cytaty z książek autora "Sylwia Błach"
Czasem nie jest najważniejsze to, aby spełniać marzenia, ale to, aby uparcie o nie walczyć.
Tylko dwie rzeczy ją przerażały bardziej niż czyn, którego właśnie dokonała: zrozumienie faktu, że chciała się za nim rzucić w pogoń tylko po to, by go zabić oraz myśl, że gdyby mogła, to nie wahałaby się przed powtórzeniem tej sytuacji...
W życiu każdego człowieka są zarówno chwile dobre, jak i złe. Istotą szczęścia jest to, by tych dobrych było więcej. Jednak jakkolwiek w większości przypadków sami kształtujemy swoją rzeczywistość, tak czasem upór, pasja i cierpliwość nie są w stanie doprowadzić nas do celu. Czasem po prostu trzeba mieć farta...
Właściwie nie wiem, co robię, ale biegnę w stronę drzwi, myślę tylko o narkotykach, przekręcam klucz w zamku i nagle dociera do mnie, że ja też się boję.
Wycieraczka parzy w stopy.
Chwyciła flakon perfum Marescialla marki Novella
Santa Maria i psiknęła na nadgarstek. Drobne kropelki
wniknęły w skórę... Był to zapach, który jej matka dobrała
idealnie do całej sytuacji. Kompozycja wypromowana
została w 1828 roku, ale prawdopodobnie zaprojektowała
ją pewna kobieta wiek wcześniej, tworząc jako zapach do
perfumowania rękawiczek. Kobieta ta została potem skazana
za czary i spalona na stosie, a perfumy, które stworzyła,
otulił czar legendy, przynosząc na myśl wszystkim, którzy
je wąchali, zapach cmentarza, śmierci i umarłej miłości...
oraz tajemnicy.
Gdy byłam mała, mama mówiła, że okres to coś wstydliwego. Tabu. Po pierwsze podpaski przekradłyśmy się do sklepu, doskonale pamiętam ten dzień. Było naprawdę gorąco, z nieba lał się żar, a matka ściskała mnie za rękę i ciągnęła między regałami. (…) Wiem, że chciała dobrze, że na swój sposób tłumaczyła mi rzeczywistość. Ale jedyne, co zapamiętałam z tego dnia, to wstyd, gdy słowo „ladacznica” padło trochę zbyt głośno między ludźmi, a ja pomyślałam, że już „zawsze” będę się wstydzić.
Każdy mógł być bogiem i jednocześnie nikt nim nie był. Pieniądze, władza, sukces – to współczesne bóstwa. Ale też bożki wygrzebane z lasów i dżungli, znalezione w rycinach i na skałach w jaskiniach, nagle rosły do rangi jedynych słusznych. Pomieszanie z poplątaniem! Ateizm był nudnym wyborem.
Nie umiałam pohamować łez. Wykrzyczałam:
– A dlaczego ty chcesz mieć dzieci?!
– Chcę coś po sobie zostawić. Kiedyś znikniemy, wiesz?
Marysia jest w ciąży. Marysia, która nie kocha swojego męża. Marysia alkoholiczka, intelektualne zero. Trzymam z nią kontakt, bo osadza mnie w rzeczywistości. Jest jak dziwny robaczek, którego obserwuję przez szkło. Fascynująca istota, by nią gardzić. I ta pogardzana istota prześciga mnie w grze zwanej życiem.
Wzdrygam się na myśl, że miałabym zadzwonić i prosić, by mi je przynieśli. Babcia powiedziałaby, że zachowuję się jak dzikuska, ale moje pokolenie takie jest. Minimalizujemy kontakty międzyludzkie. W sklepach istnieją wyłącznie kasy samoobsługowe, fryzjerki nie zagadują jak kiedyś, bojąc się oskarżeń o naruszenie prywatności bądź praw obywatela. Sprawy urzędowe załatwiamy przez internet.
Proste rzeczy urastają do rangi problemów nie z tego świata. Aż słyszę dobrotliwy śmiech mojego terapeuty: „Świat nie jest tak złym miejscem, masz prawo prosić o pomoc”.
Zdecydowanie lepiej się czuję wydając polecenia.
Niektóre kobiety w czasie menstruacji obrastają wrażliwym pancerzem, reagującym bólem na każdy dotyk. Innymi kierują dzikie i pierwotne żądze, jakby widok krwi rozbudzał w nas instynkt drapieżcy.
Należałam do drugiej grupy.
– Chcę, żebyś udowodniła, że tęsknisz… – wysyczał, a ja wypuściłam powietrze, które nieświadomie wstrzymywałam.
Zakręciło mi się w głowie, zadrżałam. Zmieniłam pozycję na swobodniejszą. Bez skrępowania wystawiłam swoje zakrwawione wdzięki przed wpatrzone we mnie oko kamery.
Wszystkie kobiety w związkach w to grają – choć marzą o orgazmach, to mają ich mniej niż partnerzy. Bo ich celem jest dawanie, marzeniem dryfowanie. Mężczyzna ma inne potrzeby. Pierwotne, dzikie. Proste. A kobiecy orgazm nie jest prosty.
Najpierw usłyszałam jęk, potem krzyk. Zatrzymałam się w drzwiach. Rozpoznałam głos mamusi. Na swój dziecięcy sposób zrozumiałam, że dzieje się coś, na co jeszcze jestem zbyt młoda. Ale ciekawość była silniejsza.
