cytaty z książek autora "Karolina Wasilewska"
Mogłam się domyślić, że kiedy w grę wchodzą uczucia, zdrowy rozsądek odsuwa się w cień. Najgorzej, jeśli obdarzymy tą miłością kogoś nieodpowiedniego. Kogoś, kto sprawia, że szybko wyrastają nam skrzydła, lecz zamiast nauczyć nas latać, podcina je boleśnie, czerpiąc przyjemność z naszej emocjonalnej niewoli. Uczucie, na początku czyste i niewinne, zaczyna przeradzać się w toksyczną relację, którą z dnia na dzień coraz trudniej zakończyć. Umieramy jeszcze za życia, stając się wytresowanym manekinem. Wszystko dla miłości.
Byłam ćmą. Poparzyłam się. Spłonęłam żywcem.
Wszystko po to, żeby odrodzić się na nowo. Byłam ćmą – już nią nie jestem.
Jestem cholernym feniksem i teraz to ja podpalę świat.
A Rhys razem ze mną.
Dom to nie mury. Dom to kochający cię ludzie. Ludzie, którzy trwają przy twoim boku bez względu na wszystko.
Przewrotny los stawia na naszej drodze różnych ludzi, ale i zabiera ich z niej. Za każdym razem kryje się w tym jakiś cel. Czasami daje nam nauczkę, by przypomnieć nam,czym jest pokora. Nieraz pozwala nam dostrzec, jak piękne mogłoby być nasze życie, gdybyśmy tylko odrobinę pomogli szczęściu".
Mariposa. Motyl. Symbol nieśmiertelność, odrodzenia i drogi do lepszych zmian. Niektórzy wierzą, że zjawia się w naszym życiu, aby zapowiedzieć istotne zmiany. Inni, że pomaga odnaleźć drogę w krytycznej sytuacji i napełnia nas dobra energia. Ja natomiast wierzę, że Rhys zjawił się w moim życiu po to, żeby nim zawładnąć i stać się jego nieodłączną częścią.
Uśmiecham się na wspomnienie swojej naiwności, która wciąż gdzieś tam we mnie siedzi. Naiwności, dzięki której Motyl stał się moją duszą. To ona pozwoliła mu zawładnąć moim światem i cieszę się, że nie zgubiłam jej całkowicie podczas wszystkich trudnych lekcji, jakie dostałam od życia.
Zamykam oczy i po prostu zasypiam, a moje usta układają się w cztery litery, które wryły się w moje serce jak tatuaż w skórę i po których rany nigdy nie zdążą się zagoić.
Mam miłość. Miłość, której wcale nie szukałam, a która leczy moją duszę za każdym razem, gdy ta tego potrzebuje.
Jego okrutne słowa niczym ostrza sztyletów przebijają na wskroś moje serce. Ten ból jest dosłownie wszędzie. Czuję go od czubków palców u stóp po cebulki włosów na głowie. Rozlewa się po moim ciele, paraliżując mięśnie, wzrastając jak rak, pożerając tkanki. Żywi się mną, a ja nie wiem, jak mam z nim walczyć.
Ta niewielka namiastka jego obecności sprawia, że czuję pewnego rodzaju złudny spokój. Jednak wiem, że to tylko chwilowe. Wiem, że za moment ponownie będę musiała zmierzyć się z rzeczywistością, która mnie przerasta.
W jednej chwili masz wszystko, a jedno uderzenie serca później zostajesz sam z cierpieniem, którego nie jesteś w stanie udźwignąć.
Wyobrażam sobie, że szyba, której właśnie dotykam obiema dłońmi, jest szczelną tarczą, która jest w stanie ochronić mnie przed dosłownie całym złem tego świata.
Pytania dotyczące mojej osoby przypominają mi o bólu, który noszę w sobie od kilku miesięcy. Przypominają o stracie, która zrujnowała to, kim do tej pory byłam, tworząc nową osobowość. Przypominają o mężczyźnie, którego imię boleśnie wyryło się w moim sercu. Jestem pewna, że rany w końcu się zagoją, ale blizny pozostaną we mnie na zawsze.
Łączę swoje usta z jego. Nie potrafię się powstrzymać. Lecę do światła. Jestem zbyt blisko. Przepadam. Topię się.
Cholera, jestem ćmą.
Kolejny raz wygrywa w tej niesprawiedliwej grze, jaką jest seks. Grze, której używa, od razu, gdy sytuacja staje się dla niego niewygodna. I być może kolejny raz dobrowolnie oddaję mu zwycięstwo. Ulegam mu, ponieważ chcę sprostać wszystkim jego oczekiwaniom. Gdyby łączyła nas miłość, wzajemnie uczylibyśmy się latać, ale to jemu pozwalałabym szybować wyżej. Z miłości.
