rozwiń zwiń

Ciało jako główne narzędzie do poznawania świata. Magdalena Knedler „Usta rzeźbiarki”

Zofia Karaszewska Zofia Karaszewska
20.05.2022

O rzeźbiarce, którą zna świat, a my niekoniecznie. Jej trudnej historii wojennej, chorobie, wielkiej umiejętności dostrzegania piękna w niedoskonałościach i współczesnym odbiorze jej sztuki. Artystka Alina Szapocznikow w ujęciu Magdaleny Knedler staje się jeszcze bardziej inspirująca i intrygująca.

Ciało jako główne narzędzie do poznawania świata. Magdalena Knedler „Usta rzeźbiarki”

[Opis wydawcy] O tym, czego doświadczyła podczas wojny, nie mówiła nikomu, nawet najbliższym. Przetrwała. Przeżyła. Jedyne, czego chciała, to uniknąć rozdrapywania ran i ciągłego powracania do przeszłości. Kiedy wreszcie odzyskała spokój, pojawiło się najgorsze – ciężka choroba. Jej ciało odmówiło posłuszeństwa, a ona stała się jego niewolnicą. Czuła, że znów straciła wolność. Jednak choroba nie złamała jej woli. Nie po to przeżyła wojnę, żeby teraz się poddać. Ciało, które zdradziło, stało się czymś więcej. To ono – odtwarzane, przetwarzane, zwielokrotniane – pozwoliło jej tworzyć sztukę, poprzez którą mogła wyrazić i zachować siebie. Poznajcie opowieść o dojrzewaniu kobiety i artystki, o tworzeniu i miłości. Oto historia życia Aliny Szapocznikow. Artystki, która przemieniła swoje cierpienie w sztukę.

Zofia Karaszewska: Prace Aliny Szapocznikow znajdują się w londyńskim Tate Modern i paryskim Centre Pompidou, wokół jej twórczości w 2012 roku odbyła się wystawa w Museum of Modern Art w Nowym Jorku. Świat ją docenia, a my jej nie znamy. Chcesz odkryć Alinę dla szerszej publiczności? Czy twoja książka powstała, żebyśmy mogli lepiej poznać tę niezwykłą rzeźbiarkę?

Magdalena Knedler: Myślę, że tym, którzy interesują się sztuką, Alina Szapocznikow jest znana dość dobrze. To była nie tylko jedna z najlepszych rzeźbiarek europejskich, ale też popularna rzeźbiarka w Polsce. Z początku Alina usiłowała się przebić jako artystka – po wojnie, w Pradze i Paryżu, studiowała i szukała swojej drogi twórczej, ale po powrocie do Polski robiła też takie rzeźby, które, powiedzmy, „mogły się sprzedać”. Czyli wpisujące się w nową rzeczywistość i odpowiadające na nią. Rzeźbiła Stalinów i inne pomniki przyjaźni polsko-radzieckiej. Ogromna jej rzeźba, symbol tej właśnie przyjaźni, bardzo długo stała w holu Pałacu Kultury. Później Alina zaczęła od tego odchodzić, szukać własnej drogi, łamać wszelkie zasady. Kiedy pojechała ponownie do Paryża, miała problem, żeby bardziej zaistnieć, choć nie było o niej całkiem cicho. Ale to nie była wielka sława. To była ciągła walka o szersze kanały dystrybucji, o sponsorów, o wystawy. Nie wydaje mi się, by wygrała tę walkę za życia. Walka o szerszą publiczność chyba toczy się nadal. Jak wspomniałam – ludzie interesujący się sztuką znają nazwisko Szapocznikow. Ale Picassa na przykład znają wszyscy. Dalego. Michała Anioła. Wśród współczesnych rzeźbiarek – Magdalenę Abakanowicz. Żałuję, że Szapocznikow też nie jest takim nazwiskiem, które od razu kojarzy się ludziom z konkretną osobą i twórczością.

