cytaty z książek autora "Shannon Messenger"
Policzki Dexa stały się różowe.
- Ooch, gramy w "Rumień się, Dex"? - zapytała Marella, zajmując miejsce obok niego. - To jedna z moich ulubionych zabaw.
- Moich też - odezwał się Keefe, siadając obok Sophie. - Choć muszę przyznać, że "Rumień się, Foster" też jest fajne.
Sophie poczuła, że zaczyna piec ją twarz, a on się zaśmiał.
- Widzisz?
Zawsze będą istnieć osoby, które nas rozczarowują, i to do nas należy podjęcie decyzji, kiedy wybaczyć, a kiedy odejść.
- Pamiętasz, jak działa teleportacja?
- Cóż, poprzednim razem tak jakby spadaliśmy w objęcia śmierci i w ogóle, więc wszystko wydaje mi się zamazane. Ale pamiętam, że mam się ciebie trzymać i wrzeszczeć jak opętany, podczas gdy ty będziesz się wciskać w pękniecie we Wszechświecie.
- Coś w tym rodzaju.
- Zarządzam dla pana kolejny dzień kary, panie Sencen! - zawołał pan Rosings. - I jeden dzień dla pani, panno Foster!
- Ooch, znowu będziemy kumplami z kozy!
- Wiesz, muszę tak jakby się koncentrować.
Westchnął tak teatralnie, że Sophie usłyszała to mimo ryku wiatru.
- Rozumiem, że wojna na łaskotki nie wchodzi teraz w grę? - zapytał.
- Spróbuj tylko, a zobaczysz, co się stanie.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że tym większą mam na to ochotę, nie?
- Mówię poważnie, Keefe.
- Wiem i na tym właśnie polega problem. No a ty, Brokaciaro? Nudzi ci się tak samo jak mnie?
"Keefe! Keefe! Keefe!"
- Co ona mówi?
- Że jesteś irytujący i ma ochotę wrzucić cię do oceanu.
Grady potarł skronie.
- Więc... Keefe Sencen?
- To znaczy?
- Co z Dexem?
- To znaczy?
Grady uniósł ręce.
- Mniejsza z tym.
- Idziemy z tobą - zarządził Dex.
- No nie. Żeby coś kupić, będę musiała stać się widzialna. A całą grupą będziemy za bardzo rzucać się w oczy.
- Ale przecież mamy kostiumy! - zaprotestowała Biana.
- Owszem, ale i tak będziecie się wyróżniać. To znaczy... spójrzcie tylko na siebie. Wyglądacie jak modele.
- Chwila, czy Foster twierdzi, że jesteśmy 'hot'? - zapytał Keefe.
- Na to wygląda! - Dex uśmiechnął się promiennie.
- Nie możemy tutaj o tym rozmawiać.
- No proszę, chcesz zwiać z czytelni. Niektórzy pewnie by stwierdzili, że mam na ciebie zły wpływ, co w sumie byłoby niezłym komplementem.
- Nie miałam na myśli 'teraz'. Ale... przyjdź po szkole do Havenfield.
Odeszła, nim zdążyła zmienić zdanie.
- Jesteśmy umówieni, Foster! - zawołał za nią Keefe, a wszystkie głowy odwróciły się w jej stronę. Sophie zacisnęła zęby tak mocno, że aż rozbolała ją szczęka. - Nie mogę się doczekać.
Nie potrafiła powiedzieć tego o sobie.
- O czym myślisz? - zapytała, ponieważ cisza stawała się wręcz duszna.
- Dziwne pytanie z ust telepaty.
- Wiesz, że nigdy bym tak nie naruszyła twojej prywatności.
Keefe westchnął.
- Myślę... że zasługuje na śmierć.
Ale jego oczy mówiły coś innego.
- Smutek nie jest niczym złym, Keefe.
- Jest, zwłaszcza po tym, co ona zrobiła.
- To nadal twoja mama, bez względu na to, jak bardzo jesteś na nią zły.
- Jestem bardziej niż zły, Sophie, jestem... Sam nie wiem, jakiego użyć słowa. Ale mam w nosie to, co się z nią stało.
- W takim razie dlaczego płaczesz? - Wytarła mu policzek i pokazała łzę na palcu.
On nie jest tak do końca zły. Nikt taki nie jest. I dlatego złoczyńcy bywają tak przerażający. Wiele się od nas nie różnią.
- Wiem, że dużo sobie żartuję, Sophie, ale... to dlatego, że tak jest łatwiej, wiesz? Tak już mam. To jednak nie znaczy, że mi nie zależy. Zależy. I to bardzo.
- Rzucasz we mnie butami? - zapytał Keefe, otwierając okno.
- Uznałam, że to dobry pomysł. I nie będę już ich musiała nosić.
- MUSICIE TO ZOBACZYĆ!
Pobiegli go głównego pokoju i przekonali się, że Keefe stoi pod świetlikiem i trzyma Pana Przytulasa tak, jakby to było lwiątko, które kiedyś zostanie królem. Brokatowy czerwony smok błyszczał niemal tak bardzo jak oczy Keefe'a.
- Poszedłem sprawdzić, co u naszego chłopaka, i przyłapałem go na przytulankach z 'tym'!
- A to nie ten smok, którego Fitz przyniósł raz do twojego domu? - zapytał Sophie Dex.
