cytaty z książek autora "K.F. Breene"
Naprawdę powinien być bardziej świadomy, że nie należy ufać w ciemno molowi książkowemu i zostawiać go na krótko w bibliotece.
- Życie jest bitwą, której nie możemy wygrać. Pozostaje pytanie, czy chcemy umrzeć spokojnie i w ciszy, czy walczyć do ostatniego tchu. Ja wybieram walkę.
Na początku zamierzałam przeczytać tylko kilka rozdziałów, potem tylko do momentu, gdy skończy się ekscytująca scena. A potem… Zanim się zorientowałam, promienie słońca wpadały przez okno, a ja skończyłam książkę. Miałam za sobą niesamowitą lekturę, przepełnioną zdradami, walkami na miecze, ucieczkami i zemstą. Szczęśliwe zakończenie było fantastyczne i już nie mogłam się doczekać, żeby przeczytać tę książkę ponownie.
Jestem kimś więcej niż tylko ładnym ciałem. To odnosi się do nas wszystkich.
Inni, patrząc na ciebie, dostrzegają tę powierzchowną warstwę piękna. A chciałem, żebyś wiedziała, że kiedy ja na ciebie patrzę, widzę piękno twojej duszy. Ujmujesz mnie. Dostrzegam to, jaka jesteś, Finley. To właśnie chciałem powiedzieć.
Widzę cię całą i dostrzegam całe twoje piękno.
A jeśli nie jesteś pięknością albo jeśli nie kokietujesz wyglądem, podsuwa ci się sposoby, żebyś mogła wyglądać lepiej. Uczesz się inaczej, popraw makijaż, ubierz się ładnie, no zrób cokolwiek. Jakbyśmy potrzebowały naprawiać się pod cudze dyktando, bo w przeciwnym razie ktoś nie polubi nas takimi, jakimi jesteśmy.
To nie było tylko miejsce do wybierania książek- to było miejsce dla czytelników. Miejsce, w którym można było się schować i zaszyć na długie godziny.
Cudowny słodki, trochę stęchły zapach starych książek. [...] Był to zapach komfortu, wiedzy, fantastycznych przygód i odległych miejsc.
- Z kolei noszenie swoich blizn z dumą uświadomi innym, ile cierpienia zniosłeś. Pokaże im, że pomimo odniesionych ran zwyciężyłeś.
Nie zdawali sobie sprawy z potęgi ognia - dosłownej potęgi dosłownego ognia - który mogły wypuścić na nich smoki. Dowiedzą się w dosyć dotkliwy sposób, że nie należy zadzierać z tym gatunkiem. Po prostu nie warto. Smoki były szalone i bardzo z tego dumne.
Zwierzęta nie myślą o samobójstwie, to ludzka rzecz. To defekt waszego mózgu. Zwierzęta polegają na swoim instynkcie przetrwania. Wiedzą, żeby iść naprzód, a nie skręcać na boki.
- Bardzo irytuje mnie sam koncept „ładności”. Jedyne komplementy, jakie dostawałam, zawsze koncentrowały się na wyglądzie. Jakby na tym kończyło się to, kim byłam.
- Co masz na myśli?
- Jestem kimś więcej niż tylko ładnym ciałem.
Inni, patrząc na ciebie, dostrzegają tę powierzchowną warstwę piękna. A chciałem, żebyś wiedziała, że kiedy ja na ciebie patrzę, widzę piękno twojej duszy. Ujmujesz mnie. Dostrzegam to, jaka jesteś, Finley. To właśnie chciałem powiedzieć. Widzę cię całą i dostrzegam całe twoje piękno.
Życie jest bitwą, której nie możemy wygrać. Pozostaje pytanie, czy chcemy umrzeć spokojnie i w ciszy, czy walczyć do ostatniego tchu. Ja wybieram walkę.
Natychmiast rozpoznałam to uczucie. To magiczne pożądanie, które czułam tamtej nocy, to, które było czymś innym niż moc inkuba. Inkuby roztaczały gładką, śliską aurę. Wręcz oleistą.
A ta była... surowa i intensywna, i potężna. Niebezpieczna. Przepyszna.
Smok Nyfaina zawsze poddawał się jako ostatni. Kiedy wszystko było stracone, trzymał się nadziei o wiele dłużej od Nyfaina-człowieka. Może to było nasze światełko w tunelu, nadzieja, że złoty książę się nie podda.
- Myślę, że spotkanie tego jedynego partnera to niezwykle rzadka rzecz - mruknął Hannon.
- Cóż, na pewno. Skoro w całym magicznym świecie jest tylko jedna osoba, która ma być nam przeznaczona? I która jest w dodatku tym samym zmiennokształtnym typem i ma ten sam poziom mocy, i mniej więcej ten sam wiek... Jest mnóstwo „i”. Wciąż jest to jednak wykonalne, w przeciwnym razie nie mielibyśmy na to nazwy.