Alina przykuwała uwagę. Chciała się tym cieszyć. Chciała żyć całą sobą, każdym nerwem. Znowu utkwiła gdzieś pomiędzy. Na granicy radości i smutku, życia i śmierci, między słońcem na zewnątrz i półmrokiem pokoju ojca, między swoim zdrowym, silnym ciałem i jego wychudzonym, osłabionym organizmem. Nie wiedziała, czy w tej sytuacji wolno jej się śmiać. Czy wolno jej marzyć i myśleć o przyszłości, jeśli niektórzy żadnej już nie mieli.

Magdalena Knedler, „Usta rzeźbiarki”

Niestety podobnie jak wielu wielkich artystów, Alina odkryta i doceniona została dopiero po śmierci. Czy uważasz, że jej sztuka wyprzedzała swoje czasy?

Jak już mówiłam, ona miała swój moment popularności. Ale tak naprawdę odkryta została dopiero po śmierci. Dirk Snauwaert, dyrektor artystyczny WIELS (Centrum voor Hedendaagse w Brukseli), powiedział, że Alina Szapocznikow, choć nie żyje od kilku dekad, jest bardziej współczesną artystką niż cała współczesna sztuka. Poza tym ona bardzo lubiła dokumentować proces twórczy, robić sobie zdjęcia podczas pracy i z już gotową rzeźbą. Mówiła wręcz, że powstawanie dzieła sztuki jest w gruncie rzeczy procesem pozbywania się artysty z życia tego dzieła. Dla niej rzeźba zaczynała się już w momencie koncepcji. Całe więc tworzenie to był dla niej pewnego rodzaju performance. Myślę, że dobrze odnalazłaby się w świecie dzisiejszych mediów społecznościowych, na przykład na Instagramie. Sądzę wręcz, że byłaby królową Instagrama. Sama zaś jej sztuka, ta po okresie z motywami „przyjaźni polsko-radzieckiej”, również wyprzedzała swój czas, odchodziła od tego, co klasycznie piękne, szła ku turpizmowi, ku ukazywaniu ludzkiego ciała bez upiększeń (jej „Brzuchy” świetnie się wpisują we współczesną dyskusję o ciałopozytywności), ale też ku kulturze masowej. Szapocznikow chciała, by jej projekty z rzeźbami brzuchów, odlewami piersi i ust przerobione zostały na użytkowe rzemiosło – np. lampy, poduszki. Sięganie po tworzywa sztuczne, po tanie materiały, bo takie bardziej pasują do współczesnego świata, w którym zatraciła się pewna szlachetność – to również było nowatorskie, choć po takie tworzywa sięgali również inni ówcześni twórcy. Przerabianie motywów swojej biografii, czynienie siebie obiektem własnej sztuki czy wreszcie artystyczne przetwarzanie własnej choroby, dokumentowanie jej – to wszystko było bardzo ciekawe, inne.

Kobieta. Puch marny. Margines ludzkości. Margines historii. Wyobrażony palec, który wbija się w złote kobiece ciało i zmienia je w pacynkę. Złota kobieta, niby cenna, ale tylko jako przedmiot, jako coś do oglądania i używania. Nikt nie oczekuje, że będzie się odzywać. Każdy natomiast oczekuje, że wpisze się w kanon. Że będzie pulchną blondynką, jeśli modne są pulchne blondynki, wysoką brunetką, jeśli modne są wysokie brunetki, i Twiggy, jeśli modna jest Twiggy.

Magdalena Knedler, „Usta rzeźbiarki”

Prace Szapocznikow wydają się bardzo współczesne w kontekście współczesnej obsesji piękna. Myślisz, że jej twórczość jest dziś aktualna nawet bardziej niż kiedyś?

