Najnowsze artykuły
- ArtykułyLiteracki kanon i niezmienny stres na egzaminie dojrzałości – o czym warto pamiętać przed maturą?Marcin Waincetel16
- ArtykułyTrendy kwietnia 2024: młodzieżowy film, fantastyczny serial, „Chłopki” i Remigiusz MrózEwa Cieślik2
- ArtykułyKsiążka za ile chcesz? Czy to się może opłacić? Rozmowa z Jakubem ĆwiekiemLubimyCzytać2
- Artykuły„Fabryka szpiegów” – rosyjscy agenci i demony wojny. Polityczny thriller Piotra GajdzińskiegoMarcin Waincetel2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
John Biapol
Znany jako: Janusz ŁukasińskiZnany jako: Janusz Łukasiński
2
3,7/10
Pisze książki: fantasy, science fiction
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.plhttp://johnbiapol.blogspot.com
3,7/10średnia ocena książek autora
5 przeczytało książki autora
10 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Bazar John Biapol
4,3
"Bazar" to taka pocieszna grafomania. Jako powieść jest z gruntu niedobra, źle napisana i fatalnie rozplanowana, ale jednocześnie posiada na tyle uroku wynikającego z fabularnej beztroski i narracyjnej naiwności, że czyta się ją z pogodnym uśmiechem na twarzy. Przynajmniej jeśli się ma w sobie choć odrobinę literackiego masochizmu i potrafi się czerpać radość z tego, że wśród ciężkich, tępo napisanych kluchów trafia się od czasu do czasu taka głupiutka, leciutka perełka. Gorzej, jeśli u czytelnika akurat krucho z tolerancją na głupotę. Wtedy… No cóż, należy trzymać się od twórczości imć Biapola z bardzo daleka.
Zgodnie z okładkową notą fabuła „Bazaru” powinna być prościutka i dotyczyć konsekwencji nawiązania przez Ziemian – w roku 3245 – kontaktu z mieszkańcami planety Bazar. Cytując: „Co stanie się, gdy purytański, pełen radości świat ludzi zetknie się z nieznaną, nowoczesną cywilizacją? Dla której ze stron nadchodzące zmiany w życiu Ziemian i Bazarków okażą się korzystne? Jak kontakt obydwu ras wpłynie na kluczowe elementy ludzkiej kultury: rodzinę, wychowanie i tradycję?” Jak zapewnia autor noty, „Na te pytania odpowiada w <i>Bazarze</i> John Biapol, z humorem ukazując wizję nadchodzącego milenium.” Otóż nie, na żadne z nich Biapol nie odpowie, bo nie o kontakcie jest książka. Jak to?, ktoś zapyta. Ano – tak to. Bazarków w „Bazarze” praktycznie nie ma. Humoru zresztą też.
Nim zabiorę się za opisywanie rzeczywistej fabuły, wyjaśnię może kwestię Bazaru i Bazarków. Otóż planeta nazywa się Bazar, zaś jej mieszkańcy to… tak jest, Bazarki. Nie Bazarczycy, nie Bazarianie, nawet nie Bazarkowie. Bazarki. Dlaczego? Bo tak. Co więcej – nazwa planety jest… nieodmienna! Trafiają się więc zdania w rodzaju „mieszkając na Bazar”. Jaki cel przyświecał autorowi? Dlaczego się w ogóle uparł na taką nazwę, skoro przysporzyła mu tylu problemów podczas pracy twórczej? I dlaczego jeden z bohaterów nazywa się Meteor Bind? Oraz – czemu pojazdy latające ochrzczone zostały mianem starteków/startków?
I pytanie bonusowe – kto rozsądny rozpoczyna powieść w tak kuriozalny sposób:
„- Witam! O stan planety Ziemi pytam. Jest tam kto? Co się z nimi stało? Tak niedawno jeszcze to podskakiwało. Plamę rdzawą tylko widzę. Coś się im rozlało w wodzie. Chodzą tacy oblepieni, nijacy i skruszeni. Widzisz ten samolot mały? Skrzydła mu poodpadały. A ten, co się zeń gramoli, to ich wódz olejowy. Co robimy? Sprzątamy?”