Przy Motylu tracę rachubę czasu i ani trochę mi to nie przeszkadza. Tak naprawdę świat w tym momencie mógłby się walić, a mnie nie obchodziłoby nic poza jego bezpiecznymi ramionami.
Spoglądam w górę na jego twarz, a moje słowa giną gdzieś w jego ustach. Uwielbiam ich smak. Uwielbiam to, że mogę je całować otoczona zewsząd wodą. Uwielbiam być zakochana. Jednak najbardziej uwielbiam Motyla i to, kim się przy nim staję.
Chyba ktoś na górze tak sprytnie poukładał nasze drogi, że przypadkiem krzyżują się ze sobą za każdym razem, kiedy jesteśmy gotowi zapomnieć o sobie na dobre.
Wraz ze łzami wylewam całą swoją miłość, wszystkie najpiękniejsze wspomnienia, których już nie chcę, a które będą mnie dręczyć do końca moich dni.
Wyglądam na zrezygnowaną i złamaną. Pozbawioną chęci do wszystkiego, łącznie z życiem, ale nie jest mi z tego powodu specjalnie smutno. Nie odnajduję również żadnych łez, dzięki którym mogłabym wypłakać to, co mnie boli.
Związek z tobą przypomina jazdę rollercoasterem. Potrafisz wznieść mnie na wyżyny szczęścia; pozwalasz poczuć mi prawdziwą nirwanę, tylko po to, by później zniszczyć mnie kłamstwami.
Kolejny raz podziwiam go za cierpliwość, której pokłady zdają mu się nie kończyć. Głos z tyłu głowy podpowiada mi, że uczył się jej bardzo długo, a nauka ta naznaczona była wieloma ranami, po których zostały jedynie złe wspomnienia i blizny. Naprawdę wiele blizn.
Może moja tarcza jest w stanie ochronić mnie przed całym złem tego świata, ale nie przed nim. Odrywam się od ściany, stając pewnie na nogach i napotykam spojrzenie, z którego nawet z tej odległości odczytuję wszystkie malujące się w nim uczucia. Ze wszystkich przeważa jednak wściekłość tak silna, że wycieka niemal każdym porem jego ciała. Ale są też inne, widzę je wyraźnie, ponieważ po raz pierwszy odsłonił się przede mną całkowicie. Widzę miłość, pożądanie, czułość i znowu miłość. Naszą miłość.
Utworzyłam w swojej głowie wyobrażenie o jego ogromnej sile i z każdym kolejnym spotkaniem tylko się w tym utwierdzałam. Wmówiłam sobie, że jest niezniszczalny, że nikt nie jest w stanie równać się z jego potęgą. Tak bardzo się myliłam... Przewrotny los pokazał, że jego życie jest tak samo kruche jak innych, a przez to, kim jest, o wiele bardziej narażone na niebezpieczeństwo.
....niemal widziałam, jak przez szczelinę w mojej rozdartej klatce piersiowej ucieka życie, czyniąc mnie niczym innym jak pustą skorupą. Bo właśnie tym bym się stała, gdyby odszedł.
Możemy znać kogoś całe życie i nie stworzyć z nim żadnej mocniejszej więzi, a czasem dopuszczamy kogoś do siebie tylko na moment, by chwilę później nie wyobrażać sobie bez niego życia.
To chyba ten moment w moim życiu, w którym czuję ulgę, odpuszczając nieustanną walkę o miłość, w której z góry byłam na przegranej pozycji. Wciąż jestem oszołomiona, nie do końca dociera do mnie, że od teraz będę musiała iść sama przez życie, ale obojętność, której teraz jest we mnie w nadmiarze, koi moje pogruhotane serce. Wiem, że ból przyjdzie później, bo nie można przestać kochać z dnia na dzień. To powolny i żmudny proces naznaczony morzem łez. Przejście żałoby po osobie, która wciąż żyje i gdzieś tam chodzi po tej samej planecie, ale nie potrzebuje już ciebie, jest trudne.
Jest moim panaceum na cały ten ból, który noszę w sobie. Gdyby każdy miał takiego anioła stróża w postaci prawdziwego przyjaciela, świat stałby się lepszym, bardziej znośnym miejscem.
Błądzę wzrokiem po jego twarzy, starając się zapamiętać każdy szczegół, choć wiem, że nigdy jej nie zapomnę, ponieważ wryła się głęboko w moją duszę i pozostanie ze mną tak długo, jak długo będę oddychać. Będzie pojawiać się przed moimi oczami, kiedy będę zasypiać i będzie ze mną po tym, jak się obudzę.
Zastanawiam się, dlaczego miłość potrafi tak bardzo zmienić człowieka. To skomplikowane, niezwykle złożone uczucie tak bardzo różni się na wszystkich płaszczyznach życia. Od pierwszych chwil istnienia pragniemy jej, lgnąc do drugiego człowieka, przekonani, że w jego objęciach zastaniemy ukojenie i bezpieczne schronienie.