Pewne jej aspekty na pewno. Teraz mamy dość ciekawy moment na świecie, z tą obsesją piękna. Bo z jednej strony wciąż to jest, na pewno. Gładka skóra, nienaganna sylwetka, sztuczne rzęsy, doczepy, wybielane zęby, botoks, filtry i Photoshop. Z drugiej strony mówimy właśnie o wspomnianej przeze mnie ciałopozytywności. Coraz więcej kobiet odrzuca filtry, mocny makijaż, przestaje się mordować chodzeniem w szpilkach etc., i pokazuje się w swojej naturalnej wersji. Można wręcz chyba mówić o modzie na naturalność. Coraz więcej widzę zdjęć w mediach społecznościowych z hashtagiem #nomakeup (sama często takie wrzucam). Nawet na czerwonych dywanach i wielkich galach kobiety stawiają na bardziej naturalny wygląd (Frances McDormand, Chloe Zhao), w filmach i serialach aktorki nie boją się pokazywać bez makijażu, by wspomnieć tu choćby rewelacyjną Kate Winslet i jej kreację w „Mare z Easttown”. Wydaje mi się, że Szapocznikow ze swoim uwielbieniem dla „niezgrabnych przedmiotów”, z umiejętnością dostrzegania piękna w niedoskonałościach, doskonale by się w to wpisała i miała coś ważnego do powiedzenia. Poprzez swoją sztukę i nie tylko.

Zestawiasz w książce biografię Fridy Kahlo z historią Aliny. Obie sztuką oswajały chorobę, przerabiały cierpienie ciała na pracę twórczą. Dlaczego jednak Frida jest znana na całym świecie, a o Szapocznikow wiemy tak mało?

Od dawna już dostrzegam wiele podobieństw w tych dwóch biografiach. Alina miała trudniejsze życie, to na pewno. Przeszła przez dwa getta i cztery obozy koncentracyjne. Obie natomiast ciężko chorowały i podlegały ograniczeniom własnego ciała. Wiązał się z tym również dramat niespełnionego macierzyństwa, ograniczenie wolności, także twórczej, pewne odizolowanie – z konieczności – od świata, który był gdzieś tam na zewnątrz, dostępny dla innych. Obie fascynowały się komunizmem. Obie zmarły w wieku czterdziestu siedmiu lat. Natomiast Fridzie pewnie pomógł film z Salmą Hayek, a także wiele książek – czy to stricte biograficznych, czy to inspirowanych jej historią. Może też jej wizerunek, te piękne suknie, warkocze, biżuteria. Nie tylko sztukę Fridy, ale też właśnie jej wizerunek można na różne sposoby przerabiać, jest to bardzo czytelne. Za Fridę można się przebrać na bal przebierańców i każdy będzie wiedział, o kogo chodzi. Alina nie miała takiego wyrazistego stylu. Ale była piękną kobietą – i umiała to podkreślić.

Ciało jako medium w poznawaniu świata. Ciało, które jest miejscem skrywającym wszystkie zagadki ludzkości. Cały wszechświat w ciele. Piszesz, że historia Aliny to historia ciała, że rzeźbiąc, poszukiwała własnego ciała. Skąd ta fascynacja cielesnością?

Trudno powiedzieć ze stuprocentową pewnością, ale myślę, że miało na to wpływ kilka spraw. Po pierwsze – Alina wychowywała się w rodzinie lekarskiej, więc cielesność, leczenie ciała, badanie ciała, pokazywanie ciała do badania itd. – to było w jej świecie zjawisko dość powszechne i szeroko dyskutowane. Ojciec był dentystą, matka pediatrą. W dalszej rodzinie również większość to lekarze. Zapewne w domu było sporo książek dotyczących rozmaitych chorób, o anatomii etc., jak to w takim środowisku. Po drugie – doświadczenie wojny, gett i obozów. Ciągłe patrzenie, przez prawie sześć lat, jak zmieniają się ciała pod wpływem cierpienia, głodu, przemocy i śmierci. Również patrzenie na martwe ciała, bo od tego nie dało się uciec. Po trzecie – własne dojrzewanie, dorastanie, które przypadło dokładnie na okres wojny (Alina miała trzynaście lat, gdy wojna wybuchła). Stawanie się kobietą, zmiana własnego ciała, seksualność, związki z mężczyznami, to, jak mężczyźni ją postrzegali. Była świadoma swojej urody, tego, że robi wrażenie. Wreszcie – postrzeganie kobiety w ogóle, jej społecznej roli, próby wyzwalania się z niej, dyskusja ze stereotypami (świetnie podjęta w rzeźbie „Goldfinger”), kanony piękna, lansowanie ideałów urody, moda. Wszystko, przecież, sprowadzało się do ciała. Alina uważała, że to główne narzędzie do poznawania świata. Najważniejsze, a jednocześnie najkruchsze. I to ostatnie jest nie do przyjęcia, ta ontologiczna nędza ciała…

