cytaty z książek autora "Kate Elizabeth Russell"
Wyrywa dłoń spod mojej spódnicy i jakby był ciałem ciekłym, spływa z krzesła na podłogę. Klęczy przede mną. Kładzie głowę na moich kolanach i mówi: - Zniszczę Cię.

W okresie dorastania człowiek staje się tak odważny, jak nigdy wcześniej ani potem, a to z powodu tego, jak funkcjonuje umysł - mariaż plastyczności i arogancji.

kiedy kobieta wybiera bycie ofiarą, zostaje uwolniona od osobistej odpowiedzialności, co z kolei zmusza innych, aby się nią zaopiekowali, dlatego gdy już raz kobieta dokona takiego wyboru, będzie go powielać.

Siedzimy w milczeniu przy akompaniamencie brzęczących naczyń, syków i warkotu ekspresu do kawy. I mojego bicia serca. Przez całe lata wyobrażałam sobie tę chwilę - że siedzę naprzeciw niego, w zasięgu jego rąk - ale teraz, gdy to się ziściło, czuję się nieobecna, jakbym obserwowała nas z sąsiedniego stolika. To jakoś nie w porządku, że rozmawiamy ze sobą jak zwykli ludzie, że on patrzy na mnie i nie osuwa się na kolana.

Pierwsza miłość to coś wyjątkowego (...) Nigdy jej nie zapomnisz.

Czuję, że nie mogę stracić tego, czego trzymam się kurczowo od tak dawna [...]. To musi być historia miłosna. Potrzebuję tego [...] Bo jeśli to nie była miłość, to co?[...] To było życie. To było całe moje życie.

To lekko upiorne i całkowicie poza moją kontrolą, ta umiejętność zauważania wielu szczegółów u innych ludzi.

Rodzimy się, żyjemy, umieramy. A wybory, których dokonujemy po drodze, te wszystkie rzeczy, którymi zadręczamy się dzień po dniu, w ostatecznym rozrachunku nie mają żadnego znaczenia.

Posłuchaj, Vanesso – mówi łagodnym tonem. – Ty wcale się o to nie prosiłaś. Poszłaś do szkoły, żeby się uczyć.

Czasem naprawdę odczuwam to jak klątwę, to, że wszystkiemu potrafię nadać znaczenie.

Jeśli nie wpatrywałam się tępo w telewizor, to wylegiwałam się na hamaku ze słuchawkami na głowie, słuchając piosenek, które gwarantowały, że popłyną mi łzy. Mama twierdzi, że roztkliwianie się nad sobą nie jest sposobem na życie, że zawsze będzie nas coś gnębić, a sekretny przepis na szczęście to nie popadać w negatywizm. Nie rozumie, jak satysfakcjonujący bywa smutek; godziny spędzone w hamaku […] sprawiają, że czuję się lepiej, niż czułabym się, gdybym była szczęśliwa.

Jeśli jest coś, co powinniście wynieść z tych zajęć, to to, że świat składa się ze wzajemnie przecinających się historii, a każda ma sens i jest prawdziwa.

Nie pojmowała potworności kryjącej się w obserwowaniu własnego ciała uczestniczącego w scenach, na jakie umysł się nie godzi.

Gdy tylko wypowiada te słowa, natychmiast staję się osobą, w której ktoś się kocha, i to nie jakiś głupawy chłopiec w moim wieku, ale mężczyzna, który przeżył już całe życie, który mnóstwo zrobił i widział, a mimo to uważa, że jestem godna jego miłości. Czuję się przepchnięta przez próg, wytrącona ze swojej normalnej egzystencji, wykatapultowana do krainy, w której dorośli mężczyźni mogą się we mnie żałośnie zakochać i padać mi do nóg.

Jak łatwo dajemy się oszukać, jak łatwo potrafimy upleść historię z własnych złudzeń, z niczego.

Bo tak naprawdę która dziewczyna nie przeczuwa? To wisi nad nami, ta groźba przemocy. Wbijają nam tę perspektywę niebezpieczeństwa do głowy, aż wydaje się nieuchronne. Dorastamy, zastanawiając się, kiedy wreszcie to się stanie.

Strane mówi, że muszę dokonać kontekstualizacji swojej niechęci do dorośnięcia, że wszystkich w moim wieku pociąga autowiktymizacja.
– Taka mentalność jest atrakcyjna szczególnie dla młodych kobiet – stwierdza. – Świat ma żywy interes w tym, aby utrzymać cię w poczuciu bezradności.
Dodaje, że w naszej kulturze bycie ofiarą traktujemy jak przedłużenie dzieciństwa. Więc kiedy kobieta wybiera bycie ofiarą, zostaje uwolniona od osobistej odpowiedzialności, co z kolei zmusza innych, aby się nią zaopiekowali, dlatego gdy już raz kobieta dokona takiego wyboru, będzie go powielać.

Tak po prostu jest. Nie zawsze będziemy do siebie pasować tak, jak pasujemy teraz.

Ludzie zaryzykują wszystko, żeby przeżyć odrobinę czegoś pięknego.

Straciłam coś, co było dla mnie ważne. A ty nie straciłeś nic.

Ruby mówi, że trzeba czasu, aby zaszła prawdziwa zmiana, że powinnam pozwolić sobie na oglądanie świata swoimi, a nie jego, oczami. Ale ja odczuwam różnicę. Jest więcej klarowności, lekkość.


Nie jestem już sobą, jestem nikim. Jestem czerwonym balonikiem schwytanym w konarach drzewa. Nie, jestem niczym.

Za szkłami okularów widzę jego oczy rozszerzone z pożądania. Pragnie, pragnie, pragnie. czasem, gdy leży na mnie, gdy pojękuje z zaciśniętymi powiekami, nie zwracając uwagi, czy jestem podniecona, smutna, a może znużona, odnoszę wrażenie, że zależy mu tylko na tym, aby zostawić odrobinę siebie w moim wnętrzu, zawłaszczyć mnie, nie zapłodnić, nic z tych rzeczy, lecz dokonać czegoś bardziej fundamentalnego. Chce zyskać pewność, że zawsze tam będzie, bez względu na wszystko. Chce zostawić na moim ciele odciski swoich palców, na każdym kawałeczku mięśnia i kości.

Samoświadomość to dobra rzecz. Daje ufność we własne siły, poczucie swojego miejsca w świecie.
