cytaty z książek autora " Redakcja tygodnika Polityka"
Emocje automatyczne są szybkie - człowiek jest subiektywnie pewny tego, że czuje złość na kogoś, kto nastąpił mu na odcisk. Emocje refleksyjne pozwalają na spojrzenie na sprawę z różnych perspektyw.
Momenty nudy są ogromnie ważne i potrzebne. Dają wytchnienie, pozwalają spokojnie pomyśleć i czerpać satysfakcję z braku działania.
Napompowane ego i brak jakiegokolwiek wstydu to znak naszych czasów. Znak opacznie pojętej idei indywidualizmu. Produkt uboczny kultury wszechrywalizacji i kultu sukcesu.
Jeśli człowiek nie uświadomi sobie w porę, czego pragnie, czego naprawdę chce, to po kilku latach dochodzi do wniosku, że już na niczym mu nie zależy.
Bibliomaniaków niektórzy dzielą na zaskakująco wiele kategorii: pożeraczy - bibliofagów; obsesyjnych zbieraczy - bibliosyllogomaniaków; niepożyczających nikomu i nieczytających książek - bibliotafów; kradnących książki - bibliokleptomanów; niszczących je - biblioklastów; a nawet bibliomaniaków-morderców. A są jeszcze nałogowo kupujący książki biblioholicy, żywiący przesadny kult książki bibliolatrzy...
Niektórzy rodzą się z predyspozycjami do bycia zadowolonymi że wszystkiego, a innym znacznie trudniej osiągnąć ten stan. I to niemal niezależnie od tego, co dzieje się w ich życiu.
Dzięki pojęciom mózg potrafi nadawać znaczenia doznaniom – tym nadchodzącym z zewnątrz, jak i pochodzącym z własnego ciała. Znaczenie tzw. intraspekcji jest, zdaniem dr Barrett, zdecydowanie niedoceniane, tymczasem mózg bezustannie stara się interpretować sygnały nadchodzące – jakkolwiek to zabrzmi – z jelit, krwiobiegu, serca, układu hormonalnego itd. I jeśli coś jest w całej tej mechanice pierwotne, to wcale nie sygnał z mózgu do ciała, ale z ciała do mózgu: mam motyle w brzuchu, trzęsą mi się ręce, dostałam wypieków – mózgu, kombinuj, co to może być: bezpieczne i przyjemne czy groźne i bolesne? Boję się czy odczuwam euforię?
Toteż niezbędna jest w życiu pewna doza odporności na uczucia, emocjonalna powściągliwość, świadomość, że to, co aktualnie przeżywamy, niekoniecznie dzieje się naprawdę, a jest tylko konstruktem wytworzonym przez nasz mózg we współpracy z resztą ciała. Słowem: wrażliwość – tak, ale nie przewrażliwienie.
Religijność i duchowość mogą w niektórych sytuacjach mieć negatywny wpływ na dobrostan i zdrowie psychiczne człowieka. Na gruncie psychologii nie można jednak jednoznacznie stwierdzić, czy to religijność prowadzi do zaburzeń psychicznych, czy też zaburzenia psychiczne sprawiają, że związane z religią zachowania, przekonania i sposób myślenia u takich osób są inne niż u osób zdrowych.
Chociaż atrakcyjność fizyczna nie wiąże się z wyższą inteligencją, samooceną i lepszym zdrowiem psychicznym, to cieszącym się nią osobom rzadziej doskwierają lęki społeczne, mają one lepiej rozwinięte kompetencje miękkie, są mniej samotne niż osoby mniej atrakcyjne, a ponadto osiągają większe od nich sukcesy. Pozytywne oczekiwania wobec nich często się potwierdzają na zasadzie samospełniającej się przepowiedni.
Koszt zdrowia jest kosztem gospodarczym, a więc inwestycja w zdrowie jest inwestycją gospodarczą.
Odpowiedzialność jako zasada organizująca życie społeczne naszego gatunku jest starsza niż prawo, niż wszelkie spisane kodeksy moralne. (...) człowiek zawdzięcza swój niezwykły awans biologiczny i cywilizacyjny nadzwyczajnie rozwiniętej umiejętności współpracy. A opiera się ona na odpowiedzialności. Na pewności, że skoro idziemy razem polować, to kolega nie porzuci łuku i nie zaangażuje się w intratniejszy „kontrakt”. Tak było prawdopodobnie 70 tys. lat temu, kiedy Homo sapiens zaczęli tworzyć pierwsze kultury, tak jest i dzisiaj: istniejemy, ponieważ umiemy sobie wzajemnie zaufać.
