Unbearable Lightness: A Story of Loss and Gain Portia de Rossi 8,3
ocenił(a) na 811 lata temu ,,Nie wybrałam bycia anorektyczką. To podkradło się do mnie w przebraniu zdrowej diety, jako profesjonalne podejście.
Portia de Rossi ważyła 37 kilogramów kiedy zemdlała na planie hollywoodzkiego filmu, w którym grała swoją pierwszą główną rolę. To miało być ukoronowanie wszystkich lat ciężkiej pracy – najpierw jako dziecięca modelka w Australii, potem jako członek obsady w najgorętszym programie amerykańskiej telewizji.(…)
Na zewnątrz była chuda i jasnowłosa, olśniewająca i odnosząca sukcesy. W środku dosłownie umierała.(…)
Nawet kiedy zyskała sławę jako aktorka z obsady telewizyjnych hitów ,,Ally McBeal” i ,,Arrested Development”, Portia na przemian głodziła się i objadała, przez cały czas przerażona, że prawda o jej orientacji seksualnej może zostać ujawiona w tabloidach.(…)
Z najniższego punktu Portia zaczęła bolesną wspinaczkę z powrotem do zdrowego życia i uczciwości, zakochując się i w końcu biorąc ślub z Ellen DeGeneres, pojawiając się jako zdeklarowany i elokwentny adwokat praw homoseksualistów oraz poruszając zagadnienia na temat zdrowia kobiet."
Portia jest aktorką i stoi u progu wymarzonej kariery i sławy w Hollywood. Postronni obserwatorzy twierdzą, że to kobieta sukcesu – szczupła, śliczna blondynka, która właśnie dostała angaż w popularnym serialu, ma zostać twarzą znanej marki kosmetycznej i pojawia się na okładkach najpoczytniejszych pism.
Nikt nie wie, że Portia w domowym zaciszu katuje się dietą i ćwiczeniami, że każdą chwilę ma wypełnioną obsesyjnym myśleniem o kaloriach. Próbując dopasować się do wyśrubowanych standardów, coraz bardziej wycieńcza swoje ciało i psychikę. Jest przekonana o tym, że tylko całkowita metamorfoza pozwoli jej osiągnąć sukces, który z kolei sprawi, że będzie akceptowana, kochana i doceniana. Zmieniła swoje imię, zmienia swoje ciało, ale nie może zmienić swojej psychiki. Portia jest lesbijką, a negatywny stosunek świata do osób o orientacji homoseksualnej sprawia, że paraliżuje ją strach na myśl o coming-oucie. Obsesyjnie analizuje, czy poprzez jej zachowanie ktoś zorientuje się, że kocha kobiety. To z kolei jest przyczyną samotności, która pożera jej pewność siebie.
Życie w błędnym kole – potrzeba bycia kochanym za to, kim się jest i jednoczesne upychanie swojego ,,ja” do szafy w strachu przed odrzuceniem – to przepis na stworzenie niegojących się ran.
Portia nie pisze – Portia się spowiada. ,,Unbearable Lightness" stanowi jej rozliczenie z każdym straconym i przybranym kilogramem, z każdą kalorią, z każdą nieprzespaną nocą i każdym pokonanym kilometrem. Bez owijania w bawełnę opisuje swoje obsesje związane z żywnością i ćwiczeniami. Są one szokujące, naprawdę, mogę to przyznać z ręką na sercu – w trakcie czytania kilkakrotnie kręciłam głową z niedowierzaniem. Autorka ciągle przesuwa granicę wytrzymałości fizycznej i psychicznej w pogoni za perfekcją. Wstrząsające jest to, co człowiek jest w stanie zrobić, by poczuć się akceptowanym i kochanym. Portia praktycznie zdeptała swoje ,,ja”, by stać się taką, jaką chcieli widzieć ją inni. Nauczona w dzieciństwie, że trzeba być ,,kimś” by być akceptowanym, że trzeba zasłużyć na miłość spektakularnymi osiągnięciami, była gotowa poświęcić absolutnie wszystko.
Aktorka szczerze opisuje swoje zmagania z chorobą, wnikliwie bada powody swojego postępowania, zastanawia się i snuje swoją opowieść. Nie skupia się tylko na jednym aspekcie swojego życia i dzięki temu mamy wgląd w jej kontakty z rodziną i innymi ludźmi, zaglądamy za kulisy Hollywood, poznajemy dylematy osoby należącej do mniejszości.
Nie czytałam żadnego innego tytułu mówiącego o anoreksji/ bulimii, więc nie wiem jak ,,Unbearable Lightness" wypada na tle pozostałych książek o tej tematyce. Dla kogoś bardziej obeznanego z tematem może to nie być szokujący tytuł, jednak mną wstrząsnął. Niewątpliwie należą się brawa dla autorki, że zdecydowała się poruszyć tak trudne tematy i obnażyć własne rany. To wymaga niebywałej odwagi i jednocześnie może komuś naprawdę pomóc.
,,Unbearable Lightness" napisano pięknie i z polotem, przystępnym i lekkim językiem, choć muszę przyznać, że musiałam kilka razy sięgnąć po słownik, zwłaszcza jeśli książka schodziła na tematykę medyczną. To plus, pozwalający poszerzyć słownictwo; stwierdziłam, że warto o tym wspomnieć - jeśli ktoś chce sięgnąć po ten tytuł, byłoby dobrze, gdyby znał język angielski w stopniu wyższym niż podstawowy.
Czego mi w tej książce brakowało? Uważam, że dobrze zrobiłoby dodanie jeszcze rozdziału albo dwóch, które opowiadałyby o leczeniu. Niby, oczywiście, jest część książki mówiąca o zdrowieniu, ale odniosłam wrażenie, że jest ona dość pobieżnie opisana. Mamy rozdziały opowiadające o chorobie i te mówiące o zdrowiu, jednak brakuje nieco jakiegoś spoiwa, przejścia, które by je łączyło. Dogłębność i drobiazgowość części mówiącej o chorobie wymagałaby zrównoważenia tego mocnego akcentu, jakim bez wątpienia jest zwycięska batalia. Jednak, mimo wszystko, nie można odmówić ładunku piękna, spokoju i ciepła opisom życia po stoczonej walce.
Ta książka powinna dać do myślenia wszystkim: czującym presję bycia idealnym, wpatrzonym w szczuplutkie modelki i aktorki oraz krytykującym wygląd innych, wyzywając ich albo od świń, albo od worków kości i anorektyczek. Osobom skrywającym swoją orientację jak i tym, którzy krzyczą, że wszystkie mniejszości należy wytępić.
Nigdy nie wiadomo, z czym zmaga się dana osoba i jaką historię skrywa.