Często była naga lub półnaga. I uważnie oglądana. Nie miało to nic wspólnego z przyjemnością i intymnością, z miłością i podziwem. Jej ciało nie było już uwielbiane, patrzyło się na nie albo z analityczną obojętnością, albo ze współczuciem, że kiedyś było piękne, a teraz jest zranione, poznaczone i niekompletne. Większość ludzi nigdy nie uzna zranienia, niekompletności i poznaczenia za piękne. To tylko Alina, może jeszcze ktoś, może garstka. A przecież świat tak szybko i łatwo traci wszelką gładkość.

Magdalena Knedler, „Usta rzeźbiarki”

Odczytujesz twórczość Szapocznikow przez jej biografię. Artystka przeżyła koszmar Holocaustu, chociaż nie chciała o nim mówić, w jej twórczości są echa tych koszmarnych przeżyć.

Myślę, że jej twórczość bardzo mocno splatała się z biografią i ona tego nie ukrywała. Wręcz przeciwnie – jak wspomniałam, chciała być „obecna w życiu swoich dzieł”. Stąd dokumentowanie procesu twórczego. Myślę jednak też, że można byłoby oczywiście odczytywać jej sztukę bez odniesień do biografii – albo przynajmniej zrobić to w wypadku niektórych jej dzieł (np. „Goldfinger” czy „Rolls-Royce”). Moja książka jest jednak powieścią biograficzną, więc o to mi właśnie chodziło, by sztukę Aliny połączyć z jej życiorysem, tropić inspiracje, wpływy, fascynacje. Szapocznikow sama mówiła, że wszystko, co oddziałuje na nią, ma wpływ na jej sztukę. Tropiłam więc to, szłam po jej śladach. W wątku wojennym miałam najwięcej do odkrycia, bo ten temat w jej biogramach jest naszkicowany, zwłaszcza fragment dotyczący obozów. Największą satysfakcję dało mi rozpracowywanie wątku związanego z obozem Duderstadt. Musiałam czytać dokumenty niemieckie, a z niemieckiego nie jestem najmocniejsza… Ale jakoś dałam na szczęście radę. Myślę, że udało mi się dzięki temu odsłonić kawałek jej życiorysu, rzucić nieco światła na to, dlaczego – być może – wybrała po wojnie właśnie Pragę.

Bardzo skrupulatnie dokumentujesz swoje książki, zbierasz liczne materiały. Czy odkryłaś coś, co umknęło krytykom sztuki?

Nie wiem, czy umknęło, ale nie znalazłam o tym zbyt wielu wzmianek. Po pierwsze – właśnie podobieństwo życiorysu Aliny i Fridy. Po drugie – relacja Aliny z Haną Vichterlovą, żoną Bedricha Stefana. Bedrich był profesorem na praskiej akademii sztuk pięknych, uczył Alinę. I został również jej kochankiem. Kochał ją, prawdopodobnie, do końca życia. Hana, jego żona, również była rzeźbiarką, fascynującą artystką i piękną kobietą, starszą od Aliny o jedno pokolenie. W twórczości Aliny pojawiają się również motywy podobne do tych z twórczości Hany – choćby w rzeźbach biomorficznych. Widzę u Szapocznikow pewną inspirację sztuką Vichterlovej, podobieństwo w patrzeniu na różne zjawiska, choćby na otaczającą człowieka naturę, która jest więcej warta od całej sztuki świata. Czerpałam wielką przyjemność z rozwijania tych wątków.