Akcja „Bazaru” startuje w sylwestra roku 3245, kiedy to Ziemia – licząca coś koło 3,5 miliarda mieszkańców – jest szczęśliwa, bo zjednoczona pod berłem Króla Ziemi. Nie ma militaryzmu, nie ma niedoli, nie ma też jednak czegoś takiego, jak prywatność. Wszystko jest na podsłuchu i podglądzie, często nawet myśli. Trójka przyjaciół – Jack, jego dziewczyna Tery, dziennikarka z zawodu, oraz wspomniany Meteor, adwokat – leci do Argentyny skontaktować się z krewniakiem Jacka. Krewniaka nie ma co prawda w chacie – bo generalnie jest to coś w rodzaju zapuszczonego rancza – ale przebywający w obejściu pies wpuszcza ich do domku, po czym… obnaża kły i siada przy drzwiach. Struchlali z grozy grzecznie czekają. „Po trzech dniach pies nie dostał jedzenia, nie zmieniło to jednak jego postawy. Piątego dnia, po dwóch dobach bez jedzenia, przestało być zabawnie. Sytuacja wymagała podjęcia natychmiastowej decyzji. Umrzeć z głodu lub zastrzelić psa.” Wstają, z marszu łapią psa w gruby kożuch i pętają mu łapy. Kwadrans później zjawia się krewniak. Kurtyna.
Ponieważ okazuje się, że ranczo już nie należy do rodziny, bohaterowie przekonują krewniaka, żeby przeniósł się z psem do Nowego Jorku. Nim krewniak ugrzęźnie na kwarantannie razem z psem (bo przecież go tam nie zostawi samego),tłumaczy jednemu z bohaterów, co to jest kaganiec, zaklejając mu taśmą samoprzylepną usta i mówiąc „Teraz spróbuj szczekać lub gryźć”. Jak by nie było, krewniak znajduje wkrótce pracę w restauracji, poznaje ładną dziewczynę i dość szybko dorabia się z nią dzieci. Równolegle biegnie wątek kontaktu z Bazarkami, polegający na tym, że przyleciał do nas ich statek i na parę miesięcy uprowadził 30 najpiękniejszych modelek. 28 wróciło w końcu na Ziemię, a z jedną z nich przyleciał tamtejszy kochanek, Zen, propagując modę na bazarską żywność. Dla wzbogacenia cienkiej fabuły autor dorzucił jeszcze przygody Tery, która przeprowadza wywiad z przybyszem, a potem próbuje się dowiedzieć, jak to jest być zamkniętym w placówce, w której leczy się umysły.
Książka urywa się ni w pięć, ni w dziewięć, bez żadnej, najsubtelniejszej nawet konkluzji. Co więcej, autor nie ukrywa, że drugi tom wcale nie stanowi żadnej kontynuacji przygód bohaterów z części pierwszej. Jak głosi napis na okładce „Bazarskiej ambasady”, książka ta „jest niezależną kontynuacją powieści BAZAR”. Sfrustrowanemu czytelnikowi, uraczonemu niepełnowartościowym wyrobem powieściopodobnym, zostaje tylko czerpanie niezdrowej radości z różnych „kwiatków”:
„Stolik był zarezerwowany, lecz wolał poczekać w holu.” (s. 26)
„Bob kładł kolejne porcje mięsa na rozgrzaną grylażową patelnię.” (s. 30)
„Panu Bogu szczególnie miłe były jagnięcia. Powinny być zdrowe, świeże, bez żadnych wad.” (s. 30) – jak jagnięcia (sic!) mogłyby być nieświeże, skoro były żywe?
„Na dachu budynku było lądowisko dla taksówek i gości.” (s. 61)
„Gdy weszli do apartamentu, Bob powitał ich serdecznie. Jednak miał wygląd samobójcy.” (s. 64)
„Wypadła wściekła z sypialni. Była zdolna do wszystkiego, omal nie została prezydentem. On od tego czasu tylko platonicznie.” (s. 67)
„Byłem świadkiem, jak ojciec pięcioletniego syna podniósł go ze złością za uszy za to, że ten nie miał ochoty przerwać zabawy i wrócić do domu. Syn machając nogami w powietrzu, pluł na ojca i wrzeszczał.” (s. 119)
„Zen dostał osobisty przekaz. Paczkę od taty i mamy. Były tam ciepłe skarpety, ulubiona zabawka z dzieciństwa.” (s. 138)
„Proszę o kontakt dziewczynkę,
Która nie miała dwóch zębów
I grała ze mną w piłkę.