Chociaż mnogość korzyści z bycia atrakcyjnymi fizycznie mogłaby świadczyć o tym, że piękni ludzie wygrali los na loterii, to jednak zdrowy rozsądek podpowiada, że wysoki kapitał erotyczny nie gwarantuje, iż człowiek idealnie ułoży sobie życie z równie wysoko notowanym partnerem. Ani że wybierze właściwy zawód, na pewno odniesie biznesowy sukces czy też zostanie bogatym człowiekiem.
Niekiedy – zwłaszcza jeśli bezwarunkowa – ufność wiąże się z ryzykiem, że człowiek straci wszystko. Ale nie ufać wszystkim nie sposób. To prowadzi do maksymalnej paranoi, w której niemal wszystko jest źródłem zagrożenia. Innymi słowy, ludzie ufający i podejrzliwi żyją w tym samym miejscu, często obok siebie, ale w jakże odmiennych rzeczywistościach.
Dziś uważa się na ogół, że obecność ludowej magii w chrześcijaństwie to relikt kultów pogańskich - politeizm zmienił się w wiarę we wróżki i elfy, a rytuały płodności w święta rolne. Są jednak głosy, że magia ludowa była głęboko wrośnięta w chrześcijaństwo, a my patrzymy na nią poprzez teksty teologów niemających pojęcia o tym, co działo się wśród ludu. Tymczasem wiejscy księża udawali się po porady do znachorów, w zaklęciach powoływano się na świętych, Maryję, Jezusa i Boga, a formułą przypominały one litanie. Lud dopasowywał magię do swoich potrzeb i adaptował biblijne legendy, podania i elementy liturgiczne. Chrześcijańska wiara i magia szły ręka w rękę. Sprzeczności przeszkadzały tylko teologom.
Do dziś branża astrologiczno-wróżbiarska radzi sobie doskonale, bo większość przedstawicieli naszego gatunku - choć ma na pozór bardzo materialistyczne podejście do rzeczywistości - jest przekonana, że szeptuchy, astrologowie, jasnowidze i wróżbiarze rzeczywiście wiedzą więcej, leczą choroby i pomagają podejmować decyzje. Magia od zawsze daje nam złudne wrażenie panowania nad losem.
Głęboko wierzył, że choć ludzie nie potrafią zmienić swej natury, to mogą, tworząc nowe instytucje i reguły gry, budować nowe nawyki myślenia i działania o ogromnym wpływie na polityczne i ekonomiczne postawy i zachowania.
Sztuka życia jest sztuką, a nie rzemiosłem, pewnie właśnie dlatego, że nie ma racjonalnej instrukcji jak żyć, podobnie jak nie ma racjonalnej instrukcji, jak stworzyć dzieło sztuki.
Sumienie człowieka gryzie, gdy nie potrafi w pełni wyjaśnić swojego postępowania daną sytuacją. Gdy czuje, że ktoś inny mógłby je odrzucić.
Mam wrażenie, że spora część wpisów, co my odbieramy jako hejt, wynika z tego, że komuś nie przeskakuje ta iskra świadomości, że za pośrednictwem Internetu wchodzi w sferę debaty publicznej.
Dla niektórych bycie osobą homoseksualną, biseksualną czy aseksualną nie jest wyznacznikiem tożsamości - to heteronormatywna większość wciska ich do worka "mniejszość" i każe dokonywać coming outu.
Problemy psychiczne związane ze zmianą klimatu dotkną zwłaszcza kobiety, osoby starsze i ludzi o niskich dochodach.
Dobre wnętrze ma jedną uniwersalną cechę - jest ciche. Zapewnia swoim mieszkańcom kontrolę nad hałasem.
Sokrates w takiej sytuacji rozmawiałby z nimi tak długo, aż zdaliby sobie z tego sprawę. Natomiast Kant najprawdopodobniej zapytałby: czy chciałbyś, żeby wobec ciebie ktoś zachował się tak, jak ty zachowujesz się wobec mnie? Mówiąc to, wiem, że cała ta filozoficzna postawa może się wydawać straszną bzdurą, bo często reagujemy po prostu instynktownie i krzyczymy na tych, którzy krzyczą na nas. Ale życie w kulturze wymaga czegoś więcej: głębszej analizy, chwili namysłu. Inaczej cały czas będziemy na siebie wrzeszczeć i nikomu nie będzie od tego lepiej.