Szapocznikow żyła i tworzyła tak, jak chciała. Skąd czerpała siłę? Ze sztuki?

Być może ze sztuki, z przekonania, że ma jeszcze wiele do zrobienia na tym świecie. Ma cel. Ale sądzę też, że Alina była po prostu silną i odważną osobą. Świadczy o tym choćby fakt, jak radziła sobie z przeżyciami wojennymi i śmiertelną chorobą, jak wiele miała w sobie determinacji, by się nie załamać. Z jak wielką zachłannością rzucała się na życie, ile przyjemności umiała z niego czerpać, nawet w tych najprostszych rzeczach. To nie jest typ osoby, którą łatwo złamać. Wydaje mi się, że Aliny wręcz nie dałoby się niczym złamać. Imponuje mi tym bardzo.

Przejmująca opowieść o trwaniu i tworzeniu. I o ciałach. Ciele Aliny – rzeźbiarki, ciałach jej rodziców – lekarzy, ciałach jej mężczyzn. O ciałach niewłaściwego pochodzenia. O wściekłej, ale i bolesnej sile macierzyństwa. O żarłocznej mocy tworzenia. O matkach i córkach. O ojcu i bracie. Powieść o Alinie Szapocznikow płynie między Łodzią a Paryżem, Pragą i Brukselą. Głęboko porusza i wciąga.

Grażyna Plebanek

Niezwykła jest forma, w której artystka tworzyła – wybierała żywice akrylowe, a nie np. marmur i granit. Alina widziała te materiały w gabinecie swojego ojca, który był dentystą. To fascynujące spostrzeżenie!

Dla mnie też była to fascynująca sprawa! Wiedziałam, że ojciec Aliny był dentystą i że w jego rodzinie również było wielu dentystów (w tym dwaj bracia i żona jednego z nich). Nie miałam natomiast aż tak rozległej wiedzy o funkcjonowaniu gabinetów dentystycznych w dwudziestoleciu międzywojennym. O tym, jakie dokładnie były metody leczenia, z jakich korzystano narzędzi, surowców, substancji etc. Oglądałam sporo zdjęć i przeżyłam szok, kiedy na jednym z nich zobaczyłam, jak wyglądało wyrywanie zęba – pacjenta po prostu przypinano łańcuchem do fotela… Rozwój medycyny uratował wielu ludzi od bólu, było więcej środków do wyboru, anestetyki etc. Ale jednak metody leczenia nie były takie, jak teraz. Często też dentyści zajmowali się również protetyką, sporządzali protezy, koronki, mosty itd. Do tego używano m.in. właśnie żywic akrylowych. Ale też odciski zębów, sztuczne zęby – to wszystko musiało być dla niej inspirujące. Wyszperałam w archiwach bardzo ciekawy dokument – „O staraniach dentysty Jakuba Szapocznika o otwarcie lecznicy zębów w Pabianicach”. Świetna sprawa!

Fabularyzowana biografia z pogranicza powieści, fabuła utkana z faktów – czy to twoja ulubiona forma literacka? Zależy ci na tym, żeby osoba, o której opowiadasz, stała się bliska czytelnikowi?

Nie wiem, czy ulubiona, ale na pewno lubię ją bardzo. To trudna forma, bo wymaga budowania fikcji na faktach, zdecydowania, jakie elementy wyrzucić, by fabuła nie była przeładowana, na czym ją osadzić. Zawsze martwię się o to, by nie skrzywdzić swojego bohatera. I tak, oczywiście chcę, by stał się bliski czytelnikom, by poczuli potrzebę dowiedzenia się o nim więcej.