Słuchanie pierdół o bąbelku jest spełnieniem moich marzeń! Mów więcej, kochana! Rzygasz już? Masz spuchnięte stopy? Chce ci się wyć? Bo wiesz, ja mam okres, jestem odcięta od świata i nie wiem już, czy więcej płaczę, czy się śmieję, bo godziny zlewają się w jedno, dni się mylą i tylko telefony od obsługi hotelowej regulują dobę, bo w tym ukropie, w tym koszmarnym ukropie i ciszy, położyłabym się na łóżku i zgniła w bezruchu, pozwoliła sobie na śmierć, małe wyzwolenie. Bo wiesz, tak nie znoszę bąbelków, a ty mi ciągle o nim pierdolisz, choć też mówiłaś, że ich nie znosisz, ale spokojnie, opowiadaj kochana, porzygam z tobą, będzie nam raźniej!
Na środku podłogi leżał tampon. Był używany – czerwień wyraźnie odznaczała się na podłodze. Zakręciło mi się w głowie. Siedzenie w samotności może wydawać się zbawienne tylko tym, którzy nigdy nie doznali odcięcia od bodźców. Albo złudzeni pięknym, wygodnym życiem zapomnieli, jak to jest widzieć rzeczy, których nie ma. Zacisnęłam powieki, zadrżałam.
Silne dłonie pielęgniarza, krzyk, kakofonia dźwięków, a wśród nich jeden ryk. Poznaję go, choć nie ma nic wspólnego z ludzkim głosem. To ja krzyczę, gdy kładą mnie na białej, zimnej pościeli, a potem przywiązują skórzanymi pasami do łóżka.
– To dla twojego dobra – szepcze pielęgniarka, chyba. Chyba, bo zamiast tego słyszę: – To ofiara dla szatana.
W kącie pokoju widzę matkę. Płacze krwawymi łzami. Z jej gardła wystaje rurka, w ręce trzyma telefon. Podnosi go przed twarz, wybiera numer, przykłada do ucha. Urządzenie w jej dłoni rozpada się na kawałki.
Szopka, którą odwaliłam, mnie przytłacza, ale przypominam sobie słowa terapeuty, Adama: „Na pewno chcesz tam jechać i siedzieć tyle czasu sama? Na kwarantannie każdemu trochę odbija. A ty jesteś bardziej podatna niż inni”.
Wtedy czułam, że coś się kroi, ale każda przyjaźń jest w pewnym sensie grą. My grałyśmy o władzę – Sandra rozdawała karty, a mnie tego dnia przypadła mieszanina figur i kolorów. Choćbym chciała, nie złożyłabym z niej układu. Dlatego gdy powiedziała, że spotkamy się za szkołą na boisku, nie protestowałam.
Gdy w końcu zanurzyłam nastoletnie dłonie w króliczych trzewiach i wyciągnęłam śmierdzące wnętrzności, Sandra zareagowała:
– Jesteś pojebana.
Po raz pierwszy widziałam w jej oczach podziw. I strach.
Z grzeczności nie zaprzeczyłam.
Adam spojrzał mi głęboko w oczy i tym swoim spokojnym, kojącym, ale przede wszystkim rzeczowym głosem spytał:
– Dlaczego tak bardzo sobie nie ufasz?
Przysięgam, że moje serce biło tak, jak serce człowieka widzącego nadjeżdżający pociąg. Ale ja nie patrzyłam na jasne światła pociągu, a w głąb mrocznego tunelu. Konkretniej: prosto w wylot lufy pistolety.
Panika jest niczym pajęczy kokon – widać przez nią świat, ale im bardziej chcesz po niego sięgnąć, tym głębiej wpadasz w pułapkę; próbujesz się opanować, ale zamiast tego krzyczysz, tylko krzyczysz, drzesz ryja tak, jakby świat miał spłonąć, a ty w nim, w swoim pajęczym kokonie.
Znów widzę skulony rządek dzieciaków i ich kata. Mężczyzna ma długie blond włosy spięte w niską kitkę. Mógłby uchodzić za pięknego, gdyby nie zakola, sprawiające, że kitka wygląda jakby pod wpływem grawitacji stopniowo zsuwała się z jego głowy. Wiem, że ma na imię Ralph, choć nie jestem pewna, że przedstawił się prawdziwym imieniem.
Ralph sprawia wrażenie, jakby wszystko się z niego zsuwało – włosy na plecach i klacie znajdują się tylko w dolnych partiach, a nisko osadzone biodrówki odsłaniają kawałek przyrodzenia.
Zaledwie pięciolatek. Ma na imię Janusz i do tej pory mieszkał w domu dziecka pod Warszawą.
– Look at me – mówi mężczyzna.
On mówi, a ja szepczę w głowie:
„Spójrz na niego, spójrz, musisz spojrzeć, bo spotka cię coś znacznie gorszego!”.
Z furią szarpię drzwi; trzeszczą, jakby miały wypaść z zawiasów, a ja wpadam do łazienki niczym bestia. Dostrzegam siebie kątem oka, odnotowuję rozwiany włos, wykrzywioną wściekłością twarz, półnagie ciało i plamy krwi. Ale nie to mnie przeraża najbardziej.
Potrzebują, by ktoś się nimi zaopiekował. To nie mogę być ja, absolutnie, nie zniosłabym zajmowania się dziećmi… Ale pomóc trzeba. Trzeba, prawda? Na tym polega bycie kobietą, na wspieraniu bezbronnych istot. Prawda?!