- CO TAKIEGO? - zawołał Keefe. - WIEDZIELIŚCIE I NIC MI NIE POWIEDZIELIŚCIE?
- Pan Przytulas nie był moją tajemnicą, żebym miała ją zdradzać - odparła Sophie.
- ON SIĘ NAZYWA 'PAN PRZYTULAS'? To jest... Nie potrafię nawet... - Keefe pobiegł w stronę pokoju Fitza, krzycząc: - NIE TĘSKNISZ ZA SWOIM KUMPLEM DO PRZYTUALNIA?!
- Hej, ty płaczesz? - zapytał Keefe, a ona oblała się rumieńcem i próbowała otrzeć łzy. - Płacze się wtedy, kiedy dzieje się coś złego, Foster, a nie dobrego.
- Przepraszam. Nie wiem, co jest ze mną nie tak.
- Ja wiem - stwierdził Keefe. Ujął jej jedną dłoń. Dex drugą, a Fitz i Biana uścisnęli jej ramiona. - Absolutnie nic.
- To dla ciebie najzupełniej normalny dzień, no nie? - zapytał Keefe, kiedy trzęśli się z zimna pod bramą Azylu, czekając, aż dołączy do nich radny Terik. - Idziesz do szkoły, przekonujesz się, że jesteś pokryta niebezpieczną substancją, roztapiasz sobie kilka warstw naskórka, a potem dzwonisz do kumpla radnego, mówisz mu, że opuszczasz lekcje na rzecz ratowania świata, na co on wykrzykuje: "Ekstra, zróbmy to razem!".
Na ścianie przed nimi wisiała malutka karteczka z zaledwie trzema wyrazami:
"Kim ja jestem?"
- To akurat proste pytanie. - Sophie wzięła do ręki karteczkę. - Jesteś Keefe Sencen. Mistrz psot. Postrach dyrektorów. Stały bywalec szkolnej kozy. I jeden z najlepszych chłopaków, jakich znam.
Wolałbym, abyś nie karał ciała za to, co się dzieje w sercu.
(...) nasza rodzina nie decyduje o tym, kim jesteśmy. To my decydujemy. Uwierz mi, moich rodziców doprowadza to do szału. I czasami to jedyna myśl, która pomaga mi przetrwać.
Wyrzuty sumienia są podstępne i zdradzieckie. Zakradają się powoli, łamią cię kawałek po kawałku.
- Ekstra. Za trzy dni imprezka z Czarnym Łabędziem. Nie zapomnij butów do tańca, Foster. I może postaraj się wyglądać na nieco mniej nieszczęśliwą niż w tej chwili. Daj spokój, to przecież dobra wiadomość!
- Na pewno? - zapytała. - Skąd wiesz, że to nie pułapka?
- Nie wiem - przyznał Keefe. - Ale nawet jeśli, to pamiętaj: ostatnim razem, kiedy się z nimi spotkaliśmy, naprawiono ci zdolności, a ten koleś Forkle odpowiedział na kilka twoich pytań.
- A potem mało nie umarliśmy - przypomniała mu.
- Detale, detale.
Odległość między nimi jeszcze nigdy nie wydawała się tak duża.
Choć Sophie wolała określenie "wystarczająco mała".
Próbujesz wszystko naprawiać, Sophie. Naprawiłaś nawet Exillium. Ale mnie się nie da naprawić.
- Przepraszam - bąknęła, kiedy łzy w końcu przestały jej płynąć.
- Za co?
- Powinnam być odważniejsza.
- Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale jesteś najodważniejszą osobą, jaką znam. Na razie. Świruj, ile tylko chcesz. Jeśli ktoś na to zasługuje, to właśnie ty.
- (...) wiedz, że nieważne, co się wydarzy, da się to przeżyć. No i nigdy nie przestawaj liczyć na szczęśliwe zakończenie. Czasami nadchodzi wtedy, kiedy w ogóle się go nie spodziewasz.
- Mamo, zawstydzasz ją - odezwała się Biana. Chwyciła Sophie za rękę i pociągnęła w stronę srebrnej, bogato zdobionej ławki. - Ale ona ma rację, wiesz? - szepnęła. - Czerwony to zdecydowanie twój kolor.
- Dzięki - mruknęła Sophie.
Przygarbiła się, czując się jak pierwszego dnia w Foxfire, kiedy dama Alina wycelowała prosto w nią wielki reflektor.
- No co? - zapytała, kiedy zobaczyła, że Fitz i Keefe gapią się na nią.
- Nic - wymamrotali zgodnie.
- (...) łatwo jest analizować tragedię po fakcie i zakładać, że można jej było zapobiec.
Jesteś kiełkiem, który próbuje zapuścić korzenie pośród skał naszego świata. Doprowadzi to do kilku pęknięć, ale tylko w ten sposób wyrośniesz zdrowa i silna".
- Ta strata i wszystkie inne, których doświadczyliśmy, czynią nas silniejszymi, mądrzejszymi, bardziej zdeterminowanymi niż do tej pory, aby walczyć ze wszystkich naszych sił. Ale żeby tak się stało, musimy odpuścić żal.
- Robimy pokerowe miny! To dotyczy także ciebie, babuniu! Pokaż nam gderliwą staruszkę.
Sandor uniósł laskę, jakby zamierzał zamierzał walnąć nią Keefe'a w głowę.
- Doskonale! - orzekł Keefe i pociągnął ich bliżej krawędzi.