Najnowsze artykuły
- ArtykułyWeź udział w akcji recenzenckiej i wygraj książkę Julii Biel „Times New Romans”LubimyCzytać1
- ArtykułySpotkaj Terry’ego Hayesa. Autor kultowego „Pielgrzyma” już w maju odwiedzi PolskęLubimyCzytać2
- Artykuły[QUIZ] Te fakty o pisarzach znają tylko literaccy eksperciKonrad Wrzesiński18
- ArtykułyWznowienie, na które warto było czekaćInegrette0
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Marcin Hałaś
4
4,1/10
Pisze książki: powieść historyczna, historia
Urodzony: 22.02.1968
Poeta, pisarz, krytyk literacki i dziennikarz. Absolwent I Liceum Ogólnokształcącego im. Jana Smolenia w Bytomiu. Ukończył kulturoznawstwo na Uniwersytecie Śląskim. Debiutował na łamach Gościa Niedzielnego w 1984, publikował m.in w Poezji, Życiu Literackim, Tak i Nie, tygodniku Katolik, miesięczniku Wiara i odpowiedzialność, Roczniku Lwowskim, Gazecie Lwowskiej. Obecnie jest stałym autorem miesięcznika Śląsk oraz współpracownikiem Gazety Polskiej, był również redaktorem naczelnym tygodnika Życie Bytomskie. Członek-założyciel Górnośląskiego Towarzystwa Literackiego, członek Związku Literatów Polskich. Od lutego 2007 roku prezes Oddziału ZLP w Katowicach.
4,1/10średnia ocena książek autora
12 przeczytało książki autora
14 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Ślad przeszłości. Bytom wielokulturowy
Przemysław Nadolski, Marcin Hałaś
1,0 z 1 ocen
3 czytelników 0 opinii
2004
Najnowsze opinie o książkach autora
Oddajcie nam Lwów Marcin Hałaś
7,0
Uwielbiam tego autora za to, że wali prosto z mostu o sprawach, które nie wiem dlaczego uważa się w naszym kraju za tabu. Broń Boże powiedzieć głośno, że Ukraińcy coś nam zabrali, zawłaszczyli, że dopuścili się ludobójstwa na Polakach w Wołyniu, a teraz w odebranych nam, najbardziej reprezentacyjnych miastach dawnej Polski jak Lwów czy Wino stawiają pomniki banderowcom z UPA. W dodatku ciągle zakłamują historię tych miejsc i tragicznych zdarzeń, których oni byli sprawcami a Polacy ofiarami. Autor nie bawi się w poprawność polityczną, tylko nazywa pewne rzeczy po imieniu, tak jak każdy prawdziwy Polak robić powinien. Dlatego jego książki wzbudzają we mnie mnóstwo emocji i niestety, kosztują mnie sporo zdrowia i nerwów, bo strasznie mocno przejmuję się tym wszystkim o czym autor pisze, a co głęboko rani moje serce jako Polki.
O co chodzi w "Oddajcie nam Lwów"? Nie jest to broń Boże jakieś nawoływanie do siłowego odebrania Ukrainie tego miasta, tylko pokazanie z perspektywy Polaka patrioty jak wygląda sytuacja związana z ziemiami utraconymi przez Polskę na rzecz najpierw Związku Radzieckiego, a teraz Ukrainy.
Przede wszystkim Pan Hałaś przypomina, że polski Lwów to była esencja polskości, miasto tym różniące się od innych sztandarowych miast Polski, takich jak Warszawa czy Kraków, że wielokulturowe, scalające to, co najlepsze i najpiękniejsze. Lwów, pomimo zagarnięcia go przez rzekomych "wyzwolicieli" był, jest i będzie polski. A kto twierdzi inaczej, nie jest godzien miana prawdziwego Polaka. Przy okazji warto powtórzyć za Mickiewiczem: "Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie zapomnij o mnie". Zgadzam się z Panem Hałasiem, że Polacy powinni dopominać się swojego prawa do Lwowa w sensie kulturowym, historycznym i tożsamościowym. Zadziwiająco często słyszy się opinie wygłaszane przez różne osoby, że nie można mówić równocześnie o polskim Lwowie i polskim Wrocławiu, mając w domyśle, że skoro Lwów uważamy za polski, to Wrocław powinniśmy uważać za niemiecki. Nic bardziej mylnego, gdyż w przypadku obu tych miast polskość jest inaczej definiowana, bo Wrocław zyskaliśmy na mocy bezwarunkowej kapitulacji Niemiec, natomiast Lwów odebrano nam na mocy tajnych protokołów Ribbentrop - Mołotow, którego nikt w Europie nie uznaje poza (o zgrozo!) Polską.
