cytaty z książki "Krew aniołów"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Czasami decyzja o tym, by nie prowadzić beznadziejnej akcji, jest najdzielniejszą decyzją ze wszystkich.
Kiedy zero zmienia się w jedynkę, wszechświat wywija koziołka, życie się zmienia.
Jest Bóg albo nie ma Boga. Żyjemy lub nie żyjemy.
Życie albo śmierć. Rozumiesz?
Zero, jeden. Włączone, wyłączone. Prawda, fałsz. Coś się nie zdarzyło i świat poszedł swoją drogą, ale jeśli coś się
zdarzyło, wybrał inną. Różnica między zerem i jedynką to jak
zmiana rzeczywistości. Bierzesz w swoje ręce świat, zmieniasz
go na zawsze.
Czasem śmierć to jedyna sensowna odpowiedź na pytanie, którego nigdy nie słyszałeś. I masz tylko nadzieję, że to jest czyjaś
śmierć, nie twoja.
W każdej klasie jest ktoś taki. Ktoś, kto zawsze pierwszy dociera do celu, pozostawia swoje śmieci na szczycie z trudem
zdobytej przez ciebie góry, idzie sobie tylko znanym skrótem
do dorosłości, zostawiając po sobie echo swojego głosu.
Skoro on przełamał lody, to przecież wszyscy mogą iść wytyczoną przez niego ścieżką.
Mordercy wszystkich wyznań i epok tworzą krąg, widzą tylko ludzi po drugiej jego stronie, wybranych przeciwników,
tych, których mają za demony. My, wszyscy inni, jesteśmy dla nich niewidzialni.
Jakże nierzeczywiści musimy wydawać im się my, normalni ludzie, jakże brakuje nam ich jasnego, oczyszczającego ognia.
Jacyż jesteśmy niebohaterscy z naszym idiotycznym marzeniem, by zwyczajnie przeżyć krótkie życie otoczeni drobiazgami, które bogowie łaskawie nam przydzielili, w prostym pragnieniu, by po drodze od kołyski po grób nikt nas nie postrzelił, nie zagłodził, nie rozerwał na kawałki w imię długoterminowych inwestycji lub ideałów, o których nic nie wiemy i które
nic nas nie obchodzą.
A jednak oni nadal nas zabijają. Taki mają sposób na życie,
w ten sposób działają. Musimy im się sprzeciwiać, zawsze i na
zawsze. Musimy nauczyć się, jak głośniej mówić „nie”.
Zmarły ma w sobie jakąś wielkość. Przekazuje miejscu coś
niezwykłego, przyznaje je naszemu gatunkowi. Trup musiał
być pierwszą dla nas oznaką, jak poważne, jak potężne siły
istnieją poza zasięgiem naszego wzroku. Można obserwować
różne aspekty rzeczywistości: rzeki, zwierzęta, drzewa, słońce,
ale to, co stanowi największą różnicę — różnicę między kochanym człowiekiem a człowiekiem martwym — nie jest dotykalne. To otwiera drogę do zupełnie innego wszechświata: bez trupów nie byłoby wirusów, fal radiowych, kwarków... A także
wprowadza do niego poczucie beznadziejności. Rytuał i jego
istota — bogowie — są tylko opakowaniem pustki, czegoś, czego nie potrafimy pojąć.
Problem w tym, że ja nie wierzę w raje. Nie wierzę także w piekła. Jedno i
drugie to tylko sposób na wyrażenie problemów, jakie mamy z
określeniem samych siebie, a kim jesteśmy to nie pytanie, lecz
fakt. Mrocznym jądrem naszego jestestwa jest sen śmierci, a
poszczególni mordercy to wyłącznie jego kapłani. Od czasu do
czasu jakiś szaleniec próbuje ludobójstwa w naszym imieniu i
świat przez kolejne pół wieku kołysze się na wzbudzonej przez
niego fali, a w tym czasie samotny strzelec spokojnie odwala
swoją robotę. Bywa, że któregoś złapiemy, zabijamy lub więzi-
my jego, ją lub ich, ale przecież zawsze będą następni. Śmierć
będzie zawsze, ponieważ nosimy ją w sercu. Prowadzimy
wojny, zabijamy sąsiadów, wyniszczamy inne gatunki nie dlatego, że jesteśmy głupcami, czy też nie widzimy dalej niż własny nos, a w każdym razie nie tylko dlatego. Byliśmy pierwszymi zwierzętami, które zrozumiały śmierć, i teraz odczuwamy potrzebę zademonstrowania, że nie jesteśmy w jej obliczu bezradni. Być może seria zabójstw, która trwa przecież od
trzydziestu tysięcy lat, to akt sprzeciwu, próba wzięcia naszego
własnego karzącego losu w nasze własne karzące ręce. Wiemy,
że to nasza śmierć nadchodzi, więc bywa, że wypowiadamy jej
wojnę.