć, aby nią w ogóle móc pomiatać (s.455 F.Goetel "Podróż do Indii" r.1933).
Nie warto się schylać, aby bić go dalej. Wystarczy go jeszcze kopnąć z dziesięć razy w twarz i głowę - a będzie długo pamiętał. Biały idzie myć ręce Bantu stracił przytomność z upływu krwi (...) Nieprzytomnego Bantu zabierają na noszach do szpitala. Biali szczycą się, że budują szpitale dla czarnych. Ale zdaje się, że przed ich przybyciem szpitale dla Murzynów były mniej potrzebne (s.274 T.Dębicki "Moienzi Nzandi, u wrót Konga" r.1928).
W roku 1927 zbudowany został na rzece Niemen duży most. Przedtem, wiosną lub przy wezbraniu rzeki, prom nie chodził i nie można było przejechać furmanką. Lecz ludzie nie widzieli w zbudowaniu mostu wygody dla siebie, lecz mówili tylko, że zarobił inżynier. Ciemnota rozpościera swoje skrzydła nad naszymi wsiami, z czego korzystają szkodeczne elementy (s.394 M.Wańkowicz "Na co koza rogi ma" r.1938).
Biednota' zabrała chłopu liszeńcowi (właścicielowi konia i dwóchkrów) siano. Chłop nie miał czym karmić swoich krów. Sędzia, rozpatrując sprawę według dynamiki rewolucyjnej, kazał liszeńcowi, aby oddał krowy swoim grabicielom, motywując to, że skoro nie ma on teraz siana, krowy mu są niepotrzebne, ponieważ i tak zdechną (s.432 S.Cat-Mackiewicz "Myśl o obcęgach. Studia nad psychologią społeczeństwa Sowietów" r.1931).
Bo dusza, proszę pana, lżejsza jest od wódki; to jak człowiek sobie wypije, to ta dusza się podnosi do góry, do góry, aż wypłynie nareszcie. (Janusz Korczak Na mównicy. Publicystyka społeczna (1898–1912).
Nieudolne ofiarowanie datku kształci dzieci na zawodowych żebraków, popiera indywidua bardzo wątpliwe, rozgorycza ludzi ciężko i uczciwie pracujących, odciąga pieniądze prawdziwie potrzebującym pomocy. (Janusz Korczak Na mównicy. Publicystyka społeczna (1898–1912).
Na pozór małe zdarzenia szarego codziennego życia wyrastają czasem zależnie od sprzyjających okoliczności do rozmiarów wydarzeń historycznych, zdobywając dla siebie trwałe prawa obywatelstwa na kartach kroniki narodowej. (Tadeusz Staniewski, Dni strajku szkolnego we Wrześni, 1923).
Ale czy władza w Rosji mniej demoralizuje ludzi rządzących niż w krajach kapitalistycznych? Czy przewrót proletariacki wniósł ze sobą atmosferę zdrową i wolna od bakterii zakażających organizmy starych ustrojów? Cały świat jest dzisiaj chory. Ale wydaje mi się, że nasz kryzys i nasze dolegliwości można porównać do cierpienia na własnych betach, ze szklanką herbaty na nocnym stoliku i starym romansem pod poduszką. Łykamy różne świństwa, które nam zapisują znachorzy, i przewracamy się z lewego boku na prawy. Tu, w Rosji, chory leży na stole operacyjnym. Podlega zabiegom chirurgicznym bez znieczulenia. Jeśli zabieg się uda, przyniesie on światu prawdziwe zdrowie i nowe nieobliczalne siły. Ale czy ta bolesna i krwawa operacja odbywa się z konieczną precyzją i w atmosferze wolnej od bakterii, wydaje mi się może najważniejszym i najciekawszym pytaniem. (Antoni Słonimski „Moja podróż do Rosji”, 1932).
Strach zaś jest najpodlejszym doradcą człowieka. (Józef Mackiewicz „Ponary – Baza”, 1945).
Żadne bydlę nie potrafi się tak dostosować do warunków, tak obgłaskiwać nawet przez grozę, tak do wszystkiego na świecie się przyzwyczaić jak – człowiek. (Józef Mackiewicz „Ponary – Baza”, 1945).
W Polsce, we wszystkich trzech zaborach, przewaga znajduje się po stronie męskiej – przewaga łagodzona zwyczajem w sferach towarzyskich wyższych, prawie nieograniczona w niższych. Bijanie, vulgo „pranie”, bab przez mężów uważa się za rzecz zwyczajną. Mężowie nie przypuszczają, ażeby im nie wolno być miało kobiet ich wygrzmocić od czasu do czasu. Z wyobrażeniem tym przybywają do Ameryki i doświadczenie – niekiedy gorzkie – naucza ich, że wolność w Ameryce jest we względzie tym niewolą. Mąż nie tylko ręki na żonę podnieść nie ma prawa, ale żona do odpowiedzialności pociągnąć go może nie tylko za bicie, ale nawet za stosowanie do niej wyrazów obelżywych. W ogóle w stanach, wchodzących do składu Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, mężowie za przekroczenia tego rodzaju karani bywają grzywną i dłuższym lub krótszym więzieniem. (Zygmunt Miłkowski, Opowiadanie z wędrówki po koloniach polskich w Ameryce Północnej, Paryż: „Goniec Polski”, 1902).