Twoje postacie i ich historie zazębiają się w kolejnych twoich książkach. Czy to ty je prowadzisz, czy może one ciebie?

Pojęcia nie mam! Czasem wydaje mi się, że to ja mam kontrolę i to ja decyduję. Ale często dochodzę do wniosku, że moi bohaterowie po prostu pozwalają mi tak myśleć…

„Uważała, że artysta musi być niepewny i niezadowolony z siebie, musi szukać i zadawać pytania, ścigać doskonałość, reinterpretować ją i przedefiniowywać”. Zgadzasz się z tym?

Zgadzam się, choć mnie chyba brakuje determinacji, by iść tą ścieżką. Ja również za każdym razem zastanawiam się nad wyborem formy dla mojej opowieści, szukam innych środków ekspresji – to mam z Aliną wspólnego. Również delikatne poczucie niebycia twórczynią zauważoną/docenioną, to znaczy nie taką, która odnosi duże artystyczne sukcesy. Moja twórczość jednak nie jest wielką sztuką, a Aliny na pewno była. Podziwiam ją za tę siłę i determinację, by nie iść utartym szlakiem, by szukać własnych form wyrazu i nie korzystać z niczego gotowego. Za odwagę, by zrezygnować z rzeźbienia tego, co sprzedawalne, by poszukać samej siebie. Alina była niezwykle inteligentna i bardzo uważnie obserwowała rzeczywistość. Widziała, że świat wciąż się zmienia, wciąż się trzeba do niego dopasowywać. Stawiać czoła różnym społecznym wymogom i presjom. Jej sztuka musiała na to jakoś odpowiedzieć.

Co pisanie tej książki zmieniło w tobie?

Przede wszystkim po jej napisaniu poczułam się bardzo zmęczona, bo to jest ta książka, przy której jak dotąd najbardziej się napracowałam. I mam na pewno jeszcze większy szacunek do Aliny. Szacunek dla jej twórczości i dla niej samej, także za to, jak umiała radzić sobie z traumą i śmiertelną chorobą. Niezwykle ją za to podziwiam.

Magdalena Knedler – z zawodu filolożka i trenerka dykcji. Prowadziła zajęcia z wymowy scenicznej, na których torturowała aktorów swoimi pierwszymi tekstami. Najszczęśliwsza w muzeach, archiwach i bibliotekach (naprawdę!). Uwielbia czarną kawę, stare zdjęcia i polską fonetykę. Powieść Magdaleny Knedler „Położna z Auschwitz” zwyciężyła w plebiscycie Książka Roku w kategorii najlepsza powieść historyczna za 2020 rok!

Przeczytaj fragment książki:

Usta rzeźbiarki

Issuu is a digital publishing platform that makes it simple to publish magazines, catalogs, newspapers, books, and more online. Easily share your publications and get them in front of Issuu's millions of monthly readers.

Książka „Usta rzeźbiarki” jest już dostępna w sprzedaży.

Artykuł sponsorowany.


komentarze [13]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
AINA 20.11.2022 21:00
Czytelniczka

Owóż doświadczenie wojny i jej skutków odbija się w twórczości Mitoraja i Szapocznikowej. Oni się uzupelniają na zasadzie komplementarności. On ukazuje to ciało bez utraconej części, a ona ukazuje tę utraconą część bez reszty ciała.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Agnieszka Żelazna 20.05.2022 15:13
Czytelniczka

Czytałam kilka książek tej autorki ( a kolejne czekają w kolejce) i muszę przyznać, że ma świeny styl, lekkie pióro i doskonale potrafi opowiadać różne historie. Niedawno miałam przyjemność czytać Nikt Ci nie uwierzy[/bookCover] [bookLink]4955244 oraz...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
 Nikt Ci nie uwierzy  Narzeczone Chopina
LubimyCzytać 20.05.2022 13:30
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post