Władca Cienia Jon Sprunk 6,7
ocenił(a) na 54 lata temu "Władca Cienia" jest tak naprawdę tym samym, co poprzednia część cyklu, z jedną poważną dodatkową wadą. Wątkami romantycznymi. Zazwyczaj nie mam nic przeciwko historiom z elementami romansu, ale fajnie jak są one poprowadzone dobrze, a nie na odwal się. Obecny tutaj czworokąt romantyczny ma tak naprawdę tylko jedną dobrze napisaną parę bohaterów. Naturalnie, akurat temu jednemu związkowi nie będzie dane przetrwać. Cóż za przypadek.
Na szczęście poza tym, reszta elementów trzyma solidny poziom. Szkoda tylko, że trzecia część trylogii niespecjalnie różni się od drugiej. Wciąż mamy motywy jak wyprawa na północ, walka o wolność, bitwa cesarzowej z nadnaturalnymi siłami. Nie będę ukrywał, przez większość książki nie czułem, że to jest ostatnia część cyklu. Całościowo książka wypada bardzo spokojnie i mało okazale.
Bohaterowie... no są, bo być muszą. Na każdą dobrą postać przypadają dwie złe lub stereotypowe. Caim jeszcze się broni jako protagonista, jego motywacje, cele i przekonania są spójne i nie ulegają przekształceniom o 180 stopni pod wpływem powiewu wiatru. Niestety, autor zafundował nam wątek cesarzowej i o mój boże! Josey jest postacią okropnie napisaną. O ile jeszcze jej cesarzowość jakoś ją broni, tak jej przemyślenia są na poziomie Marka Suskiego. Niby pod koniec historii w jakiś sposób staje się użyteczna, ale dzieje się to dzięki największej deus ex machinie z jaką miałem okazję się spotkać w literaturze. Po prostu... nie mam słów.
"Władca Cienia" jest idealnym przykładem powieści, która mogła być dobra, miała potencjał, ale została widowiskowo zarżnięta przez dziwaczne decyzje autora. Całość broni się ciekawym settingiem, fajnym uziemieniem historii, ale mocno ciągną ją w dół wątki romantyczne oraz niestety, jedna z głównych postaci. Fajne do przeczytania, mniej fajne do analizowania.