Malarka, graficzka, ilustratorka, scenografka, projektantka plakatów, zabawek i tkanin; w 1911 roku w męskim przebraniu rozpoczęła naukę na Akademii Sztuk Pięknych w Monachium; autorka takich cykli, jak Bożki słowiańskie, Polskie bajdy, Tańce polskie. Jej prace wystawiane były m.in. w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie (1919),Nemzeti Szalon w Budapeszcie (1926),Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Sztokholmie (1926),Muzeum Przemysłu Artystycznego we Lwowie (1932),Brooklyn Museum of Art w Nowym Jorku (1933),Instytucie Propagandy Sztuki w Warszawie (1935) oraz na Biennale w Wenecji (1920, 1932). Laureatka złotego medalu za prace ilustratorskie na Powszechnej Wystawie Krajowej w Poznaniu (1929),srebrnego na na Międzynarodowej Wystawie Sztuki Religijnej w Padwie (1931) oraz złotego na XVIII Biennale w Wenecji (1932); została również odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (1930) oraz wyróżniona przez Fundację im. Alfreda Jurzykowskiego w Nowym Jorku za całokształt dorobku artystycznego (1971); związana z Warszawą i Zakopanem, okres powojenny spędziła we Francji i Szwajcarii. Zmarła w Genewie w 1976 roku.
II tom dzienników Zofii Stryjeńskiej, najsławniejszej polskiej artystki dwudziestolecia międzywojennego, propagatorki sztuki ludowej i żony jednego z czołowych zakopiańskich twórców, Karola Stryjeńskiego. Taką znamy ją z opracowań historycznych czy też albumów i wystaw. Ale jaka była naprawdę? Odpowiedź znajdziemy w dziennikach. Momentami jest to prawda zaskakująca, zwłaszcza gdy dotyczy relacji rodzinnych. Momentami irytująca - przez cały tom przewija się motyw "niestabilności" finansowej (niektóre postępowania przyprawiają o zawrót głowy i wywołują niepohamowaną złość!!!),ale w głównej mierze intrygująca i - co najważniejsze - napisana tak niezwykle barwnym i żywym językiem, że aż ogarnia smutek na wieść, że żyjemy oto w XXI wieku...
Pomimo objętości lektura absolutnie wciągająca, bo "Zocha" pisze takim językiem, że aż zaczyna człowiek żałować, że rozminął się z nią epokami życia i nie miał okazji spotkać. Miejscami nie da się nie zaśmiać głośno, bo pisze tak plastycznym językiem, że ma się wrażenie bycia świadkiem opisywanej sceny. Czasem irytuje np. swoim podejściem do finansów, ale z drugiej strony jest bardzo pracowita i utrzymuje siebie (i sporo posyła dzieciom, Matce) tylko ze sztuki (i jej "niższych, komercyjnych odmian" kiedy już naprawdę musi). Po tej lekturze można zaryzykować tezę, że miała talent nie tylko do pędzla ale i do pióra, bo karka po kartce wsiąka się razem z "Zochą" w atmosferę lat 30 (i potem burzliwych czasów wojennych). Warto!