Ludwig Bemelmans urodził się 27 kwietnia 1898, zmarł 01 października 1962. Był eseista, satyrykiem, pisarzem, artystą i autorem książek dla dzieci. Urodził się w austriackim Tyrolu i przeniósł się do Stanów Zjednoczonych w 1914 roku. Gdy przybył do Stanów Zjednoczonych pracował w branży hotelarskiej. Ale kiedy Stany Zjednoczone weszły do I wojny światowej, Bemelmans zaciągnął się do armii Stanów Zjednoczonych. Stał się obywatelem Stanów Zjednoczonych w 1918 roku, a po wojnie wrócił do działalności hotelu. Chociaż Bemelmans ogromnie interesował sztuką, nigdy nie chciał być pisarzem. W rzeczywistości stał się restauratorem i artystą plastykiem przed układanie książek. Bemelmans napisał pierwszą książkę dla dzieci i była bardzo dobrze przyjęta przez większość recenzentów. Ale największym jego sukcesem była książka Madeline. Od czasu małżeństwa z Madeline Freund w 1935, aż do śmierci w Nowym Jorku na raka trzustki, Bemelmans napisał jedną lub dwie książki rocznie. Oprócz książek dla dzieci, Bemelmans jest autorem książek dla dorosłych i był współpracownikiem Vogue, Town and Country, New Yorker, Fortune, Harper's Bazaar, McCall's, wakacje, i StageTown i kraj, i Horizon. Chociaż Bemelmans zasłynął z książek Madeline, zawsze uważał się za artystę ilustratora więcej niż pisarza, a później w życiu stał się poważnym malarzem, obecnie na wystawie w Metropolitan Museum w Nowym Jorku i Musée National d'Art Paris. To nie znaczy nie brał poważnie jego pisania, bo był ostrożny, aby nie obrazić jego młodych odbiorców. "Piszemy dla dzieci, ale nie dla idiotów", stwierdził kiedyś. Bemelmans został pochowany na Narodowym Cmentarzu w Arlington.
Czytanie tej książki sprawiło mi ogromną przyjemność. Powróciłam na ulice Paryża, po których w dzieciństwie oprowadzała mnie Madeline - najmniejsza z dziewczynek mieszkających w starym domu porośniętym dzikim winem. Z uśmiechem na twarzy oglądałam piękne ilustracje, wspominając jedną z ulubionych dobranocek z dzieciństwa.
W księgarniach znajdziemy pokaźne zasoby literatury dziecięcej. Niestety nie każda książka, opatrzona błyskotliwym tytułem i kolorową ilustracją, okazuje się właściwym wyborem. Pamiętam, z jaką radością zaczęłam czytać Oli jedną z książek - i nagle, odwracając kolejną stronę, naszym oczom ukazała się ucięta głowa konia. O tak - głowa ociekała krwią, a koń miał zamglony wzrok. Szok - zarówno dla dziecka jak i dla mnie. Nie rozumiem brutalności zawartej w dziecięcych książkach. Może wulgarność i agresja ma niezły popyt u dorosłych, ale można by było zaoszczędzić to naszym pociechom. Jeszcze zdążą naoglądać się krwawych wiadomości i filmików, które masowo ukazują się w Internecie - o filmach już nie wspominając...
Zastanawiam się, czy ktoś z Was pamięta Madeline? Jeżeli nie oglądaliście przygód tej upartej dziewczynki, to możliwe, że umknęła Wam jedna z przyjemniejszych wieczorynek, z jakimi miałam styczność. Dzisiaj zachęcam do sentymentalnego powrotu do dziecięcych lat - i podzielenia się tym kawałkiem historii z dziećmi. "Madeline w Paryżu" to naprawdę grubaśna książka, bo ma aż 320 stron. Ilustracje są wyjątkowe - urzekające i podkreślające charakter książki. Treść spisana wierszem. Co jednak jest w niej tak wyjątkowego, że córeczka zabierają ją w dalsze podróże, a synek z namaszczeniem przegląda obrazki? Może to stabilność, przyjaźń, bezpieczeństwo i harmonia, która zakańcza każde z opowiadań? A może to ciekawska natura Madeline, która sprawia, że nigdy nie jesteśmy pewni, jakie myśli spowijają tą śliczną główkę? Chyba każdy z Was powinien osobiście przekonać się, czy klimat książki też Wam się udzieli.