To jeden z pierwszych wierszy, które napisał.” (s. 138)
W ramach bonusu dodam, że autor pochylił się też nad językiem Bazarków. Jak podał na stronie 69, „Ich dźwięki i sposób zapisywania były zbliżone do języka chińskiego.” I jak te chińskie z brzmienia dźwięki wyglądały? Otóż fraza „Dziękujemy za zaproszenie” brzmi w tamtejszym języku… „Bę bę ku pa”, zaś położone w czterech narożnikach posiadłości piramidy to Bapa, Capa, Japa i Lapa. Podczas gdy Rapapa to bal...
Istne androny, po które można sięgnąć wyłącznie w ostateczności. Na własną odpowiedzialność.
(Esensja.pl)
Bazar John Biapol
4,3
Wiodąca życie bez wojen, armii i granic ludzkość nawiązuje w roku 3245 kontakt z istotami z planety Bazar. Pomimo znacznie wyższego poziomu rozwoju cywilizacyjnego, alochtoni wykazują ochotę do współpracy i wymiany doświadczeń z Ziemianami…
Co stanie się, gdy purytański, pełen radości świat ludzi zetknie się z nieznaną, nowoczesną cywilizacją? Dla której ze stron nadchodzące zmiany w życiu Ziemian i Bazarków okażą się korzystne? Jak kontakt obydwu ras wpłynie na kluczowe elementy ludzkiej kultury: rodzinę, wychowanie i tradycję?
Na te pytania odpowiada w Bazarze John Biapol, z humorem ukazując wizję nadchodzącego milenium.
Zastanawialiście się kiedyś ,jak będzie wyglądał świat za tysiąc lat ( wykluczając setki końców świata ,które mają być co roku :D) ? Ja powiem szczerze ,że zawsze ,gdy ktoś mi zadał takie pytanie miałam przed oczami ludzi latających na dziwnych spodkach nad pozbawionym roślinności ,skomputeryzowanym miastem.Osoby te nie były do końca takie jak ludzie są teraz ,ogólnie w moich wyobrażeniach nie mieli oni tak naprawdę ludzkich cech ,byli takimi małymi kosmitami pozbawionymi uczuć .
John Biapol w swojej zabawnej książeczce wyobraził sobie i przedstawił mi ten "przyszły" świat zupełnie w innych barwach .Owszem w roku 3245 technika stoi na wysokim poziomie ,a ludzie przemieszczają się na czymś w stylu tych spodków z moich wyobrażeń ,lecz tak naprawdę natura człowieka nie uległa przez ten tysiąc lat żadnym zmianom .Nadal potrafi on kochać ,zakłada rodzinę,płodzi dzieci , może posiadać psa , a co więcej nadal boryka się z takimi problemami jak na przykład zdrada,czy strach przed wyzwaniem .Zupełnie odbiega to od moich wcześniejszych myśli. Jeszcze jako "ciekawostkę " powiem wam ,że w nowym świecie Biapola nie ma nawet policji ,gdyż ludzie nie są agresywni i nie prowadzą wojen itp.
W pewnym momencie jednak Ziemianie nawiązują kontakt z obcą cywilizacją - Bazarkami i wtedy zaczynają się komplikacje na naszej ,zdawałoby się utopijnej planecie.Jak poradzą z tym sobie nasi następcy?Czy uda im się opanować problem?Kim są Bazarkowie? Strasznie korci mnie ,aby teraz udzielić wam odpowiedzi na to pytanie ,jednak wtedy zepsuję wam całą frajdę i zabawę płynącą z tej książki, tak więc jeżeli chcecie poznać te odpowiedzi musicie koniecznie sięgnąć po powieść Johna Biapola.
Cóż jeszcze mogę powiedzieć wam o tej książce ,nie robiąc z tej recenzji spojlera ? Napewno to ,że jest to bardzo "pozytywnie nakręcona " humorystyczna opowieść , z dystansem mówiąca o życiu na Ziemi w kolejnym millenium ,która doskonale się nada na oderwanie się od rzeczywistości i wywoła uśmiech na twarzy każdego czytelnika :-)