Autor podkreśla, że należy bronić prawdy historycznej o Lwowie, nie zakłamywać historii w imię dobrych stosunków sąsiedzkich z Ukrainą. Nasuwa się też pytanie: dlaczego państwo polskie i jego obywatele wspierają Ukrainę, która stawia pomniki oprawcom Polaków, takim jak Bandera, Szuchewych, Sawura? Czy gdyby Niemcy stawiali w swoich miastach pomniki na przykład Himmlera, to Polacy również przymknęliby na to oko nie chcąc psuć wzajemnych relacji? Powiem tylko, że tym porównaniem autor trafił dokładnie w punkt. Coś tu jest z tym wszystkim bardzo "nie halo".
Istotne jest to, że polski Lwów wciąż istnieje w świadomości dzięki literaturze (nie tylko książki, albumy, ale również piękne wiersze, piosenki),która zresztą nigdy nie pogodziła się z utratą Lwowa. Zabrać Polakom Lwów to jak wyrwać im serce. A proszę jeszcze zauważyć jakie bzdury wygadują przewodnicy wycieczek po Lwowie, którzy stroją fochy, gdy Polacy korygują ich kłamliwe wypowiedzi. W jaki sposób traktują Cmentarz Orląt Lwowskich, Polaków mieszkających we Lwowie i jaki mają stosunek do wielokrotnych próśb o ekshumację i godny pochówek ofiar rzezi na Wołyniu. Zresztą sam Wołyń i to, co zrobiono tam Polakom też jest na Ukrainie tematem tabu. Przytoczę tu fragment wiersza Zbigniewa Herberta, który był lwowianinem z krwi, kości i duszy:
Ze się nie będę bratał
Z żadną rodzimą szują
Z tych co się Lwowa wyparły
I jeszcze zbójom dziękują
Za to, że nam go zabrali
Inny sławny pisarz (lwowianin) Stanisław Lem uważał, że Lwów prędzej czy później wróci do Polski, na razie nie można tylko określić kiedy i w jakich okolicznościach to się stanie, ale w myśl powiedzenia: " W historii nie ma nic na zawsze" pozostaje mieć nadzieję, że jeśli nie my, to kolejne pokolenia tego doczekają.
Co ważne, autor nie pała nienawiścią czy chęcią odwetu. On tylko uświadamia pewne fakty, których niektórzy zdają się nie zauważać, nie pamiętać czy bagatelizować, Podkreśla, że ta Ukraina z okręgu Kijowa jest przychylna Polakom, bo nie ma żadnych naleciałości historycznych ani nie żywi roszczeń terytorialnych. Jest otwarta na współpracę i dialog oraz serdeczna w stosunku do naszego narodu. Natomiast Ukraina wschodnia wciąż żyje przeszłością, gloryfikując organizację UPA, mając zapędy nacjonalistyczne oraz chęć zawłaszczenia niektórych terytoriów, które rzekomo im się należą. Tak to po prostu wygląda i należy być tego świadomym.
Całą sobą podpisuję się pod słowami autora książki, który uważa, iż: "Tych wszystkich, którzy twierdzą, że Lwów jest dziś miastem ukraińskim, mamy prawo uważać za zdrajców narodowej pamięci". Z pewnością Lwów nie jest miastem ukraińskim, tylko polskim, ale leżącym na terytorium Ukrainy. Miasto, które zostało zbudowane polskimi rękami i za które przelano polską krew, dlatego ostatni rozdział został poświęcony Cmentarzowi Orląt Lwowskich.
Tego typu lektury powodują, że czuję się przeczołgana emocjonalnie, ale również napełniają nadzieją, że nie jestem odosobniona w swoich marzeniach o przywróceniu nam bezprawnie zagarniętych ziem. Może nie dziś, nie jutro, ale w bliżej nieokreślonej przyszłości. Ta cienka książeczka jest przebogata w treść jakże ważną dla osób, które kochają Lwów i Kresy i które nie godzą się na zakłamywanie historii, na przeinaczanie faktów czy przemilczanie niewygodnych dla naszego ukraińskiego sąsiada wydarzeń. Dziękuję autorowi za tę garść bardzo ciekawych i przydatnych informacji o Lwowie, za odwagę w głoszeniu niewygodnych dla niektórych osób prawd, za serce włożone w walkę o pamięć polskiego Lwowa, które polskim pozostanie pomimo zmiany granic. Mam nadzieję, że nie zabrzmiało to jakoś strasznie patetycznie, ale piszę po prostu tak jak czuję - z głębi serca. Książka, do której będę wracać wielokrotnie.