To samce. Myli im się, która głowa jest od myślenia, i przez to robią głupoty. Naszym zadaniem, jako samic, jest ich naprostowanie.
- Skoro i tak nie jesteś rozproszony, równie dobrze mogę skorzystać i zapytać... jak bardzo to boli?
- Jak skurwysyn. Ale nie aż tak bardzo, jakby bolało, gdybyś to była ty.
- Myślę, że jesteś niesamowicie piękna. I nie mówię tego tylko o twoim wyglądzie... o twoim ciele. Twoja dusza jest piękna. Jesteś niespotykanie szczera w tym, kim jesteś. Tak wolna w myślach i emocjach. Gdy dorastałem, wszyscy, którzy mnie otaczali, zawsze trzymali emocje na wodzy. Byli niedostępni. Istniał pewnego rodzaju kult kontroli. Ale ty... ty masz w sobie boskie światło. Czystą szczerość i dobroć.
- Nie musisz robić nic z włosami ani się malować. Promieniuje z ciebie wewnętrzne piękno, które podkreśla to, co dała ci natura. Sukienka stapia się z tłem. Twój ogień, siła, nieustępliwa moc.. Jesteś... Zapierasz mi dech w piersi.
-Podejmujesz bitwę, której nie możesz wygrać.
-Życie jest bitwą, której nie możemy wygrać. Pozostaje pytanie czy chcemy umrzeć spokojnie i w ciszy, czy walczyć do ostatniego tchu. Ja wybieram walkę.
- Słyszałem, że ledwo się odzywasz i prawie nie płaczesz, kiedy cię biczują. W dodatku nie klniesz, kiedy przychodzą cię zabrać. Nie sprzeciwiasz się, kiedy cię przenoszą. Przyjmujesz ból ze spokojem i grzecznie dajesz się odprowadzić do celi.
- W większości jest to prawda, ale tak, jak powiedział mój wspaniały narzeczony, czasami próbuję coś im zrobić. To pozwala przełamać monotonię.
Wszyscy Cienie są tacy sami. Wielcy jak brzozy, głupi jak kozy.
Pochylone postacie nareszcie się ruszyły, chociaż nadal w swoim ślimaczym tempie. Jeden pochylił się ku mnie i trzasnął mnie czymś twardym w głowę, przez co poczułem bolesne wibracje aż w mózgu.
Stęknąłem i zwiotczałem, uznając, że udawanie trupa to dobra strategia na uniknięcie kolejnego ciosu.
Powinien przygotowywać nasze królestwo do wojny, lecząc ludzi, którzy nadal tego potrzebowali, i zjednoczyć nas z naszymi wewnętrznymi zwierzętami. Zamiast tego całkowicie zamknął się w sobie. Co z kolei stanowiło powód, dla którego ja znalazłem się tutaj. Musiał zacząć działać i najwyraźniej to ja musiałem być tym, który mu o tym przypomni i kopnie go w tyłek.
Spoliczkowałam go zupełnie bez zastanowienia. I zaraz po chwili pomyślałam, o cholera, co ja właśnie zrobiłam? Zanim zdążyłam się wycofać, odbiec albo wybuchnąć maniakalnym śmiechem, on chwycił mój nadgarstek.
– Zasłużyłem na to – zauważył głosem z koszmarów.
– Jestem po części odpowiedzialny za ten stan.
Nie kontrolowałem swojej bestii tak, jak powinienem. Ale przyznam ci rację tylko ten jeden raz. Spróbuj zrobić to znowu, a cię ukarzę.
- Wiem, że wybierając taki strój, staję się trochę towarzyskim pariasem - przyznałam, podczas gdy służka składała ubrania i wkładała je do szuflad.
- Oznacza to tylko tyle, że nie dostosowujesz się do tego, jak kazano ci żyć. A to wymaga odwagi, moja pani. W dzisiejszych czasach potrzebujemy takich ludzi jak ty. Nie ma ich zbyt wielu.
- Bo ja się nie dzielę, Finley. Jeśli już uznam czyjąś obecność przy moim boku, to nie będzie miejsca dla nikogo innego. Żadnego odstępstwa. Ani dla mnie, ani dla mojej wybranki. Nawet gdybym chciał się wyłamać od tej zasady, moje zwierzę na to nie pozwoli. Chcą doprowadzić do twojej zguby, żeby się do mnie dobrać. Ale nie pozwolę im cię skrzywdzić, rozumiesz? Nie pozwolę im cię tknąć. Jesteś pod moją opieką i zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby zapewnić ci bezpieczeństwo. Wszystko. Bez względu na koszt.
- Za dużo czytasz.
- To jest możliwe?
- W takim razie
za dużo marzysz.
- I tu prawdopodobnie
masz rację.