Ojciec wiele razy powtarzał mu, że królowanie równa się byciu w centrum zainteresowania poddanych. Że w razie problemów, czy gorszych dni, ich oczy spoczną na nim w oczekiwaniu na decyzje, czy słowa podbudowujące serca. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z ogromu tych oczu. Gdy skupiły się na nim spojrzenia tysięcy dzielnych wojowników, chcących oddać życie nie tylko za Vraven czy dla Raaris, ale przede wszystkim w wyniku jego rozkazu, poczuł się niejako winny rychłej śmierci większości z nich.
— Pewnie niektórzy z was latami czekali na ten dzień — odezwał się, a jeszcze głębsza cisza osiadła wśród okutych żelastwem wojów. — Marzyliście, by w końcu raz na zawsze pokonać Vartuzyjczyków i oddać się zasłużonemu świętowaniu. Nie mogę wam obiecać, że dzisiaj czy w najbliższych dniach to marzenie się spełni. Jestem wam w stanie jedynie przysiąc, że dołożę wszelkich starań, by zbliżyć nas do upragnionego zwycięstwa. Będę niezwykle dumny, gdy po wygranych bitwach wykrzyknę ku wam „To koniec! Arasil padł!”. Ale bez was tego nie osiągnę. Dlatego walczcie dzielnie i nie dajcie się ponieść szałowi bitwy. Po wszystkim z radością uścisnę wasze dłonie, ale teraz… Niech Raaris ma was opiece, dzielni wojowie, a Thodea w chwale niesie was ku zwycięstwu!
— Niech Raaris ma cię w opiece, wasza wysokość! — odkrzyknęli mu i echo ich uniesionych głosów dotarło pewnie aż pod Elderfort, a nawet jeśli nie, Vartuzyjczycy na pewno usłyszeli tysiące mieczy z zapałem uderzających o drewniane tarcze i ryk potężnej armii raz po raz wykrzykujących imię ich bogini.
Ojciec wiele razy powtarzał mu, że królowanie równa się byciu w centrum zainteresowania poddanych. Że w razie problemów, czy gorszych dni, ich oczy spoczną na nim w oczekiwaniu na decyzje, czy słowa podbudowujące serca. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z ogromu tych oczu. Gdy skupiły się na nim spojrzenia tysięcy dzielnych wojowników, chcących oddać życie nie tylko za Vraven czy...
Rozwiń
Zwiń