Ani na chwilkę, ani na linijkę fantazji literackiej cuglów nie popuszczę. Jeżeli w ciągu narracji trafi się literaturą zabarwiony ustęp, to i w razie takim zmyślenie w nim się nie znajdzie. . (Zygmunt Miłkowski, Opowiadanie z wędrówki po koloniach polskich w Ameryce Północnej, Paryż: „Goniec Polski”, 1902).
Każdy człowiek nienależący do monarchini świata, armii przestawał być uważanym za człowieka. Był poza prawem – pastwą wojny. (Maria Rodziewiczówna, Światła, 1915).
Tak bardzo trudno pogodzić się z myślą, że żyć to znaczy koniecznie odtrącać od siebie to, co umarłe. Nieznośne wydaje się zuchwalstwo, z jakim nowoczesność rozpiera się pod tymi stropami, których wiązania jeszcze widzimy. (Jan Parandowski, Dwie wiosny, 1927).
Obowiązek został spełniony. Intelektualiści nie mogą w takich razach nie protestować!
Protestujemy – i mamy słuszność. Protestujemy – i siłą rzeczy poprzestajemy na ogłoszonym w druku proteście.
W sumieniu swoim jesteśmy spokojni. Wracamy do swoich intelektualnych spraw.
Budujemy kulturę. (Ewa Szelburg-Zarembina „Myjcie owoce” 1933).
Zarabia to jest nie tylko największą pochwałą, ale zasadą miłości i miarą szacunku.
Wie o tym mąż każdy.
Przynosi mało, to się ledwo, biedaczysko, wlecze z przystani do domu, bo czuje zawczasu, że go tam nic przyjemnego nie czeka; przynosi dużo, to mu się droga pod podeszwą pali i na pewniaka „poivradę” węszy.
Jedno wszakże czeka zarówno ich obu: widok żony przybranej niemal że zalotnie, czasem w wielkiej paradzie długich kolczyków i broszki spinającej chusteczkę na czarnym staniku, czasem z ognistym pęczkiem geranium przy gorsie. Im mniej wszakże przynosi mąż z sobą, tym chciwiej wpatruje się w te uroki, wiedząc dobrze, jak są krótkotrwałe. Jakoż gdy się żona nie doliczy w mieszku spodziewanej sumy, kolczyki i broszka jeszcze przed śniadaniem do puzderka idą, geranium wstawia się w wodę, a po śniadaniu, przy którym o poivradzie ani słychu, żona powiada, że ją głowa boli, albo do sąsiadki idzie, albo się do robienia porządków zabiera, przy czym zalotny fartuszek zastąpiony bywa dużą, grubą ścierką. (Maria Konopnicka, Na normandzkim brzegu 1904).
Pan jest pijak, panie kapitanie, potrzeba panu wojny, rozumiem, pobudki. Ale nam się wcale nie chce wojny, mamy jej dość. Cały świat ma dość wojny. Że pan się czuje na froncie świetnie, to mnie wcale nie dziwi. Taki już typ z pana. Bardzo dobrze, że władze tutaj pana ulokowały. Pan tutaj może się trochę znęcać nad żołnierzami, trochę popić i tak pan przebrnie do emerytury. Nam teraz nie potrzeba takich surowych żołnierzy jak pan, nam potrzeba rzetelnych, rozumnych polityków. (Zbigniew Uniłowski, „Dzień rekruta”, 1934).
- A może wam sprowadzić doktora? - proponuję mu bardzo serio.
Jakby się zdumiał, aż gębę otworzył. Ale naraz rzucił mi się do nóg, całował mnie po rękach i bełkotał wystraszony.
- Dopraszam się tylko o księdza! Doktór nie pomoże! Co tam doktory. Obejrzy, opuka, zapisze lekarstwo, pieniądze weźmie, a chorobę zostawi. Pan Jezus prędzej na lepsze odmieni (s.103 "Z ziemi chełmskiej. Wrażęnia i notatki" Reymont r.1910 ).
Weźmy dla przykładu katastrofę Titanica i pierwszą lepszą bitwę podczas Wielkiej Wojny. Ginęło tam gwałtowną śmiercią kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt razy więcej ludzi niż na Titanicu, i to wyłącznie młodych i zdrowych. Drugie tyle wychodziło z tej „imprezy” kalekami. Ale Titanic był i pozostanie zawsze jakoś bardziej fotogeniczny. (Antoni Sobański „Cywile, Reichstag i książki”, 1933).
- A widzisz tych, co uciekają? Chcecie tak się tułać jak oni?
- A pani co "duma"?
- Ja się nie ruszę.
Poskrobali się w kudły i poszli. Zrozumiałam. że ich ogarnia straszna zaraza tłumu, duszy zwierzęcej, kolektywnej - panika.
Trzeba stać się skałą lub człowiekiem, żeby się fali oprzeć, zarazie kolektywnej nie dać się obalić (s.141 "Wrażenia i przeżycia. Lato1915" Rodziewiczówna r.1915).