Zaczarowany Lwów. Przewodnik nieoczywisty Marcin Hałaś
7,3
Lwów nie dla każdego
Na początek muszę pochwalić autora i wydawnictwo. Książka jest napisana piękną, płynną polszczyzną i jest praktycznie wolna od błędów redakcyjnych i korektorskich, a obie te rzeczy są dziś wielce rzadkie. Można by wręcz stwierdzić, że im większe wydawnictwo, im wyższy nakład i im bardziej popularna literatura, tym jest gorzej. Szkoda tylko, że poziom korekty spada w ostatniej części, gdzie prześlizgnęło się kilka drobnych literówek i jeden z tych, jak to się mówi, szkolnych błędów (nadal pozostaje),nie wspominając już o używaniu zbędnego rusycyzmu „sowiecki”. Zaczarowany Lwów jest też bardzo dobrze wydany: papier i druk dobrej jakości, mnóstwo kolorowych, wyraźnych zdjęć (aczkolwiek odnoszę wrażenie, że przydałoby się więcej prac zawodowych fotografików).
Jeśli chodzi o treść, to erudycja autora budzi niekłamany podziw. Hałaś sypie nazwiskami, datami, faktami i anegdotami z historii Lwowa, co sprawia, że książka jest w wielu miejscach fascynująca. Im bardziej się jednak zagłębiałem w Zaczarowany Lwów, tym bardziej drażniło mnie natrętnie bogoojczyźniane skrzywienie autora. Oczywiście podzielam jego oburzenie zakłamywaniem historii przez ukraińskie władze i ukraińskich mieszkańców Lwowa. To miasto zawsze istniało na styku kultur: polskiej, żydowskiej, ukraińskiej, później też austrowęgierskiej. Ignorowanie jednej z nich, jak raz najistotniejszej, jest jak ucięcie jednej nogi trójnożnemu taboretowi. Nie ustoi.
To jednak nie uprawnia do złośliwości pod adresem narodu ukraińskiego, które w książce są dość liczne. Po co się zniżać do poziomu zakłamywaczy? Zatem, panie Hałaś, nie uciekinierów ukraińskich przyjęliśmy w Polsce, tylko uchodźców (warto o tym pamiętać zwłaszcza w czasie, gdy Ukraina jest przedmurzem w wojnie Europy z barbarią ze wschodu); nie wydaje mi się też, by każdy ukraiński biznesmen był „oligarchą” (słowo to ma jednak obecnie zdecydowanie negatywne konotacje),a już proponowanie zmiany w Rocie „krzyżackiej zawieruchy” na „kozacką zawieruchę” jest po prostu żenujące. Tak samo zresztą, jak owo wierszydło Konopnickiej, które wyrwane z historycznego kontekstu, czyli odbierane w dzisiejszych czasach, po prostu się nie broni. Jest zaściankowe i szowinistyczne, godne zapomnienia, a nie przypominania.
Dodatkowego smaczku przydaje tej ostatniej sprawie fakt, że Autor poczuł się w obowiązku „bronić” Marii Konopnickiej przed „oskarżeniami” o bycie lesbijką. Stanął tym samym w jednym szeregu z „komunistycznymi” cenzorami z czasów PRL-u, którzy kazali w podręcznikach pisać o „przyjaźnieniu się” literatki z Marią Dulębianką. Argument, że Konopnicka miała męża i dzieci, niczego nie przesądza – wiele osób homoseksualnych w czasach prześladowań maskowało się w ten sposób. Zresztą mogła być i biseksualna – w każdym razie erotyczny charakter związku z Dulębianką raczej nie ulega wątpliwości.
Dodać jeszcze należy – odnośnie do części poświęconej lwowskiej gastronomii – że jeśli człowiek chce zachować w miarę czyste sumienie, to nie jada foie gras. Po prostu nie.
Docierając do ostatnich stron książki zrozumiałem, że ja po prostu nie jestem jej adresatem, czyli po marketingowemu „targetem”. Zaczarowany Lwów na pewno spodoba się osobom starszym, a w każdym razie czytelnikom, którzy są „starzy duchem”. Tkwią w przeszłości, czcząc jej wyidealizowany obraz i zamykając się w bańce odpornej na informacje o zmianach w świecie. W istocie jednak – pomimo mnóstwa informacji przydatnych dla turystów – to nie jest przewodnik, to jest pean na cześć polskiej przeszłości Lwowa. Bezkrytyczny, miejscami szowinistyczny.