Wrażliwcy, którzy nie pchają się do przodu, pielęgnując umiarkowanie, cnoty, uważność, ostatecznie są wygrani?
Bo są sami ze sobą w porządku. Bo nagrodą za bycie dobrym jest bycie dobrym. I to też jest przewrotne, bo w takim razie można powiedzieć, że ktoś dobry to jest fajtłapa, co zawsze ma gorzej. Ale tak nie jest.
Ludzie przywiązują też wielką wagę do bycia akceptowanym w grupie, nie lubią odmienności i odczuwają wyrzuty sumienia, które mają ich uchronić przed popełnieniem w relacjach społecznych błędów, grożących kiedyś nawet śmiercią. Tak narodziła się, według Wranghama, moralność, czyli poczucie (instynktowne i uniwersalne), co jest dobre, a co złe. Oczywiście na ten podstawowy kod moralny nałożyły się później odmienności kulturowe, ale jego rdzeń każdy człowiek ma ten sam (...).
Jest psychologicznym banałem, że aby względnie trwałe tendencje w ludzkiej psychice w pełni się zamanifestowały, potrzebne są czynniki zewnętrzne. Wychowanie, otoczenie społeczne, doświadczenia, wreszcie pewna aura psychospołeczna. Można być urodzonym ekstrawertykiem i nigdy się o tym nie dowiedzieć, pracując całe życie w bibliotece. Mocniej: można było mieć skłonności psychopatyczne i o nie się nie podejrzewać, dopóki jakiś dyktator nie skieruje człowieka jako funkcyjnego do lagru czy łagru. Bardziej współcześnie: można być zadowolonym z tego, co los dał, i życzliwym światu człowiekiem, dopóki ktoś nie zacznie ci każdego dnia wmawiać, że jesteś skrzywdzony. Zwróćmy uwagę, jaką pedagogikę społeczną uprawia obecna populistyczna władza. Nie ty ponosisz odpowiedzialność za swoje – bez wątpienia – spaprane życie, ale oni: złodzieje, aferzyści, komuchy, zdrajcy. I np. Angela Merkel. Tamci zabrali, a w każdym razie złośliwie nie dali tego, co ci się należało jak psu miska: 500 zł na dziecko, drogi lokalne czy pomniki i muzea w liczbie niepoliczalnej, żebyś mógł celebrować swoją wielopokoleniową narodową wielkość i godność. Nie musisz czuć się jakoś szczególnie odpowiedzialny za siebie, rodzinę, za dzieci i ich liczbę, za pracę, lokalną społeczność, za środowisko naturalne, ocieplenie klimatu, marne plony, za obce dzieci ginące na świecie od głodu i min, za poniewierkę uchodźców. Za nic, bo władza zadba, załatwi, wyręczy, kupi kurtki na zimę i szkolne przybory dla przychówku, uchodźców przegna, przywiezie kasę na drogi, chodniki, pomniki i dopłaty. I zdejmie z ciebie odpowiedzialność. Ty możesz spokojnie ogrodzić się w swoim gospodarstwie, postawić nie płot, lecz ostrokół metalowy lub betonowy.
Amerykański pisarz Marcus Buckingham twierdzi, że „człowiek może odnieść sukces wyłącznie dzięki pełnemu wykorzystaniu swoich silnych stron, a nie poprzez eliminację słabości”. A prof. Martin Seligman dodaje: „I żyć w taki sposób, żeby wykorzystać je [życie] jak najpełniej”.
Nie ma już bodaj takiego badacza społecznego – obserwatora współczesnych demokracji, który nie głosiłby, że bezpowrotnie kończy się era polityki jako rywalizacji wartości i w miarę racjonalnych, spójnych ideologicznie programów. Nadeszła era emocji.
Związek między towarzyskością a postawą autorytarną nie jest bardzo silny, ale istnieje. Chodzi o przekonanie, że świat jest czarno-biały, że trzeba się podporządkować, że najlepiej, żeby ktoś w sposób jednoznaczny mówił nam, co mamy robić. Osoby z niskim zaufaniem społecznym są zwolennikami władzy autorytarnej. Są niechętne demokracji, bo nie wierzą, że zwykli ludzie są mądrzy i skuteczni.